Carska zaraza trawiąca świat Luny to przeszłość – powinna być obecna tylko w podręcznikach do historii. Taka jest oficjalna religijna wykładnia. A co się stanie, kiedy u chorych pojawią się symptomy choroby? Co z tą wiedzą zrobi młoda, ambitna kapłanka?
„- Niech będzie pochwalona Bogini i jej Wybrańcy – powiedziała.
– A słowa najwyższej są ich rozkazami – odpowiedziały kapłanki.”
Akcja Ludzi bez dusz, powieści fantasy Danuty Psuty, absolwentki kursów Pasji Pisania, rozgrywa się w Lśniącej – w części krainy Luna. Ten świat ma swój określony porządek, społeczeństwo żyje zgodnie z prawidłami wiary, a wszystko zdaje się skupiać wokół głównej świątyni. Główną bohaterką jest Elena Stawska (jej nazwisko słusznie kojarzy wam się literacko – jest tu jeszcze parę takich onomastycznych inspiracji. Spotkamy m.in. panie Barskie czy Walickiego). Elena jest kapłanką – uzdrowicielką niższego szczebla w Lecznicy Błogosławionej Florentyny, znajdującej się przy głównej świątyni. Jej matka, Sara Stawska (na marginesie – trudna relacja matki i córki jest bodaj najciekawszą w powieści), ma zaszczyt piastować funkcję opiekunki Rozalii, czyli Wybranki – osoby w tym uniwersum szczególnej. Ponad dwadzieścia lat wcześniej wybuchła carska zaraza i siała blady strach wśród mieszkańców tego uniwersum. Została zesłana jako przekleństwo przez Boginię. Na skutek zarazy upadł rząd, a na kraj najechali barbarzyńcy z Galenu, co skończyło się niekorzystnym rozejmem. Jednak w końcu pojawiła się zesłana przez bogów Wybranka, właśnie Rozalia. Stanowi ona żywy gwarant tego, że epidemia już nie powróci. Nic dziwnego, że powszechnie oddaje się jej cześć.
Tymczasem Elena z dwiema koleżankami-kapłankami trafia do pewnego domu, aby pomóc umierającemu mężczyźnie. Jest jednak pewien problem – to mężczyzna bez duszy (a raczej: pozbawiony duszy), czyli wyrzutek społeczny usytuowany poza kręgiem religii, niewierzący w Wybrankę i jej moc ocalenia ludzi. Elena, chcąc mu przyjść z pomocą, łamie ważne reguły. Zresztą na pomoc i tak już za późno: mężczyzna umiera. Sara Stawska mówi córce: „- Zapamiętaj tę lekcję, dziecko. – Rzuciła jej łagodne spojrzenie. – Ludzie bez dusz są przeklęci, i my, służebnice Bogini, już nic nie możemy dla nich zrobić, choćbyśmy bardzo chciały. Przeznaczenia się nie oszuka”. Jednak nie postąpienie wbrew regułom okazuje się najważniejsze. U umierającego Elena zauważyła ślady chorobowe charakterystyczne dla cierpiących na carską zarazę. Czy to oznacza, że światu grozi nawrót epidemii? Ale przecież to przeczy przepowiedni i statusowi Wybranki, która miała chronić mieszkańców przed zarazą. Zaintrygowana Elena z pomocą Gustawa, młodego lekarza (a ta grupa społeczna podobnie jak ludzie bez dusz, jest na cenzurowanym) musi przeniknąć tajemnice świątyni. Zakwestionować porządek, w którym wyrastała.
Pamiętacie ten konflikt z Romantyczności Mickiewicza? O wyższości ludowego czucia i wiary nad mędrca szkiełkiem i okiem. Danuta Psuty bierze na warsztat ten konflikt i odwraca werdykt: przyznaje pierwszeństwo nauce. W świecie Luny wciąż wierzy się w abiogenezę, czyli w tak zwane samorzutne powstanie. Przykładowo: szczury rodzą się „z brudnych szmat i chorób”, myszy z siana, a muchy to „produkt uboczny” gnijącego mięsa. Epidemie również powstają same z siebie. Elena nie ma powodów, by wątpić w te założenia. Dopiero znajomość z lekarzem Gustawem pozwoli jej na dobre zakwestionować zasady świata, które dotąd uznawała – tym bardziej, że sama dostrzega złożoność pewnych spraw:
„- Po pierwsze, coś mi się nie zgadza w tej całej carskiej zarazie. – Elena pocierała policzkiem o kolano. – Ale jeszcze nie wiem, co. Na pewno nie pasuje mi, że tę chorobę tak po prostu przegnali Wybrańcy.
