I zakończył się lipcowy konkurs na blogu Pasji Pisania. Kto z was spotka się z bohaterami znakomitych opowiadań składających się na debiutancką książkę Aleksandry Igras „Mokra biel Bambino”?
I kolejny blogowy konkurs dobiegł końca. Niby trwają wakacje, ale nie odkładacie piór! Dopisaliście, przyszło sporo świetnych prac. Mogliście wygrać Mokrą biel Bambino – debiutancką książkę Aleksandry Igras, absolwentki kursów Pasji Pisania. Egzemplarze konkursowe ufundowało Wydawnictwo Seqoja. A o samej książce więcej pisałem w niedawnej „Lekturze na weekend”. Kilka słów od Aleksandry Igras:
„Drodzy, ucieszyły mnie Wasze prace! Oczywiście nie wszystkie mi się podobały, ale 3/4 z nich – bardzo! I dlatego wybrałam 4 laureatów, choć i tak czuję niedosyt Dziękuję Seqoi za jeszcze jeden konkursowy egzemplarz Mokrej bieli Bambino. Piszcie, czytajcie, cieszcie się życiem! Pozdrawiam Was z drogi powrotnej z Bretanii i Normandii I znowu mnie to ogarnęło, to poczucie niebytu: »Patrzyłam na to wszystko w oniemieniu i wielkim smutku. Cały ten świat nie mógł być prawdziwy. Miałam poczucie, że to co oglądałam, było tylko fatamorganą«. Tylko spójrzcie…”
Spójrzcie na pamiątkowe zdjęcie otwierające ten wpis. Aleksandra Igras zdecydowała się nagrodzić cztery osoby. Jej książkę otrzymują: Daria, Patrycja, Kasia i Woj-San.
Wszystkie prace konkursowe możecie przeczytać tutaj.
Daria nadesłała taki tekst:
Jeśli teraz wyrzucę wszystkie twoje stare ręczniki, czy w końcu dasz mi odetchnąć? Czy wraz z szorstkością materiału pozbędę się podskórnego drapania, które niespodziewanie budzi mnie w nocy? Jeśli zerwę grube sztory w te potwornie radosne desenie, to nie będę dłużej słyszeć napominania, że powinnam być szczęśliwsza? Czy wraz z ostatnim uschniętym liściem twojej ukochanej monstery czy innego anturium odejdziesz na zawsze?
Wiem, co byś odpowiedziała. Żebym porzuciła te wzniosłe słowa, przestała być taka melodramatyczna, znalazła luz i zaczęła żyć własnym życiem. Gdyby niebo istniało i gdybyś mogła tylko na mnie patrzeć z góry, wiem jak bardzo niedumna byłabyś ze mnie.
Ty zamknęłaś swoje życie spełniona, widziałam ten podziw w oczach żałobników. Pewnie, kiedy ciebie wspominają, wciąż kiwają głową z aprobatą. Pełne współczucia gesty, którymi mnie obdarowali, raz za razem zdawały się mówić, że straciłam wspaniałą przewodniczkę. Ale ja nigdy nie byłam pojętną uczennicą. Zbyt miękka, kiedy powinnam być twarda i zbyt oschła w miłości. Jak śmiech w nieodpowiednich momentach komedii.
Chciałabym już porzucić starania, odsapnąć, usiąść wygodnie na tyłku. Mogłabym nawet zmienić nazwisko! Tylko oni w tych cholernych urzędach czasem jeszcze dopytują o nazwisko panieńskie matki.
A to miniaturka Patrycji:
Jej pisk przypomina pikanie szpitalnego kardiomonitora odmierzającego słabnący puls pacjenta. Jest ciemno. Nad sobą mam uchylone dachowe okno i przez parocentymetrową szparę sączy się do pokoju ciche kwilenie młodej mewy srebrzystej. Siedzi gdzieś nade mną, skulona między dachówkami, wśród których trudno ją dostrzec, jakby ten gatunek gniazdował przez miliony lat na szczytach budynków i ewolucja konsekwentnie ubarwiła jego pisklęta w beże i popiele, by mogły kamuflować się i ukrywać przed wzrokiem ludzi i innych drapieżników wśród omszałych i ukruszonych płytek, w zagłębieniach utworzonych przez spady i pod ceglanymi kominami.
Wieczorem, gdy wyszłam na balkon przed snem, by posłuchać jej żałosnej prośby, zdałam sobie sprawę, że cała okolica rozbrzmiewa podobnym płaczem. Powietrze po burzy drgało od pisków unoszących się nad blokami osiedla. Układały się w jeden lament. Szybko uciekłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi. Za dużo usłyszałam w nim udręki. Palce zaczęły mi mrowić. Pocierałam je o siebie, szukając w nich czucia. Przed oczami wciąż majaczyły mi skulone młode w żebrzącym geście kiwające bezszyjnymi głowami, jak dzieci cierpiące na chorobę sierocą, kołyszące się w przód i w tył z kolanami pod brodą. I ten obraz także roztarłam wierzchem dłoni.
Teraz leżę i czekam aż kolejny wysoki dźwięk wpadnie mi do serca. Przerwy między piskami są coraz dłuższe. Wiem, że dłużej tego nie zniosę. Może jutro nastąpi jakiś przełom? Z początkiem lipca pisklęta uczą się latać. Może wzniosą się nad dachy, złapią wiatr pod skrzydłami i zaczną krzyczeć jak rodzice? Rozdzierająco, ale apodyktycznie. Bez bezustannych próśb i jęków, od których miałam się uwolnić. Jeżeli nic takiego się nie stanie, wsiadam w pociąg i wracam do domu.
