Lektura na weekend – Z perspektywy kota

Masz w domu kota? Niejednego? A może po prostu lubisz czytać o tych stworzeniach? Poznaj kota o wdzięcznym imieniu Nieteraz. Zaczął swoją karierę w internecie, a, nomen omen, teraz stał się autorem książki – być może książki właśnie dla ciebie!

Mam wrażenie, że książki o zwierzętach – fikcyjnych bądź prawdziwych – w ostatnich latach cieszą się ogromną popularnością. Są nam coraz bardziej potrzebne. Wbrew pozorom nie chodzi tu tylko o pozycje dla dzieci. To często historie pełne ciepła, zabawne, sprawdzające się doskonale jako poprawiacze humoru.

Ostatnio furorę w internetowych meandrach rzeczywistości zrobił kot Nieteraz. Pamiętam, jak natrafiłem na niego pierwszy raz – zacząłem przeglądać materiały na fanpage’u Nierusz i Nieteraz. Zwykle były to obrazki porównujące psa i kota – trochę tendencyjnie, ale za to zabawnie, a nierzadko bardzo celnie (przynajmniej jeśli chodzi o koty). Przy jednym z nich – przedstawiających skarconych reprezentantów obu gatunków popłakałem się ze śmiechu. Wiedziałem, że kiedy ukaże się książka, której autorem jest kot Nieteraz, będę chciał po nią sięgnąć.

Książka Typowy kot. Czyli jak wytrzymać z ludźmi ukazała się w tej samej serii co m.in. Wielki Ogarniacz Życia, czyli Jak być szczęśliwym, nie robiąc niczego, Wielki Ogarniacz Życia we dwoje, czyli Jak być razem i się nie pozabijać czy Wielki Ogarniacz Pracy, czyli Jak robić i się nie narobić autorstwa Pani Bukowej i/lub Pana Buka. Teraz do tej sympatycznej pary – Beaty i Adriana – i ich psa Nierusza dołącza kot. Ma on już swoją historię – na skutek dramatycznych przejść trafia do domu człowieka, z którym nie może się porozumieć. Bariera gatunkowa jest nie do przeskoczenia (tym bardziej przy obopólnej niechęci), ale tymczasowy opiekun znajduje kotu nowy dom (czy ściślej rzecz biorąc, wciska kota znajomym). Na szczęście u owych znajomych Nieteraz (bo takie właśnie imię otrzyma kot) znajduje stałe schronienie. Oczywiście szybko podporządkowuje sobie nowych właścicieli i ich psa. On uczy się ludzi, oni jego. Jak można się spodziewać, to kolizja światów – choć oczywiście miłość i przywiązanie są ponad wszystko!

Kot Nieteraz opisuje swoje kolejne przygody. A sporo się dzieje! Na przykład trzeba posprzątać („Nie macie pojęcia, jaki oni mają bałagan, szczególnie na wyższych poziomach. Zatem ja – zwierzę pożyteczne i społeczne – przechadzam się po tych wszystkich półkach i sprzątam. Konkretnie to zrzucam niepotrzebne rzeczy na podłogę: jakieś rośliny, skorupy, kieliszki, o których chyba zapomnieli, bo nigdy ich nie używają”), podrapać fotel (przepraszam… wielką ostrzałkę do pazurów: „Fotel w salonie podrapany, pewnie, że podrapany, do tego służy przecież, ludzie, ogarnijcie się”), upolować piłki, dać się pogłaskać właścicielom, poskakać na półki, uciekać przed wizytą u weterynarza, hałasować w nocy, gdy wszyscy śpią, a nawet walczyć z przybyszem z zaświatów (czym jest ów przybysz, to się dopiero okaże…). Czasem jest nieprzyjemnie – gdy trzeba znosić nieobecność Adriana i Beaty, przejść na dietę, przekonać się do nowego nielubianego legowiska, znieść wizytę niechcianych gości, a wreszcie uciec z domu w chwili złości, aby później do niego z zadowoleniem wrócić. Bardzo ciekawie wypadają też obserwacje świata i zachowań ludzi. Nieteraz widzi ich po swojemu, po kociemu („Oni są zbudowani z dziwactw” – stwierdza). Nie zawsze rozumie swoich właścicieli – tak jak w przeklinanej sytuacji z budzikiem:

„Przykładowo taka Beata – ona nie budzi się wtedy, gdy się wyśpi, tak jak natura czy rozsądek by nakazywały… tylko dokładnie odwrotnie. No pomyślcie sobie – spanie i budzenie się – najprostsze sprawy na świecie. Śpisz, wysypiasz się, a potem się budzisz i wstajesz. Nie – ona śpi tak długo, aż to jej urządzonko zacznie śpiewać kretyńską piosenkę. Za każdym razem tę samą, do obrzydzenia. Paranoja!”

