Te drobne przyjemności – KONKURS!

Pora zaprosić was na kolejny konkurs na blogu Pasji Pisania. Dziś mamy dla was najnowszą powieść Danuty Awolusi – „Blisko, coraz bliżej”. To odważna pozycja traktująca o sprawach, o których zazwyczaj się nie mówi…

Czerwiec w toku, a zatem przyszedł czas na nowy konkurs. Tym razem możecie wygrać Blisko, coraz bliżej – najnowszą książkę Danuty Awolusi, pisarki, a także nauczycielki w szkole Pasja Pisania (Danusia prowadzi trzygodzinne warsztaty na temat wydawania książek w tradycyjnym wydawnictwie, a także promocji autora).

Danuta Awolusi (fot. Katarzyna Kosakowska)

Kobiecość ma wiele twarzy. Każda z nich jest piękna i wyjątkowa. To właśnie ona łączy trzy historie o (nie)zwykłym życiu (nie)zwykłych kobiet. Róża to nauczycielka biologii, która ma nastoletnią córkę i całkiem uporządkowane życie. Od szesnastu lat żyje w małżeństwie – z pozoru bardzo udanym. A jednak czegoś brakuje jej w tym pozornie idealnym życiu. Kamila to wzięta youtuberka i świetna menadżerka marketingu, w dodatku ma idealnego faceta przy boku. A jednak coś jest nie tak… Życie Jagody, aktywnej podróżniczki, spełnionej żony i mamy, na zawsze zmienia się przez wypadek samochodowy. Sparaliżowana od pasa w dół, musi na nowo odnaleźć się w codzienności. Świetnie sobie radzi na wielu płaszczyznach, ale niepełnosprawność staje się czymś nie do przeskoczenia dla jej męża. Więcej o tej znakomitej powieści pisałem w niedawnej „Lekturze na weekend”.

„Postawiła na stoliku nocnym głośnik Bluetooth, z którego zaraz zabrzmiała Norah Jones. Jej aksamity, ciepły głos od zawsze kojarzył się Jagodzie z seksem. Zapaliła dużą, zapachową świecę i przytłumiła światło za pomocą pilota. To miejsce tak doborze rozumiało jej potrzeby, a raczej zamiary! Klimatyzacja sprawiała, że w pokoju panowała przyjemna temperatura.
Wanilia w powietrzu zaczęła być wyczuwalna, co Jagoda uznała za znak do działania. Bez trudu przeniosła się na łóżko i poświęciła kilka minut na to, aby ułożyć się w jak najwygodniejszej pozycji. Na końcu rozwiązała pasek miękkiego szlafroka i zsunęła go z ramion.
Nagość wydała jej się zaskakująca. Od razu przypomniała sobie, jak wyjeżdżali z Czarkiem gdzieś na weekend. Ledwo zakwaterowali się w nowym miejscu, od razu szli do łóżka. Rozbierali się pospiesznie, ubrania tylko przeszkadzały. Od wypadku nic podobnego nie miało miejsca. Zapomnieli o dawnych rytuałach. On już dawno na nią nie patrzył, jakby paraliż uczynił ją przy okazji niewidzialną.”

A dziś – razem z Danutą Awolusi – zapraszamy was do udziału w konkursie, w ramach którego będziecie mogli wygrać Blisko, coraz bliżej. Trzy egzemplarze ufundowało Wydawnictwo Czwarta Strona.

Konkurs jak zwykle polega na napisaniu opowiadania. Słowem-kluczem jest tym razem „przyjemność”. To nie musi być tekst związany z kobietami, kobiecością, nie musi być to tekst erotyczny. To od was zależy, w którą stronę zaprowadzi was wena. Tekst nie powinien przekroczyć 1700 znaków ze spacjami. Opowiadanie (lub jego fragment) wklejcie w formie komentarza do wpisu konkursowego. Na wasze prace czekamy do 3 lipca włącznie. Spośród nadesłanych prac Danuta Awolusi wybierze trzy najlepsze, a ich autorzy/autorki otrzymają Blisko, coraz bliżej.

Ruszajcie do pisania! Czekamy na wasze teksty!

