Édouard Louis, ceniony francuski pisarz, powraca do polskich księgarń z kolejną autobiograficzną książką. „Kto zabił mojego ojca” to właściwie krótki esej o trudnej miłości łączącej syna i ojca, a także o polityce.
Édouard Louis dziś uznany jest za jednego z najciekawszych francuskich pisarzy. Jego debiutancka powieść Koniec z Eddym – podobnie jak inne, inspirowana jego przeżyciami – została nominowana do prestiżowej Nagrody Goncourtów i stała się nie tylko francuskim, ale i światowym bestsellerem (w Polsce wydano ją w 2019 roku). Polski czytelnik mógł najpierw poznać Louisa dzięki drugiej jego książce Historia przemocy, w której ten opisał, jak padł ofiarą gwałtu ze strony przygodnego kochanka. Bliżej tej pozycji było do reportażu niż powieści. Na jego łamach bohater próbował dokonać bardzo trudnego zadania „opowiedzieć gwałt”, pokazać jak straszliwa intymna historia poprzez opowiadanie właśnie (adresatami są lekarze, policjanci, przyjaciele, członkowie rodziny) stopniowo staje się własnością publiczną, jednym z przypadków, i jak z każdą kolejną rozmową trauma zdaje się narastać. Czy takie doświadczenie w ogóle można wypowiedzieć? Przyznam, że wstrząsająca Historia przemocy była jedną z najlepszych książek, jakie czytałem w 2018 roku.
Również trzecia wydana w Polsce książka Édouarda Louisa ma charakter autobiograficzny i podobnie jak poprzednie, trudno ją jednoznacznie zaklasyfikować. Najbliżej Kto zabił mojego ojca do intymnego eseju wzbogaconego pod koniec o wątki polityczne. Jest to swoiste zmierzenie się z własną historią i trudną relacją z ojcem – obecnie człowiekiem schorowanym, może nawet umierającym. W swojej opowieści to właśnie do niego zwraca się Louis. Chce on opowiedzieć historię swojego ojca, a jednocześnie niejako rozliczyć się z nim, zrozumieć go. Miejscami odwołuje się do bardzo podobnej w charakterze książki Pełnia nieszczęścia, w której Peter Handke, laureat Literackiej Nagrody Nobla, przedstawia życiorys swojej matki, aby ukazać życie wielu kobiet w tamtych czasach. Stara się on zdystansować, ukazać studium przypadku raczej niż porywającą opowieść o kobiecie, o której losach zdecydowało miejsce urodzenia (więcej o tej pozycji pisałem w marcowej „Lekturze na weekend”). Louis czyni podobnie – wychodząc od jednostkowej historii, oskarża system, który skazuje takie rodziny jak jego raczej na wegetację, tylko przypominającą życie. Na początku wyobraża sobie on ów tekst jako sztukę teatralną, umieszcza ojca z synem na scenie i rozpisuje didaskalia:
„Ojciec i syn prawie nigdy na siebie nie patrzą. Mówi tylko syn, a pierwsze zdania, które wypowiada, czyta z kartki lub z ekranu, próbuje się zwracać do ojca, jednak – nie wiedzieć czemu – ojciec nie może ich usłyszeć. Stoją blisko siebie, ale nie czują się z tym dobrze. Niekiedy ich ciała mimowolnie się stykają, wchodzą ze sobą w kontakt fizyczny, lecz nawet wtedy, nawet w tych krótkich chwilach, pozostają dla siebie obcy mentalnie. To, że mówi syn – i tylko on – jest dla nich obu stresujące: ojciec nie ma możliwości, żeby opowiedzieć o swoim życiu, a syn chciałby uzyskać odpowiedź, której nigdy nie usłyszy”
Ojciec Édouarda Louisa jawi się jako osoba skomplikowana, a ich relacja wydaje się pełna sprzeczności. Sam wyrósł w wielkiej biedzie, napatrzył się na agresję w domu rodzinnym i przysiągł sobie, że przemoc nie przekroczy progu jego późniejszego domu. Jego życiem rządziła praca, brak perspektyw, brak szacunku społecznego. To właściwie swoista droga niespełnienia. Jego syn napisze:
„Mam wrażenie, że twoje istnienie wbrew i na przekór sobie, było istnieniem negatywnym. Nie miałeś pieniędzy, nie mogłeś się uczyć, nie mogłeś realizować własnych marzeń. Język opisujący twoje życie zawiera niemal same negacje. (…) Twoje życie dowodzi, że nie jesteśmy tym, co robimy, ale odwrotnie: jesteśmy tym, czego nie zrobiliśmy, ponieważ świat bądź społeczeństwo nam w tym przeszkodziły.”
