Lektura na weekend – (Tragiczne) Studium przypadku

Punktem wyjścia „Pełni nieszczęścia” Petera Handkego, laureata Literackiej Nagrody Nobla, jest samobójcza śmierć matki. Jednak ta krótka opowieść to nie – jak mogłoby się wydawać – literacka próba poradzenia sobie z odejściem ważnej osoby, ale swoisty portret pewnej kobiety – a raczej całego pokolenia kobiet.

„W dziale ogłoszeń niedzielnego wydania karynckiej »Volkszeitung« w rubryce »Różne« zamieszczono, co następuje: »W nocy z piątku na sobotę 51-letnia gospodyni domowa z A. (gmina G.) popełniła samobójstwo. Przyczyną śmierci było przedawkowanie środków nasennych«. Moja matka nie żyje już od prawie siedmiu tygodni, najwyższa pora przystąpić do pracy, nim potrzeba pisania o niej, tak silnie dająca o sobie znać podczas pogrzebu, znów ustąpi miejsca otępieniu, jakie ogarnęło mnie na myśl o jej samobójstwie.”

Tak zaczyna się książka Petera Handkego, austriackiego pisarza, niedawnego laureata Literackiej Nagrody Nobla – Pełnia nieszczęścia. Wychodzi on od prywatnej tragedii – utraty matki – a jednak nie będzie to (tylko) opowieść o żałobie, choć wydaje się, że pisanie służy tu częściowo ukojeniu bólu. Mimo wszystko nie mamy tu do czynienia z sentymentalnym, ciepłym, budowanym częściowo z poczucia winy wspomnieniem. Handke wychodząc od losów jednostki, chce pokazać, przekazać coś uniwersalnego. On sam tak pisze o swojej pracy:

„Moja praca literacka przebiega tak jak zwykle, uzewnętrzniam się i uprzedmiatawiam, stając się maszyną do upamiętniania i rejestrowania wspomnień. Spisuję historię mojej matki z jednej strony dlatego, że wydaje mi się, iż o niej samej i przyczynach jej śmierci mam do powiedzenia więcej niż jakakolwiek obca, przeprowadzająca wywiad osoba, która próbowałaby wyjaśnić ten interesujący przypadek samobójczej śmierci w prosty sposób – za pomocą jakiejś religijnej, psychologicznej lub socjologicznej tabeli przedstawiającej interpretację snów, a po drugie robię to we własnym interesie, ponieważ mając coś do zrobienia, budzę się z powrotem do życia, koniec końców dlatego, że podobnie jak osoba przeprowadzająca wywiad postanowiłem w nieco odmienny sposób ukazać tę samobójczą śmierć, a mianowicie jako wyjątkowy, szczególny przypadek.

Kim była Maria, matka Petera Handkego? Urodziła i wychowała się w okolicach, w których wielka bieda przechodziła z pokolenia na pokolenie. Dorastała z wpojonym jej przez ojca przekonaniem, że „można się obyć właściwie bez wszystkiego”. Przyjście na świat w takim miejscu niejako z góry determinowało los człowieka. Mogłoby się wydawać, że nie ma innej drogi – zresztą nie tylko dla kobiet (przejmujące jest wspomnienie o wuju, który wyjechał, aby się kształcić, lecz szybko na własną rękę wrócił do rodzinnego domu, żeby nie czuć się obco w zupełnie nieznanym świecie). W takich warunkach nie sposób czegokolwiek oczekiwać („Bywało, że człowiek o niczym nie marzył i był w pewnym sensie szczęśliwy, ale najczęściej nie marzył o niczym i był trochę nieszczęśliwy”). Handke pisze o tym życiowym zniewoleniu w ten sposób:

„W tych okolicznościach urodzić się kobietą było równoznaczne z niechybną zgubą. Można też ująć to nieco łagodniej: nie trzeba było martwić się o przyszłość. Wróżki na odpustach czytając z dłoni poważnie przepowiadały przyszłość tylko chłopcom. Przyszłość kobiet i tak zakrawała wyłącznie na żarty.
Żadnych perspektyw, wszystko z góry do przewidzenia: droczenie się, chichoty, chwilowy brak opanowania, potem pierwszy raz w życiu nieznany, poważny wyraz twarzy, który szybko znika, pierwsze dzieci, pozostawanie jeszcze przez chwilę w kuchni po skończonej pracy, od samego początku nikt cię nie słucha i ty coraz częściej przestajesz słuchać, co mają do powiedzenia inni, rozmowy z samą sobą, następnie problemy z nogami, żylaki, mamrotanie przez sen, rak narządów rodnych, na koniec zaś, wraz ze śmiercią dopełniające się przeznaczenie”.

A jednak Maria nie chciała „przypisanego” losu dla siebie. Opuściła rodzinny dom, szkoliła się na kucharkę, poznała nieco inne życie, smak miłości z pewnym żonatym urzędnikiem bankowym (nieślubnym owocem tego związku jest właśnie Peter Handke). Ostatecznie, będąc jeszcze w ciąży, wyszła za mąż za podoficera niemieckiego Wehrmachtu – „Budził w niej wstręt, ale wyperswadowano jej, że ma obowiązek dać dziecku ojca. Po raz pierwszy w życiu uległa, przestała się szeroko uśmiechać. Poza tym imponowało jej, że ktoś właśnie nią nabił sobie głowę”. Choć wojenna zawierucha rozdzieliła tych dwoje, później spotkali się znów i na powrót stali rodziną – raczej z poczucia obowiązku, niż z miłości.

