Lata siedemdziesiąte. Zygmunt, autor popularnych kryminałów, udaje się do Włoch. Po drodze spotyka piękną acz tajemniczą Alicję Sarnowską. Nie wierzy, aby ich ścieżki mogły się jeszcze skrzyżować – a jednak tak się stanie, co więcej w nader sensacyjnych okolicznościach.
Powieść milicyjna była peerelowskim wynalazkiem. Jeszcze do niedawna te książki – wydrukowane na marnym papierze, zazwyczaj sfatygowane – można było znaleźć jedynie w antykwariatach, również internetowych (unikaty osiągały naprawdę wysokie ceny!). tymczasem dziś, gdy kryminał w różnych odsłonach przeżywa swój renesans, te trochę zapomniane pozycje wracają na księgarniane półki w nowych wydaniach. Jednym z najważniejszych autorów powieści milicyjnych był Zygmunt Zeydler-Zborowski, pisarz, współtwórca legendarnego Teatru Sensacji „Kobra”, twórca postaci majora Downara. Dziś znów możemy sięgnąć po jego literacką spuściznę.
„Zacząłem na serio żałować, że w ogóle dałem się wrobić w tę idiotyczną historię. Przecież powieść kryminalną mogłem napisać, siedząc spokojnie w Warszawie. Rzymskie realia znane mi były wystarczająco, fabułę mogłem sobie świetnie wykoncypować. Najchętniej byłbym zrezygnował z roli prywatnego detektywa. Nęcił mnie powrót w domowe pielesze, choćby nawet nie w blasku sławy.”
Narratorem i głównym bohaterem Alicji nr 3 jest sześćdziesięcioletni Zygmunt, pisarz, autor poczytnych kryminałów. Udaje się do Włoch w odwiedziny do byłej żony, Joanny, z którą pozostaje w serdecznych relacjach. Podczas lotu zwraca uwagę na jedną ze współtowarzyszek podróży – przedstawia się ona jako Alicja Sarnowska. Jest nią zaciekawiony, próbuje się do niej zbliżyć. Jednak jego zainteresowanie gaśnie, gdy samolot Mikołaj Kopernik dociera do miejsca przeznaczenia:
„Tak się dzieje, że u kresu podróży nasi towarzysze z pociągu, ze statku czy samolotu przestają być dla nas ważni. Natychmiast zmieniają się w szary, bezimienny tłum, który nas nic nie obchodzi. I tym razem stało się podobnie. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale nagle moje niedawne zainteresowanie Alicją przygasło i zaczęło gwałtownie zanikać. Skinęła mi głową na pożegnanie. Ukłoniłem się uprzejmie, ale jakby z pewną rezerwą. Myślami byłem już gdzie indziej”
Jednak drogi Zygmunta i Alicji jeszcze się skrzyżują. Okazuje się, że towarzyszka podróży jest osobą bardzo tajemniczą. Co więcej, wplątała się w kłopoty i najwyraźniej sądzi, że znany pisarz kryminałów pomoże jej wyjść z opresji. Tylko co z tego, skoro właściwie wzbrania się przed ujawnieniem szczegółów? Zygmunt, choć historia go intryguje (ach, to pisarskie podejście do życia!), nabiera do niej coraz więcej dystansu:
„Cała ta historia wyglądała mi na jakąś poważną aferę i prawdę mówiąc, nie miałem najmniejszej ochoty mieszać się w to. Żal mi było dziewczyny, ale nie miałem pojęcia, jak jej pomóc. Poza tym ciągle się bałem, żeby mnie nie wrobiła w coś paskudnego. Wiem przecież, że słoneczna Italia jest ostatnio często odwiedzana przez różnych gangsterów prowadzących nieczyste interesy między Wschodem a Zachodem. Wolałem się nie narażać ani znakomicie zorganizowanym gangom, ani Interpolowi. Dawno minęły te czasy, kiedy pociągały mnie najeżone straszliwymi niebezpieczeństwami fantastyczne przygody. Teraz zupełnie mi starcza oglądanie takich historii w kinie”.
