Lektura na weekend – Główna gwiazda królewskiej opery mydlanej

Kim jest Elżbieta II, która od siedemdziesięciu lat panuje w Wielkiej Brytanii? Jaki jest jej publiczny wizerunek, a jaki prywatny? Jak zmieniała się monarchia – a może raczej „firma” – pod jej rządami? Na te pytania próbuje odpowiedzieć Marek Rybarczyk, polski specjalista od „royalsów”.

„Jak to się dzieje, że całą tą królewską maszynerię trzyma w ryzach starsza pani z torebką, której najlepszymi przyjaciółmi są psy corgi? Skąd aż taki autorytet królowej, która plecie banały w telewizji w każde Boże Narodzenie? Czym kieruje się w swoich decyzjach ostatnia prawdziwa monarchini Zachodu? Czemu nie chce abdykować i w końcu odpocząć? Dlaczego robi wrażenie osoby żyjącej za szybą w świecie nieosiągalnym dla zwykłych śmiertelników?”

W naszych księgarniach pojawia się coraz więcej pozycji poświęconych brytyjskiej rodzinie królewskiej – niektóre to wznowienia, inne to całkiem świeże pozycje. Być może to zasługa rewelacyjnego serialu „The Crown”. Nie bez znaczenia są tu ostatnie skandale z udziałem „royalsów”. Niedługo pewien rozdział tej swoistej „opery mydlanej” się zamknie – królowa pomału zbliża się do setki. Siedemdziesiąt lat spędziła na tronie. To właśnie na niej, największej gwieździe owego „serialu”, skupia się Marek Rybarczyk, znany dziennikarz, w swojej najnowszej książce: Elżbieta II. Ostatnia taka królowa. Jak zapewnia we wstępie, to opowieść „bardziej o osobie niż o królowej”:

„Rzadko pamiętamy, że jej życie było pasmem wyjątkowych wyzwań, porażek i nieszczęść: samotne dzieciństwo, młodość w »akwarium monarchii«, a potem poświęcenie dla monarchii. O losie Elżbiety przesądziło przejęcie ciężaru korony w wieku zaledwie 25 lat oraz rozczarowanie małżeństwem będącym wynikiem nastoletniej miłości. Niefortunne wychowanie dzieci zasiało ziarna rodzinnych skandali. Sytuację pogorszył diabelski pakt Windsorów z mediami, a potem przybycie na dwór dwóch femme fatale Windsorów – księżnej Diany i Meghan. Na koniec ostateczna tragedia – gorycz przemijania i samotności”.

W kolejnych rozdziałach opowiada o jej życiu pod brzemieniem korony. O tym jak już jako małe dziecko stała się celebrytką (choć jeszcze nie znano tego pojęcia), „żywą boginią ówczesnych masowych mediów”. O samotnym dzieciństwie, swoistym społecznym okaleczeniu, którego konsekwencje niosła ze sobą przez następne dekady. O „elżbietomanii” powracającej w różnych etapach jej życia (wiedzieliście, że zakochał się w niej Paul McCartney, a wielu Brytyjczyków deklarowało, że śni o królowej – niekiedy nawet erotycznie?). O okolicznościach i kryzysach w jej małżeństwie i o tym, jak później wyszła za mąż po raz drugi, za ukochaną monarchię, ową firmę, której menadżerką i szefową się stała. O przewlekłej wojnie z mediami, które na zawsze zmieniły postrzeganie rzekomych bóstw („Windsorowie tracili magię, stawali się po prostu kolejną rodziną rozdzieraną przez problemy i kłopoty”). Rybarczyk nie stroni przy tym od ciekawostek (przyszła królowa zaliczyła także epizod pisarski – jako ośmiolatka stworzyła powieść dla swojej ówczesnej przyjaciółki Sonii Graham-Hodgson). Jednak jest to w gruncie rzeczy smutna opowieść o uwięzionej kobiecie, egzystującej w poczuciu namaszczenia i misji. Elżbieta II jawi się jako „największa ofiara monarchii, a zarazem największa jej obrończyni i promotorka”.

Obok Elżbiety II pojawiają się tu inne postaci, opisane w przenikliwy, choć nierzadko ironiczny sposób – książę Karol od dawna czekający na tron, król Edward, który abdykował w cieniu jednego z największych skandali, jakie wstrząsnęły monarchią, Diana, z jednej strony królowa ludzkich serc, skrzywdzona dziewczyna, z drugiej medialna lwica, nader świadoma efektów swego działania czy Meghan Markle, która „miała być Dianą 2.0, wersją bez kolców, bulimii i histerii. Była dużo starsza i dojrzalsza. Wiedziała, w co się ładuje. Cały czas miała wsparcie kochającego i zafascynowanego nią męża (w tym samym okresie małżeństwa z Dianą Karol chował się w toalecie, by świntuszyć z Kamilą)”. Jest jeszcze książę Filip – wielka miłość Elżbiety i jej bodaj największe rozczarowanie, również ofiara sytuacji, w której się znalazł. To zresztą miecz obosieczny:

„Świątobliwa Elżbieta Windsor uświadamia sobie swój grzech pierworodny. Wbrew radom ojca pochopnie zdecydowała się na dyskretnie zaaranżowane, niedopasowane małżeństwo. Tę myśl musi jednak zdusić w zarodku. Jest przecież królową. Ten do dziś wstydliwy odcinek soap opery Windsorów z szacunku dla królowej był długo ukrywany przed przeciętnymi fanami monarchii. Ci, którzy wiedzieli – elita władzy i dwór – woleli wyprzeć to ze świadomości. Tego zresztą wymagała nie tylko przyzwoitość, ale i racja stanu. Królowa miała być wzorem stabilności i życia rodzinnego. A przynajmniej powinna sprawiać takie wrażenie. Nawet jeśli codzienne życie pary królewskiej byłoby zupełnie inne”.

