W swoich zapiskach pamiętnikarskich – które można znaleźć w książce „O sobie…” – Eliza Orzeszkowa wspomina nie tylko swoją pisarską drogę, ale także czytelniczą. Co czytała jako nastolatka? W którym bohaterze literackim się kochała?
O sobie… to bardzo ciekawy zbiór autobiograficznych pism Elizy Orzeszkowej. Składają się nań fragmenty pamiętników, korespondencji, miniatury literackie. Autorka Nad Niemnem pisze m.in. o przełomowych momentach w swoim życiu – śmierci ukochanej siostry, ponownym zamążpójściu matki, debiucie literackim. Sporo miejsca poświęca pisaniu – traktuje je poważnie, a z drugiej strony – ma do niego dystans.
Nie zabrakło też reminiscencji lekturowych. Zobaczcie, co Eliza Pawłowska czytała na pensji:
„W wyższych klasach czytywałyśmy bardzo dużo. Pan Kowalewski zaznajomił nas wybornie z literaturą XVI i XVIII wieku, nie tylko na lekcjach czytał ustępy, ale dawał nam do czytania Kochanowskiego, Reja, Skargę, Górnickiego, Krasickiego, Trembeckiego i innych. Mickiewicz znajdował się w bibliotece pensyjnej, czytywałyśmy go więc przy lekcjach i poza lekcjami, jako też wiele rzeczy Kraszewskiego, Korzeniowskiego, Chodźki, Syrokomli. Z rzeczy francuskich pamiętam czytanych wówczas: Marmontela Comtes moraux, Lamartine’a, Chateaubrianda, kontrabandą prawdopodobnie na pensje przekradzione powieści Sandeau i Sanda. Z niemieckich autorów znałam też, kończąc pensję przynajmniej nazwiska i ustępy najsłynniejszych, pamiętam nawet wybornie, jak siedząc na ogrodowych schodach z Wandą Wasiłowską (siostrą Konopnickiej) i Leontynką Niemirycz czytywałyśmy we trzy Schyllerowskiego Don Karlosa. Dwie Janiszewskie znowu, Waleria i, zdaje się, Celina, dały mi do przeczytania kilka powieści Dumasa, które z miasta przyniosły, i Suego Tajemnice Paryża. Było w ogóle tej czytaniny zaleconej, pozwolonej i wzbronionej dużo. Pojatę, czyli córkę Lizdejki Bernatowicza czytałam cztery razy i namiętnie do tej książki byłam przywiązana. Pierwsze też w życiu erotyczne wrażenie otrzymałam z powieści Korzeniowskiego Kollokacja, której bohater, Józef Starzeński (o ile pamiętam) podobał mi się bardzo i wprost mnie rozmarzył. Musiałam mieć wtedy lat czternaście. Wiedziałam, że będę majętną, marzyłam, że jak Kamila z Kollokacji poślubię ubogiego i szlachetnego młodzieńca”.
Swoją drogą, wątpliwości Orzeszkowej są słuszne – nie pamięta nazwiska swego pierwszego książkowego amanta. Bohaterem Kollokacji jest Józef Starzycki.
Czytaliście którąś z tych pozycji? Których autorów znacie? Czy sięgaliście kiedyś po książki z rekomendacji ulubionego pisarza?
Źródło cytatu: Eliza Orzeszkowa, O sobie…, wyd. Czytelnik, Warszawa, 1974.
