Pora rozstrzygnąć kolejny wakacyjny konkurs na blogu Pasji Pisania. Kto zdobędzie znakomitą książkę Danuty Awolusi i Joanny Warpas „Mam już dość. Jak pokonałam domowego hejtera”?
Zakończył się już kolejny konkurs na naszym blogu. Mogliście wygrać wstrząsający reportaż Danuty Awolusi – nauczycielki Pasji Pisania – i Joanny Warpas Mam już dość. Jak pokonałam domowego hejtera. Więcej o niej pisałem tutaj. Egzemplarze konkursowe ufundowało Wydawnictwo SQN.
Pora ogłosić laureatów! Nagrody otrzymują – w kolejności napływania prac – Jacek, Patrycja i Alex. Danuta Awolusi napisała:
„Jak zawsze jestem pod wrażeniem waszej kreatywności i warsztatu. Wspaniale piszecie! Róbcie to dalej. Z trudem wyłoniłam zwycięzców, bo każdy się popisał. Gratulacje!”
Wszystkie teksty konkursowe znajdziecie tutaj.
Oto praca Jacka:
Dość!
Marta szła jak skazaniec w drodze na szafot. Noga za nogą, bez emocji z wzrokiem skierowanym w dal. Była jakby nieobecna, nie zauważała kałuż na chodniku, w które co rusz bezwiednie wpadała. Nie przeszkadzał jej siąpiący deszcz i strugi wody spływające z włosów na twarz. Wyglądała na co najmniej dziesięć lat więcej niż miała, ktoś mógłby pomyśleć, że dobiegała już czterdziestki. Mimo, że dopiero zaczął się sierpień, był to już kolejny chłodny, deszczowy, ponury dzień. Lato poszło na urlop. Gdy doszło do niej, że dotarła do największego w mieście blokowiska poczuła, że zbliża się już do domu. Jeszcze bardziej zwolniła. Po chwili jednak weszła do dziesięciopiętrowego budynku. Szara, brudna klatka schodowa ozdobiona tylko przez nieutalentowanych graficiarzy, których kreatywność ogranicza się do napisów informujących, że autor kogoś kocha i jest kibicem lokalnego klubu piłkarskiego. Wsiadła do stojącej na parterze windy i wjechała nią na ósme piętro.
Wysiadła z windy, otworzyła drzwi do mieszkania obok windy. Weszła do środka, zdjęła buty, mokrą kurtkę powiesiła na wieszaku.
– Marta, kurwa, piwo kupiłaś? – rozległo się z kuchni.
Nic nie odpowiedziała. Siatkę zostawiła w przedpokoju i weszła do salonu. Podeszła do okna i spojrzała. Stała w bezruchu dłuższą chwilę, aż poczuła czyjeś ręce szarpiące ją. Po chwili intruz szarpnął ją mocniej i wywrócił na dywan. Tam w szamotaninie zdzierał z niej ubranie.
– Jak ci kurwo zrobię dobrze to nie zapomnisz o piwie dla męża – wysyczał nie przestając się z nią siłować.
Po krótkiej chwili, przegrana, leżała w bezruchu z rozchylonymi przez napastnika nogami. Wszedł w nią, sapiąc i po kilku ruchach z zadowoleniem zakończył swoją aktywność i wyszedł z niej. Obrócił się na bok, popatrzył z satysfakcją. Zobaczył jak strużka jego pożądania spływała po jej udzie.
– No, kurwa, dobrze ci zrobiłem, teraz ty zapieprzaj do osiedlowego po piwo! – wysyczał popychając Martę, aby wstała.
Marta poddała się temu, wstała i bez słowa wyszła z pokoju. On, zadowolony pan i władca leżał z zamkniętymi oczami, rozwalony na dywanie. Marta po chwili wróciła do pokoju, wciąż naga. Trzymała ręce z tyłu. Podeszła do leżącego męża, nachyliła się i wtedy trzymany za plecami nóż do filetowania znalazł się nad mężem. Zaczęła bez opamiętania dźgać go. Krew z coraz to nowych ran skapywała na dywan. Przerwała i popatrzyła na niego z odrazą. Jego męskość żałośnie kurczyła się na podbrzuszu. Chwyciła ją w rękę i jednym zdecydowanym ruchem obcięła mu przyrodzenie. Podniosła się z ociekającym w dłoni trofeum i wyszła z nim na balkon.
– Dość!!!! – wykrzyczała i skoczyła w przestrzeń, u niektórych budzącą wiarę w lepsze życie.
Patrycja przedstawiła taką historię:
Światło zgasło, ale wciąż widziałam kształt ćmy uderzającej o abażur lampki nocnej. Obraz był prześwietlony jak negatyw i bladł powoli, chociaż zamknęłam oczy, by obronić się przed ciemnością, która zapadła w pokoju. Kontury skrzydeł i tułowia, narysowane skrzącym flamastrem, odznaczały się pośród ziarnistego mroku panującego pod kurtyną powiek.
