Martin Eden to jeden z najbardziej znanych pisarzy w literaturze światowej. W powieści Jacka Londona obserwujemy jego drogę twórczą. Możemy też podejrzeć, jak wytrwale i świadomie uczył się pisania. Zobaczcie go przy pracy.
Jack London w Martinie Edenie pokazuje drogę twórczą pisarza – od pierwszego olśnienia (mogliście o tym czytać tutaj), przez imponujący rozwój kariery, aż po… nie, oczywiście, nie będę zdradzać zakończenia. Dość powiedzieć, że Martinowi się kibicuje. Tymczasem zobaczcie, jak uczył się pisania:
![](https://blog.pasjapisania.pl/wp-content/uploads/2021/06/2022.02.08_Martin-Eden-przy-pracy2-1.jpg)
„Czytając utwory poczytnych autorów, Martin notował osiągnięte przez nich rezultaty, starając się wyśledzić drogi, jakimi do nich doszli, i wyławiając w toku fabuły zręczne chwyty w treści i w stylu, jak również wszelkie osobliwości w sposobie interpretacji zjawisk, w użyciu przeciwstawień i stosowaniu epigramów; z materiałów tych układał metodyczne wyciągi, których się następnie uczył. Nie miał bynajmniej zamiaru małpować cudzych wzorów; starał się tylko odkryć zasady, których stosowanie doprowadzało do zamierzonego celu. Sporządzał spisy efektownych i zwracających uwagę odrębności stylu, aby porównawszy ich przykłady, zaczerpnięte z prac wielu autorów, móc zrozumieć ogólną zasadę powstawania takich osobliwości pisarskich. Wyposażony w ten sposób, miał nadzieję wyhodować w przyszłości własne, swoiste odrębności, przesiane przez sito należytej krytycznej oceny. Analogicznie gromadził też przykłady zwrotów szczególnie śmiałych, zdań tętniących życiem, powiedzeń żrących jak kwas i palących jak ogień lub też jaśniejących łagodnym blaskiem na tle jałowej pustyni pospolitej ludzkiej mowy. Niezmiennie zaś szukał zasady tkwiącej w zapleczu czy u źródła jednostkowych zjawisk. Chciał dowiedzieć się, jak te rzeczy powstają, by później móc samemu je tworzyć. Nie zadowalało go samo tylko oglądanie oblicza piękna. Rozkrawał piękno i dociekał tajników jego budowy w laboratorium swej małej, zatłoczonej gratami izdebki (…); dokonawszy zaś sekcji piękna i poznawszy gruntowniej jego anatomię, czuł się bardziej już powołany do samodzielnego tworzenia piękna.
![](https://blog.pasjapisania.pl/wp-content/uploads/2021/06/2022.02.08_Martin-Eden-przy-pracy2.jpg)
Taką już miał naturę, że pracując musiał mieć pełną świadomość tego, co robi. Nie umiał wykonywać roboty na ślepo, po omacku, nie wiedząc dobrze, dokąd dąży, i licząc na to, że przypadek czy szczęśliwa gwiazda zapewnią uzyskanie pożądanego i pięknego efektu. Nie znosił wyników przypadkowych. Pragnął zawsze dowiedzieć się, jak i dlaczego coś się dzieje. Jego geniusz twórczy zwykł budować na trwałych fundamentach rozsądku, wobec czego już przed zaczęciem nowej opowieści czy poematu cały utwór musiał rysować mu się wyraźnie w umyśle, nie wyłączając zakończenia i dróg świadomego doń dojścia. W przeciwnym wypadku uważałby swe wysiłki za skazane z góry na niepowodzenie. (…) Bez względu zaś na to, jak usilnie analizował piękno, doszukując się zasad, które warunkują jego powstawanie, Martin nie zapomniał nigdy o istnieniu dogłębnej tajemnicy Piękna, do której sam nigdy nie dotarł i której odsłonić nie zdołał dotąd nikt z ludzi.”
Myślicie, że Martin Eden dwudziestego pierwszego wieku skorzystałby z kursów pisania? Wy możecie – pod okiem profesjonalistów będziecie analizować własne teksty, zyskacie wiedzę i motywację. Wybierzcie najlepszy kurs dla siebie:
https://www.pasjapisania.pl/harmonogram-kursow.html
Czekamy na was!
Źródło cytatów: Jack London, Martin Eden, tłum. Zygmunt Glinka, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 1984.
Źródło grafiki: https://www.segregatoraliny.pl/martin-eden-recenzja/
Wpis ze specjalną dedykacją dla Pisarczyka Amatora 🙂
Dziękuję Mistrzu. 😉 Wprawdzie metoda Edena to niemal całkowite przeciwieństwo metody, o której pisałem kilka tygodni temu (dyskusja na temat punktualności pisania), ale wreszcie jakiś męski punkt widzenia na blogu zdominowanym przez postaci kobiet-pisarek.
Czytałem tę książkę tak dawno, że zapamiętałem jedynie, ze wkurzał mnie zarówno bohater jak i zakończenie dzieła. Może czas ją sobie odświeżyć? A może nawet czas napisać jej nowe zakończenie? Pisanie nowych pozytywnych zakończeń do smutasowatych książek to musi być fajna zabawa – Na przykład Nemeczek w stylu „gangsta rap” – wcale się nie rozchorowuje, spuszcza wszystkim łomot, detronizuje Janosza Boka, zakłada sieć dealerską, wykupuje plac broni i otwiera na nim knajpę ze striptizem. Co o tym sądzicie?