Zostaje zaproszony przez swoją nową znajomą do rezydencji jej zamożnej ciotki, rzekomej miłośniczki kryminałów. Uczestniczy w osobliwym przyjęciu, poznaje najbliższych Alicji. Coś tu nie pasuje. Chyba tylko brakuje trupa! („- O, w naszym domu panu nie zabraknie materiałów do kryminalnych powieści! – wykrzyknęła Luiza. – Pan musi być fachowcem od rozmaitych zbrodni – dodała, przyglądając mi się z uwagą. – Jeśli pan zechce, opowiem panu takie historie, że zupełnie pan zdębieje”). A jednak trup pojawi się później – Alicja zostanie otruta w samolocie, którym razem z Zygmuntem wraca do Polski. Cóż, ledwo główny bohater znajdzie się na ojczystej ziemi, już będzie musiał zawitać do słonecznej Italii. Przeprowadzi tam śledztwo na prośbę Stefana Downara. Rychło się okaże, że znajdzie się w niebezpieczeństwie.
Alicja nr 3 to według mnie taki kryminał z przymrużeniem oka. Sam fakt, że na płaszczyźnie powieści spotykają się dwie osoby: ktoś bardzo podobny do autora i najsłynniejszy bohater jego powieści, wydaje się znaczący. Zygmunt, przed którym postawiono odpowiedzialne zadanie, właściwie nie ma za bardzo kompetencji, aby je zrealizować („Zrozumiałem, że o wiele łatwiej jest pisać o detektywach, aniżeli samemu prowadzić śledztwo”). Sam przyznaje: „Raz jeszcze przekonałem się naocznie, że jako tajny agent jestem zupełnie do kitu”. Choć zaczyna się jak rasowy kryminał, mamy tu raczej do czynienia z historią przygodowo-sensacyjną. Będą pościgi, zagadki, bójki (ku radości jednego z silnych bohaterów: Heniusia vel Pieszczocha). Fabuła jest zagmatwana, a rozwiązanie podane cokolwiek pospiesznie. Można się zastanawiać, na ile opisane zdarzenia naprawdę miały miejsce (oczywiście prawem fikcji), a na ile jest to wyobraźnia pisarza, który tworzy kolejną książkę. Ważne, że dzięki nienagannemu stylowi Alicję nr 3 czyta się szybko i przyjemnie.
Osobiście w kryminałach z okresu Peerelu najbardziej cenię sobie rozmaite ciekawostki z dawnych czasów. Ówcześni autorzy często zamieszali szczegóły, które dla nich były oczywiste, a dla nas pozostają dziś często egzotyką. Aby dostać miejsce sypialne w pociągu, bohater musiałby płacić cennymi dolarami („Szkoda dewiz na spanie”), więc decyduje się na lot, choć nie ma zaufania do samolotów. W prezencie dla byłej żony i jej nowego męża wiezie kosz pełen wiktuałów. Znajdują się w nim: chleb razowy, sucha kiełbasa, czekoladki, śledzie w oliwie, śledzie w occie, makowce i babki od Gajewskiego. W samolocie można palić. Stewardessy obdarzają uśmiechami, które, chłodne i bezosobowe, „działały jak sprawnie funkcjonująca lodówka »Polar«” Warto tu zacytować jeden dłuższy fragment z pobytu bohatera w samolocie:
„Trzeba przyznać, że Polskie Linie Lotnicze karmią swych pasażerów bardzo dobrze, a nawet luksusowo. Nie zdążyłem się solidnie przestraszyć, kiedy schludna, zgrabna dziewczyna w eleganckim uniformie podała mi z czarującym uśmiechem tacę zastawioną obfitym śniadaniem. Artykuły spożywcze nigdy nie były mi obojętne, toteż zapominając o owym gigantycznym zbiorniku z benzyną, zająłem się z dużym zapałem soczystą szynką, znakomitą polędwicą oraz wybornym schabem pieczonym. Potem były owoce, sery, ciasto herbata. (…) Nie pozostawało mi nic innego, jak wierzyć w mą szczęśliwą gwiazdę i oddać się pod opiekę Mikołaja Kopernika, Samolot, którym leciałem, został nazwany właśnie imieniem wielkiego astronoma”.
Czyta się dziś ten akapit ze zgrozą. Kilka lat po premierze książki Mikołaj Kopernik robił się tuż przed Okęciem i życie straciło wówczas 87 osób. Wśród ofiar była Anna Jantar, piosenkarka.
Tak, i dla podobnych szczegółów obrazujących dawną epokę można czytać kryminały milicyjne i czerpać wielką przyjemność z lektury!
Źródło cytatów: Zygmunt Zeydler-Zborowski, Alicja nr 3, Wydawnictwo LTW, Łomianki, 2022.
Źródło grafiki: https://lubimyczytac.pl/autor/13833/zygmunt-zeydler-zborowski
Z tamtych czasów pamiętam komiks „Kapitan Żbik”. Było też kilka kryminałów, ale szczegółów nie pamiętam.