Lektura na weekend – On, ona, ich policjant

Marion przez lata kochała Toma. Marzyła o tym, że kiedyś zostanie jego żoną – i w końcu jej się udało. Tyle że pojawił się ktoś trzeci. Miłosny trójkąt w różnych konfiguracjach – to opowieść tak stara jak literatura. A jednak nie jest to typowa historia…

„Zastanawiałam się, czy zacząć od słów: »Już nie pragnę cię zabić« – bo to przecież prawda – ale pomyślałam, że uznasz je za zbyt melodramatyczne. Nigdy nie przepadałeś za tym tonem, a nie chciałabym cię denerwować, nie teraz, gdy jesteś w takim stanie, być może u kresu swojego życia.
Zamierzam spisać wszystko, aby to sobie jakoś poukładać. I skoro już postanowiłam poczynić wyznanie, nie mogę pominąć ani pomylić żadnych szczegółów. Kiedy skończę, Patricku, przeczytam ci to, co wyszło spod mojej ręki, ponieważ teraz nie możesz mi odpowiedzieć. Poza tym polecono mi mówić do ciebie. Bez tego, stwierdził lekarz, twój powrót do zdrowia będzie bardzo utrudniony.”

Świat u progu XXI wieku. Tom i Marion Burgessowie goszczą u siebie przyjaciela z dawnych lat (tylko czy to słowo jest właściwe?). Siedemdziesięcioparoletni Patrick Hazlewood przeszedł dwa udary. Prawie nie może mówić. Czy to nie wielkoduszne ze strony Marion i Toma, że zechcieli się nim zaopiekować? A jednak coś jest nie w porządku. Od pierwszych stron pojawia się ogromne napięcie. Marion Burgess opowiada swoją historię. Potrzebuje ją przedstawić, poukładać sobie. Czy naprawdę – jak twierdzi – zależy jej na powrocie do zdrowia Patricka, którego powinna nienawidzić? Dlaczego właśnie do niego kieruje swoje słowa? Musi cofnąć się o prawie pół wieku do czasów, kiedy była Marion Taylor i zakochała się w Tomie. Tak zaczyna się My Policeman Bethan Roberts. Warto wspomnieć, że ta powieść pierwotnie została wydana w 2012 roku. Teraz ukazała się po polsku – zapewne w związku z premierą filmu w gwiazdorskiej obsadzie (zobaczymy m.in. Emmę Corrin – znaną z roli księżnej Diany w serialu The Crown – Ruperta Everetta czy Ginę McKee).

Marion Taylor właściwie nie ma pomysłu na siebie. Nawet jeśli widzi dla siebie pewną drogę, jest także świadoma ograniczeń. Już samo to, że poszła do liceum, zakrawało na małą rewolucję. Anglia lat pięćdziesiątych wciąż jest dosyć konserwatywna, wpisuje ludzi w określone role społeczne. Marion podczas spotkania z wicedyrektorką pod koniec nauki, ze skrępowaniem mówi o swoich życiowych planach: „Oznajmiłam, że chcę pracować jako nauczycielka. To był jedyny zawód, który przychodził mi do głowy; brzmiało to lepiej niż gdybym powiedziała, że myślę o karierze sekretarki, ale też nie było czymś zupełnie niedorzecznym jak, dajmy na to, zamiar zostania powieściopisarką albo aktorką (o jednym i drugim w skrytości marzyłam)”. W końcu zostaje nauczycielką. Prywatnie chce być żoną – od lat kocha się w Tomie Burgessie, bracie swojej przyjaciółki. Bethan Roberts z wielką autentycznością opisuje jej uczucia. Po latach Marion zwróci się do adresata swojej opowieści:

„Czy moje zauroczenie nie wydaje ci się lekko niemądre, Patricku? Być może nie. Podejrzewam, że lepiej niż ktokolwiek wiesz, czym jest pożądanie i to, jak rośnie w tobie, gdy nie możesz znaleźć dla niego ujścia. Za każdym razem gdy Tom przyjeżdżał na przepustkę, mijaliśmy się; zastanawiałam się, czy nie robiłam tego celowo. Czekałam na jego powrót, odmawiałam sobie widoku prawdziwego Toma i zamiast tego pisałam o nim w notatniku – czy w ten sposób wyobrażałam sobie, że kocham go bardziej?”

