Lektura na weekend – Jest zbrodnia, brak motywu

1881 rok. Polska pod rządami zaborcy. A w wielkim domu wystawna kolacja, tajemnicza śmierć nowo poślubionej żony. Samobójstwo czy morderstwo? Dla sędziego śledczego Piotra Marinowa – pełnego poczucia winy – to zawikłane dochodzenie ma głęboko osobisty charakter. Czy dojdzie do prawdy?

Akcja Gdy powracają cienie, debiutanckiej powieści Aleksandry Gehrke, absolwentki kursów Pasji Pisania, rozgrywa się w 1881 roku w Piotrkowie. To trudny czas dla Polski, nieobecnej na mapie świata, i Polaków uwięzionych pod jarzmem rosyjskiej władzy. Mamy tu do czynienia z kryminałem, a zatem musi pojawić się zbrodnia. Jednak nie pojawi się od razu – autorka niespiesznie wprowadza czytelnika w, skądinąd bardzo ciekawy, świat przedstawiony.

Z początku będzie on towarzyszył Zofii Jaworskiej – dwudziestoletniej nauczycielce, pannie bez posagu, bez pełnego wykształcenia i bez większych perspektyw na poprawę losu. Do niedawna uczyła na miejscowej pensji dla panien, zlikwidowanej przez obecne władze. Zofia padła ofiarą uciążliwych przesłuchań i rewizji, a później nie otrzymała tak zwanego świadectwa prawomyślności, niezbędnego do znalezienia dobrej pracy. Obecnie może zostać co najwyżej guwernantką, lecz konkurencja na rynku jest spora. Ostatecznie dzięki znajomościom zostaje zatrudniona w domu pani Eugenii, niegdyś Wilkowskiej, a od kilku tygodni Stanisławskiej, jako nauczycielka Basi – jej córki z pierwszego małżeństwa. Atmosfera w domu Stanisławskich jest wyraźnie napięta (sama Zofia nie czuje się komfortowo, gdy wśród gości nieoczekiwanie spotyka Igora Nikitina, który przeprowadzał u niej rewizję). To właśnie tu dochodzi do wyczekiwanej przez czytelnika zbrodni – umiera pani Eugenia. Nieszczęśliwy wypadek? Samobójstwo? Szybko okaże się, że to było morderstwo – ktoś podmienił zawartość buteleczek z lekarstwami – w butelce z rzekomym paregorykiem znalazło się laudanum. Co naprawdę się stało? Kto zabił panią Eugenię? I gdzie należy szukać klucza do rozwiązania zagadki? W jej drugim małżeństwie? W sprawach rodzinnych? A może w odległej przeszłości? Do prawdy postara się dotrzeć sędzia śledczy Piotr Fiodorowicz Marinow. Dochodzenie ma dla niego po części wymiar osobisty – wdowiec, Mikołaj Stanisławski, dawniej był jego szwagrem. Marinow obwinia go o śmierć ukochanej starszej siostry. Spotkanie po latach – w tak dramatycznych okolicznościach – będzie trudne dla obu bohaterów.

Marinow to bardzo ciekawa postać – samotny, inteligentny, ciężko doświadczony przez los, jest wyczulony na cudzą krzywdę. Nie przyjmuje biernie zasad świata, w którym przyszło mu funkcjonować. Dotykają wymuszone przez historię bariery społeczne i swoiste naznaczenie jako Rosjanina i policjanta w jednym:

„Kiedyś, na samym początku, próbował nie zważać na bariery, ale za każdym razem cisza zapadała już w chwili, gdy gospodarz domu wymieniał jego nazwisko. Konsternacja, milczenie, szybkie słowa bez treści. A potem bańka powietrza wokół niego, pusta i wygłuszona. Większość tak zawartych znajomości wykruszyła się od razu po pierwszej rewizycie. Tym bardziej cenił te, które pozostały, choć uwierało go szeptane za plecami »Tak, tak, Rosjanin, ale porządny człowiek«”.