Źródło cytatu: Danuta Awolusi, Blisko, coraz bliżej, Wydawnictwo Czwarta Strona, Poznań 2022.

23 Replies to “Te drobne przyjemności – KONKURS!”

  1. Mam pozwolić ci umrzeć? Tego chcesz ode mnie tato?

    Nie powiesz tego wprost, ale tak naprawdę już od dawna tego chciałeś.

    Wtedy gdy zepchnąłeś mamę ze schodów. Wydaje mi się czasem, że pamiętam, jak cały mój świat zawirował, jak moje oczy zalała fala tsunami, jak załkałam bezgłośnie w wody płodowe. Może już wtedy wiedziałam, co mnie czeka, po urodzeniu?

    Wtedy gdy uderzyłeś mnie po raz pierwszy. Uwierzyłam, że miałeś powód, bo to, że nastąpiłeś na klocek, było moją winą. Przecież mogłam sprzątać dokładniej, rozumieć więcej, bardziej cię kochać.

    Wtedy gdy zgubiłeś naszego psa. Nigdy go nie chciałeś, wiem to, dawałeś mi o tym znać nieustannie, zwłaszcza wtedy, gdy zostawiłeś go pod barem i wróciłeś sam, ledwo trzymając się na nogach. Znalazłam go, ale już nigdy nie był taki sam. Na każdym spacerze oglądał się za siebie, piszczał, gdy odeszłam na krok, trząsł się ze strachu, gdy mnie nie widział. Wiem, dlaczego się trząsł, czułam się tak samo.

    Za każdym razem gdy podnosiłeś kieliszek do ust. Nie pamiętam cię trzeźwego. Ani uprzejmego. Ani kochającego. Pamiętam za to jak sprawiłeś, że musiałam się leczyć z kompleksów całe życie. Byłam przecież niewdzięczna! Bo prosiłam, abyś poszedł na terapię, bo chciałam cię ratować… Jak mogłam? Jak mogłam chcieć ci zabrać jedyną przyjemność, jaką miałeś w życiu?

    Wtedy gdy leżałeś zwinięty w embrion, błagając o pomoc. Byłeś sam i trząsłeś się jak mój pies pod barem. Żałosny i dobity jak ja, sponiewierany jak mama, pijany jak jakiś obcy mi menel.

    Dobrze tato. Będę posłuszną córką, tak jak zawsze chciałeś.
    Pozwolę ci umrzeć.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Mamy pierwszą pracę! Kto następny?:)