W tej historii jest jeszcze jeden bohater zbiorowy: media traktujące royalsów (choć nie samą królową!) jak celebrytów, których wznosi się pod niebiosa, aby zaraz strącić z piedestału. A przecież to taki nęcący materiał:

„Historia Windsorów łączy w sobie zalety opowieści z popularnego magazynu z powagą i powszechnością jakiegoś rodzaju postmodernistycznej, laickiej ewangelii i dziejów Świętej Rodziny. To prawdziwa maszynka do robienia pieniędzy! Tylko trzeba odsłonić kulisy monarchii, nie niszcząc całkowicie jej magii. (…) Windsorowie wpadają w szpony bezwzględnych tabloidów, telewizji i mediów, które od tej pory będą ustalać reguły gry. W zamian za popularność, którą gwarantują, Elżbieta wraz z rodziną będzie oddawać kolejne elementy prywatności. Media będą grać o nakłady, sprzedaż, oglądalność i kliknięcia”

Ci, którzy czytali wcześniejszą książkę Marka Rybarczyka Zmierzch świata Windsorów: Elżbieta, Filip, Diana i Meghan znajdą w tej najnowszej wiele powtórzonych historii i wątków – ale ostatecznie to pozycja poświęcona tej samej rodzinie, więc powtórki są nie do uniknięcia. Można docenić jego pióro – Rybarczyk pisze inteligentnie, z werwą, bez czołobitności. Bohaterce tej biografii przygląda się z uwagą i empatią, dostrzega jej wielką dziejową rolę, nawet jeśli przy okazji mruga okiem do czytelnika („Królowa pozostała prawie niezmieniona. To ikona sytej i ułożonej cywilizacji Zachodu, swego rodzaju »tamagotchi« (archaicznego dziś gadżetu z lat dziewięćdziesiątych). Jej trwanie jest trochę jak zapewnienie, że nic nie zmieni się na gorsze. Królowa, jak niewiele innych autorytetów, gasi lęk i napawa optymizmem”). Stara się zachować obiektywizm, choć nie jest entuzjastą monarchii:

„Monarchia to dziś trochę skansen, kolorowa wydmuszka, »ogród dziwów« niemodnego świata brytyjskiej arystokracji, a zarazem jednak bardzo starannie przemyślany produkt medialny royalsów – opisany na stronie internetowej pałacu Buckingham i reklamowany w postaci setek świadomych przecieków i informacji do prasy popularnej. Byle tylko monarchia się nie znudziła!”.

Elżbieta II. Ostatnia taka królowa to godna polecenia pozycja – zarówno dla fanów rodziny królewskiej, jak i dla tych, którzy dopiero chcieliby poznać lepiej Elżbietę II.

Źródło cytatów: Marek Rybarczyk, Elżbieta II. Ostatnia taka królowa, Wydawnictwo MUZA, Warszawa 2022.
Źródło grafiki: https://jastrzabpost.pl/newsy/krolowa-elzbieta-ii-rocznica-panowania-polskie-watki-i-jej-historia_659211.html/galeria/ i https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1246062%2Celzbieta-ii-stala-sie-drugim-najdluzej-panujacym-monarcha-w-historii

One Reply to “Lektura na weekend – Główna gwiazda królewskiej opery mydlanej”

  1. Myślę, że fenomen brytyjskiego rodu królewskiego polega na tym, że oni nie mają władzy i nie mieszają w polityce. Dlatego są tolerowani nawet przez bardziej postępową część brytyjskiego społeczeństwa. Co prawda odzywają się głosy, że za dużo kosztują budżet, ale zaraz są uciszani przez tych, którzy podliczają wpływy z tego, że są unikalną atrakcją turystyczną przynoszącą budżetowi i licznym przedsiębiorstwom miliony. Z drugiej strony bycie na świeczniku nie jest tak całkiem za darmo i problemy z jakimi zmaga się ta rodzina po części wynikają z tego wystawienia na widok publiczny.
    Ciekawe, że w wielu powieściach science-fiction mamy do czynienia z taką dziedziczoną władzą. Książęta, królowie, baronowie i imperatorzy. Myślę jednak, że to nie przejdzie np. przy ustanawianiu władzy na Marsie. Podobnie jak za tworzenia Stanów Zjednoczonych Ameryki nikt nie będzie chciał choćby formalnego zwierzchnictwa Ziemi. Chociaż przykłady Australii i Kanady pokazują kunszt Elżbiety II, która potrafiła dogadać się z koloniami i uzyskać chociaż symboliczne zwierzchnictwo.

Dodaj komentarz