Lektura na weekend – Konsumpcjonizm, telewizja i przemoc

Narastające poczucie beznadziei, przemoc, nadużywanie alkoholu, oddanie popkulturze, konsumpcjonizm – taki obraz pewnego obszaru Polski końcówki lat dziewięćdziesiątych wyłania się z książki Sławomira Shutego „Nowy wspaniały smak”. Oto groteska – ale taka, w której tkwi nieco brzydkiej prawdy o człowieku.

Nowy wspaniały smak Sławomira Shutego ma ciekawą historię. To właściwie pierwsza książka tego autora, napisana u schyłku lat dziewięćdziesiątych. Wydał ją własnym sumptem: złożył w Wordzie, wydrukował i skserował w stu egzemplarzach i zszył. Sprzedawał ten skromny nakład w jednej z krakowskich piwnic na Starym Mieście. Teraz tę książkę wydała Korporacja Ha!art.

To kilkadziesiąt miniatur prozatorskich. Już same ich tytuły przyciągają uwagę. Odwołują się nierzadko do reklam, obiegowych powiedzeń, rozmaitych tekstów kultury (m.in. Publiczności to się spodoba, Mężczyzna – przedmiot pożądania, Co złego to nie ja, Dobra nowina, Krem z kury, Czy można zajść w ciążę siadając na krześle, Tekst sponsorowany, Wygodne obuwie dla całej rodziny, Najlepsze wakacje twojego życia, Są różne gusta i guściki). W niektórych tekstach Shuty kapitalnie parodiuje język rozmaitych reklam („Pan Robert jest zabawką miękką, wypełnioną włóknem poliestrowym, pokrytą akrylem, nie wywołuje alergii. Wdzięczny słuchacz i przytulacz. Nadaje się do parcelacji (za dodatkową opłatą w zestawie piła tarczowa). (…) Melodia, którą co rano wygwizduje podczas golenia, to nuta znanej reklamy, wedle potrzeb może to być topowy utwór rockowy bądź klasyczny”). Już sam początek tej książki dobrze oddaje jej charakter. Mamy tu pozornie szczęśliwe zakończenie historii miłosnej – nadchodzi ślub:

„To, co wydarzyło się ostatnio w jej życiu, było tak niesamowite i nieprawdopodobne, że Bożena myślała: To musi być bajka. To zbyt piękne, aby było prawdziwe! To cud, że wszystko ułożyło się w ten sposób. Mało brakowało, a nie zaznałaby tej podniecającej przedślubnej gorączki, wspólnych planów i kłótni co do listy zaproszonych gości, wzajemnych żalów, wyczerpujących zakupów sukni ślubnej, nieporozumień co do ilości potrzebnego na wesele alkoholu, jak i fascynujących chwil radości, i tego oczekiwania, kiedy wreszcie usłyszy od najważniejszego mężczyzny w jej życiu sakramentalne i piękne »tak«”.

Sławomir Shuty

Sławomir Shuty brawurowo posługuje się groteską. Przeważnie swoich zwyczajnych bohaterów przedstawia w sytuacjach równie zwyczajnych bądź niezwyczajnych, acz wpisanych w codzienność. Ktoś ogląda telewizję. Ktoś spotyka się z sąsiadką i gorączkowo szuka kluczy „żeby tę martwą tkankę konwersacji, która się nie klei, przeczekać w pozorowanym działaniu”. Ktoś spędza dzień w supermarkecie. Ktoś spieszy się na spotkanie z ukochanym. Ktoś narzeka na swoje życie. W tym zbiorze zdarzają się oczywiście i teksty o nieco innej naturze, gdzie groteska wypiera realność – Jacek funkcjonuje w odległym świecie, w którym wszystko jest zaprogramowane, a (natrętna) żywność sama informuje o tym że się psuje. Pewna kobieta widzi UFO i zostaje porwana przez kosmitów. Pojawia się plaga ekshibicjonistów („Przestrzeń w promieniu kilometra od akademika zasiedlona była przez zboczeńców. Pojawiali się z wiosennym ociepleniem i wtedy wszyscy wiedzieli, że zima już nie wróci. Tak jakby ich zboczenie stanowiło pewien rodzaj barometru. Kiedy dziewczyny szły na uczelnię, w powietrzu aż iskrzyło od nagich członków. I rzecz jasna od sprośnych okrzyków”).

W tej wykoślawionej rzeczywistości królują gorycz, przemoc („Marek zabił swoją rodzinę, ponieważ owego dnia był bardzo, ale to bardzo zestresowany”) i autodestrukcja. To wszystko zostaje ukazane z czarnym humorem („Zdarzały się już przypadki pojedynczych zniknięć, ale jakoś zawsze się wyjaśniały. Bo na ten przykład pani Gądol zniknęła, ale znaleziono ją niespełna tydzień później, pociętą, w reklamówce nad skrajem rzeki.”). Zwyczajni ludzie umieszczeni w pozornie zwyczajnych życiorysach kryją w sobie nienawiść do otoczenia, paskudne myśli i fantazje („Marzą mu się hamburgery zrobione z mózgów ludzkich z dużą ilością cebuli (ale smażonej!) i ostrej papryki”). Jest to literacka zabawa, ale niepozbawiona namysłu. Shuty piętnuje mieszczaństwo, konsumpcjonizm, bezmyślność, znieczulicę, uwielbienie dla przemocy i drastyczności, które ubarwiają szare życie. Małżonkowie kłócą się, gdy mąż nie chce zatrzymać auta, aby żona mogła obejrzeć sobie wypadek samochodowy – sam niedawno widział lepszy. Policjant, który każe się rozejść tłumowi zgromadzonemu wokół ofiary podobnego wypadku usłyszy: „pocałuj się w dupę, to lepsze niż serial, jutro opowiemy wszystkim, których spotkamy”. W miesięczniku dla panów można znaleźć taką psychozabawę: „»Jeśli byłbyś zmuszony zabić swojego sąsiada, co zrobiłbyś z ciałem?« – czytał. – »A – poćwiartowałbyś w wannie«; »B – wyniósłbyś do śmietnika, żeby ktoś coś z tym zrobił; C – wyrzuciłbyś przez balkon«”. A oto pewna wakacyjna oferta:

