„»Mam westchnienie być poetką!« – W tej sytuacji mam jęk być redaktorem” – czyli początkujący adepci pióra wysyłali do Wisławy Szymborskiej swoją twórczość i w zamian otrzymywali recenzje (czy raczej komentarze) i sporo praktycznej wiedzy. Jak przebiegały warsztaty z noblistką?
„Jak zostać literatem? Zadaje Pan kłopotliwe pytanie. Zupełnie jak ten chłopczyk, który pytał, jak się robi dzieci, a kiedy matka powiedziała, że wytłumaczy mu później, bo teraz jest bardzo zajęta, zaczął nalegać: »To wytłumacz mi chociaż głowę«… No cóż, spróbujmy wytłumaczyć chociaż głowę: otóż trzeba mieć trochę talentu”.
Niedawno do naszych księgarń trafiło wznowienie książki Poczta literacka czyli jak zostać (lub nie zostać) pisarzem. To nie całkiem znana twarz Wisławy Szymborskiej – poetki szkolącej osoby, które chciałyby pisać. Prowadziła – razem z Włodzimierzem Maciągiem – rubrykę „Poczta literacka” w ramach Życia literackiego. Co ciekawe, w swoich odpowiedziach korzystała z formy trzeciej osoby liczby mnogiej – to sposób na kamuflaż. Ze zdaniem wyrażonym w Poczcie literackiej się liczono. Nie był to kącik wzajemnej adoracji, ale raczej galeria (przeważnie) złamanych piór. Choć Szymborska umiała łamać je z dużym wdziękiem. Jak tłumaczy niejakiemu Obserwatorowi z Krakowa, który krytykuje Pocztę za niewłaściwe traktowanie metaforycznych „roślinek”, które powinno się raczej podlewać, niż niszczyć:
„Nie jesteśmy zwolennikami cieplarnianej hodowli roślinek literackich. Roślinki muszą wzrastać w naturalnym klimacie i zawczasu się do jego warunków dostosować. Czasem roślince się wydaje, że będzie dębem, a my widzimy, że to zwykła trawka. Nawet najtroskliwsza pielęgnacja nie zmieni jej w dąb. Czasem, oczywiście, możemy się pomylić w diagnozie. No, ale przecież my tym roślinkom rosnąć nie bronimy, z korzeniami ich nie wyrywamy. Mogą rosnąć dalej i kiedyś dać dowód naszej omylności. Z entuzjazmem przyznamy się do porażki”
Nie znamy próbek literackich, które zostały skomentowane, a szkoda! Niekiedy tylko pojawiają się dające do myślenia szczegóły (w opowiadaniu kryminalnym niejakiego Czesia denat nagle wstaje z trumny i wskazuje mordercę. Całkiem ciekawe opowiadanie o dylematach Krzysztofa Kolumba zostaje zwieńczone banalnym motywem deus ex machina). Niemniej można przypuszczać, że przyszła noblistka miała sporo racji w swoich ocenach. Ocenia z dużym wdziękiem i ironią, jej uwagi są błyskotliwe („Jeśli nie ma Pan odwagi, żeby do nas przyjść i porozmawiać o nadesłanych wierszach, to może Pan przyjść bez odwagi. Dla nieśmiałych mamy dużo serca”, „Przykro nam ciągle odpowiadać: niedojrzałe, banalne, bezkształtne… No ale ostatecznie nie jest to rubryka dla laureatów Nobla, tylko dla takich, którzy dopiero za jakiś czas uszyją sobie frak do Sztokholmu”). Niekiedy wytyka błędy ortograficzne, językowe niechlujstwo czy brak oczytania. Pokazuje też luki w – dość uproszczonym – myśleniu, przyjętej postawie adeptów pióra. Tak odpowiada Heliodorowi z Przemyśla:
„Pisze Pan »Wiem, że wiersze są miejscami słabe, ale trudno, już nie będę poprawiał«. A to czemu, Heliodorze? Czy dlatego, że poezja to rzecz święta? A może dlatego, że zbyt błaha? Oba rodzaje traktowania poezji są błędne i co gorsze – zwalniają początkujących poetów z obowiązku pracy nad wierszem”.
Jak zaznacza w ciekawym wywiadzie udzielonym Teresie Walas, dobrze pamięta swoją pisarską drogę („Sama zaczynałam od kiepskich wierszyków i kiepskich opowiadań. I wiem, że kubeł zimnej wody wylanej na głowę ma własności lecznicze. Bez serce natomiast byłam wtedy, kiedy ktoś podający się za nauczyciela pisał w liście »równanie« przez »u« zwykłe”). Tłumaczy, jak oceniała teksty:
„Starałam się przekazywać rzeczy elementarne, zachęcałam do refleksji nad tekstem dopiero co napisanym, do odrobiny krytycyzmu wobec własnej osoby. Wreszcie, zachęcałam do czytania książek. Może się łudzę, ale mam nadzieję, że ten piękny nawyk niektórym na całe życie pozostał”.
