Daleka przyszłość. Trzech kosmonautów ląduje na nieznanej planecie. Wydaje się, że to miejsce bliźniacze do Ziemi. A jednak władzę nad tą planetą sprawują małpy… Brzmi znajomo? Klasyka science-fiction powraca w nowym tłumaczeniu.
„Dostojny panie przewodniczący, szlachetne goryle, uczone orangutany, subtelne szympansy,
o małpy!
Pozwólcie, że przemówi do was człowiek”.
Planeta małp francuskiego pisarza Pierre’a Boulle została po raz pierwszy opublikowana w 1963 roku. Ta historia szybko zawładnęła masową wyobraźnią, inspirując kolejnych twórców. Już pięć lat później do kin trafił film na jej motywach (jeśli dobrze pamiętam – a widziałem go jako dziecko – dość odległy od pierwowzoru). Powstają kolejne ekranizacje, dzieła nawiązujące, komiksy, gry video. Tak, Planeta małp dziś jest dobrze zadomowiona w popkulturze. Wydawnictwo ArtRage postanowiło przypomnieć książkowy pierwowzór w nowym tłumaczeniu – autorstwa Agaty Kozak.
Na początku powieści poznajemy pewną parę – Jinna i Phyllis, spędzających wspaniałe wakacje w kosmosie. Natrafiają na butelkę z rękopisem i zaciekawieni zagłębiają się w rozbudowaną opowieść, stanowiącą właściwą część książki. To relacja Ulissesa Mérou, uczestnika jednej z kameralnych kosmicznych wypraw, początkującego dziennikarza. Razem z profesorem Antellem i jego uczniem Arturem Levainem, młodym obiecującym fizykiem, eksplorowali kosmos. Mérou liczył na świetny pisarski materiał, który przekształci w wartościowy reportaż (choćby ten miał ujrzeć światło dzienne za osiemset lat). Natrafiają na planetę, która początkowo wydaje się bliźniaczo zbliżona do Ziemi. Nazywają ją Sorror. Napotykają nawet na istoty ludzkie, choć nieco dzikie. Jednak prawdziwymi władcami tej planety są małpy. Małpy zdumiewająco zbliżone do człowieka. Mérou jest zszokowany:
„Mało brakowało, a krzyknąłbym ze zdziwienia. Tak, pomimo przestrachu i tragizmu swojego położenia (…) zdumienie stłumiło we mnie wszystkie inne uczucia, kiedy zobaczyłem to stworzenie na czatach, które czyhało na przechodzącą zwierzynę. Otóż to stworzenie było małpą: sporych rozmiarów gorylem. Choć powtarzałem sobie, że właśnie postradałem zmysły, nie mogłem mieć najmniejszych wątpliwości co do gatunku, do którego należało. Ale to nie spotkanie z gorylem na Soror stanowiło największe kuriozum. Kuriozalne dla mnie było to, że małpa była przyzwoicie ubrana, zupełnie jak ludzie u nas, a przede wszystkim kuriozalna była swoboda, z jaką nosiła swoje ubranie. Wrażenie zrobiła na mnie przede wszystkim ta naturalność. Ledwie zobaczyłem zwierzę, stało się dla mnie jasne, że wcale nie ma ono na sobie przebrania. Stan, w jakim je widziałem, był normalny”.
Wkrótce dziennikarz zostanie pojmany i umieszczony w klatce, między innymi ludźmi. Pozostający w niewoli, zawieszony niejako między dwoma światami, będzie próbował wykorzystać swoją inteligencję i porozumieć się z małpami. Podejmuje swego rodzaju walkę o własne człowieczeństwo („Próbowałem nadać jakiś sens wydarzeniom, których byłem świadkiem. Potrzebowałem tego wysiłku intelektualnego, aby uciec od czyhającej na mnie rozpaczy i udowodnić sobie, że jestem człowiekiem, to znaczy człowiekiem ziemskim, istotą rozumną, przyzwyczajoną do znajdowania logicznego wyjaśnienia pozornie cudownych kaprysów natury, a nie bestią prześladowaną przez rozwinięte umysłowo małpy”). Choć początki będą trudne, bohater znajdzie sprzymierzeńców – badaczkę Zirę, jej narzeczonego Korneliusza. Zostanie dopuszczony za kulisy tej nieznanej mu rzeczywistości. Okazuje się, że małpy i ludzie ewoluowali w odrębnych kierunkach. Tylko co naprawdę się za tym kryje? Warto zauważyć, że w tej idei pobrzmiewa swoista przestroga:
„– To, co się nam przydarza, było do przewidzenia. Opanowało nas umysłowe lenistwo. Nie czytamy książek, nawet powieści kryminalne to zbyt duża fatyga dla naszego intelektu. Nie interesują nas gry, co najwyżej pasjans. Nawet kino dziecięce już nas nie kusi. A przez ten czas małpy rozmyślają w ciszy. Ich mózgi rozwijają się w samotnej refleksji… i małpy nabywają zdolność mówienia.”
