Milicja Obywatelska otrzymuje anonim – ktoś wskazuje, że na pewnych odległych łąkach pogrzebano nieboszczyka. Jednak kim on jest? Odpowiedź nie okazuje się prosta. Tymczasem ktoś destabilizuje krajową gospodarkę. Czy dzielni milicjanci poradzą sobie z legendarnym Złocistym?
Kryminał milicyjny to specyficzne zjawisko literackie – odmiana kryminału obecna w krajach komunistycznych. Taka literatura wywodziła się z socrealizmu i służyła nie tylko rozrywce, ale i kształtowaniu postaw i spojrzenia na rzeczywistość, z której wiele czerpała. Była silnie propagandowa z dość jasno zarysowanymi superbohaterami (w Polsce: milicjanci) i czarnymi charakterami (cudzoziemcy, szpiedzy, spekulanci, wszyscy, którzy działają na szkodę socjalistycznej ojczyzny). Być może powinna odejść w zapomnienie (niebezzasadnie uznawano ją za sztampową, tendencyjną, niekiedy kiczowatą), a jednak tak się nie stało. Dziś wznawia się kolejne tytuły i zazwyczaj są to bardzo ładne wydania (w odróżnieniu od tych pierwotnych).
Kryminały milicyjne miało w swoim dorobku wielu pisarzy i wiele pisarek (często publikowano je pod pseudonimem). Do najpopularniejszych, najbardziej płodnych reprezentantów gatunku należeli: Jerzy Edigey, Zygmunt Zeydler-Zborowski, Helena Sekuła czy Anna Kłodzińska, dziennikarka Życia Warszawy, twórczyni jednej z najbardziej znanych postaci powieści milicyjnych: Szczęsnego. To właśnie jeden z jej kryminałów chciałbym dziś przedstawić. Nadmienię jeszcze, że Złocisty przegrywa, który miał premierę w 1980 roku, stanowił inspirację dla jednego z odcinków kultowego serialu 007 zgłoś się (fotografia powyżej).
„Kumpel milczał chwilę i rozglądał się dookoła. Potem powiedział bardzo cicho:
– Złocisty.
Czarny Józio aż pobladł z wrażenia, zatkało go. O Złocistym mówiło się tylko szeptem i właściwie nie na bazarach, ale w eleganckich pokojach przy francuskim koniaku i kawie. Nikt z Józiowego towarzystwa nie wiedział, ani kim jest ten człowiek, ani jak wygląda, gdzie mieszka, co robi. A raczej – wiedziano, że robi ogromne pieniądze. To wystarczyło, żeby poszła o nim legenda, która w opowiadaniach urastała do szczytów, o jakich mogli tylko pomarzyć”.
Zaczyna się bardzo obiecująco. Schyłek lat siedemdziesiątych. Milicjanci otrzymują anonim – ktoś twierdzi, że Adolf Brodzki, naczelnik wydziału produkcji w spółdzielni „Malwa”, został zamordowany, a jego zwłoki zakopano na łąkach niedaleko Czarnkowa. Rzeczywiście rzekomego denata nie widziano od kilku tygodni. Przy użyciu nowoczesnej technologii – czyli termowizora, jak na owe czasy istny cud – udaje się znaleźć ciało. Tylko czy zmarły to rzeczywiście Brodzki? Matylda Karczewska, siostra zamordowanego, twierdzi, że to na pewno nie on. Przecież widziała się z nim raptem parę dni temu. Zupełnie innego zdania jest była żona mężczyzny – rozpoznaje go, choć tylko na pośmiertnych zdjęciach (jest to krótka, ale jedna z najciekawszych i najlepiej napisanych scen w powieści – trochę szkoda, że Kłodzińska nie pociągnęła tego wątku i nie dowiedzieliśmy się, dlaczego to małżeństwo było nieudane). Kto tu kłamie i dlaczego?