  2. Pisarczyk Amator says: Odpowiedz

    Tekst siedział na brzegu pustego, secesyjnego kałamarza zdobionego srebrnymi konwaliami i opierał się plecami o – równie bezużyteczne jak ten kałamarz – pióro. Spod znoszonej ramoneski wystawał mu kokieteryjnie przepocony podkoszulek z logo Włochatego, a z rozdartego trampka na prawej stopie rozglądał się po okolicy ciekawski – ździebko zabrudzony – duży paluch. Z szelmowskim uśmieszkiem Tekst zadarł do góry lekko przepity nosek i machając nóżkami w powietrzu prowokacyjnie zagadał:
    – To co Autor, wypuścisz mnie na świat? Daj trochę pohasać. Ubrał byś mnie jakieś ładne słówka, w historyjki wystroił, na konkurs wysłał.
    – Ale przecież wiesz, że nie mamy szans. Znowu wygra jakiś smutno-melancholijny tekst o ważnych sprawach, o utracie, o bólu. Taki jak oni to nazywają „o życiu”. Czy oni na tych konkursach potrafią docenić proste męskie przyjemności?
    – Skuć się z kumplami w cztery dupy i wyć z nimi „Przeżyj to sam” do rana, wybiec z sauny na śnieg i skoczyć na bombę do lodowatej wody lub na wiejskim weselu dać komuś w mordę? – Tekst się najwyraźniej rozochocił.
    – O to, to, chociaż może ująłbym to mniej dosadnie. Ale trafiłeś w sedno.. Gdzieżby ci zrozumieli na takim konkursie ducha Bachanaliów, wino lejące się strumieniami, ekstatyczne tańce szamana przy peyotlu czy uniesienia w trakcie moshpita na Woodstocku? Czy oni potrafią zrozumieć ducha Zorby? Kobieta, wino, taniec i ciężka praca to wszystko czego potrzeba mężczyźnie. Czy oni potrafią docenić filozoficzne rozważania Jerofiejewa o naturze ludzkiej tworzone po wypiciu trzech flakonów „Świeżości” gdzieś na stacji Dołgoprudna?
    – Autor, czy ty aby nie popadasz w jakieś deprechę? Przypomnij sobie Eurowizję w 2006. Jakbyś wtedy tak rozkminiał to znowu wygrałby jakiś „Ivan i Delfin”. A Ty, zrobiłeś im numer, zagłosowałeś i.. Lordi!!! HARD ROCK! Hallejuah! Monstrualne fińskie potwory biegały po scenie łomocząc soczysty metal. Jurorzy krzywili się jakby ktoś im kazał pić ocet i zagryzać cytryną. Ale głosy publiczności – w tym Twój – przeważyły. Zbuntowany anioł stanął w chwale w świątyni komercji i zakrzyczał „Dzisiejsze zwycięstwo dedykujemy wyznawcom rocka.”. Miny egzaltowanych panienek bezcenne! I te ochy i achy oraz płacze. Że koniec świata, że to takie niesprawiedliwe, ze ten Ivan taki przystojny a te potwory z Lordi takie brzydkie, że upadek obyczajów i dobrego smaku. Oj działo się, działo.
    – Czyli o czym mam pisać? Bo te ich 1700 znaków to mi nawet na opis trajektorii lotu much obsrywających migoczącą lampę w obskurnym barze w Myślenicach nie wystarczy. A co tu mówić o oddaniu nastroju śląskiej niemożności oraz przedstawieniu epickiej bitwy, którą mają w tym barze stoczyć Ostry z Ecikiem?
    – Pisz jak chcesz, byle po swojemu. Ja bym zaczął od „Tekst siedział na brzegu ..”

    1. Jak by to powiedziec? Juz wiem: kciuk w gore!

    2. Taka, ot, drobna przyjemność na początek nowego dnia.

    3. No i zrobiłeś mi poranek tym tekstem 🙂

  3. PISARCZYK AMATOR,
    uwielbiam Twoje teksty,
    twoją inteligencję
    i poczucie humoru! :)))
    Tak trzymaj!

    1. Pisarczyk Amator says: Odpowiedz

      Bóg zapłać za dobre słowo (bo ja chwilowo nie jestem „przy kasie” 😉 ).Swoją szosą to dyskwalifikacja mi się nalezy za niekonsekwencję merytoryczną. Gorol ze mnie wyszedł całą gębą, bo jak Śląsk to bar powinien być raczej w Mysłowicach, a nie w Myślenicach. Za szybko się ten mały hultaj w ramonesce na wolność wyrywał.

  4. Od zawsze uwielbiałem zabawki, zwłaszcza techniczne typu samochody, koparki czy długo oczekiwana kolejka elektryczna.
    Lubiłem telewizyjne dobranocki. Nie „Jacka i Agatki”, bo było za dużo czczej gadaniny. Za to lubiłem „Gąskę Balbinkę” chociaż nieruchome plansze z rysunkami były prymitywne, ale ja to łykałem. Podobnie jak nie przejmowałem się krytyką cioci logopedki dla sepleniącego kurczaka Ptysia. Super był „Czarodziejski ołówek”.
    Dopiero w szkole nauczyłem się czytać, ale pokochałem to. Przekopałem obszerną biblioteczkę rodziców, bibliotekę szkolną i bibliotekę publiczną. Zostało mi do dziś uwielbienie dla science-fiction, które ówczesna moda serwowała również w książkach dla dzieci.
    W trzeciej klasie trafiłem na przedwojenny podręcznik fizyki i dzięki zadaniu z peryskopem pokochałem ją. A z matmy od piątej klasy byłem niekwestionowanym orłem. Czytałem najróżniejsze rozrywki matematyczne ucząc się je rozwiązywać. Chciałem też majsterkować, ale miałem dwie lewe, a rodzice skąpili na narzędzia. Ale już w podstawówce zaczytywałem się w opisach konstrukcji różnych elektronicznych urządzeń. W liceum poznałem Jarka, który chętnie wytrawiał płytki drukowane, również na moje konstrukcje. W liceum zaraziłem się uwielbieniem dla rocka i to hobby pozwalało tworzyć własne urządzenia muzyczne, zwłaszcza stereo i taki był wzmacniacz do słuchawek hi-fi.
    Kiedy tuż przed maturą zdecydowałem się na informatykę na politechnice zacząłem się na sucho uczyć programowania w ALGOLu60. Zaraz po rozpoczęciu zajęć zacząłem w tym języku własnymi pomysłami zamęczać politechniczny komputer. Odwiedzałem go przed zajęciami i po zajęciach wysiadając w połowie drogi między domem, a budynkiem zajęć.

