Jane Wilkinson, piękna amerykańska aktorka, ma prośbę do Herkulesa Poirota – chce, aby słynny detektyw porozmawiał z jej mężem, lordem Edgware’em i przekonał go, aby wreszcie zgodził się na rozwód. Okazuje się, że lord dawno wyraził zgodę – dlaczego zatem niebawem zostaje zamordowany?
„Wie pan, to całkiem niezły tytuł: Śmierć lorda Edgware’a. Dobrze by wyglądał na księgarskich półkach”.
Początek Śmierci lorda Edgware’a – powieści Agathy Christie wydanej w 1933 roku – może przywodzić na myśl raczej czarne kryminały amerykańskie w stylu Erle’a Stanleya Gardnera czy Rossa Macdonalda (to luźna uwaga – zdaję sobie sprawę, że te podbiły rynek amerykański dopiero później). Oto piękna, choć zarazem nieco ograniczona amerykańska aktorka Jane Wilkinson prosi Herculesa Poirota o specyficzną interwencję. Chce, aby słynny detektyw odwiedził jej męża – George’a Alfreda St. Vincenta Marsha, czwartego barona Edgware – i namówił go do dania żonie rozwodu. Zauroczony Poirot czuje, że tej kobiecie grozi bliżej nieokreślone niebezpieczeństwo („Tak, niebezpieczeństwo. Ponieważ taka kobieta widzi tylko jedno: samą siebie. Nie dostrzega zagrożeń i ryzyka, jakie ją otaczają – tysięcy sprzecznych interesów i życiowych układów. Widzi wyłącznie własny cel. Tak więc prędzej czy później czeka ją katastrofa”). Choć z początku czuje się zmieszany, to jednak przystaje na prośbę aktorki. Odwiedza Edgware’a – a jednak okazuje się, że lord zgodził się na rozwód, o czym powiadomił Jane Wilkinson listownie.
Wszystko mogłoby się zakończyć, gdyby nie to, że lord Edgware niebawem zostaje zamordowany. Co więcej okazuje się, że w wieczór śmierci odwiedziła go właśnie żona – przynajmniej są o tym przekonani sekretarka Edgware’a i jego lokaj. Jane Wilkinson przedstawiła się, poszła do biblioteki, gdzie siedział lord i niebawem stamtąd wyszła, a lord został – z nożem wbitym w szyję. Tylko jak Jane Wilkinson mogła dokonać tej zbrodni, skoro w tym czasie przebywała na proszonym przyjęciu, o czym może zaświadczyć dwanaście osób? Sprawa początkowo banalnie prosta nagle staje się zawikłana, a wina Jane Wilkinson przestaje być oczywista. Okazuje się, że podejrzanych jest więcej. Kto wbił sztylet w szyję lorda? Piękny lokaj, który się ulotnił? Geraldine Marsh, córka lorda z pierwszego małżeństwa, rzekomo po brytyjsku opanowana, a w zasadzie będąca na granicy załamania nerwowego? A może jego niefrasobliwy bratanek Ronald Marsh, który po śmierci wuja dziedziczy sporą część majątku i tytuł lordowski? Kolejna osoba zostaje pozbawiona życia – i choć jej śmierć upozorowano na nieszczęśliwy wypadek, szybko staje się jasne, że to następne morderstwo. Kto zabija?
Śmierć lorda Edgware’a powstała w najlepszym okresie twórczości Agathy Christie. Warto na marginesie dodać, że jak do tej pory doczekał się trzech ekranizacji. – po raz pierwszy już w rok po premierze w 1934 roku. W rolę Poirota wcielił się wówczas Austin Trevor. W kolejnym filmie – z 1985 roku – detektywa zagrał Peter Ustinov, a inspektora Jappa – David Suchet, który w przyszłości stworzy najbardziej docenioną kreację Poirota. To on również zagra w trzeciej ekranizacji. Ta historia to klasyczny kryminał detektywistyczny w bardzo dobrym stylu – z pozornie zawikłaną intrygą (która ostatecznie okazuje się całkiem prosta), wieloma mylnymi tropami i dramatycznymi zwrotami akcji. Ta powieść trzyma w napięciu. Christie miała świetne pomysły na to, jak wyprowadzić czytelnika w pole – ale zawsze robiła to uczciwie. Innymi słowy, czytelnik dostaje te same „puzzle” co detektyw, a zatem ma też szansę ułożyć je wcześniej. Każdy z jej najlepszych kryminałów to pisarski majstersztyk, intelektualna zagadka, sprawdzian bystrości i spostrzegawczości odbiorcy. Jak mówi Poirot do swojego pomocnika, wiernego Arthura Hastingsa, kronikarza tego przypadku:
„- Zauważyłem, że kiedy razem pracujemy nad jakąś sprawą, zawsze nakłaniasz mnie do fizycznych działań. Chcesz, bym badał ślady stóp, analizował popiół z papierosów, tracił zdrowie, poszukując detali. Nie rozumiesz, że siedząc wygodnie w fotelu, z przymkniętymi oczami, można po stokroć bardziej zbliżyć się do rozwiązania problemu. Gdyż wtedy patrzy się oczami umysłu.
