Lektura na weekend – Biedna Rosemary

Zdawałoby się, że Rosemary Woodhouse miała wszystko – oddanego, kochającego męża, wymarzone mieszkanie w świetnej lokalizacji, przyjaciół, całkiem niezłe perspektywy. Do szczęścia brakowało tylko dziecka – lecz gdy Rosemary zaszła w ciążę, zaczęły się dziać niepokojące rzeczy…

Nowy Jork, rok 1965. Rosemary i Guy Woodhouse’owie szukają mieszkania dla siebie. Są młodzi, kochają się, mają ambicje i dalekosiężne plany. Zamierzają również powiększyć rodzinę. Szczęśliwym trafem udaje im się wynająć lokum po zmarłej starszej pani. Mieszkanie usytuowane jest w Bramford – zachwycającej kamienicy. Właśnie od znalezienia mieszkania zaczyna się Dziecko Rosemary – najsłynniejsza powieść Iry Levina. Zdaje się, że wszystko układa się pomyślnie. A jednak jak się okazuje, to miejsce nie cieszy się aż tak dobrą sławą. W Bram dochodziło do „zadziwiająco wielu podejrzanych i paskudnych wydarzeń”, m.in. uprawiano czary i kanibalizm. Jeden z przyjaciół państwa Woodhouse próbuje ich odwieść od przeprowadzki:

„Nie mówię (…) że wejdziecie do Bramford i zaraz spadnie wam na głowę fortepian, zjedzą was stare panny czy zostaniecie zamienieni w kamień. Chcę tylko powiedzieć, że to miejsce ma nieciekawą historię i że warto ją wziąć pod uwagę razem z wysokością czynszu i kominkiem. Tam naprawdę dzieje się wyjątkowo dużo złych rzeczy. Po co świadomie wchodzić do strefy zagrożenia.”

Rosemary i Guy ignorują ostrzeżenia – zamierzają być szczęśliwi w swoim nowym domu, budują własne gniazdo. Mimo wszystko wkrótce dochodzi do czegoś niepokojącego. Terry Gionoffrio – którą Rosemary poznała niedługo wcześniej w odpychającej kamienicznej pralni – popełnia samobójstwo. Dziewczyna dawniej miała problemy z narkotykami, ale zaczynała nowy rozdział pod opieką sąsiadów Woodhouse’ów, starszego bezdzietnego małżeństwa. Wkrótce Rosemary i Guy poznają Romana i Minnie Castevetów, dawnych opiekunów Terry. On jest tajemniczy i inteligentny, ona – dobroduszna i wścibska, oboje sympatyczni i pełni dobrej woli. Gdy Rosemary zachodzi w upragnioną ciążę (choć w zgoła nieupragnionych okolicznościach), opiekują się nią z pełnym oddaniem. Jednak tytułowa bohaterka źle znosi „stan błogosławiony”. Zamiast przybierać na wadze, chudnie, towarzyszy jej też potworny ból, który nie daje się uśmierzyć żadnym lekom:

„Ból jeszcze się wzmógł, stał się tak przejmujący, że coś w niej pękło, zamknęło się – jakiś ośrodek oporu i pamięć o lepszych czasach – i przestała reagować, przestała mówić o bólu (…), przestała się odnosić do swojego cierpienia nawet w myślach. Do tej pory ból był w niej, teraz to ona była w nim; ból otaczał ja zewsząd, był czasem, był całym światem”.

Co gorsza, Rosemary wpada na trop pewnej przerażającej tajemnicy. Czy ona zwariowała? A może wręcz przeciwnie?

Rosemary i Minnie Castevet

Doskonale pamiętam, kiedy – w czasach gimnazjalnych – wypożyczyłem sobie Dziecko Rosemary z biblioteki, aby przeczytać tę powieść po raz pierwszy. Bibliotekarka zdziwiła się, po co mi „taki horror”. No cóż, za pierwszym razem do poznania pchała mnie naturalna czytelnicza ciekawość, tytuł nie był mi całkiem obcy. Wtedy śledziłem przede wszystkim fabułę z dreszczykiem ekscytacji – no, bo przecież to horror! Kilka lat później zachwyciła mnie kapitalna ekranizacja w reżyserii Romana Polańskiego z genialnymi kreacjami Mii Farrow i Ruth Gordon (w tym wpisie możecie obejrzeć zdjęcia z filmu). Film oglądałem jeszcze wielokrotnie. Do książki powróciłem kilka lat temu – przed wybraniem się na spektakl „Rosemary”, inspirowany powieścią Iry Levina. Odkryłem ją całkiem na nowo. Doceniłem nie tylko warsztat, ale także głębię przedstawionej opowieści. Wspomniany wyżej spektakl pokazał mi, że historię Rosemary i jej dziecka można przedstawić na wielu poziomach. W przedstawieniu zrezygnowano z obecnych w powieści wątków typowo horrorowych, nadprzyrodzonych (napiszę w ten sposób, żeby uniknąć spoilerów), przedstawiono za to krzywdę, jakiej doświadczają mężatki oraz dzieci.