  5. ###

    Ile przyjemności można zmieścić w tysiącu znaków

    Łaskawy świat rozdaje bez wahania
    Zaczepne powiewy wiosennego wiatru
    Letnie krople deszczu na twarzy
    Szelest liści pod zmęczonymi stopami
    Skrzypienie zmrożonej ścieżki podczas zimowego spaceru
    Głęboki cień gruszy nad magiczną książką
    Zapach ziemniaków wymykający spod gasnącego żaru
    Zmysłowa kawa po wschodzie słońca

    Ale gdybym miała wybrać tylko jedną
    Wybrałam
    Twój oddech na mojej szyi

    ###

  6. Pisarczyk Amator says: Odpowiedz

    Mistrzyni aksamitnym ostrzem swojego haiku wyciska kropla po kropli drobne przyjemności z tysiąca znaków. Małe staje się wielkie. Szacun.

  7. Z tamtych dni zapamiętała dwóch młodych mężczyzn w mundurach. Jeden zdjął czapkę i cały czas ją gniótł, drugi czapki nie zdjął, ale za to co chwila ją poprawiał. Obaj nie wiedzieli co zrobić z rękami. Mówili, że im przykro, ale żaden nie spojrzał jej w oczy. Powtarzali słowa: tragedia, okoliczności, wyjaśniamy. Na koniec stuknęli obcasami i odeszli zostawiając za sobą powietrze ciężkie i gęste.
    Potem był kościół, do którego nie chciała iść, ale usłyszała słowa: tak trzeba, nie możesz – i uległa im.
    Gdy zamknęła drzwi za ostatnim pociągającym nosem krewnym czy znajomym, nadszedł czas na słowa: co dalej?
    Od wizyty dwóch panów w czapkach jej życie zmieniło się w metaboliczną egzystencję: wdech, wydech, połknąć, wypluć. Zniknęły słowa przyszłość, razem, a wiele innych rozmyło się i wyparowało.
    Jej uwagę przykuła mała brązowa buteleczka na stole. Biała nakrętka, dwukolorowe biało-zielone kapsułki, do tego obietnica, że koszmarna nocna wieczność zmieni się w sen. Nie pamiętała kto jej to dał, ale pamiętała, że dołożył słowa: zobaczysz i będzie dobrze. Wyrzuciła buteleczkę do kosza.
    Przytłaczały ją te wszystkie słowa i przyklejony do nich na siłę optymizm, czuła że musi poszukać innych, które nie przycisną jej syzyfowym kamieniem pustej nadziei. Chciała zacząć od podlania kwiatka, ale było za późno, gałązka stercząca z doniczki zmieniła słowo życie w pokruszony brązowy badyl.
    Stanęła przed regałem z książkami, przesunęła palcem po półce zostawiając falisty ślad. Dmuchnęła, szare kłaki kurzu uniosły się i miękko opadły na swoje miejsce. Wyjęła pierwszą z brzegu książkę z nadzieją, że w niej znajdzie właściwe słowa. Zaciągnęła się wonią osieroconych kartek i poddała chwili. Wzrok pieścił akapity, myśli płynęły. A tuż obok wykiełkowało pierwsze od dawna właściwe słowo: przyjemność.