Ojciec kierował się w życiu zasadą „być męskim, nie zachowywać się jak baba, nie być pedałem”. Był wręcz „ogarnięty obsesją męskości”. Stąd jego stosunki z synem, później naznaczone homofobią, okazały się bardzo trudne. Z tej opowieści wyłania się obraz dziecka, które rozpaczliwie pragnie zwrócić na siebie uwagę ojca, zadowolić go (jak w przejmującej powracającej historii o zaimprowizowanym koncercie, w którym mały Eddy wcielił się w rolę wokalistki zespołu Aqua, a ojciec nie zaszczycił go ani jednym spojrzeniem). A przecież Eddy i ojciec mieli ze sobą zdumiewająco dużo wspólnego. Ten sam człowiek, który chciał być „stuprocentowym mężczyzną” (wielki cudzysłów), kiedyś z zadowoleniem przebrał się za cheerleaderkę. Potrafił płakać ze wzruszenia. Pasierbów traktował jak rodzone dzieci. Również Eddy’emu starał się sprawić radość. Przykładowo przejmująca jest historia, w której pyta małego, co by chciał dostać w ramach prezentu urodzinowego, a potem odmawia mu kupna kasety vhs z „Titanikiem”, bo to „film dla dziewczyn”, próbuje go za to przekonać do zdalnie sterowanego samochodu czy stroju Supermana. Choć odmawia mu prezentu, ostatecznie kupuje „Titanica” w edycji kolekcjonerskiej, wraz z dodatkami. Zdaje się na przemian odpychać syna, będącego dlań wielkim rozczarowaniem („Kiedyś w miejscowym barze powiedziałeś przy wszystkich, że wolałbyś mieć innego syna niż ja. Przez długie tygodnie pragnąłem umrzeć”) i go do siebie przyciągać, jakby przywiązanie było jednak silniejsze. Jakże przejmująco brzmią słowa, które dorosły, ale wciąż zagubiony w tej synowskiej miłości Louis kieruje do ojca: „Często wydaje mi się, że cię kocham”
Niejako obok dotyka problemu nieumiejętności mówienia o emocjach – mężczyźni tamtych czasów nie byli tego nauczeni. Prawdę o uczuciach, jakie żywił do niego ojciec, Louis poznał na komisariacie, niesłusznie oskarżony o kradzież w rzeczywistości znalezionego telefonu komórkowego. Wówczas ojciec bronił Eddy’iego:
„Powiedziałeś, że jesteś ze mnie dumny. Powiedziałeś, że nie spotkałeś jeszcze równie inteligentnego dziecka, jak ja. Nie wiedziałem, że tak o mnie myślisz (że mnie kochasz?). Dlaczego nigdy mi tego nie powiedziałeś? Kiedy wiele lat po mojej ucieczce z miasteczka i zamieszkaniu w Paryżu mężczyźni, których wieczorami spotykałem w barach, pytali mnie, jak wyglądały moje relacje z rodziną – dziwne pytanie, ale je zadają – odpowiadałem zawsze, że nienawidziłem mojego ojca. Nie była to prawda. Wiedziałem, że cię kocham, ale czułem przymus mówienia innym, że cię nienawidzę. Dlaczego?”
Uzupełnieniem Kto zabił mojego ojca jest część, którą nazwałbym polityczną. Już na początku Louis stwierdza: „Należysz do tej kategorii istot ludzkich, które polityka skazuje na przedwczesną śmierć” i później udowadnia tę tezę. Wylicza, kto jest odpowiedzialny za to, że tacy ludzie jak jego ojciec wiecznie będą niespełnieni, wiecznie pogardzani, kto przyczynia się do wielu rodzinnych tragedii. To na pewno ważny głos, lecz nie robi aż takiego wrażenia, jak ta część typowo „rodzinna”. Jeśli miałbym tej książce coś do zarzucenia, to zestawienie obu wątków jednak trochę na siłę. Przez to tekst wydaje się nierówny i trochę chaotyczny. Może gdyby był dłuższy – ale to niecałe sześćdziesiąt stron… Niemniej zachęcam do poznania twórczości Édouarda Louisa, choć żadna jego książka nie wstrząsnęła mną tak jak Historia przemocy.
Źródło cytatów: Édouard Louis, Kto zabił mojego ojca, tłum. Joanna Polachowska, Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2021.
Źródło grafiki: https://www.vogue.pl/a/edouard-louis-gosciem-dni-ksiazki-francuskiej