W najnowszym numerze „Białego Kruka” znajdziecie „Konsultanta” – znakomite opowiadanie Mateusza Dworaka. Ta niezwykła historia rozgrywająca się w zaświatach była szlifowana na naszych kursach.
To dla nas zawsze ważny dzień, gdy ukazują się kolejne publikacje absolwentów naszych kursów. Kolejnej publikacji w „Białym Kruku” doczekał się Mateusz Dworak. Tym razem redakcja doceniła jego świetne opowiadanie Konsultant stanowiące część większego pisarskiego projektu.
Mateusz sam o sobie pisze tak:
„Pisaniem zaraziłem się jeszcze w szkole podstawowej, a wszelkie próby leczenia okazały się nieskuteczne. Balansuję na granicy gatunków i zdarza mi się tworzyć “międzypółkowniki” niemożliwe do sklasyfikowania na potrzeby rynku wydawniczego. Jako czytelnik, preferuję światy pełne zagadek i rozbudowany lore pozwalający na wieczne snucie teorii. Debiutowałem opowiadaniem nagrodzonym w konkursie “Miasto, magia, maszyna” organizowanym przez Falkon w czasach jego świetności. Z wykształcenia (i z konieczności) jestem programistą”.
Konsultant – jak i kolejne opowiadania z tego uniwersum – nabierał ostatecznych kształtów na Pracy nad Tekstem on-line oraz Pracy nad Tekstem. Co ciekawe, pierwotnie Mateusz napisał te teksty po angielsku i przetłumaczył je na potrzeby kursu. Bohaterem i narratorem jest bezimienny mężczyzna, który pomaga duszom zmarłych w stawianiu pierwszych kroków w zaświatach. Cierpi na wypalenie zawodowe, nie lubi ani swojej pracy, ani petentów, ani wieczności, w której przyszło mu funkcjonować. Jest za to urodzonym gawędziarzem. To, co zachwyca mnie w tej prozie, tej historii, to przeniesienie realiów znanych z korporacji w obręb wieczności. Mateusz świetnie potrafił je oddać. Stworzył niby-komedię rozgrywającą się w zaświatach. Jest to humor błyskotliwy, niekiedy czarny, ale nigdy wymuszony. Poza tym spośród tych żartów i gagów można wyłowić całkiem poważne fragmenty – bo i tematyka wbrew pozorom jest poważna. Całość składa się na bardzo unikalną historię.
Oto fragment Konsultanta:
„– Słyszał pan kiedyś o wiecznym potępieniu?
Mój rozmówca zmarszczył brwi. Z oczu zniknęła mu pewność siebie, a cera, i tak trupioblada, jeszcze straciła kolory.
– Ja… chyba nie rozumiem. Westchnąłem teatralnie. Od jakiegoś czasu nie miałem już potrzeby oddychać, choć często robiłem to z przyzwyczajenia, ale wzdychać musiałem bez przerwy – przez takich jak on. Nieśpiesznie zabrałem się do wyjaśnień.
– Cóż, mamy tu całkiem niezły przykład świętego-niewypału. Chrześcijanin, mocno wierzący właściwie od pierwszych świadomych myśli. Kościół kilka razy w tygodniu, odbębnione dziewięć pierwszych piątków miesiąca i tak dalej…
Te kilka słów wystarczyło, by znów nabrał odwagi, jakby przegapił pierwsze zdanie z mojego podsumowania. Na twarzy duma i głupkowaty uśmieszek, który zachowałby dla siebie, gdyby tylko wiedział, co miałem na niego w papierach.
– Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda pięknie – kontynuowałem. – A jednak jakimś cudem udało się panu osiągnąć negatywny rachunek dobra i zła. Nie wiem, jak pan to zrobił, ale jestem pełen podziwu.
Nic nie odpowiedział. To był moment, w którym tacy jak on tracą głos. Wpatrywał się we mnie z narastającym strachem, zaciskając kurczowo dłonie na poręczach fotela – jak dziecko zabrane na kolejkę górską nieodpowiednią dla jego wieku. A to był dopiero początek przejażdżki.