  8. Otoczeni ludźmi siedzicie na przeciwko siebie. Oddzieleni miastem krzeseł, stołów i przechodniów. Cały hałas, zgiełk rozmów i muzyka zanika w ciszy głośnego pożądania. Papierosowy dym dogłębnie przenika twoje płuca. Z daleka widzisz jak zaciąga się nim razem z tobą. Dostrzegasz jak niezauważalnie zaczyna poruszać biodrami do przodu i do tyłu ocierając się o fotel, wstrzymując przy tym oddech. Wypuszczasz z ust dym posyłając go głęboko pod sufit. Mocno zaciska ręce na podłokietnikach. Uśmiechasz się kącikiem ust, mimowolnie. Widzi satysfakcję na twojej twarzy. Nie może już tego ukryć. Oboje wiecie, że pozwoliłaby ci na wszystko. Ustami wyławia z drinka kostkę lodu. Językiem obraca ją w buzi o trzysta sześćdziesiąt stopni bawiąc się nią niczym żongler płonącymi pochodniami. Czujesz jak w kilka sekund roztapia ją w gorącym oddechu. Kropla wody wydostaje jej się kącikiem ust i zaczyna powoli spływać po delikatnej szyi. Zatrzymuje ją palcem i jednym, płynnym ruchem sprowadza ją z powrotem do ust, nie odrywając wzroku z twojej twarzy. Zadymione pomieszczenie rozmywa jej bystre oczy we mgle uśpionych słów. Uśmiechasz się po raz kolejny, tym razem jeszcze perfidniej. Wstajesz i bez słowa wychodzisz. Nie dasz jej więcej tej przyjemności. Nie teraz. Nie dzisiaj i na pewno nie jutro. Mimo to wiesz, że zaczeka. Nie odwracasz się w drzwiach. Wiesz,że już na ciebie nie patrzy. Ale wiesz też, że mimo to cały czas cię widzi. Wyobraźnia często bywa potężniejsza od rzeczywistości. Uśmiechasz się do siebie po raz ostatni.

  9. Zmrużył oczy. To musiało się tak skończyć. Król Misaar oszalał i nie tolerował zdrady. Dagora otaczali gwardziści uzbrojeni w włócznie. Ich broń nie była poręczna w komnacie tronowej. Nie odda tanio swojej skóry. Miał nadzieję, że stawi opór na tyle długo, żeby tłusty Misaar zlał się w gacie ze strachu. Na razie król był pewny siebie.
    Za zdradę czeka cię śmierć – wycedził przez zęby opluwając sobie pulchny podbródek.
    Przyjmę ją jako nagrodę. Warto zginąć próbując zepchnąć twoje tłuste dupsko z tronu.
    Kiedyś Misaar był energiczny i wydawało się, że posiadał mocny moralny kręgosłup. Potem coś złego stał się z jego głową. Zaczął tyć z powodu niepohamowanego obżarstwa, a jednocześnie rósł jego apetyt na krwawe rzezie. Z byle pretekstu skazywał ludzi na śmierć.
    Pierścień gwardzistów zacieśnił się.
    Kiedyś służba u ciebie była przyjemnością. Dziś przyjemności zaznałbym podrzynając ci gardło – rzucił Dagor wiedząc, że to pewnie ostatnie słowa w jego życiu.
    Brać go. Chcę go żywcem! – krzyczał Misaar.
    Dagor odsłonił zęby w uśmiechu. Mocniej ścisnął rękojeść miecza. Był gotowy na ciosy, na śmierć. Jeden z gwardzistów zrobił krok do przodu. Dagor błyskawicznie wyprowadził sztych tuż powyżej końca zbroi, gdzie zaczynała się szyja. Żołnierz nie zdążył zrozumieć, że właśnie umarł. Gwardziści przeszkadzali sobie nawzajem. Dagor wykorzystał zamieszanie, wpychał przeciwników na siebie wyprowadzając precyzyjne cięcia. Powalił dwóch mężczyzn nim pierwszy cios trafił go w ramię. Nawet nie poczuł. Jeden z gwardzistów zgubił hełm, a Dagor ciął w odsłoniętą głowę. Miecz wszedł w kości z trzaskiem, bryznęła krew mieszając się z tą już płynącą rozlaną. Ostrze ugrzęzło w celu, uniemożliwiając unik. Poczuł ból i opadł na kolana.