A oto, co zaproponowała Kasia:
– Miał nos! – po głębokim namyśle, tak długim, że ktoś mniej doświadczony ode mnie mógł go pomylić z drzemką, oświadczył triumfalnie staruszek.
– To… dobrze? – próbowałem zabrzmieć zachęcająco, wyszło jakbym na obiedzie u teściowej był o krok od wyplucia przesolonego rosołu. Bo i lepiej byłoby, gdyby nie miał nosa. Ale od czegoś musieliśmy zacząć. – Jaki? Wąski, szeroki, prosty, garbaty?
– Co?
– Nos. Czym się wyróżniał?
– Odstawał!
– Zadarty znaczy?
– Co?
– Nos! Czy był zadarty?
– Tak! Tylko… w dół!
– W dół zadarty? Czyli zakrzywiony?
– Co?
– NOS!
– Miał!
– Tak, to już ustaliliśmy. I powiedział pan, że odstawał?… ten nos!
– Od twarzy odstawał!
Fałszywy trop. Większość nosów tak ma.
– A oprócz nosa? Jak był ubrany? Wzrost, sylwetka? Włosy? Zarost? Jakieś znaki szczególne? Znamiona, brodawki, blizny, tatuaże? Oczy?
– Nie miał!
– Czego? Oczu?!
– Oczy miał!
– Zauważył pan kolor?
– Czego?
– Oczu. Jakie miał oczy?
– Smutne…
Trzymajcie mnie.
– A włosy?
– Nie miał!
– Łysy znaczy? To już coś. Uszy miał? – zażartowałem.
– Nie miał!
– Nie miał uszu?! – O proszę, nagły zwrot akcji. Przełom. Mamy go! Człowiek bez uszu raczej rzuca się w oczy. – Jest pan pewien? Miał jakieś ślady po operacji?
– Co?
– Co miał zamiast uszu?
– Czapkę miał!
Nabrałem powietrza, żeby się uspokoić i nie uszkodzić świadka. Cierpliwość jest cechą niezbędną w moim zawodzie.
– Umiałby pan ją opisać? Wełniana taka? Zimowa? Czy z daszkiem? W jakim kolorze?
– Co?
– CZAPKA! – w tym momencie zacząłem się zastanawiać, czy użycie broni służbowej byłoby już uznane za uzasadnione. – Proszę się skupić. Jeśli nie potrafi mi pan powiedzieć, jak wyglądał, jak mamy złapać sprawcę?
– Kogo?
– Sprawcę. Człowieka, który ukradł pański rower.
– Włodka?!
I jeszcze tekst Woj-Sana:
Stary Juuso otrzepał śnieg z butów i rozchyliwszy skóry zamykające namiot, wszedł do środka. Usiadł przy ognisku, ściągnął czapkę i wpatrywał się bez słowa w płonące gałęzie.
Nuhtte leżał po drugiej stronie ogniska, żując plastry suszonego mięsa. Zdziwiła go tak późna wizyta Juusa, szczególnie po całym dniu ciężkiej pracy.
– Znowu przepowiadała – nagle odezwał się Juuso, nie podnosząc wzroku od ognia.
Nuhtte czekał, aż starzec sam powie więcej.
– Beaivi. Wpadła w trans z bębnem przełomu. Tańczyła i prorokowała przez całą ostatnią noc. Byłem tam – Juuso dopiero teraz spojrzał na Nuhttego.
– I co takiego mówiła? – zapytał młodzieniec i splunął w ciemny kąt namiotu.
– Wyśpiewała joik zmiany, dostała wizję od Jabme-Akki. Nowi tyrani, nowe prawa. Szacunek dla starych dróg zniknie. Boga-człowieka każą nam czcić. Świat spłynie krwią, a po tym i reniferów i nas nie będzie – wyrzucił z siebie Juuso. – To koniec Saamów, Nuhtte.
Młodzieniec się roześmiał.
– Ona co roku tak pieprzy. I co się stało? Moja siostra wyszła za Fina, a pies utonął w przerębli zeszłej wiosny. Szkoda obydwu, ale jakoś przetrwaliśmy.
Juuso bez słowa wstał i wyszedł w grudniową noc.
Nastała wiosna i cały klan ruszył nad morze ze swym stadem. Nikt już nie pamiętał trudności zimowych miesięcy. Kiedy znad horyzontu zaczęła wyłaniać się święta góra Stuor Jierttá, nawet reniferom udzieliło się ogólne podekscytowanie.
To jednak nie trwało długo. Pod topniejącym ogromnymi płatami śniegiem na południowym stoku góry ział szkarłat, soczysty jak krew świeżo zarżniętego renifera.
– Szamanka Beaivi – szepnął Juuso.
– Co z nią? – nerwowo rzucił Nuhtte.
– Miała rację.
Nuhtte powoli obrócił się w stronę starca, a w jego oczach płonął strach.
Serdecznie gratulujemy nagrodzonym, ale także wszystkim uczestnikom konkursu. A już niebawem zaprosimy was do kolejnej pisarskiej zabawy!
Źródło cytatów: https://blog.pasjapisania.pl/2024/06/30/mokra-biel-bambino-konkurs/
Źródło grafiki: archiwum Autorki.
Hurra!!! Dziękuję, cieszę się ogromnie! Gratulacje dla wszystkich wspołlaureatów (i w ogóle wszystkich uczestników konkursu, niesamowite macie pomysły!) oraz dla pani Aleksandry za wydanie książki- nie mogę się doczekać lektury!
Dziękuję za wyróżnienie! Gratuluję pani Aleksandrze wydania debiutanckiej książki i czekam z niecierpliwością, by zanurzyć się w jej lekturze 🙂