Pierre Boulle na łamach tej powieści dokonuje tyleż ciekawej, co i przerażającej „podmiany”. Małpom daje władze nad człowiekiem, niższym gatunkiem. W tym świecie to ludzie są wyłapywani, trzymani w klatkach, wykorzystywani jako narzędzia rozrywki, służba, wreszcie stają się obiektami eksperymentów medycznych. Czytając, trudno uciec od oczywistych analogii. Zapewne takie rewolucyjne ujęcie dawało do myślenia w latach sześćdziesiątych. Dziś zdajemy sobie sprawę, jak wygląda sytuacja w laboratoriach – niemniej ten pomysł po sześciu dekadach wciąż może robić wrażenie. Są tu fragmenty, które uwierają – na przykład gdy Zira wyprowadza swojego podopiecznego na spacer („– Przypuszczam – zaśmiała się – że ludzie na Ziemi nie są przyzwyczajeni do tego, że małpa trzyma ich na smyczy i prowadzi?”). Przerażająca jest także scena, w której ci dwoje odwiedzają zoo:
„W pierwszej klatce, przed którą się zatrzymaliśmy, znajdowało się co najmniej pięćdziesięcioro osobników, mężczyzn, kobiet i dzieci, wystawionych ku wielkiej uciesze małpich gapiów. Oddawali się gorączkowej, bezładnej aktywności, podskakiwali i popychali się, robili z siebie widowisko, błaznowali na najrozmaitsze sposoby.
To naprawdę było widowisko. Starali się przypodobać małym małpkom, które otaczały klatkę i od czasu do czasu rzucały im owoce lub kawałki ciastek, kupione u starej samicy przy wejściu do ogrodu. Człowiek – dorosły lub dziecko – któremu udała się najlepsza sztuczka, na przykład wspinanie się po kratach, chodzenie na czworakach albo na rękach, otrzymywał nagrodę, a jeśli wrzucono ją w środek grupy, zaczynało się wzajemne szarpanie, wbijanie paznokci i ciągnięcie za włosy, czemu towarzyszyły ostre krzyki rozjuszonych zwierząt”.
Wydaje się, że francuskiemu pisarzowi chodziło raczej o twórcze przebadanie pewnej idei i ubranie rozważań we w miarę przystępną formę, a nie o stworzenie pełnokrwistej powieści. Postaci wydają się raczej płaskie, zdarzenia opowiedziane w sposób stonowany i uproszczony (może to kwestia spisanej relacji). Większość fabuły jest właściwie streszczona, nie ma miejsca, żeby naprawdę wczuć się w to, co się dzieje. Ponadto razi obecny w powieści nieuświadomiony mizoginizm. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że opowieść o tym, jak małpy dochodziły do władzy, mogłaby okazać się dużo ciekawsza od tej, którą zaproponował Boulle:
„– Te małpy, wszystkie te małpy – powiedział głos z odcieniem niepokoju – od jakiegoś czasu mnożą się i mnożą, a przecież kiedyś wydawało się, że ich gatunek jest skazany na wyginięcie. Jak tak dalej pójdzie, będzie ich prawie tyle samo co nas… I nie chodzi tylko o to. Stają się aroganckie. Patrzą na nas wyzywająco. Popełniliśmy błąd, kiedy je oswoiliśmy i daliśmy trochę wolności tym, których używamy jako służących”.
Czy zatem Planeta małp może być atrakcyjna dla dzisiejszego czytelnika? Jak najbardziej – lecz warto czytać ją w określonym kontekście. To nadal klasyka gatunku, która może nas zaskoczyć i poruszyć. Nawet jeśli dziś pozostaje jedynie ciekawostką, to ciekawostka, którą warto poznać!
Źródło cytatów: Pierre Boulle, Planeta małp, tłum. Agata Kozak, Wydawnictwo ArtRage, Warszawa 2023.
Źródło grafiki: https://film.org.pl/a/planeta-malp-cykl-1968-2001-119746