Tom wraca z wojska, wstępuje w szeregi policji, dzieli się z Marion swoją największą pasją: pływaniem (choć Marion jest marną uczennicą). Wprowadza ją w swój świat. Wkrótce Marion poznaje jego przyjaciela Patricka pracującego w lokalnym muzeum. Patrick zajmuje coraz więcej miejsca w życiu tej dwójki. Marion długo nie rozumie, jak ważną osobą jest on dla Toma. Dowie się o tym dopiero po ślubie, kiedy zacznie dostrzegać coraz więcej spóźnionych sygnałów ostrzegawczych.

Jest w tej książce jeszcze druga opowieść – mniej poukładana, bardziej emocjonalna w tonie, umiejscowiona jedynie w przeszłości. Tak, również Patrick spisuje swoją wersję tej historii. Swojego zauroczenia Tomem (nazywa go „moim policjantem”, które pozwala mu zamknąć pewien trudny rozdział i w końcu przeradza się w miłość.

„Bardzo późno, brak snu. Natłok mrocznych, złych myśli. Wiele razy rozważałem spalenie ostatniego wpisu. Ale nie mogę tego zrobić. Ponieważ słowa na papierze to jedyna rzecz, która ożywia mojego policjanta. Jak mam przekonać samego siebie, że on naprawdę istnieje, i jak udowodnić przed samym sobą, co naprawdę czuję, skoro nikt nie może się o tym dowiedzieć?”

Patrick trochę knuje, bywa buńczuczny, nie widzi w Marion realnego zagrożenia („Żona. Nawet z nią jakoś dam sobie radę. Żony siedzą w domu, to w nich najlepsze. Siedzą w domu, milczą i cieszą się, że mąż wychodzi do pracy. Przeważnie.”), nie traktuje jej poważnie („nasza nauczycielka pnie się po szczeblach drabiny społecznej i bardzo chce pociągnąć za sobą mojego policjanta. Rozrysuje mu przyszłość na planie aneksów kuchennych, telewizorów i pralek”). Z zapisków brzmi to może jak tania rozgrywka, coś niepoważnego. Jednak Patrick zakochuje się szczerze, choć zdaje sobie sprawę, że to niebezpieczne uczucie. Wszak to Anglia lat pięćdziesiątych, homoseksualizm jest uznany za czyn kryminalny („w umyśle przeciętnego Brytyjczyka zbliżenie między dwoma mężczyznami stoi w jednym szeregu z ciężkim uszkodzeniem ciała, napadem z bronią w ręku i poważnym oszustwem”). Wszyscy troje uczestniczą w dramacie. Przyjdzie im zapłacić wysoką cenę za miłość.

Bo tym jest właśnie My Policeman – opowieścią o miłości (choć wbrew klasycznym trójkątom nie do końca wiadomo, czy mamy tu do czynienia z tym trzecim czy tą trzecią). A może raczej jest opowieścią o trzech miłościach, rozpisaną w nieoczywisty sposób. Nie brakuje tutaj luk, pewnych spraw można się tylko domyślać. Tom Burgess – być może najbardziej pogubiony z całej tej trójki – nie dostaje osobnego prawa głosu. Uderza niezwykła prawdziwość psychologiczna tej historii, jej złożoność (również pod względem formy). Kapitalnie wyszło pokazanie bohaterów po latach – wrzucenie ich w kolejną nieoczywistą sieć relacji. Trzeba zaznaczyć, że to powieść inspirowana życiem uczuciowym pisarza Edwarda Morgana Forstera. Pojawiają się ciekawe symbole i nawiązania – jak Ikar, rzeźba Alfreda Gilberta czy Anna Karenina Tołstoja (jedna z lektur Marion). Co najważniejsze, tutaj nie ma łatwego podziału na złych i dobrych, na oprawców i ofiary. Z kimś można sympatyzować, z kimś nie. Z drugiej strony wydaje się, że każde z nich jest godne współczucia. Historia Marion, Toma i Patricka rozgrywała się w latach pięćdziesiątych – a w pewnych aspektach wciąż nie traci na aktualności. I chwyta za serce.

To jedna z najlepszych książek, jakie czytałem w tym roku.

Źródło cytatów: Bethan Roberts, My Policeman, tłum. Jacek Żuławnik, Wielka Litera, Warszawa 2022.
Źródło grafiki: https://www.vogue.pl/a/digitalsyndication-wszystko-co-do-tej-pory-wiemy-o-filmie-my-policeman

Dodaj komentarz