Pora rozstrzygnąć nasz czerwcowy konkurs! Jak zwykle dopisaliście! W czyjej biblioteczce zamieszka książka Aleksandry Rybki „Pokaż mi swoją bibliotekę”?
Zakończył się kolejny konkurs na blogu Pasji Pisania. Cieszy mnie ogromnie, że wena was nie opuszcza, a kolejne konkursy cieszą się dużą popularnością. Tym razem mogliście podzielić się swoim lekturowym wspomnieniem i wygrać zbiór znakomitych wywiadów Pokaż mi swoją bibliotekę. Oddaję głos autorce – Aleksandrze Rybce:
Serdecznie dziękuję każdej osobie, która wzięła udział w naszym konkursie. To była prawdziwa przyjemność czytać wszystkie wspomnienia, w wielu opowieściach odnalazłam siebie samą, swoją historię czytania, a w zasadzie życia. Książki towarzyszą nam zawsze, są świadkami naszych smutków, płaczu, ale i radości. Tworzą naszą historię życia, łączą pokolenia, dają wiarę i nadzieję na lepsze jutro, jeśli codzienność nas przytłacza. Wszystkie Państwa historie pięknie dopełniają moją książkę – Pokaż mi swoją bibliotekę, bo kolejny raz okazuje się, jak wielka ekscytacja towarzyszy nam przy spotkaniu ze słowem pisanym. Życzę, aby to uczucie trwało zawsze!
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za każdą opowieść.
Aleksandra Rybka
Pora na werdykt. Aleksandra Rybka zdecydowała się nagrodzić następujące osoby:
- Tęsknota – za nostalgiczny powrót do czasów dzieciństwa, za Dzieci z Bullerbyn….
- Marysia – za cudowne wspomnienie o Mamie i za wielki szacunek do książek.
- Knightley’owa – za historię pokazującą, że książki potrafią pięknie łączyć ludzi.
Ponadto wyróżnienia – 15% rabatu na wybrany kurs Pasji Pisania – otrzymują:
1 Joanna – za nadzieję, że każdy może pokochać książki
2 Ellenai – za piękną czytelniczą historię życia
3 Agat – za tak niezwykłe odczytanie Małego księcia, marzę, żeby moi uczniowie tak czytali książki
4 Maskarada – za czytelniczą przewrotność i miłość do polskiej klasyki.
5 Justyna Verte – za wspomnienie o Tajemniczym ogrodzie, który możemy odnaleźć nawet w centrum miasta
Wszystkie prace konkursowe możecie przeczytać tutaj.
A oto prace-laureatki:
Anna (Tęsknota) napisała o ukochanej książce dzieciństwa:
Pamiętam, jak kiedyś dostałam w prezencie od taty regał na książki. Miałam wtedy dziesięć lat i to był najpiękniejszy prezent na świecie . Na dole miał zamykane drzwiczki, a powyżej półki. Całe popołudnie oglądałam go z każdej strony, wycierałam półki i ustawiałam swoje ulubione książki, których w czasach mojego dzieciństwa nie kupowało się po prostu w księgarni, tylko się je zdobywało. Tata widząc, że tak bardzo kocham czytać, czasem kupił coś „spod lady”. To była moja pierwsza biblioteczka, która była odbiciem mojego dziecięcego świata. Ponieważ ten rzeczywisty był smutny, uciekałam w ten książkowy. Ach, jak cudownie można się było w nim skryć przed krzykiem mamy, jej nadmierną kontrolą i totalnym brakiem porozumienia w domu.
Nic więc dziwnego, że „Dzieci z Bullerbyn” były moją ukochaną książką z dzieciństwa. Choć wtedy nie udało się jej kupić na własność, kilkanaście razy wypożyczyłam ją z mojej wiejskiej biblioteki. Nie muszę chyba dodawać, że była ona mocna sfatygowana, choć miała twardą oprawę. Uroniłam nad nią niejedną łzę, a i zostawiłam niejedną plamę jedząc w trakcie czytania. Wiem, nie powinnam…
Tym, co mnie w niej urzekało, było to, że dzieci z Bullerbyn były po prostu radosne i miały głowy pełne pomysłów . Zazdrościłam tych zabaw, rodziny, przyjaźni, po prostu cudownego dzieciństwa. Jezioro, na którym znajdowała się wyspa, na której szukali skarbów, góry, przez które można było przejść na polanę, drewniane domy, łąka, młyn i zagajnik. To idylla, za którą tak bardzo tęskniłam.