Uporczywe stukanie wciąż wypełniało sypialnię. Chociaż bardziej było to szuranie, ocieranie się czegoś o gładką powierzchnię. Wyobraźnia podsuwała mi wizję tysięcy włosków, pokrywających ciało owada, ścierających się pod wpływem gorąca i tarcia. Odraza wykrzywiła mi usta. Wprawdzie sięgnęłam po wyłącznik lampki niezwłocznie, gdy tylko zobaczyłam cień ćmy przemykający po ścianie, ale nie mogłam już udawać, że jestem w pokoju sama.
Opadałam na poduszkę i otworzyłam oczy. Zniknęły rozpromienione kształty i niewyraźne cienie. Wiedziałam, że minie jeszcze chwila, nim znajome przedmioty w sypialni powoli wyłonią się z czerni i przyobleką się w różne odcienie szarości. Leżałam, a mój oddech przyspieszał. Szuranie ucichło, ale ta nowa cisza wcale nie była uspokajająca. Sekundy rozciągały się niemiłosiernie, a mnie uparcie ogarniała senność.
Raptem coś otarło się o moje oko. Musnęło źrenicę czarnym skrzydłem. Poderwałam się w panice, by trzeć dłońmi twarz. Udało mi się strącić owada z twarzy. Opuszkami palców poczułam miękkie futerko pokrywające jego pękaty tułów i być może połamałam kruchą konstrukcję jego skrzydeł.
Odwróciłam się do ściany i nakryłam głowę kołdrą.
Gdy wreszcie udało mi się zasnąć zawładnęły mną koszmary. Śniłam, że leżę naga, a obce dłonie gładzą moją skórę. Dziesiątki palców, grubych i szorstkich, bada i przygniata bezbronne ciało, a ja nie mogę się ruszyć. Tylko w głowie krzyczę, aż zapiera mi dech, dość.
A oto tekst nadesłany przez Alex:
Dźwięki świata nie rozpraszały Rahima. Ściany z mosiądzu dawały ochronę. Stawiał miarowo krok za krokiem. W spotkaniu z perskim dywanem nagie stopy nie wydawały dźwięku.
Przysiadł na szezlongu wytłaczanym aksamitem. Opuszkami palców przejechał po rzeźbieniach. Podszedł do półki z książkami. Wybrał pierwszą z brzegu, przekartkował, nie patrzył na zadrukowane strony. Nie musiał. Znał ją na pamięć. Każdy wers napisanego kiedykolwiek wiersza, każdą definicję słownika. Żył miliardem żyć z bezpiecznej odległości mosiężnego pałacu.
Spojrzał w górę i zbeształ się w duchu. „Szaleństwo”, pomyślał. Nie pamiętał, kiedy ta myśl zakiełkowała w jego umyśle, kiedy wzbiła pędy, kiedy zakorzeniła się w jego duszy. Nie był pewny, czy rozumie pojęcie „kiedy”. Czytał o nim i pamiętał znaczenie. Tu, wewnątrz lampy, nie było „kiedy”. „Wczoraj” i „jutro” były pojęciami ze słownika, nierealnymi marami śniącego dzisiaj. Zakorkowany w bezpiecznym bezczasie żył sobie i dla siebie.
Spojrzał w górę raz jeszcze.
– Dość – powiedział, ucinając debatę z sobą samym.
Podszedł do krańca półki, gdzie pojawiały się pisane dopiero historie. Zaczął czytać migotliwą, zmieniającą się jeszcze opowieść. Ją też znał, ją też przeżył.
– Trzy życzenia i będzie po tobie – wyjaśnił wypolerowanej ścianie z mosiądzu. – Trzy. Kogoś, kto tobą nie jest. Innego. Nie dla siebie je przeżyjesz. Zaraz potem ulecisz w obłoku. Dość.
– Dość – odpowiedziało odbicie. – Już czas wpuścić czas. Już czas na dotyk obcych dłoni. Niech zetrze nas w proch. Przynajmniej żyć będziemy pod opuszkami czyichś palców. Może przez kilka chwil w pamięci. Przez jedną chwilę w sercu, jeśli się postaramy.
Wspiął się po zakurzonej drabinie. Zdrapał wosk, czekając na ludzki dotyk. Czekał aż zaleją go fale czasu, porwie światło, namiętność i miłość.
Serdecznie gratulujemy zwycięzcom i wszystkim uczestnikom konkursu! A już niedługo zaprosimy was do kolejnej pisarskiej zabawy!
Źródło tekstów: https://blog.pasjapisania.pl/2022/08/21/mam-juz-dosc-konkurs/
O jak miło, dziękuje bardzo!
Jacku, czekam na maila z adresem:)