Źródło grafiki: https://zyciorysy.info/eliza-orzeszkowa/
Czasy się zmieniły i z wymienionych pamiętam tylko: Kochanowskiego, Reja, Krasickiego i Mickiewicza. Kiedy w wakacje przerobiłem Historię do V-tej klasy zakochałem się w Starożytnym Egipcie. Dlatego tak mi się podobał „Faraon” Bolesława Prusa. Pamiętam, że na zmianę z tatą czytałem Żeromskiego „Syzyfowe prace”. Imponował mi swoją samodzielnością i dojrzałością Andrzej Radek. Pamiętam Daniela Defoe „Robinsona Cruzoe”, którego odbierałem trochę podobnie jak Juliusza Verne’a „Tajemniczą wyspę”. Nawiązywali też do tego „Robinsonowie kosmosu” czechosłowackiego pisarza s-f. Z Lema najbardziej mi się podobał „Powrót z gwiazd”. W szkole czytałem głównie lektury młodzieżowe, że wstyd wspominać. No i s-f, gdzie opowiadania światowych gwiazd z tomów „Kroki w nieznane” wspominam jako wstrząsające. Bywało, że wpędzały w wielogodzinne przygnębienie. Jakoś nie pamiętam rekomendacji, ale radiowe powieści w odcinkach jako pierwociny audiobooków. Tak zapamiętałem Tomka Sawyera i Hucka Finna znakomicie czytanych przez Krystynę Kwiatkowską. Czytałem też książki i czasopisma o technice, matematyce i fizyce. Czasem to było zbliżone do powieści lub opowiadań, bo tak wtedy sprzedawano te treści dzieciom i młodzieży. O nowych książkach najczęściej dowiadywałem się z czasopism. Tak było z tomikiem „Elektroniczne zabawki” Janusza Wojciechowskiego, na który polowałem kilka lat, bo nakłady starych wydań się wyczerpały.
Andy, dzięki, że podzieliłeś się swoimi lekturami!
Co jest rebiata?! Nasz Miszcz dwoi i się i troi, żeby nas zdopingować do aktywności, a wy się tylko czaicie kiedy by tu następny kawałek na konkurs napisać. Jedyny Andy broni honoru zgrai. No to przyjdę mu trochę z odsieczą.
Skargi, Górnickiego, Krasickiego, Trembeckiego, Korzeniowskiego, Chodźki, Syrokomli i innych nudiarzy nie czytałem. Znaczy się zaczynałem czytać, ale zaraz potem ich dzieła służyły do badania tego jak grawitacja wpływa na trajektorię lotu przedmiotów o dynamicznie zmieniających się kształtach w trakcie ich pośpiesznej podróży do najbliższego kąta.
Zanim powiecie, żem cham i ordynus, pozwólcie Pisarczykowi Amatorowi wyrazić wyraz bałwochwalczego uwielbienia dla Prawdziwego Pisarza czyli Miszcza Jana z Czarnolasu, który w przerwie między pełnieniem obowiązków narodowego wieszcza i rozmyślaniu o Rzeczypospolitej przypominał sobie po co dynda mu coś takiego poniżej pasa i (próćz podszczypywania personelu) tworzył upojne kawałki w stylu:
„Nie uciekaj przede mną, dziewko urodziwa,
Serceć jeszcze niestare, chocia broda siwa;
Choć u mnie broda siwa, jeszczem niezganiony,
Czosnek ma głowę białą, a ogon zielony.
Nie uciekaj, ma rada; wszak wiesz: im kot starszy,
Tym, pospolicie mówią, ogon jego twarszy;
I dąb, choć mieścy przeschnie, choć list na nim płowy
Przedsię stoi potężnie, bo ma korzeń zdrowy.”
Przepraszam, że obrażam waszą erudycję cytując to co doskonale znacie, ale po prostu kocham ten kawałek. O tym obliczu Kochanowskiego jakoś mnie się mówiło w szkole. A szkoda. 😉 No ale mainstream nie obszedł się lepiej nawet ze znanym litewskim dzieciorobem i pijanicą, Adamusem Mickieviciusem.
W ogóle panteon pisarzy i dziel narodowych stoi u nas na głowie. Chałowata, pisana płaskim prostym językiem ”Trylogia” to narodowy skarb, a prawdziwe arcydzieło przesiąknięte mistycyzmem, wyrafinowanymi zagadkami, wyuzdaną erotyką, wielopoziomowymi rozważaniami o kondycji człowieka i relacji różnych religii oraz innymi smakowitościami pozostaje praktycznie nieznane.
Jakby ktoś nie zgadł – to dzieło to „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego. Serdecznie polecam.
Pisarczyku, dzięki za Twoją aktywność!