  10. Arleta siedziała przy biurku, opierając się nonszalancko na łokciach w pozie śmiertelnego znudzenia. Przed nią leżał otwarty zeszyt z lekcją o rozmnażaniu muszki owocówki, nad którą ślęczała od godziny. Tyle że zamiast skupić się na chromosomach i dziedziczności, jej myśli błądziły nieśpiesznie po odległych zakamarkach świadomości.
    Oczami wyobraźni widziała te wszystkie drozofile pływające smętnie w sfermentowanym mirabelkowym kompocie jak owady zatopione w bursztynie. Albo nie – życzyła im, żeby wpadły w łapy nasosznika trzęsia, kątnika domowego lub zyzusia tłuściocha, których pajęczyny co rusz znajdowała pod kaloryferem. Pająki odgryzałyby im główki i chrupały je, chrzęszcząc szczękoczułkami.
    Mimowolny uśmieszek zniknął z twarzy Arlety, gdy w tych fantazjach dostrzegła, że paszcza pająka upodobniła się do znienawidzonego oblicza biologicy: z wąsikiem nad górną wargą i powiększającymi jak lupa okularami. Ale przecież pająkowi-biologicy też mogło się przydarzyć nieszczęście! Głodny wróbel mógł go zanieść w dziobie pisklętom, a takie nieopierzone młokosy często biją się o zdobycz – każde z piskląt oderwałoby po jednej nodze pająka, który zwijałby się w mękach. Na pająki czyhają też gliniarze naścienne: jeden taki gliniarz zaciągnąłby go do norki i złożył w nim jajo. Ale by się biologica miała z pyszna z jajem w odwłoku! Gdy już wyzionęłaby ducha, nowe pokolenie muszek owocówek z wymieszanymi, lecz niewstrząśniętymi haploidami odtańczyłoby powietrznego twista nad jej grobem.
    Surrealizm tej sceny przywołał Arletę do rzeczywistości. Zakryła twarz rękami i jęknęła: „Dlaczego ona nas tak torturuje?! Chyba znajduje w tym jakąś niezdrową przyjemność!”.

  11. Pisarczyk Amator says: Odpowiedz

    Pająki odgryzające główki i chrupiące je, chrzęszcząc szczękoczułkami! Wręcz słyszę ten chrzęst i ich żarłoczne mlaskania. Wizja biologicy, której pisklaki odrywają nóżka po nóżce w odwecie z męki Arlety – bezbłędna. No i te muszki owocówki z wymieszanymi, lecz niewstrząśniętymi haploidami.

    Popłakałem się ze śmiechu. Zaiste drobna przyjemność na początek dnia.

    1. A taki komentarz to największa nagroda!

      1. Przyjemnie zatonąć w mroku, pozbywając się własnego smutku. Przyjemnie zanurzyć się w orzeźwiającej wodzie, żeby zapomnieć o swoim istnieniu. Miło jest poczuć, jak otula cię kojąca fala, gdy nikt w okół nie chce cię przytulić. Gdy świat odbiera ci sens życia najłatwiej jest zniknąć. Gdy rzeczywistość cię przygniata, trzeba o wszystkim zapomnieć.
        Jak miło unosić się na falach, gdy nadciąga przypływ i tak przyjemnie opadać na samo dno, gdy nie ma już bólu ni strachu.

  12. „PRZYJEMNOŚĆ… PISANIA”

    Pierwsze zdanie jest najważniejsze.
    Natalia marszczy czoło. Wie, że wszystko zależy od tych pierwszych, przełomowych słów. Wszystko! Jej kariera pisarska, pochlebne opinie na Goodreads i przemiana. Przemiana z mało znaczącej autorki Wattpada w żonglującą słowem, kobiecą odpowiedniczkę Zafona.
    Czas położyć palce na klawiaturze.
    Robi to z namaszczeniem.
    No, dalej. Pierwsze słowa.
    Głośno przełyka ślinę.

    „Miłość to…”

    Przerywa w pół zdania, przerażona tym, że podjęła się zadania niemożliwego. Lepsi od niej pisarze nie zdołali dokończyć tej sentencji. No, co to jest miłość? Miłość to… motylki w brzuchu? Banał! Miłość to… głupota robiona na dwoje? Nie, to już gdzieś słyszała.

