W styczniu ukazała się druga powieść Kasji Ceran, absolwentki kursów Pasji Pisania: „Dreyn. Walczy by żyć”. To kontynuacja książki „Dreyn. Urodzony, by walczyć”. Co jeszcze czeka Seella Venssee?
Minęły cztery miesiące i Kass Ceran (czyli Kasja Ceran, zwana na kursach Kassitą), która debiutowała we wrześniu zeszłego roku, powraca z kolejną książką – kontynuacją świetnie przyjętej powieści sci-fi Dreyn. Urodzony, by walczyć. Misja Seella Vanssee póki co nie dobiegła końca. Z czym jeszcze będzie musiał się zmierzyć w Dreyn. Walczy, by żyć? Tę część – tak jak poprzednią – opublikowało Wydawnictwo Warbook.
Oto wszechświat wielu Galaktyk i tysięcy zasiedlonych planet. Doszło do inwazji Vikonów, którzy pojawili się nie wiadomo skąd i ledwo udało się ich powstrzymać. Na niektórych planetach zostały składy ze sporo wartą bronią. Trzeba tylko wiedzieć, jak się do nich dobrać…A w tym najlepszy jest Seell Venssee. Nie wiadomo, skąd pochodzi ani jakim cudem wciąż żyje. Pewne jest tylko to, że potrafi wkurzyć jak nikt inny, a mimo to wielu go kocha. Może dlatego, że na robocie zna się jak mało kto. Urodził się chyba tylko po to, by walczyć… A ma z kim. Do tego musi dowiedzieć się, kim jest, i… przeżyć.
Ta część również powstawała na kursach Pasji Pisania – podczas kilku edycji Pracy nad Tekstem (pod moim przewodnictwem).
A oto fragment powieści:
„W kokpicie zalśniło niebiesko, bolesny prąd odtrącił dłonie od sterów. Myśliwiec drgnął. Seell rzucił spojrzeniem po bokach, do tyłu. Trzy duże Sinery! Jak?! Ponownie uchwycił manipulatory. System manewrowy prawie nie reagował, moc spadała.
W jednej chwili poczuł ogromny zawód, jakby „Żniwiarz”, gwiazdy, Galaktyki… cały Wszechświat go zdradził! Ruchome jasne punkty zajaśniały w dali. Następne trzy statki?! Jak go znaleźli?! Działo się coś, czego nie rozumiał.
Ogarnął sytuację: Sinery zbliżały się, zaprzestając ostrzału; obraz planety się zwiększał, ale ominie ją z boku. Wpatrzył się w nią niewidzącym wzrokiem. Tym razem nie oszuka losu.
Uśmiechał się krzywo, samymi ustami, oczy pozostawały chłodne i puste, gdy raz za razem znikomymi manewrami, na jakie jeszcze było stać „Żniwiarza”, naprowadzał go na planetę. I znów niebieskie żyły przeniknęły kokpit, myśliwcem szarpnęło, gdy sparaliżowany napęd odciął ciąg. Domyślili się. Próbowali go powstrzymać.
Leciał siłą rozpędu, a Sinery za nim. Jeszcze tylko trochę… Odliczał dystans. Zdoła dotrzeć do orbity?
Kadłub myśliwca objęły języki rażącego oczy ognia, gdy wszedł w atmosferę, a potem pojawiła się barwna mozaika powierzchni planety. Zlatywał siłą ciążenia, opadając gwałtownie. System awaryjny wysunął stateczniki atmosferyczne. Fatalnie. Przy locie ślizgowym samobójczy lot potrwa dłużej i zakończy się z mniejszym impetem.
Zbliżał się do majaczących w oddali skał. Rozbije się o nie?Byłoby najlepiej. „Ale nie…” – pomyślał z żalem, zmiatając z nich pyły i ocenił: „To będzie ten zadrzewiony obszar albo rozciągająca się za nim aglomeracja”.
Oddychał coraz szybciej. Od siły, z jaką zacisnął dłonie na sterach, by poczuć je ostatni raz, zbielały mu palce. Kabinę wypełniły trzaski ścinanych przez maszynę drzew. Tłukły konarami o owiewkę, jakby chciały go wydobyć z kokpitu, wściekłe, że je niszczy. Miotany szarpnięciami uderzeń, wpatrywał się w gęstniejącą pajęczynę pęknięć. Odgłosy łamanych pni i jęki dartego poszycia myśliwca zlewały się w jeden zgrzytliwy jazgot. Wtem, z trzaskiem przebijanej osłony, do środka wdarł się fragment konaru ze sterczącymi kikutami obłamanych gałęzi.
Seellowi pociemniało w oczach. Przyszpilony do fotela chrapliwie wyrzucił powietrze z płuc. Jęknął. Drące piersi szarpnięcie pociągnęło go do przodu. Uderzywszy głową o panel kokpitu, zbierał myśli. Cisza. Bez szarpnięć, bez ruchu „Żniwiarza”. Pomału uniósł tułów, wrócił na fotel. Rozejrzał się.
Popękana owiewka z wybitą dziurą, obmazana roślinnymi wydzielinami, pokryta ich szczątkami i kurzem, który snuł się dookoła. Żadnych drzew, konarów. Po obu burtach maszyny mury budynków.
Dwie wyszarpane w piersi dziury spływały krwią. Nie czuł jej smaku w ustach, ale połamane żebra bolały przy każdym oddechu.
I to wszystko?! W innym przypadku byłby wdzięczny, ale nie tym razem. Powinien się rozbić i zginąć! A miał tylko ranę, która nie była śmiertelna. Chyba że się wykrwawi. Nie zdąży. Zlatujące Sinery już było widać, tak samo jak trzy powiększające się kropki w innej części nieboskłonu.
Każdy ruch ramion wzmagał ból. Dobił do granicy, za którą nie było dla niego przyszłości. Rozhermetyzował i zdjął kask. Wyciągnął Stona. Pogładził go. „To będzie twoja ostatnia przysługa”. Uchwycił broń, jak do oddania strzału, chwilę na nią patrzył i powolnym ruchem przyłożył do skroni. Przymknął oczy. Naparł palcem na spust i…”
Kassito, w imieniu całego zespołu Pasji Pisania serdecznie ci gratuluję kolejnego zasłużonego pisarskiego sukcesu! Cieszę się, że czytelnicy dowiedzą się, co dalej stało się z Seellem. Trzymam kciuki za twoje kolejne pisarskie projekty!
Źródło cytatu: Kass Ceran, Dreyn. Walczy by żyć, Wydawnictwo Warbook, Ustroń 2024.