Niedawno nakładem Wydawnictwa Vesper ukazało się kolejne wydanie Dziecka Rosemary w nowym tłumaczeniu (trzeba przyznać, że dotychczasowe było już dosyć przestarzałe) autorstwa Janusza Ochaba. Wydanie jest ilustrowane (niestety, wbrew temu, co widnieje w opisach książki w niektórych księgarniach, nie zostało wzbogacone o posłowie autorstwa Bartosza Czartoryskiego, krytyka filmowego). Uznałem, że to doskonała okazja, aby jeszcze raz przeżyć tę historię. Wciągnęła mnie od pierwszych stron – tak, jak poprzednio i tak, jak za pierwszym razem.

Muszę przyznać, że byłem zaskoczony. Znam dobrze tę historię, a ona nadal mnie porusza. Ira Levin stworzył niesamowity klimat zagrożenia. Niemal do samego końca nie wiadomo, czy tytułowa bohaterka wariuje, czy wręcz przeciwnie. Jest wręcz osaczona. Sprowadzona li i tylko do roli matki. Nie ma przy sobie niemal nikogo ze świata z zewnątrz. Znikąd pomocy. Psychologicznie ta kreacja jest naprawdę przekonująca – wyobrażam sobie, że w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku wiele Amerykanek mogło się identyfikować z Rosemary (przypuszczam, że i dziś niektóre czytelniczki mogłyby odnaleźć w niej siebie). Zwróciłem też uwagę na świetnie zarysowany konflikt małżeński, który tylko pogłębia dojmującą samotność bohaterki („patrząc wstecz na minione tygodnie i miesiące, wyczuwała niepokojącą obecność sygnałów, które kryły się w zakamarkach jej pamięci, przejawów jakiejś istotnej skazy na jego miłości do niej, rozbieżności między tym, co mówił, i tym, co naprawdę czuł. Był aktorem: czy ktoś potrafi powiedzieć, kiedy aktor jest sobą, a kiedy gra?”). Jak zwykle zachwyciła mnie także postać Minnie Castevet – barwna i niejednoznaczna (zawsze będzie już miała twarz nagrodzonej Oscarem Ruth Gordon).

Dziecko Rosemary to jedna z tych cudownie ponadczasowych historii, które przerażają, nawet jeśli dziś osiadła na nich warstewka patyny. To niewątpliwie horror, ale niemal pozbawiony kojarzonej z tym gatunkiem taniej makabry. Może dlatego tak łatwo poddaje się kolejnym interpretacjom? Jeśli jeszcze nie znacie historii Rosemary i jej dziecka – sięgnijcie koniecznie po powieść Iry Levina. Ciekawe, jak ją odczytacie. Dziś wiem, że do tej książki nadal będę z przyjemnością wracał..

Źródło cytatów, Ira Levin, Dziecko Rosemary, tłum. Janusz Ochab, Wydawnictwo Vesper, Czerwonak 2021.
Źródło grafiki: https://www.telemagazyn.pl/film/dziecko-rosemary-104921/

3 Replies to “Lektura na weekend – Biedna Rosemary”

  1. Film byl dla mnie traumatyczny. Nie wiedzialam, ze powstal na podstawie ksiazki. Powiesc na pewno jest o wiele bardziej wielowatkowa, a nie tylko ten diabel i opetanie. Ciekawa propozycja w nowym tlumaczeniu! Zaznaczam, ze nie czytalam, tylko przypuszczam na podstawie artykulu.

  2. Iwona Banach says: Odpowiedz

    czytałam, oglądałam wielokrotnie, całkowicie się zgadzam. Uważam, że gdyby tę książką, tak samo zresztą jak i film potraktować (a wielu tak robi) wyłącznie jako horror to spłyci się wszystko. Dla mnie pozycja kultowa i wieloznaczna. Dodatkowo zawsze fascynowało mnie indywidualne odbieranie świata i pułapki z tym związane. Na ile to co widzę, wiem, czuję jest zgodne (nie, nie z prawdą) ale z tym jak postrzegają to inni, bo prawda bywa często manipulacją (zawsze fascynowała mnie też względność prawdy). Do teraz wracam do tej książki i wciąż się nad nią zastanawiam.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Bardzo ciekawe spojrzenie, Iwona!

Dodaj komentarz