Mikołaj Łoziński w swojej najnowszej powieści zabiera czytelnika do Tarnowa lat trzydziestych. Tam właśnie mieszka i próbuje być szczęśliwa żydowska rodzina Stramerów. Wiemy, jak musi się skończyć ta historia, prawda?
Dwudziestolecie międzywojenne. Ośmioosobowa żydowska rodzina Stramerów żyje w biednej dzielnicy Tarnowa. Nathan Stramer – głowa rodu – mając szesnaście lat, wyjechał do Nowego Jorku, a jednak wrócił z Ameryki, aby poślubić ukochaną Rywkę. Ich pierwsze dziecko zmarło w niemowlęctwie. Później na świat przyszli: Rudek, Rena, Hesio, Salek, Wela i Nusek. Stramerowie byli biedni, ale trzymali się razem – jako rodzina. Ojciec wciąż chciał przenieść swoje amerykańskie marzenia na polski grunt, ale kolejne interesy okazywały się chybione, co pogłębiało jego frustrację i tęsknotę za Nowym Jorkiem („Nathan widział swoje pełne sukcesów prawdziwe życie. Sukces w Ameryce to jest coś, dla czego warto się starać. O Nowym Jorku słyszeli nawet w Żabinie. A co znaczy sukces w Tarnowie?”). Punktem odniesienia był dla niego ukochany starszy brat, który pozostał w USA – stamtąd wysyłał listy i dolary („Dla niego brat wyglądał wciąż tak samo, jak na nowojorskim nabrzeżu, kiedy na pożegnanie dał mu skórzany pasek. Od dwudziestu lat nie ruszył się z tego nabrzeża. Nieruchomy jak Statua Wolności”). Rywka zajęła się wychowywaniem dzieci – i ona miała swoje marzenia, obiecane wakacje nad morzem. Wszak Nathan „kiedyś ze świecącymi oczami mówił, że weźmie ją nad morze, będą razem patrzeć na zachód słońca i pływać w morskich falach, a tymczasem płyną tylko lata”. Właśnie, lata płyną, dzieci dorastają. Stateczny Rudek – swoista ostoja rodziny – się żeni. Rena wdaje się w romans z żonatym przyjacielem rodziny. Salek i Hesio stają się działaczami komunistycznymi. Nusek ma wieczne kompleksy względem starszego rodzeństwa. Wela przeżywa pierwszą miłość.
W gruncie rzeczy Stramer to mogłaby być zwyczajna saga rodzinna. Łozińskiemu (na zdj.) udaje się przedstawienie rodziny – zżytej ze sobą, choć podzielonej konfliktami. Mamy tu i niespełnione marzenia dorosłych, i dziwaczne zabawy dzieci, ich odkrywanie i przystosowywanie się do świata, szukanie własnych marzeń (które spełnią się lub nie). Choć nie brakuje smutnych chwil, sporo tu radości, zachłyśnięcia się codziennością. I tylko czytelnik z XXI wieku zdaje sobie sprawę, jak to wszystko prawdopodobnie się skończy. Chyba nie bez przyczyny jeden z bohaterów czyta książkę o Titanicu. Bohaterowie wszak płyną przez życie ku nieuchronnej katastrofie. Bo przecież antysemityzm – stale obecny – w końcu zaczyna narastać („zaczyna się od »Swój do swojego po swoje« i »nie kupuj u Żyda«, a kończy na rozbijaniu witryn żydowskich sklepów i hasłach typu: »Żydzi na Madagaskar!«”), co więcej „ten kierunek podoba się młodym, którzy maszerują z pochodniami i chcą »narodowej rewolucji« (…) nacjonalizm to fala jutra”. Co się stanie ze Stramerami kiedy wojna przestaje być „abstrakcją, ruchami wojsk po starej, podartej mapie, rozwiniętej na szkolnej tablicy”?
Stramer nie jest pozbawiony wad – na powieściowej scenie panuje tłok. Niektórzy bohaterowie zostali zarysowani ciekawie, dla innych w zasadzie zabrakło miejsca, nie doczekali się rozbudowania. Pewne wątki Łoziński potraktował powierzchownie, to raczej streszczenie zdarzeń, a i przeskoków akcji przybywa ze strony na stronę. Natomiast mimo tych niedociągnięć, Stramer ma w sobie coś, co przyciąga. Siła tej książki być może tkwi właśnie w pewnej przewadze czytelnika – znajomości historii. Z jaką bezradnością czyta się o tych czasach, kiedy nie można ostrzec bohaterów. Nie unikną oni wojny, prześladowań. Na uwagę zasługuje też solidny research (co interesujące – epizodycznie pojawiają się też rzeczywiste postaci). Nie sposób też nie wspomnieć o epilogu – on naprawdę wstrząsa, nawet jeśli nie jest zaskakujący.
I na koniec trzeba powiedzieć – to ważna książka. Ważna, bo pokazuje dobitnie, jak funkcjonują pewne mechanizmy prowadzące do zapełniania się podręczników do historii kolejnymi tragicznymi rozdziałami. Niektóre fragmenty Stramera brzmią niepokojąco współcześnie.
Źródło cytatów: Mikołaj Łoziński, Stramer, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.
Źródło grafiki: https://www.wydawnictwoliterackie.pl/autorzy/279/Mikolaj-Lozinski i
https://pl.wikipedia.org/wiki/Tarnów
Dzięki Michale. Nie zapomnę po nią sięgnąć. Twoja recenzja mnie przekonała mimo właściwie nasycenia tym tematem. Wróciłam do Ksiąg Jakubowych i ponownie stwierdziłam, że to gigantyczna i genialna książka.
Kiedyś na pewno sięgnę po „Księgi Jakubowe” – na razie mam w planach powtórkę „Prawieku…”.