Obok tej ironii i inteligentnego humoru jest tu sporo celnych rad, które i dziś – po ponad pół wieku – wciąż znajdują zastosowanie. Na przykład jeśli chodzi o opisy, rada zdawałoby się oczywista, acz nadal wymagająca wyartykułowania wprost: „Opis zwykłego pokoju musi się na naszych oczach stawać odkryciem pokoju, a emocja tego odkrycia powinna się nam udzielić”. Podobnie z ujęciem realistycznym: „realizm nie polega na użyciu ogranego w tysiącu skeczów schematu. Przeciwnie, staje się osiągalny dopiero tam, gdzie kończy się schemat, a wprowadzone w akcję osoby zaczynają myśleć i odczuwać na jakie takie podobieństwo żywych ludzi”. No i o podejściu twórcy do postaci: „autor musi być szpiegiem swoich fikcyjnych postaci, podsłuchiwać pod drzwiami, podglądać, kiedy są sami, otwierać ich listy i domyślać się, na jaki temat milczą”. A oto wcale celne słówko o pisach przyrody:
„Opisy przyrody nie należą do pisarskich świadczeń obowiązkowych. Jeśli nie znajduje się dość świeżych słów, żeby opis uczynić interesującym, lepiej w ogóle dać spokój blaskom księżyca na wodzie. W nadesłanym fragmencie powieści mowa jest zresztą o kradzieży krowy. Ani złodziej, ani wyprowadzana z obory krowa nie mają wtedy głowy do podziwiania uroków natury.”
Można się dowiedzieć, gdzie szukać inspiracji i jakie praktyki pisarskie mogą – w przyszłości – czynić mistrza. Tu się nic nie zdezaktualizowało:
„Nawet o nudzie trzeba pisać pasjonująco. To jest żelazne prawo literatury, którego żaden -izm nie potrafi obalić. Powinien Pan zacząć prowadzić dziennik – co przy okazji zalecamy wszystkim kandydatom na pisarzy. Przekona się Pan wówczas, ile rzeczy dzieje się w dniu, w którym pozornie nic się nie dzieje. Jeśli zaś okaże się, że nie dostrzega Pan nic godnego zanotowania, żadnych obserwacji, refleksji i wrażeń – wniosek będzie tylko jeden: nie ma Pan kwalifikacji na pisarza.”
Myślę, że to stanowi o wartości tej książki. Szymborska trochę drwi, ale zarazem traktuje te (często niewydarzone) próby poważnie, kiedy przychodzi do krytyki. W dorobku noblistki te odpowiedzi są zaledwie ciekawostką – ale to warta uwagi ciekawostka zwłaszcza z pisarskiego punktu widzenia! Wybierzcie się na warsztaty pisania z Szymborską!
Źródło cytatów: Wisława Szymborska, Poczta literacka czyli jak zostać (lub nie zostać) pisarzem, Wydawnictwo Znak, Kraków 2024.
Źródło grafiki: https://ciekawostki.online/ciekawostki/41/o-wislawie-szymborskiej/
To bardzo ciekawy wpis, nie słyszałam wcześniej o tej książce. Szczególnie zainspirował mnie pomysł o prowadzeniu dziennika obserwacji/wrażeń i zamierzam wprowadzić go w życie 🙂
Polecam – i książkę, i pomysł:)
Moja pierwsza oddana u Mistrza na kursie praca (rok 2020), to były właśnie wyimki z takiego dziennika z tygodniowego pobytu w Stambule. 😉
Mistrzu objechał mnie wtedy:
„Przyznam, że jestem trochę w kłopocie, bo trudno dziennik podróży oceniać jak zwyczajny tekst na kursie. To czysto prywatny tekst, przeznaczony tylko dla Twoich oczu, ewentualnie Twoich najbliższych.”
Nie było tam nic bardzo prywatnego, ot takie tam:
„W najpiękniejszej i najbardziej obleganej ze świątyń – Błękitnym Meczecie z siłą wodospadu dopadła mnie niespodziewana refleksja. Jak mając zamknięte oczy i zatkane uszy bez problemu rozpoznać czy jesteś w chrześcijańskiej katedrze czy w meczecie? To proste! W katedrze czuć kadzidełka, w meczecie woń ni to dojrzewającego sera ni to butwiejącego drewna. Czyżby imam na zapleczu prowadził przetwórstwo mleczne lub przechowywał stare deski? Nie! To tysiące spoconych w stambulskim słońcu skarpet atakują Twoje nozdrza wymieszanym turecko-japońsko-arabsko-europejskim smrodem mieszając w zamkniętej przestrzeni drobiny przegniłego potu z wszystkich zakątków świata. Horror! Jak oni w czymś takim mogą się modlić? O rany jak bardzo chciałbym w tym momencie mieć katar! Rzut oka w górę i zapominam o nosie! Błękitne niebo utykane kolorową mozaiką wielobarwnych szkiełek (cała kopułą meczetu jest jednym wielkim witrażem) robi niezapomniane wrażenie. Dosłownie kąpiesz się w świetle i nic innego nie jest już ważne. Tak, tu można by się modlić. Ale leżąc na plecach. I najlepiej z klamerką od bielizny na nosie.”
To już tyle lat się znamy?:)