Śledztwo jest mozolne, ale nie nudne. Trudno znaleźć odpowiedni punkt zaczepienia, skoro właściwie brakuje motywu. Detektyw porusza się nieco po omacku w gąszczu informacji („Tu fakt, tam plotka, z boku przeczucie, a prawda często tuż pod nosem, ale niewidoczna, dopóki człowiek nie zrobi kilku kroków w tył”). Stopniowo wychodzą na jaw rozmaite tajemnice – wstydliwy romans, mezalianse, niewygodne testamenty, poświęcenia obarczone zbyt wysoką ceną). Elementy misternej intrygi – jak w najlepszych powieściach detektywistycznych – są niczym puzzle, które należy ułożyć we właściwy obrazek. Czytelnik może to zrobić samodzielnie. Nie ma tu niepotrzebnej brutalności w opisach, ani nadmiernie wyeksponowanych skomplikowanych wątków politycznych. Zakończenie zaskakuje.

Zwraca zwłaszcza uwagę tło historyczne. Ma się wrażenie, że oto trafiło się do Piotrkowa z końca XIX wieku. Bohaterowie jeżdżą landami czy dorożkami, spacerują ówczesnymi ulicami miasta, czekają na pociąg na dworcu, biorą udział w balu, tańczą kadryla w ekskluzywnym klubie, przechadza się po cmentarzu. Aleksandra Gehrke włożyła ogrom pracy w przygotowania, opierała się na wielu źródłach i w rezultacie jej powieść przekonuje właśnie jako dobrze zrobiony kryminał historyczny. Nie popełniła przy tym błędu nieobcego wielu rodzimym reprezentantom gatunku: każdy element jest tu na miejscu, szczegóły, zdarzenia, rozmowy zostały wkomponowane naturalnie w tekst, podporządkowane fabule – nic nie zostało tu dodane na siłę, tylko dlatego, że autorka podczas zbierania materiałów do książki natrafiła na tę czy inną ciekawostkę.

Poza warstwą typowo kryminalną Gdy powracają cienie jest też powieścią o świecie, który już przeminął i o tym, jak trudno było w nim funkcjonować. Rusyfikacja postępuje, represje zdają się nie mieć końca, policja prężnie działa, niszcząc ogniska polskości, a rodowici mieszkańcy Piotrkowa muszą dokonywać trudnych wyborów. Walka z wrogiem grozi dramatycznymi konsekwencjami, a konformizm – dojmującym ostracyzmem społecznym. Nawet pod zaborami trzeba pamiętać o konwenansach, a reguły, którymi te się rządzą, zostały zaostrzone. Podziały społeczne pozostają bardzo silne, a obie strony konfliktu ferują wyroki niejako narzucone z góry. Co ważne, nie ma tu sztywnego podziału na dobrych Polaków i złych Rosjan. To zawsze ludzie naznaczeni, skonfliktowani wewnętrznie, a nierzadko i nieszczęśliwi. Marinow tak widzi tę sytuację:

„Bariera, która nie miała nic wspólnego z pochodzeniem społecznym, za to na każdym kroku oddzielała Polaków od Rosjan i nawet po latach życia obok siebie rzadko dopuszczała więcej niż rozmowy o banałach. Na dziury w chodnikach głównych ulic miasta, na bezpańskie psy włóczące się po placu Maryjskim i na brak zieleni w mieście narzekały bez wyjątku wszystkie nacje zamieszkujące Piotrków”.

Aleksandra Gehrke stworzyła powieść barwną, ciekawą, pełną złożonych bohaterów, napisaną w dobrym stylu, respektującą zasady gatunku i doskonale dopracowaną. Gdy powracają cienie to dużo więcej niż kolejny kryminał retro. Sięgnijcie po nią – nie zawiedziecie się!

A już niebawem będziecie mogli wygrać tę książkę w kolejnym blogowym konkursie!

Źródło cytatów: Aleksandra Gehrke, Gdy powracają cienie, Empik Go, Warszawa 2023.

2 Replies to “Lektura na weekend – Jest zbrodnia, brak motywu”

  1. Gratuluję, Olu! Zapowiada się bardzo ciekawie 🙂

    1. Dziękuję 🙂

Dodaj komentarz