Ich życie kształtowało się według powszechnych wówczas schematów. Mężczyzna jest głową rodziny i pije, kobieta szyją – i stara się tę rodzinę ratować, zapewnić jej w miarę godny byt („On, będąc motorniczym tramwaju pił, będąc konduktorem tramwajowym pił, będąc piekarzem, pił, a ona (…) wciąż chodziła do chlebodawców, prosząc, by jeszcze raz dali mu szansę, historia stara jak świat” ). Nie da się porozumieć, nie ma tu mowy o partnerstwie w związku. Pojawia się też „usankcjonowana” przemoc wobec kobiety („Bił ją, bo nie miała nic do gadania, przecież to on zarabiał na ich utrzymanie”). Codzienność stawała się opresyjna, dom zmieniał się w symbol życiowej porażki, nudy, beznadziei („Trzeba było wyjść z domu, aby w ogóle cokolwiek z życia mieć. Na zewnątrz było się typem zwycięzcy, wewnątrz odwiecznym przegranym. To nie było życie”). Radości, rzecz jasna, zdarzały się, ale były pozorne, wpisane w pewien smutny porządek. Zresztą musiały ustąpić przed praktyczną stroną szarzyzny życia:

„Konieczne było tylko jedzenie, użyteczny opał na zimę. Wszystko inne było luksusem.
Fakt, że jeszcze coś udawało się zaoszczędzić, pozwalał chociaż raz w tygodniu poczuć przynajmniej niewielką satysfakcję: »Nam wciąż powodzi się nieco lepiej niż innym«.
Pozwalano sobie zatem na następujące luksusy: bilet do kina w dziewiątym rzędzie, a po seansie kieliszek wina z wodą sodową; następnego dnia tabliczka czekolady Bensdorpa dla dzieci za jednego albo dwa szylingi; raz do roku butelka domowego ajerkoniaku; od czasu do czasu w zimowe niedziele bita śmietana zebrana w ciągu tygodnia z mleka pozostawianego w garnuszku na noc między szybami okiennymi. Gdyby to była moja historia, napisałbym: »To było święto!«, ale było to jedynie niewolnicze naśladownictwo nieosiągalnego stylu życia, dziecięca zabawa w raj na Ziemi”.

Austriacki pisarz stwierdza: „Matka ostatecznie była nikim i nic już nie mogła ze sobą zrobić. Nie trzeba było jej tego w ogóle przepowiadać”. Czy można się więc dziwić, że miała dość takiego życia, takiej siebie? A jednak nie dało się funkcjonować inaczej. Kiedy czyta się Pełnię nieszczęścia, trudno nie myśleć o powieści Amatorki autorstwa rodaczki Handkego – Elfriede Jelinek. To właśnie tam pada słynne zdanie: „kobiety wychodzą często za mąż lub giną w inny sposób”. Łatwo można je odnieść do historii Marii.

Handke stara się zdystansować, przedstawić studium przypadku raczej niż porywającą opowieść o kobiecie, o której losach zdecydowało miejsce urodzenia. Maria jest reprezentantką całego pokolenia podobnych sobie kobiet. Im bliżej końca, tym trudniej zachować nobliście beznamiętny ton. W tej narracji pobrzmiewają wyrzuty sumienia. Wielkie wrażenie robią też listy Marii zamieszczone w książce – będące niemal podręcznikowym obrazem rozwijającej się depresji:

„Mówię sama do siebie, bo nie mam już nic nikomu do powiedzenia. Nieraz odnoszę wrażenie, że działam jak automat. Miałabym chęć gdzieś wyjechać, ale gdy robi się ciemno, ogarnia mnie strach, że nie odnajdę już drogi powrotnej. Z rana wszystko okrywa gęsta mgła i świat pogrąża się w ciszy. Co dzień robię to samo i każdego ranka znowu jest bałagan. To jakieś błędne koło. Naprawdę chciałabym już nie żyć, gdy wychodzę na ulicę, mam chęć rzucić się pod samochód. Ale czy to pewne na sto procent?”.

Nie, ta książka to nie tylko opowieść o śmierci, ale i o życiu tę śmierć poprzedzającym. Życiu, w którym – zdaje się mówić Peter Handke – jest się skazanym na przegraną, bo przegrana zostaje niejako narzucona.

Źródło cytatów: Peter Handke, Pełnia nieszczęścia, przeł. Barbara L. Surowska, Wydawnictwo Eperons-Ostrogi, Kraków 2020.
Elfriede Jelinek, Amatorki, przeł. Anna Majkiewicz, Joanna Ziemska, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2005.
Źródło grafiki: https://booklips.pl/czytelnia/fragmenty-ksiazek/noblista-docieka-dlaczego-jego-matka-popelnila-samobojstwo-fragment-pelni-nieszczescia-petera-handkego/

Dodaj komentarz