Agatha Christie, autorka kryminałów, które do dziś zachwycają czytelników na całym świecie, miała w swoim życiu pewien tajemniczy epizod – zaginęła na jedenaście dni. Choć ta zagadka została już wyjaśniona, wciąż intryguje kolejnych twórców. Tym razem zainspirowała Marie Benedict.
Agatha Christie przeszła do historii jako Królowa Kryminałów. Jej książki są wznawiane, tłumaczone na nowo i ekranizowane do dziś (aktualnie w kinach możemy oglądać niezbyt udaną adaptację Śmierci na Nilu. Warto wymienić fenomenalny serial „Poirot” z niesamowitym Davidem Suchetem w roli tytułowej czy seriale bądź filmy o śledztwach panny Marple – w tę postać wcielały się m.in.: Joan Hickson, Margaret Rutherford, Geraldine McEwan, Angela Lansbury czy Julia McKenzie). Wielu współczesnych autorów kryminałów przyznaje się do tego, że ich miłość do gatunku zaczęła się właśnie od lektury książek brytyjskiej pisarki. Choć od debiutu Agathy Christie minęło już ponad sto lat, nie traci na popularności wciąż zyskuje nowych czytelników.
Również ona sama interesuje i inspiruje – nie tylko jako pisarka. Pojawiają się kolejne biografie. Zdecydowanie najbardziej tajemniczą sprawą w jej życiu pozostało słynne jedenastodniowe zaginięcie. Agatha Christie była wówczas już znaną pisarką (niedługo wcześniej opublikowała Zabójstwo Rogera Ackroyda, które – z uwagi na szokujące wówczas rozwiązanie – przyniosło jej ogromną sławę), choć jej kariera dopiero miała się imponująco rozwinąć. 3 grudnia 1926 roku Christie nieoczekiwanie opuściła swój dom i przepadła bez śladu. Wkrótce znaleziono jej porzucone auto. Policja i prasa zainteresowały się tym zaginięciem, zorganizowano poszukiwania na szeroką skalę. Prześcigano się w domysłach, badano rozmaite tropy, pojawiały się różne tezy (m.in. o planowanym samobójstwie, o nieszczęśliwym wypadku, o morderstwie, wreszcie o sfingowaniu zaginięcia). Niebawem wyszło na jaw, że małżeństwo państwa Christie nie należało do szczęśliwych, a Archibald – zwany Archiem – stał się głównym podejrzanym jako potencjalny żonobójca. Pisarkę odnaleziono po jedenastu dniach w ekskluzywnym hotelu w Harrogate, gdzie zameldowała się jako Theresa Neele (było to nazwisko kochanki Archiego). Wyjaśnieniem – mało przekonującym – był nagły atak amnezji. Gazety wciąż rozpisywały się o Christie i jej rodzinie, dziennikarze nie ustawali w spekulacjach odnośnie do przebiegu zdarzeń, pojawiały się karykatury i złośliwe komentarze.
Christie wolała się nie odnosić do tego okresu – pominęła go w Autobiografii. Najwięcej światła na te zdarzenia rzuca jej wydana pierwotnie pod pseudonimem Mary Westmacott powieść Niedokończony portret (choć warto zaznaczyć, że jest to raczej jednostronna wersja autentycznego małżeńskiego dramatu). Rosalind Hicks i Matthew Pritchard – córka i wnuk Agathy Christie – już po jej śmierci próbowali odciągnąć uwagę opinii publicznej od dawnego zaginięcia (na przykład przy okazji powstawania kolejnych biografii). Przez lata ta sprawa pozostawała niewyjaśniona, stała się też inspiracją dla rozmaitych twórców (w 1979 roku zrealizowano film „Agata” z Vanessą Redgrave, Timothym Daltonem i Dustinem Hoffmanem). Wreszcie w 1997 roku Jared Cade dotarł do potomków świadków wydarzeń z 1926 roku i oznajmił światu prawdę w książce Agatha Christie i jedenaście zaginionych dni. Choć ta zagadka została rozwiązana, nie przestała ciekawić. Wokół tamtego zaginięcia Andrew Wilson osnuł Królową zbrodni. Również Marie Benedict uczyniła je punktem wyjścia swojej powieści Zniknięcie pani Christie.