– Rachunek dobra i zła to stosunek między całym dobrem i złem, jakie wyrządził pan podczas życia na Ziemi. Trochę jak na koncie bankowym. Wydał pan więcej, niż pan zarobił, a muszę zaznaczyć, że miał pan szczęście otrzymać rachunek bez długu i w pana historii nie było żadnego zła nieuniknionego, które wykraczałoby poza błąd statystyczny. Krótko mówiąc, swoim przyjściem na świat uczynił go pan odrobinę gorszym. To naprawdę nie wygląda dobrze… – Wskazałem kartę jego duszy i trzykrotnie zastukałem w czerwone, wytłuszczone litery układające się w „bilans negatywny”.
Przełknął ślinę z kreskówkowym przerysowaniem. Jakaś część mnie spodziewała się zobaczyć na jego czole krople potu, nieproporcjonalnie duże i szybkie, ale na to akurat nie było szans – dopóki nie pogodzi się ze swoim nieżyciem, tymczasowe ciało, które dostał po przyjściu tutaj, pozostanie równie martwe jak to porzucone na Ziemi.
Kusiło mnie, żeby otworzyć jego kartę. Zamienić ją w książkę o nieskończonej liczbie stron i pokazać mu dalekosiężne konsekwencje każdego najdrobniejszego występku, a potem konsekwencje tych konsekwencji i tak dalej. Nie było jednak takiej potrzeby, wreszcie zaczynało do niego docierać, że wieczność spędzona w zaświatach będzie wyglądać inaczej, niż sobie wyobrażał.
– Chcesz… – wyjąkał. – Chce mnie pan wysłać do piekła?
Żadnych błagań, żadnego wykłócania się, że to pomyłka, ani podobnych bzdur. Rozumiał. I jeszcze ten „pan”! Odhaczyłem w głowie kolejny punkt z listy, papierowa wersja gdzieś mi się zapodziała.
– Nie – powiedziałem stanowczo. – Zacznijmy od tego, że ja nigdzie nie zamierzam pana wysyłać. Nie mogę. Jak mówiłem, jestem konsultantem. Młodszym – dodałem na wypadek, gdyby ktoś znowu podsłuchiwał. Do tej pory zdarzyło się to tylko raz, ale rozmowa, którą musiałem odbyć później, bardzo mi się nie podobała.
– No to co pan ze mną zrobi? – nie dawał za wygraną, uparcie wpychając mi w ręce władzę, którą tak naprawdę miał sam. – Czyściec? Pójdę do czyśćca?
Potrząsnąłem głową.
– Czyściec to nie do końca to, czego się pan spodziewa. To nawet nie jest miejsce, bardziej proces. Coś w rodzaju dekontaminacji. Każda dusza udająca się do nieba musi przez niego przejść. Nie należy do przyjemnych, ale nie da się go uniknąć. Był pan kiedyś na basenie? Proszę sobie wyobrazić bardzo gorące prysznice, z których musi pan skorzystać przed wejściem do wody. Tak gorące, że mięso odłazi od kości…
– Co pan ze mną zrobi? – zapytał raz jeszcze, a ja ponownie wykorzystałem tutejszy odpowiednik płuc, by wydać z siebie westchnienie. Powinni mi to dopisać do listy obowiązków.
– Ja. Nic. Nie. Robię. Z. Duszami. Ja tu tylko konsultuję. Moją rolą jest pomóc panu w wyborze najlepszych opcji na nowej drodze nieżycia. Piekło raczej odradzam. Piekła, liczba mnoga, trochę ich tu mamy. Jest klasyczna otchłań pełna ognia, wersja z kręgami opisana przez Dantego… Nawet Hades dla fanów greckiej mitologii, ale obawiam się, że tam pana nie wpuszczą. Dwa obole pod językiem i tak dalej.
– Więc co ze mną będzie?
Wreszcie zadał poprawne pytanie”.
Całość przeczytacie w najnowszym numerze „Białego Kruka” – do pobrania tutaj.
Mateusz, serdecznie ci gratuluję kolejnego pisarskiego sukcesu! Cieszę się, że więcej czytelników ma szansę poznać tę wspaniałą historię. Czekam na kolejne dobre wieści!
Źródło cytatu: https://magazyn.bialykruk.org/
Serdecznie gratuluję Mateuszowi i czuję się zaszczycona, że mogliśmy razem współpracować na kursie PnT 🙂 Mam nadzieję, że to nie ostatni jego tekst, który wypłynął na szersze wody!
Wielkie gratulacje dla Mateusza! Cieszę się z jego kolejnego sukcesu!