Martin Eden i pisarskie recepty

Pisarska fortuna kołem się toczy. Przekonał się o tym Martin Eden, tytułowy bohater słynnej powieści Jacka Londona. A jednak pisanie było całym jego życiem. Nie mógł z niego zrezygnować – postanowił ratować się chałturami. Trzymał się gotowych recept.

Martin Eden nie chciał iść do standardowej pracy – zresztą ku zgorszeniu otoczenia. Chciał się w całości poświęcić literaturze. Odniósł pierwsze sukcesy, jego opowiadania wreszcie trafiły do gazet, ale początkowa dobra passa zaczęła się chwiać. Wtedy Martin Eden poszedł do pracy, ale związanej, rzecz jasna, z pisaniem. Chodziło o gazetowe chałtury, coś w rodzaju „literackiej sieczki”:

„Na stosie pod stołem leżał cały komplet dwudziestu opowiastek odrzuconych przez syndykat dostarczający gazetom nowel. Odczytał je raz jeszcze, aby nauczyć się, jak tego rodzaju opowiastek pisać nie należy, i w trakcie tej lektury sformułował sobie idealny schemat. Przekonał się, że taka powiastka nigdy nie powinna być tragiczna, nie może kończyć się nieszczęśliwie i musi jak najstaranniej unikać pięknego wysłowienia, subtelniejszych myśli i prawdziwej delikatności uczuć. Sentyment jest konieczny, w dużym nawet wymiarze, ale musi być czysty, szlachetny i trącić melodramatem według recepty »Za Boga, ojczyznę i cara« lub też ».Biedny jestem chłopek, lecz uczciwy«, a więc tym, co we wczesnej młodości sam oklaskiwał zawzięcie z galerii teatrów.
Zdobywszy tę praktyczną wiedzę, Martin dla nabycia właściwego tonu poczytał sobie Księżniczkę i zaczął preparować utwory ściśle według recepty. Zalecony model składał się z trzech części: w pierwszej — rozłączenie pary kochanków; w drugiej — dzięki jakiemuś czynowi lub zdarzeniu rozdzieleni znowu się jednoczą; w trzeciej — dzwony weselne. Część trzecia stanowiła składnik niezmienny, lecz części pierwsza i druga ulegać mogły niezliczonym ilościom odmian. Tak więc kochankowie mogli zostać rozłączeni wskutek nieporozumienia lub zrządzenia losu, za sprawą zazdrosnych rywali, zagniewanych rodziców, chytrych opiekunów, intryganckich krewnych i tak dalej, w nieskończoność. Zjednoczenie zaś mogło być wynikiem dzielnego czynu kochanka lub oblubienicy, zmiany uczuć któregokolwiek z nich, wymuszonego wyznania chytrego opiekuna, intrygującego krewniaka lub zawistnego rywala, dobrowolnego wyznania jednej z wymienionych osób, ujawnienia się niespodziewanej tajemnicy, zdobycia serca dziewczyny przez zdecydowanego na wszystko kochanka lub jego długotrwałego, szlachetnego poświęcenia – i innych niezliczonych wariantów tego rodzaju. Doskonałym chwytem było doprowadzenie do wyznań miłosnych ponownie pozyskiwanego dziewczęcia; stopniowo Martin odkrył szereg równie pomysłowych i podniecających wyobraźnię trików. Natomiast dzwony weselne przy końcu powiastki były jedyną rzeczą, co do której nie wolno było dopuścić się nawet najlżejszych odchyleń. Choćby niebiosa się zawaliły, a gwiazdy spadały na ziemię, dzwony weselne muszą dźwięczeć jakby nigdy nic”.

A czy wy kiedyś testowaliście swoje pióro na podobnych opowiadaniach? Macie gotowe pisarskie „recepty”?

Źródło cytatów: Jack London, Martin Eden, tłum. Zygmunt Glinka, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 1984.
Źródło grafiki: https://www.spoilerfreemoviesleuth.com/2020/10/downfall-martin-eden-2020-reviewed.html

Dodaj komentarz