    „Miłość to…”

    Może patrzenie w jedną stronę? Nie, przeczytała to w książce. Miłość to… Dobry Boże, jeszcze trochę i straci całą przyjemność wynikającą z pisania.

    Rozważania przerywa dzwonek telefonu.
    – Tak? – odbiera rozkojarzona.
    – Kochanie, mam dla ciebie niespodziankę. – słyszy głos męża.
    Och, ten Adam. Tyle lat razem, a on nadal ją zaskakuje.
    – Co takiego, słońce?
    – Pamiętasz ten dzień, gdy zachwyciłaś się sielską chatką koło Nowego Targu? Dwadzieścia lat temu. Spontaniczny wypad do Zakopanego.
    Pamięta. Byli wtedy szaleńczo zakochani.
    – Chatka z niebieskimi oknami?
    – Tak!
    – Ceramiczny kominek?
    – Tak!
    – Porośnięte mchem dachówki?
    – Tak!
    – Wokół sielski śpiew ptaków?
    – Tak!
    – I my kochający się po raz pierwszy? – dopytuje słodko.
    Słyszy, że Adam wstrzymuje oddech.
    – Tak, laleczko. Kupiłem ją.
    – Chatę obok której przebiega teraz Zakopianka?
    Po drugiej stronie słychać ciszę.

    Wena pojawia się niespodziewanie. Natalia ponownie kładzie palce na klawiaturze.

    „Miłość to biegunka umysłu”

  13. Trudno myśleć, kiedy gorące powietrze napiera ze wszystkich stron jak agresywny rój os. Brzęczy przy uszach i jaskrawym światłem przesłania widok przymrużonym powiekom. Osiada na wilgotnej skórze, przenika do umęczonego ciała i próbuje je mocniej rozgrzać. Ono walczy, wyrzucając z siebie więcej potu, który flegmatycznie spływa po plecach i piersiach, formując pionowe zygzakowate koryta.
    Ścieżka w parku wije się pomiędzy trawnikami pozbawionymi zieleni. Zżółkłe plamy przygiętych do ziemi źdźbeł są tak zmizerniałe, że najlżejszy podmuch wiatru mógłby rozwiać jej w pył i pomieszać z unoszącym się spod ludzkich stóp kurzem. Tam, pośrodku tej pustyni ludzie, niczym greckie posągi, leżą i prezentują naoliwkowane ciała okrutnemu bóstwu słońca. Podpierając się na łokciach, odginają szyje eleganckim łukiem do tyłu, a ich głowy opadają sennie, przyciągane przez wyschniętą ziemię.
    Powłóczę nogami, żwir chrzęści, a drzewa od czasu do czasu oferują plamę cienia. Patrzę z podziwem na kosy skaczące dookoła, jakby upał ich nie dotyczył. Co jakiś czas któryś z nich odlatuje, unosząc w dziobie różową dżdżownice.
    Wilgoć w powietrzu skrapla się na języku i w gardle czuję posmak miasta, gorzki od smogu.
    Raptem nabrzmiała kropla uderza mnie w rozpalone ramię. Zaskakuje mnie przyjemność płynąca z tego kontrastu. Podnoszę wzrok, ale niebo nade mną razi błękitem. Tylko gdzieś w oddali majaczy biały obłok. W opróżnionym basenie fontanny ostała się zatęchła kałuża, pełna mułu, plastikowych butelek i opakowań po batonikach. Przystaję i patrzę jak kolejne krople tworzą kręgi na brudnej wodzie, a one natychmiast rozbijają się o stosy śmieci. Zdziwieni ludzie chcą złapać deszcz w dłonie, jak dzieci sprawdzają czy nie jest on snem, bo spada powoli i niezdecydowanie, jakby go też zmęczył upał.