Rozczulało mnie, gdy niewidomemu dziadkowi dzieci czytały gazetę, jedząc pewnie wspólnie jego ulubione cukierki ślazowe. Że konie, owce a nawet kury miały swoje imiona, a ciocia Jenny co roku zapraszała wszystkich z Bullerbyn do siebie na przyjęcie. Koleżanka, która ciężko zachorowała, dostała od Lisy jej najpiękniejszą lalkę – Bellę, a rodzice spędzali wolny czas ze swoimi dziećmi. Bohaterowie potrafili świetnie dbać o relacje, z przyjaciele i rodzina zawsze byli blisko siebie. To było chyba dla mnie wtedy najważniejsze.
Teraz bardzo lubię reportaże, a ostatnio odkrywam opowiadania. W swoim niewielkim mieszkaniu na Żoliborzu mam na parapecie ulubioną literaturę faktu, zbiory felietonów i poradniki. Obok łóżka leżą książki, które próbuję ostatnio przeczytać, w tym Hrabala i Ota Pavla. Regał w sypialni mieści w sobie mieszankę beletrystyki aż do podręczników do Geografii, których mąż potrzebuje do prowadzenia lekcji. Oczywiście, jest też egzemplarz „Dzieci z Bullerbyn”. Takie wspólne miejsce, z którego w każdej chwili każdy może wyjąć coś dla siebie.
Marysia w pięknych słowach pisze o mamie:
Ona mi pierwsza pokazała… książki.
Była pierwszą bibliotekarką, recenzentką, krytykiem literackim. Pierwsza uczyła, że książki można czytać, ale można też kochać, dać się pochłonąć ukrytym w nich światom, stać się częścią opowiadanych przez nie historii.
Tak, mama.
Z każdego służbowego wyjazdu do stolicy przywoziła kilka książek i blok czekoladowy. Ich zapachy łączyły się, tworząc niepowtarzalną mieszankę zmysłowego luksusu.
Półki w mojej bibliotece są pełne książek. Wiele z nich ma piękne okładki, pachną nowością, napisali je znani i docenieni autorzy. Jednak to nie one są tu najważniejsze, ale ich pozornie uboższe siostry. Te z pozaginanymi kartkami, ze śladami wielokrotnego czytania, wieloletniego życia wśród ludzi. Te, na których kiedyś, niewprawnym pismem, starając się, by było piękne, zapisałam mamine imię i nazwisko, gdy razem porządkowałyśmy biblioteczkę.
Dzisiaj, gdy mamy już nie ma, każda z jej książek jest jak relikwia. Każdej z nich dotykała. To w nie wsiąkły jej łzy wzruszenia. Im oddała część swojego serca i w nich znajdowała ukojenie, gdy życie nie było łaskawe. I nie ma znaczenia, kto je napisał, czy były światowymi bestsellerami, na jakim papierze je wydano. Należały do niej. To wystarczy, by kochać je bezwarunkową miłością.
Nie ukrywam ich przed światem gdzieś na strychu tylko dlatego, że nie pachną nowością i mają zniszczone okładki, ale trzymam na półkach właśnie po to, by pachniały po swojemu, tym dawnym czasem. Daję im oddychać i bratać się ze współczesnością.
Jest ich mnóstwo. Nie zdążyłam wszystkich przeczytać, ale mam nadzieję, że kiedyś tak się stanie. I że dzięki nim zawsze będę mogła przywołać w pamięci ciepłe, zaczynane oczy mamy, jej uśmiech, mądrość i ten czekoladowy zapach wydobywający się z podróżnej torby, w której zanurzałam się jak w sezamie w poszukiwaniu skarbów.