W tle tej historii rozgrywa się zupełnie inna, o zasięgu ogólnokrajowym. Ten okres w dziejach Polski charakteryzowały rozliczne braki towarowe. Była to świetna okazja dla prywaciarzy, sprzedawców bazarowych czy spekulantów, aby dostarczać ludziom pokątnie potrzebny towar. Zorganizowany gang przykładowo wyrabia produkt czekoladopodobny. Wystarczy wydrukować kolorowe, przyciągające wzrok opakowania opatrzone angielskimi napisami, aby takie słodycze miały olbrzymie wzięcie (cóż z tego, że niedobre, smak oceni się później, ważne, że zakupione). Takich praktyk jest oczywiście więcej – zostaje wspomniana przykładowo afera chrzanowa z Jaworzna, gdzie ktoś pokątnie sprzedawał chrzan i zdążył zarobić na tym grube miliony, zanim wpadł i zaczął żyć „na koszt państwa w odosobnieniu”. W powieści przedstawiony jest też proceder wystawiania fałszywych rachunków za benzynę, której się nie kupiło („Czy ty wiesz, że tylko w skutek tych fikcyjnych rachunków do skarbu państwa rocznie nie wpływają miliardy złotych?”). Na czele gangu „Gigantycznej szajki przestępców działających w różnych branżach. Wszędzie tam, gdzie są luki w dystrybucji i handlu. I tam, gdzie państwowy handel spóźnił się albo czegoś nie przewidział” stoi właśnie Złocisty. To oburzające praktyki. Jeden z bohaterów grzmi propagandowo i to swego rodzaju chórem: „- My wszyscy, jak nas tu widzicie, jesteśmy zgorszeni licznymi faktami cwaniactwa, spekulanctwa, łapownictwa, które dzieją się w kraju. Są całe grupy ludzi, którzy naszemu społeczeństwu wstyd przynoszą. Pieniądze, duże pieniądze, przychodzą im o wiele za lekko. Z tym trzeba skończyć! Kategorycznie!”. Milicjanci są podobnego zdania, gdy popędzają się do bardziej zdecydowanych kroków:
„Pozostaje pytanie, dlaczego pozwoliliśmy gangowi działać na tak dużą skalę do dziś? (…) Zbyt duże straty ponosi skarb państwa, za głęboko sięgnęła demoralizacja tych ludzi. A także zbyt silny jest nacisk ze strony społeczeństwa, które to wszystko widzi i domaga się od nas radykalnego działania.”
Oczywiście, pokonają wrogów systemu – w kryminale milicyjnym nie mogło być inaczej. Dziś ta propaganda może zarówno żenować, jak i bawić. Ale przy tym tę powieść całkiem nieźle się czyta. No i – jak to u Kłodzińskiej – sporo jest dyskretnych peerelowskich smaczków. Zobaczymy na przykład, co można było dostać na bazarze:
„Na straganach najwięcej sprzedawano dżinsów z nieścieralnego teksasu, szytych prywatnie na wzór wranglerów czy levisów i ozdobionych nazwami zagranicznych firm. Jak woda szły koszulki Paris, różnokolorowe, najmodniejsze tego lata, po tysiąc złotych sztuka, wykupione z państwowych sklepów, gdzie kosztowały czterysta. Targowano cieniutkie damskie golfy, japońskie kostiumy kąpielowe, męskie importowane koszule w kolorze khaki, a także Trędowatą, chińskie pachnące barwne gumki do ołówka, cudowny płyn na porost włosów, neskę i mieszankę czekoladową za podwójną cenę”.
Do małych miast trafia „moda na hamburgery i hot-dogi, a także na lody, które kupowano bez wytchnienia”. Rzezimieszek o pseudonimie Baba zachwyca się autobusem („był klasy lux, miejsca miał numerowane”). Karczewska z niechęcią częstuje gościa baleronem. W menu knajpy „Nie ma śledzia. Może być kergulena”, do tego proponują „Kotlet wieprzowy, dorsz po grecku, ogórek. Na ciepło golonka”. Również i dla takich szczegółów można dziś czytać te książki. Bo kryminały peerelowskie – mimo wszystko – przechowały część tego świata jak w skansenie.
Kto się skusi na kryminalny powrót do Peerelu?
Źródło cytatów: Anna Kłodzińska, Złocisty przegrywa, Wydawnictwo CM, Warszawa 2019.
Źródło grafiki: https://www.teleman.pl/tv/07-Zglos-Sie-Zlocisty-20-21-1197229