  14. Ciekawość komisarza wygrała z procedurami. Rozkuł jedną z rąk rosłego mężczyzny i przypiął kajdanki do uchwytu przytwierdzonego do biurka. Wyciągnął papierosa z paczki podał do jego wolnej ręki, po czym podsunął zapalniczkę. Mężczyzna zaciągnął się głęboko. Żar pochłaniał kolejne milimetry tytoniu. Po chwili wyrzucił z swoich płuc drażniący oczy dym, który szybko wypełnił ciasne pomieszczenie.
    – Dostałeś fajki. To teraz gadaj czemu ich wszystkich zabiłeś?
    Mężczyzna niczym wyrwany z transu skierował oczy z sufitu w kierunku komisarza.
    – Powiedziałbym, że z nienawiści do tych chujów, ale to oczywiste. Robiłem to dla przyjemności.
    – Przyjemności? Nie mogłeś się tak dla przyjemności swojej i społeczeństwa zaćpać się na śmierć?
    – Myślałem, że jednak rozumiesz więcej niż reszta psów – mężczyzna usiadł na krawędzi krzesła tak by być bliżej komisarza.- Czuję, że chcesz wiedzieć więcej, widzę to w Twoich oczach. Wiem, że chcielibyście robić to samo wszystkim tym, których tu trzymacie. – Mężczyzna zaciągnął się głęboko, wydychając dym uśmiechnął się. – Na początku zabijałem strzelając w tył głowy jak tchórz. Wtedy widok krwi rozbryzgiwanej na ścianie oraz zapach prochu dawał mi te same uczucie, kiedy pierwszy raz uprawiałem seks. Chciałem więcej. Skracałem dystans, zakradłem się, obezwładniałem i wbijałem nóż w klatkę piersiową. Uwielbiałem czuć jak płynie krew po mojej ręce. Na początku silnym ciepłym strumieniem, potem coraz wolniej i wolniej. Było mi dalej mało. Ostatnie chwasty wyrywałem dusząc, zaciskając pętlę na szyi. Patrzyłem głęboko w oczy. Najpierw widziałem w nich zdziwienie i niedowierzanie, że umierają. Potem czekałem na ten specyficzny błysk w oku. Moment kiedy uchodzi z nich życie.

  15. Leoś spojrzał bezradnie w górę. Nie sięgnę, pomyślał i popędził do szafy w przedpokoju, zostawiając otwarte drzwi do lodówki. Czarny kocur pobiegł za nim próbując się bawić.

    – Roman, przestań, nie teraz! – Szarpał się z drewnianymi schodkami, które zaklinowały się w szafie, pociągnął mocniej za górną część uwalniając ich nogę i po chwili ciągnął je do kuchni.

    Z najwyższej półki w drzwiach lodówki zdjął jajko. Po chwili sięgnął po drugie, z szafki pod blatem dobył metalową miskę, a z suszarki zdjął duży zielony kubek.

    Przysunął schodki i klęknął na najwyższym stopniu. Dobrze pamiętał jak robiła to mama. Miskę i kubek ustawił obok siebie, wziął jajko w rękę i uderzył nim o krawędź miski. Zdziwił się, bo zawartość jajka spadła obok miski i wyglądała jak meduza w żółtym kapeluszu; widział meduzę nad morzem. U mamy było inaczej: kapelusz lądował w kubku, a meduza – w misce. Za mocno uderzyłem, pomyślał i sięgnął po drugie jajko. Tym razem stuknął delikatnie i skorupka pękła, robiąc rysę na połowie swego obwodu. Trzymając jajko nad miską, Leoś delikatnie pogłębiał rysę. Był bardzo skupiony, wysunięty koniec języka pomagał mu utrzymać to skupienie. Niestety – jedno mocniejsze naciśnięcie małymi palcami rozgniotło skorupkę i kolejna meduza w kapeluszu, tym razem upstrzona białymi i szarymi fragmentami skorupki, wpadła do miski.

    Zapłakał i zatuptał małymi nóżkami z bezsilności, bo nie rozumiał dlaczego to, co mamusi przychodziło z łatwością, jemu się nie udaje. Jeszcze przez łzy zaczął wyciągać skorupki z miski. Nie było ich dużo i uporał się szybko. Roman tylko na to czekał i wsadził do miski koci pysk.

    Nie udał się kogel mogel, pomyślał gorzko Leoś, tylko Roman miał swoją kocią przyjemność.

Dodaj komentarz