Lektura na weekend – Konserwatywna rewolucjonistka

Maria Rodziewicz z Hruszowej do historii literatury przeszła jako Maria Rodziewiczówna: dla niektórych ukochana pisarka, dla innych autorka straszliwych ramot. Kim była naprawdę? Emilia Padoł w swojej znakomitej książce kreśli jej złożony, nieoczywisty portret.

„Czy mam talent, czy nie, wszystko mi jedno – jestem zbyt niedbała, żeby chcieć pracować nad piórem. Gdy mam chwilę wolną, bazgrzę trochę dla własnej przyjemności, ale znajduję, że mierne talenciki nie powinny nigdy w świat iść.”

Maria Rodziewiczówna – czy komukolwiek obce jest jej nazwisko, choćby nie sięgnął po żadną z jej licznych książek? Niektóre można kojarzyć przynajmniej po tytułach (Dewajtis, Między ustami a brzegiem pucharu, Wrzos czy Czahary). Piewczyni Kresów, dla wielu czytelników była – a może i nadal jest – jedną z ukochanych pisarek. Z kolei krytycy zarzucali jej książkom tendencyjność, szmirowatość, nazywali je ramotami. Rodziewiczównie jednak zbytnio nie ubyło popularności i do dziś jest wydawana i czytana. Na niektórych okładkach współczesnych wydań możemy znaleźć – cokolwiek dyskusyjne – określenie „polska Jane Austen”, z kolei w posłowiu do powieści Macierz znajdziemy porównanie do Charlotte Brontë przeczytamy, że Rodziewiczówna była „spóźnioną pisarką wiktoriańską. (…) Reprezentowała więc typ literatury w Polsce stosunkowo słabo rozwinięty, dla przeciętnego zaś odbiorcy szczególnie atrakcyjny, niewątpliwie anachroniczny i równocześnie zapowiadający nową inwazję: literaturę popularną w dwudziestowiecznym jej rozumieniu”. Czy Marię Rodziewiczównę trzeba przedstawiać? Zdecydowanie tak! Podjęła się tego zadania Emilia Padoł. W biografii Rodziewicz-ówna. Gorąca dusza ukazuje wnikliwy portret pisarki, postaci niejednoznacznej, niekiedy trudnej do uchwycenia („Jak wiele sprzeczności może mieścić się w jednej osobie?”). Być może ważnym symbolem tej niejednoznaczności jest sygnalizowana już w tytule pisownia nazwiska – choć autorka Wrzosu do historii przeszła jako Rodziewiczówna, używała tej pisowni nazwiska jako pisarka – w codziennym życiu preferowała formę Rodziewicz.

Emilia Padoł przedstawia jej życie od początku – od rozłąki z zesłanymi na Sybir rodzicami, przez późniejsze lata, już wspólne, spędzone w Warszawie, przez przeprowadzkę do Hruszowej, majątku przodków znajdującym się na Polesiu – najważniejszym domu Rodziewiczówny, swoistym centrum jej życia (to właśnie ona przejmie majątek po śmierci ojca, to o Hruszową będzie najbardziej dbać), imponującą karierę literacką, aż po dwudziestowieczne zawieruchy Wielkiej Historii, które zmienią tak dobrze znany jej świat. Emilia Padoł pokazuje Rodziewiczównę jako kobietę gotową rzucić wyzwanie czasom i konwenansom, a zarazem zdumiewająco konserwatywną. Wręcz symboliczny jest tu słynny wizerunek pisarki:

„Męski ubiór, ale też krok, głos, sposób bycia. Męskie ruchy, męski hart, męska czupryna. Nie wiadomo, co począć z tą męskością, która sprawia, że niektórym Maria bardziej kojarzyć się będzie z księdzem niż z kobietą. We wspomnieniach o niej to temat nigdy niepodejmowany, przekazywany półgębkiem, skrótowo, z kronikarskiej rzetelności, bo przecież jak pominąć coś tak ewidentnego? A jednocześnie – jak opisać tę ekstrawagancję, jakich słów użyć? Co zrobić z kimś, kto tak śmiało łamie normy kulturowe, a do tego przez większość życia grzmi o obronie kultury i tradycji”.