– Mnie to nie dotyczy – powiedziałem. – Kiedy ja siedzę wygodnie w fotelu z zamkniętymi oczami, przydarza mi się tylko jedno.
– Zauważyłem – stwierdził Poirot. – To dziwne. Przecież w takich chwilach mózg powinien gorączkowo pracować, a nie tonąć w rozleniwieniu. Aktywność umysłowa jest tak ciekawa i stymulująca! Uruchomienie małych szarych komórek to czysto intelektualna przyjemność”.
W tej sprawie pojawia się mnóstwo interesujących postaci. Być może najbardziej barwną i najlepiej scharakteryzowaną jest Jane Wilkinson – osoba z jednej strony dosyć pusta, skoncentrowana na sobie, ale całkiem bystra, jeśli idzie o jej własne interesy. Warto zwrócić uwagę także na Carlottę Adams. Hastings charakteryzuje ją w ten sposób:
„Carlotta Adams miała na sobie skromną czarną suknię. Jej uroda nie przyciągała uwagi, właściwie nie rzucała się w oczy. Była to jedna z tych wciąż zmieniających się twarzy, zawsze gotowych do naśladownictwa. Łatwo jej było przybrać cechy innej osoby, jakby nie miała własnego charakteru”.
Tę postać zainspirowała Ruth Draper, amerykańska aktorka, specjalizująca się w dramatycznych monologach. Ponoć fenomenalnie potrafiła udawać różne postaci przy minimalnej charakteryzacji. Wśród innych ciekawych bohaterów warto wymienić obleganego przez potencjalne kandydatki do żeniaczki księcia Merton – niby średniowiecznego mnicha, który jednak nie byłby tak atrakcyjny, gdyby nie jego tytuł i majątek czy Bryana Martina, aktora, bożyszcze tłumów. I tylko gdy pozostaje w cieniu, widać w nim zmęczonego człowieka. Poirot w pewnym momencie mówi: „Ciekawi mnie psychologia postaci. (…) Nie można interesować się zbrodnią i lekceważyć psychologię. Nie chodzi przecież o sam akt zabójstwa. Do eksperta przemawia to, co kryje się za nim.”. Jest w tym również głębia – bo czy rzeczywiście, jak uważa sir Montagu: „Zbrodnia może być dziełem sztuki. Detektyw może być artystą”? Pewnie dlatego – dzięki dobrze rozpracowanej psychologii postaci oraz głębi – kryminały Christie są wciąż wznawiane, czytane i uwielbiane przez kolejne pokolenia czytelników.-
Jednak Śmierć lorda Edgware’a to także książka, która mówi wiele o Anglii wczesnych lat trzydziestych ubiegłego wieku. Widzimy zatem przedstawicieli śmietanki towarzyskiej, usłużne pokojówki, dystyngowanych lokajów, zblazowanych, zepsutych młodzieńców, arystokrację spędzającą wieczory w operze, intelektualistów spotykających się w teatrach, ekskluzywnych hotelach i na wystawnych przyjęciach. Z jednej strony rządzą konwenanse – wiktoriańska spuścizna – z drugiej pojawia się coraz większa swoboda obyczajowa. Panuje dyskretny antysemityzm. To świat dużych pieniędzy, sławy, wielkich możliwości. Bohaterowie czują się pewnie w tym świecie, tak jak pewnie czuła się Christie we wrześniu 1933 roku, kiedy Śmierć lorda Edgware’a trafiła do rąk czytelników. Wówczas nikomu nie śniło się, że za parę lat stary porządek zostanie zmieciony przez wojnę. Ten stary porządek został jednak ocalony – m.in. właśnie w powieściach Agathy Christie. I również dlatego warto po nie dzisiaj sięgać – nawet jeśli czyta się je przede wszystkim ze względu na błyskotliwe zagadki kryminalne.
Źródło cytatów: Agatha Christie, Śmierć lorda Edgware’a, tłum. Agnieszka Bihl, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2023.
Źródło grafiki: https://www.imdb.com/title/tt0235681/?ref_=tt_mv_close