– Czemu nie wierzysz w Wybrańców? – Gustaw sięgnął po pierwszą z brzegu butelkę.
– Jestem kapłanką, oczywiście, że nie wierzę! – Również się napiła. Długi łyk rozlał się po poharatanym śpiewem gardle. – Poza tym nie układa mi się to wszystko w głowie. (…) Nie ma Wybranki, jest zaraza. Jest Wybranka, nie ma zarazy. Czemu miałyby istnieć jakieś formy przejściowe? Wybranka została wysłana po to, żeby nas zbawić od zarazy, prawda? Tak mówi przepowiednia. Jej samo istnienie niszczy tę chorobę. Tak po prostu – Wzruszyła ramionami i pociągnęła łyk. – A przynajmniej tak powinno być. Więc czemu żyje jednocześnie i Wybranka, i choroba? To nie ma sensu!”
Elena ma w sobie chęć czynu, tym bardziej, że dociera do niej, że została oszukana, zmanipulowana („- Ja chcę wreszcie coś zrobić! – mówiła dalej Elena, chodząc po pokoju. – Coś, co będzie miało jakieś znaczenie. Te głupie rytuały i modlitwy, które wykonujemy, nic nie znaczą! A jak któraś z nas próbuje faktycznie pomóc, zostaje za to ukarana… Co to za świat? Co to za religia?!”). Ona i Gustaw będą mogli przeprowadzić swoistą rewolucję – choć żadne z nich nie przypuszcza, jak wysoka może być cena.
Najciekawsze w Ludziach bez dusz wydaje się zobrazowanie mechanizmów manipulacji przy pomocy religii. Wierni – ale nie tylko oni – są systematycznie oszukani. Tych, którzy kwestionują porządek, zwyczajnie wyrzuca się poza obręb społeczności. Zwraca uwagę pomysłowe literackie parodiowanie dogmatów religii chrześcijańskiej czy obrzędów (na przykład mszy). Ponadto Danuta Psuty dokonuje tu swoistego odwrócenia ról – inaczej niż w katolicyzmie, to kobiety dzierżą władzę. Nie ma Boga, jest Bogini, nie ma kapłanów, są kapłanki. Mężczyźni zasadniczo pozostają poza obrębem sakralnego świata:
„Trota kiedyś wspomniała, że w niektórych przypadkach mężczyźni naprawdę asystowali kobietom w czasie leczenia, zwłaszcza kiedy trzeba było komuś wyrwać ząb albo uciąć gnijącą kończynę. Jednakże w stołecznej świątyni płeć męska nie była mile widziana – pierwiastek męski ponoć destabilizuje boską aurę. Nawet na publicznych nabożeństwach panowie mieli siadać z tyłu, aby swoją męskością nie niszczyć szczególnych mocy Wybranki. Tego życzyła sobie Najwyższa”.
Elenie i Gustawowi chce się kibicować w walce z tym bezdusznym (jakie to znamienne, biorąc pod uwagę tytuł!) systemem. Historia jest złożona, wielowątkowa, niebanalna i gruntownie przemyślana. Może łatwo porwać czytelników. Z posłowia dowiemy się, że Danuta Psuty przygotowała się do pisania również merytorycznie. Choć przedstawia fikcyjną krainę z fikcyjnymi prawami i równie dobrze mogłaby się ograniczyć do korzystania z własnej wyobraźni, wykonała solidny research medyczny. To świadczy o szacunku dla czytelnika. Co najważniejsze, Ludzie bez dusz mogą skłonić do refleksji – a czy nie tego wymagamy od dobrej literatury?
A zatem: „wiara i czucie” czy „mędrca szkiełko i oko”? Ten znany konflikt został tu przedstawiony w bardzo ciekawej odsłonie! Polecam!
Źródło cytatów: Danuta Psuty, Ludzie bez dusz, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2024.