Knightley’owa przedstawia niezwykłą historię miłosną w cieniu książek:
Nie lubię fantastyki. Omijam z daleka. Kilka lat temu zdarzyły mi się wakacje, podczas których jedyną rozrywką na wieczór były dwie części „Władcy Pierścieni” na DVD (nie pamiętam, żebym posiadała wówczas wiedzę o ostatecznej liczbie woluminów). Obejrzałam. Niechętnie. Nie zwróciłam uwagi na owłosione stopy hobbitów. Bitwę w Helmowym Jarze słodko przespałam.
Urlop się skończył, wróciłam do rzeczywistości, ale w mojej głowie trwała podróż pana Frodo, wiernego giermka Sama i Golluma – więźnia pierścienia. I nie dawała o sobie zapomnieć. Nie znałam też ciągle zakończenia tej historii. W bibliotece wypożyczyłam powieść J.R.R. Tolkiena. Wyszłam z budynku i zaczęłam ją kartkować, nie patrząc przed siebie. Zderzyłam się z kimś na chodniku, całe szczęście, że nie z samochodem. Ten ktoś zapytał, co to za książka, która powoduje odcięcie od realnego świata. Gdy ujawniłam tytuł pan, na którego wpadłam stwierdził, że rozumie, sam chętnie zamieszkałby w Gondorze, ale nie radzi czytać w taki sposób. A jeśli nie mogę się oderwać od lektury, to on zaprasza do swojej kawiarni. Obiecałam, że innym razem.
W ciszy swojej samotni dałam się wciągnąć w przygody niziołków, orków, elfów, entów i ludzi. Ich świat przestał być fantastyczny. Zaczęłam doszukiwać się znaczeń uniwersalnych, magicznych, duchowych. Na moim biurku pojawił się Gandalf Biały w formie siedmiocentymetrowej figurki. Zdobyłam swoją wersję trylogii w języku angielskim, dziękując w myślach wydawcom, że nie przetłumaczyli całości na elficki. Kolejnym etapem mojej wyprawy była biografia autora: żołnierza, profesora, ojca udającego świętego Mikołaja.
A człowiek, z którym się zderzyłam? No cóż, obecnie jest moim mężem, a jego kawiarnia stała się również czytelnią o nazwie „Norka Hobbita”.
Serdecznie gratulujemy – wszystkim laureatom, osobom wyróżnionym oraz uczestnikom. Pamiętajcie, proszę, że już samo sięgnięcie po pióro i wzięcie udziału w konkursie już jest pisarskim sukcesem, z którego możecie być dumni. A już w lipcu zaproszę was do udziału w kolejnym konkursie!
Źródło cytatów: https://blog.pasjapisania.pl/2020/06/14/ksiazkowe-wspomnienia-konkurs/
Laureatom gratuluję zwycięstwa, a wszystkim uczestnikom – odwagi i chęci w dzieleniu się książkowymi inspiracjami. Jak widać, każdy z nas w lekturach znajduje coś innego. Zawsze coś, czego potrzebuje na dany moment. I to jest piękne! 🙂
Gratuluję laureatom i w ogóle wszystkim uczestnikom. Rewelacyjne teksty! Od siebie chcę jeszcze pogratulować Mag i Mo, kochamy te same książki…
Gratuluję wszystkim! Wzruszyłam się, czytając Wasze wspomnienia. Dziękuję!
Serdecznie gratuluję pięknych tekstów. Wspaniałe jest to, że książka tak wiele znaczy dla każdego z nas. Żałuję, że nie wzięłam udziału w konkursie. Jak zawsze brak czasu. Przeczytanie Waszych tekstów przeniosło mnie w mój świat wspomnień o książkach i to było najwspanialsze przeżycie. Dziękuję Wam!
Dziękuję 😊
Tyle tu fantastycznych książkowych wspomnień! Wszyscy możemy sobie pogratulować, że je mamy:)
A czytanie o nich to czysta przyjemność:)
Gratuluję Pani Knightley’owej.Życzę kolejnych sukcesów
Kwiecie Wiśni, dziękuję! 💚