Rzeczywiście, dawni pisarze, których znamy z lekcji polskiego to zazwyczaj postaci nieznośnie pomnikowe. A przecież byli ludźmi – z wszystkimi wadami, zaletami, mieli ciała i nieobecne im było pożądanie. Takie utwory, jak ten cytowany powyżej okazują się jednak trochę niewygodne:)
A ja sie z Pisarczykiem nie zgodze, bo kocham Trylogie! Mnie tez nie ruszaja dziela starych mistrzow, ale XIX-wieczne powiesci w kazdym jezyku mnie wciagaja: od Austen przez Dumasa i Balzaca po « Nad Niemnem » i » Chlopow ». Ten okres uwazam za najwspanialszy w literaturze. Pisano wtady z rozmachem! A Orzeszkowej ostatnio przeczytalam « Kaske Kariatyde » , bo zaciekawila mnie ta nowela wzieta z wpisu na Wikipedii. Dziewietnastowieczni pisarze byli bardzo wrazliwi na los najslabszych, ktorych w dobie zarlocznego kapitalizmu bylo mnostwo. Umieli pojedynczy los ukazac w metaforyczny sposob. Z socjologicznych wzgledow warto przeczytac.
A w kim sie kochalam? W Winnetou i Old Shatterhandzie! Obydwu na raz.
No dobra, zagalopowałem się. Bardziej niż o krytykę Trylogii chodziło mi o upomnienie się o należne miejsce dla „Rękopisu”. To po prostu rażąco niesprawiedliwe, że jest on tak mocno niedoceniony. Liczne plot twisty, szkatułkowość formy, odwaga w poruszaniu tematów tabu.. tego się nie da oddać w recenzji, sami to musicie przeczytać.
Lubię Trylogię. Tak samo jak lubię powieści Nienackiego czy opowiadania Pilipiuka. Czyta się to wartko, co rusz człowiek ryknie śmiechem, a i na innych emocjach czasem uda się autorowi zagrać. Ale o żadnym z nich nie powiem, że jest to literatura wyrafinowana. Złożoność psychologiczna Onufrego Zagłoby, Pana Samochodzika i Jakuba Wędrowicza są podobne. Głębia zagadnień filozoficznych praktycznie żadna (chociaż Wędrowiczowi zdarza się ona czasem w mocno prześmiewczej formie, widać że Pilipiuka uwiera co nieco kostium rubasznego klauna). Mam nadzieję, że nie podpadnę Alkalin do końca, ale dla mnie Trylogia to taki narodowy komiks, w którym postaci są jednoznaczne, fabuła linearna a całość ma służyć pokrzepieniu serc. Oddając Sienkiewczowi sprawiedliwość – w Trylogii jest jeden pełnokrwisty, nieco pogłębiony psychologicznie bohater, o którym „ślepcy śpiewali pieśni po jarmarkach i karczmach”. Ale jeden Bohun Trylogii nie czyni.
A wracając do tematu „literatura jako źródło wrażeń erotycznych” zamknę sprawę w dwóch słowach „dwudziestolecie międzywojenne”. Aby pozostać w trybie „upominania się o niedocenianych” wspomnę o „Salamandrze” Stefana Grabińskiego.
A ja « Rekopisu znalezionego w Saragossie » nie znam zupelnie. Ciekawe, czy by mi sie spodobal. Musze przeczytac chocby fragment. Trylogia faktycznie jest powiescia przygodowa, postaci nie maja moze glebi psychologicznej, ale jej niekwestionowanym numerem jeden jest Zagloba, przedstawiony tak dowicipnie, ze jest dla mnie archetypem szlachciury vel szlachetki.
@Alkalin Może jeszcze przez przypadek zajrzysz do tej dyskusji, to pozwolę sobie polecić wersję hipertekstową „Rękopisu” na stronie ha.art.pl . „Rękopis” ma bardzo innowacyjną strukturę. Mozna go czytać na wiele sposobów, niekoniecznie rozdział po rozdziale. Sto kilkadziesiąt lat przed „Grą w klasy” Cortazara, Potocki wpadł na ten sam pomysł, a nawet – moim zdaniem – wykonał go w sposób bardziej od Cortazara rozbudowany. Wersja hipertekstowa pomaga też łatwiej ogarnąć wielość narratorów. Jeśli lubisz takie zabawy oczywiście, bo zdaniem niektórych świadczą one o aberracji czytelniczej.