Amerykańska pisarka wychodzi od biografii Christie, aby stworzyć nietuzinkowy, trzymający w napięciu thriller. Akcja obejmuje jedenaście feralnych dni zaginięcia i poprowadzona jest z perspektywy zdumionego Archibalda Christie. Zawsze był górą w tym małżeństwie, żona pozostała mu bardzo oddana. Gdy postanowił odejść i ożenić się z kobietą, którą naprawdę kochał, za nic nie chciała rozwodu. Mogłaby go błagać, aby przy niej został. Tymczasem to ona odeszła – i podjęła ryzykowną, acz fascynującą grę. Równolegle poznajemy „rękopis”. Agatha Christie spisała historię swojego małżeństwa – od pierwszego zauroczenia, przez łamanie konwenansów, aż po pierwsze nieporozumienia, które przekształciły się w kryzys. Starała się przejednać swojego męża, funkcjonować tak, jak on by sobie tego życzył (pomna matczynej rady: „Obowiązkiem żony jest być przy mężu, bo mąż jest najważniejszy, ważniejszy od dzieci. Jeśli żona zostawi męża samego na zbyt długo, straci go”). I cóż z tego, skoro Archie się od niej oddala? Nie szanuje jej, lekceważy, nie daje wsparcia? Jak daleko może się posunąć zdesperowana Agatha? Podejmuje ryzykowną grę z Archibaldem – teraz to ona jest górą, dyktuje warunki.
Zniknięcie pani Christie to porywający thriller. Marie Benedict odrobiła lekcje – swoją opowieść nasyca szczegółami wyniesionymi z biografii Królowej Kryminałów, pojawiają się postaci z najbliższego otoczenia pisarki (matka, Rosalind czy wierna Carlo Fiszer. Jest tu nawet miejsce dla psa!) i zdarzenia z jej życia. Wykreowani bohaterowie są bardzo wiarygodni. Zdumiewające, że Benedict stworzyła tak przekonującą fikcyjną historię, tak bardzo trzymając się prawdy. Również dla tych, którzy znają okoliczności sprawy, lektura Zniknięcia pani Christie może być miejscami zaskakująca. Na pewno stanowi świetną, satysfakcjonującą rozrywkę. To w gruncie rzeczy opowieść o tym, że „wszyscy jesteśmy zawodnymi narratorami swojego życia, modelujemy historie o sobie, które przemilczają niewygodne prawdy i podkreślają nasze zmyślone tożsamości”. Co ważne – nie brakuje tu też spraw stricte pisarskich. Widzimy Agathę mierzącą się z pierwszym pomysłem na powieść, spotykającą się z wydawcą, a wreszcie – pracującą w szale twórczym:
„Rozsadzało mnie od chęci pisania. W podróży czułam się jak jakiś zupełnie inny człowiek, jakbym miała inne życie. Bez codziennych powinności – rachunków, obowiązków domowych, pisania listów, kierowania nianią i służącą, czyli moim skromnym personelem, zakupów, reperowania ubrań, a co najważniejsze – bez zajmowania się Rosalind – czułam się lekko i kipiałam energią od twórczych wysiłków. W mojej głowie pojawiały się w pełni uformowane całe sceny, więc ciągnęło mnie do pokoju hotelowego i mojej maszyny do pisania.”
Powieść zdała egzamin – ale nie zdało go wydawnictwo. Pomimo pracy dwóch korektorek wkradło się sporo literówek i przeoczeń („Aczkolwiek – zmienia zdanie – powiedział policji, że nie miał nic wspólnego z zaginięciem, więc zeznanie Charlotte niekoniecznie mu się przyda” – to nie jest dosłowna myśl, choć tak przedstawiono ją w tekście;
„»Mojej zaginionej małżonki«” – powtarza Archie w myślach. Te trzy słowa wypowiedziane na głos przez wysokiego rangą funkcjonariusza sprawiają, że niewyobrażalne staje się możliwe” – ale funkcjonariusz wcale nie wypowiedział takich słów). Zdarzają się niezgrabności w tłumaczeniu (na przykład: „mam związek z panną Neele”, „Nie mam na zagraniczne wakacje”). Największym nieporozumieniem jest brak konsekwencji w tytułach powieści Christie. Mężczyzna w brązowym garniturze zmienia się w Człowieka w brązowym garniturze, Zabójstwo Rogera Ackroyda dwie strony później staje się Morderstwem Rogera Ackroyda. Wspomina się o Tajemnicy Błękitnego Ekspresu, choć ta książka jest czytelnikowi raczej znana pod tytułem: Zagadka Błękitnego Ekspresu. Chce się powiedzieć: gdzie był redaktor? Te przeoczenia, niedoróbki okropnie irytują – a mamy do czynienia z uznanym wydawnictwem!
Niemniej warto sięgnąć po Zniknięcie pani Christie. To świetna lektura nie tylko dla miłośników Królowej Kryminałów! Zdradzę wam, że już niedługo będziecie mogli ją wygrać w ramach konkursu!
Źródło cytatów: Marie Benedict, Zniknięcie pani Christie, tłum. Ewa Penksyk-Kluczkowska, Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2022.
Źródło grafiki: https://kobietalemur.wordpress.com/2018/09/02/przeczytane-w-sierpniu-czyli-miesiac-z-agatha-christie/