Z każdej strony wylewa się wręcz fascynacja Rodziewiczówną, chęć dotarcia do jądra jej osobowości, zrozumienia jej. Nie mamy tu jednak do czynienia z laurką. Emilia Padoł podziwia Rodziewiczównę, ale nie bałwochwalczo. Nie unika trudnych, dziś może nawet kontrowersyjnych tematów: antysemityzmu autorki Kwiatu lotosu, jej skomplikowanych (homoseksualnych?) relacji uczuciowych z kobietami: Heleną Weychert i Jadwigą Skimuntt, jej późniejszą biografką (w swojej książce Pani na Hruszowej uparcie będzie starała się umniejszyć znaczenie Heleny) czy przesadnej idealizacji stosunków na linii dwór-chłopi. Bywa również mocno krytyczna wobec jej książek („jak to u Rodziewiczówny, wszystko jest potężnie przerysowane, logika i prawdopodobieństwo zdarzeń szwankują”), sytuuje jej powieści gdzieś między baśniami, lecz jednocześnie nie odmawia Rodziewiczównie talentu. Kiedy przybliża niektóre z jej książek, dzieli się trafnymi obserwacjami:

„W powieściach Rodziewiczówny, zwłaszcza tych wcześniejszych, pojawia się mnóstwo podobnych kobiet: łagodnych, poświęcających się dla innych (…). To męscy bohaterowie są silni, energiczni, ale też skryci i dumni; to oni przechodzą największe metamorfozy, to w nich kotłuje się napięcie, płonie lub przynajmniej tli się jakiś ogień. Niuanse psychologiczne nie są mocną stroną Rodziewiczówny, jednak mężczyzn walczących z losem, zmuszonych do dokonywania trudnych wyborów, potrafi tak pokazać, że porywają czytelnika (…) Jest coś paradoksalnego w tym, że Rodziewiczówna, która potrafi powiedzieć, że idealizuje swoich bohaterów i kreuje ich na »nadludzi« po to tylko, »pokazać »naszym«, jakimi powinni być, jakimi by być mogli«, lepi na ogół bohaterki dziwnie sztuczne, skrojone pod powieściową tezę (bo zawsze jakaś w książkach Marii być musi), na pewno do pisarki niepodobne. Każe im żyć i wypowiadać się tak, jak sama nigdy by żyć nie chciała i jak nigdy by nie mówiła. Czy uważa, że kobiety takie jak ona nie są kobietami, że nie warto postaci tak wyemancypowanych, tak mocno kłujących społeczeństwo w oczy stawiać za powieściowy wzór?”

Momentami chciałoby się podmienić lektury i porównać wrażenia. Aż żałuję, że na łamach tej biografii zostały omówione tylko niektóre z licznych książek Rodziewiczówny… Niemniej literatura zajmuje bardzo ważne miejsce w tej biografii, jak i w życiu samej Rodziewiczówny (choć zarazem uderza jej dystans do spraw pisarskich, własnej kariery. W przeddzień ważnego jubileuszu twórczego powie w wywiadzie: „Ależ ja siebie wcale nie uważam za literatkę. (…) Jestem przede wszystkim rolnikiem i ornitologiem. Następnie chętniej czytam niż piszę. Gorzej nawet. Przeważnie piszę wtedy, gdy mnie jaki redaktor przyprze do muru. Wtedy siadam i piszę, a ponieważ nie idzie mi łatwo, więc nie widzę w tem żadnej zasługi”). Sporo tu opinii o pisarstwie Rodziewiczówny – tak jej współczesnych, jak i późniejszych czytelników.

Największe wrażenie robi jeden z końcowych rozdziałów, poświęcony II wojnie światowej. Jakąż tułaczkę musiała znieść schorowana, zbliżająca się do osiemdziesiątki pisarka! Przekonała się, że nadal jest rozpoznawana i ceniona. Harcerze, którzy przenoszą ją na noszach do szpitala wojskowego, wołają: „Uwaga! Niesiemy Dewajtisa”. Z prawdziwym smutkiem czyta się o ostatnich chwilach Rodziewiczówny w prostej leśniczówce. Jak dobrze, że szczęśliwymi zrządzeniami losu miała przy sobie Helenę Weychert i Jadwigę Skimuntt (to tej drugiej powie chwytające za serce słowa: „Póki ty jesteś przy mnie – ja nigdy nie umrę”). Uzupełnieniem biografii jest bardzo interesujące kalendarium „post mortem”, zawierające informacje o późniejszych wydaniach powieści Rodziewiczówny, o ekranizacjach, o rankingach czytelniczych.

Kończy się lekturę z wrażeniem, że Maria Rodziewiczówna była fascynującą osobą – ale też z przekonaniem, że to doskonała biografia, bo oparta na fascynacji, obiektywizmie, wielu źródłach i wątkach. Emilia Padoł wykonała tytaniczną pracę, ale efekt jest zachwycający. Tak powinno się pisać biografie! I wydawać zresztą też (brawa dla Wydawnictwa Literackiego).

Źródło cytatów: Emilia Padoł, Rodziewicz-ówna. Gorąca dusza, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022.
Teresa Walas, Posłowie [w:] Maria Rodziewiczówna, Macierz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1957.

Dodaj komentarz