„Nasza propozycja to całkowita rewelacja. Pogrążone w zimowej gorączce Alpy. Plus coś więcej: najprawdziwsza klęska żywiołowa, jakiej nie było w tych górach od 300 lat! (…) I Ty też możesz tam być, zakosztować tego ekscytującego przeżycia, przeżyć niebezpieczną przygodę! Zrobić w malowniczej scenerii fascynujące zdjęcia!”.

Bohaterowie tych miniatur szukają szczęścia, które widzą w telewizji, korzystają z gotowych recept, wierząc, że to szczęście na nich czeka („Jestem drapieżna i zmysłowa. Jestem drapieżna i zmysłowa. Jestem drapieżna i zmysłowa. Ojej, jeszcze mam do przepisania trzydzieści pięć razy. Zapełniła już afirmacjami cały zeszyt stukartkowy w drugą linię. I jeszcze drugie tyle z »Wyciskam z życia, ile się da«”). Zabijają nudę oglądając pełne przemocy, ogłupiające seriale, grają w totolotka, gromadzą kolejne przedmioty, aby piąć się po szczeblach awansu społecznego. Shuty przedstawia kilka takich nastawionych na konsumpcjonizm par:

„Państwo Korbielowie mają wszystko, co potrzeba do życia. Dwudziestojednocalowy telewizor, kuchenkę mikrofalową, ładny samochód na chodzie, sprzęt głośno grający z kolumnami, video i kamerę, na klatce schodowej są przyjaźni w obyciu. Nie są to jeszcze luksusy, ale wszystko jest na dobrej drodze, żeby tak było. Pocieszają się jednakże myślą, że inni mają gorzej”.

„Państwo Boryczkowie spędzili miłą niedzielę w supermarkecie. Zjedli coś, napili się dobrej kawy z promocji, odpoczęli na ławeczkach tuż przy stoisku ze sztuczną roślinnością i akcesoriami do akwarium, pooglądali trochę sprzętu elektronicznego, włączając w to zupełnie nowe telewizory o niewiarygodnej jakości dźwięku, wypełnili kilka kuponów, żeby wziąć udział w losowaniu cennych nagród, zakupili trochę niepotrzebnych rzeczy, jak drogi komplet wierteł do wiertarki udarowej »To zmotywuje mnie do zakupu wiertarki udarowej« – powiedział żonie pan Boryczko. Żona zgodziła się na taką argumentację pod warunkiem, że i ona pozwoli sobie na jakąś ekstrawagancję. Mąż zgodził się, nie chcąc psuć panującej miłej aury »To był wspaniały dzień. Dziękuję« – powiedziała przy wyjściu pani Boryczkowa i pocałowała męża w rękę”.

Oczywiście, rzeczywistość końca dwudziestego wieku przedstawiona w Nowym wspaniałym smaku jest mocno przerysowana, a nadmiar wymyślnej przemocy, fizjologii, groteski zwyczajnie może męczyć. Kiedy na książkę składa się kilkadziesiąt tekstów, muszą one ze sobą konkurować – w rezultacie jedne wypadają świetnie, inne słabo. Męczy też obraz kondycji człowieka ukazanego w tym opalcowanym, oplutym zwierciadle. I niepokoi jedna myśl – czy w tym wszystkim nie kryje się ziarno prawdy? Czy choć świat zdążył się zmienić, człowiek zmienił się razem z nim? Naprawdę nie znamy takich ludzi, jak bohaterowie Shutego? A na zakończenie jeszcze jeden cytat:

„Nagle wszyscy jak jeden mąż poczuli nieodpartą potrzebę oglądnięcia jakiegoś serialu. Takiego, żeby można było nie zwracać uwagi na treść. Tylko popatrzeć, odpoczywać i radować się kolorami. Albo przynajmniej jakiegoś teleturnieju, żeby można było zgadywać hasła i cieszyć się z tego. Rozeszli się do domów, a w lodówkach psuł się cichcem jogurt. Jedna tylko babcia Kolasiowa, rozłożona w oknie na poduszce z prawdziwego gęsiego puchu, wystawiała czułki jak tylko mogła najdalej, dokonując uważnego przeglądu przestrzeni konsumpcyjnej rozwiniętej wokół bloku. A ta się różowiła lubieżnie od czołówek i pilotów”.

Źródło cytatów: Sławomir Shuty, Nowy wspaniały smak, Korporacja Ha!art, Kraków 2021.

4 Replies to “Lektura na weekend – Konsumpcjonizm, telewizja i przemoc”

  1. „Shuty” to podobno pseudonim od „Huty”.
    Akurat ta książka nie cieszy się specjalną popularnością na Lubimy Czytać.
    Czyżby Michał znowu odkrył perełkę?

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Andy, w międzyczasie przeczytałem jeszcze „Cukier w normie” i uważam, że jest lepszy:)

  2. Z lektur na weekend serdecznie polecam „Srebrna łyżeczka” Magdaleny Witkiewicz”!

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Dlaczego ją polecasz, Gosiu?:)

Dodaj komentarz