Nieteraz jest równie zszokowany na przykład na widok przyniesionej przed Świętami choinki:

„Powtórzę jeszcze raz na wszelki wypadek: Adrian przyniósł drzewo. Do domu. Chyba żeby Nierusz pod nie sikał. Co więcej – Beata, zamiast powiedzieć, co ona sądzi o jego głupich pomysłach, cieszy się jak pies wyprowadzany na spacer i jeszcze pokazuje mu, gdzie ma postawić tę roślinę. Pogłupieli do reszty”.

Książka jest napisana – po kociemu, czyli z pazurem. Całość układa się w pewną fabułę, choć raczej pretekstową. Chodzi tu przede wszystkim o ukazanie sposobu myślenia kota. Kolejne opowieści przerywane są zestawieniami – na przykład: „Dziesięć powodów do miłości” (pierwszym i najważniejszym jest jedzenie. Nieteraz przyznaje: „Oczywiście mógłbym polować. Czasem nawet poluję. Fajna sprawa. Ale póki system »miauk-puszka-miska« działa, niespecjalnie widzę powód, aby to zmieniać. Tym bardziej, że polowanie na tuńczyka wydaje się dość kłopotliwe”), „Pięć najciekawszych rzeczy” (chodzi m.in. o to, co jest po drugiej stronie drzwi, o to, czy kot się zmieści w danej przestrzeni albo czy coś da się zjeść), pojawia się też statystyka – jak liczba kotów przekłada się na poziom szczęścia ich właścicieli. Nie sposób tu nie wspomnieć o kapitalnych obrazkach, dowcipach rysunkowych, które uzupełniają kocie pamiętniki. Trudno powstrzymać się od śmiechu. Właściciele kotów (a może raczej: osoby, którym koty pozwalają w swej łaskawości ze sobą mieszkać) rozpoznają wiele znajomych scenek i zachowań, z pewnością przyznają rację pewnym kocim prawdom (na przykład: „Paradoks kota Schrödingera: Kot jednocześnie wchodzi i wychodzi”).

Warto sięgnąć po tę sympatyczną książkę, jeśli jesteście miłośnikami mruczących czworonogów i oddać się lekturze najlepiej z kotem na kolanach!

Źródło cytatów: Kot Nieteraz, Typowy kot, Czyli jak wytrzymać z ludźmi, Znak Literanova, Kraków 2020.
Źródło grafiki: https://www.facebook.com/kotvpies/photos/a.1877409809138028/2438962489649421 oraz materiały marketingowe

2 Replies to “Lektura na weekend – Z perspektywy kota”

  1. Może przedstawię Wam moją kotkę:
    Nazywają mnie Wisia. To wymyślił ten młody, kiedy po roku nazywania mnie Wąsik wyszło, że jestem kotką nie kotem. Myśleli, że jestem facetem, bo mam wspaniałe długie wibrysy. Największe z całej naszej piątki, która wykluła się z szarej mamusi. A Wisia to imię wzięte z radiowych Matysiaków.
    Szare było też troje mego rodzeństwa: Szarunia, Tygrys i Skarpeta. Do tego dwoje czarno-białych: Łapka i ja. Bardzo lubili Skarpetę, którego nazywali tak od białych końców łapek. On już z nami nie mieszka, bo gdzieś sobie poszedł. Chociaż kiedyś to go prawie wydali, ale okazało się, że współlokator jest wrażliwy na nasze futra. Łapki też już nie ma. Zaczęli go tak nazywać po złamaniu przez niego tylnej łapy, kiedy przez sześć tygodni więzili go w tym ich domku. Łapek tak się do nich przywiązał, że potem chętnie ich odwiedzał, szczególnie w zimowe wieczory. Pewnie to mu jednak zaszkodziło, bo kiedyś się rozchorował i zdechł. Nadal z nami jest mamusia, która jest dość płodna i pewnie miałaby młode co roku, gdyby jej nie wzięli do weterynarza. Podobnie zrobili ze mną i z Szarunią. A Tygrys też gdzieś się oddalił.
    My jak to dzikie koty mieszkamy w ogrodzie, ale ten młody człowiek to nam zrobił i umieścił tam wygodną budkę. Bardzo przydatna na chłodne noce. Dostajemy też fajne żarcie. Najczęściej suche kulki z takich ogromnych paczek Josera, a często też coś mokrego z puszek, albo gotowane serduszka. Fajnie jest latem kiedy gonimy motylki fruwające nad trawą. Czasem udaje się złapać i wtedy mam ucztę. Jednak prawdziwe żarcie to gdy uda się nam złapać ptaszka. Czasem zakradają się nam do miski i wtedy urządzamy polowanie, ale nie łatwo takiego spryciarza złapać. W zimne wieczory lubimy też wleźć na ciepły samochód, który tak fajnie grzeje po jakiejś przejażdżce państwa.
    W ogóle to trochę lubimy tych mieszkańców domku. Zwłaszcza panią, co nas najczęściej karmi, ale także jej córkę i syna. Od czasu do czasu dajemy się im pogłaskać. Najmniej znamy męża pani, który najrzadziej daje nam jeść i kiedy chce to robić uciekamy spłoszone.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Urocza historia:)

Dodaj komentarz