Między bambino a dorosłością – pierwsza książka Aleksandry Igras

Mamy powód do świętowania! Ukazała się pierwsza książka Aleksandry Igras, absolwentki naszych kursów. To zbiór znakomitych opowiadań „Mokra biel Bambino” opublikowany przez Wydawnictwo Seqoja.

Dziś premiera pierwszej książki Aleksandry Igras – znakomitego zbioru opowiadań Mokra biel Bambino. Niektóre z miniaturek składających się na tę książkę były szlifowane podczas kursów Pasji Pisania. Część z nich doczekała się już publikacji na łamach prasy literackiej. Teraz zostały zebrane. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Seqoja. Autorka pracuje obecnie nad dłuższą formą literacką.

Aleksandra Igras (archiwum Autorki)

Aleksandra Igras – lublinianka. Ukończyła dziennikarstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Niegdyś pracowała jako copywriter, dziś jest przedsiębiorczynią. Teksty publikowała m.in. w „Akcencie”, „Epei”, „Fabulariach”. Teraz doczekała się swojej pierwszej książki.

Olę poznałem w listopadzie 2019 r. podczas prowadzonego przeze mnie kursu Praca nad Tekstem. Zachwyciła mnie jej dojrzałość twórcza i sprawność językowa. Teksty, które prezentowała, były nie tylko pomysłowe, ale przede wszystkim głębokie psychologicznie. Z Olą jeszcze parę razy spotkałem się na Pracy nad Tekstem. W lutym 2021 roku Ola wzięła udział w zoomowym Kursie Powieść (pod przewodnictwem Jakuba Winiarskiego). Kolejne sukcesy Oli bardzo mnie cieszą – za to wcale nie dziwią!

A oto fragment opowiadania Drapieżność, które znajdziecie w Mokrej bieli Bambino:

„Życie szło mu utartym szlakiem, z tą różnicą, że on zawsze osiągał więcej.
To „więcej” przyszło do Marka, kiedy cioteczna babka przypłynęła Stefanem Batorym z Ameryki. Na zamojski dworzec ojciec posłał po nią wóz. Co to za babka, wielka pani, że klacz po nią taki kawał drogi poczłapie?! Ale takie dostali instrukcje. Dwa miesiące wcześniej przyszedł telegram „Musowo furę. Kufry wiezę.”


Najpierw na podwórko dziadków zajechała syrena ojca. Wysiadła cioteczna babka, wystrojona w garsonkę jak na pogrzeb sąsiada. Dziesięcioletni Marek przyjrzał się jej z uwagą. Wyglądała, jakby była ulana z pszczelego wosku, strzelista i jednolita w beżobrązach. Spodziewał się eksplozji barw ludów tubylczych obu Ameryk, srebrnego księżycowego pyłu od Armstronga, hollywoodzkiej fanfaronady albo chociaż przygasłej zieleni dolarów. Ujrzał pociągłą, surową twarz bez określonych rysów ani wieku. Dopiero kiedy zajechała fura po brzegi wyładowana czarnymi kuframi z mosiężnymi okuciami, kiedy naroiło się ciekawskich gapiów („Co to za skrzynie skarbów Amerykanka przywiezła”) – dopiero wtedy w źrenicach Marka rozbłysnął podziw.
Złożony z rodziny bliższej i dalszej pochód kroczył z pochylonymi w nabożności głowami do pokoju ciotecznej babki. Izbę rychtowano od kilku miesięcy, przeniósłszy cały warsztat dziadka do przybudówki przy stodole.
Ludzie dobrali się w pary i chwycili umieszczone po bokach skórzane uchwyty kufrów. Potem wnosili je, mordując się z ciężarem zamorskiego dorobku krewniaczki. Nienadaremno. Cioteczna babka już od wczesnej młodości znana była z gospodarności i biegłości w rachunkach. Mówiono: „Łeb ma nie od parady, tylko z gęby niebardzawa”.
Trzydzieści lat zamorskiej eskapady nie osłabiło tych zdolności, wręcz przeciwnie, cioteczna babka z zapałem rodzinnego kronikarza notowała wszelkie śluby, narodziny i zgony, dopytując się o nie w listach słanych z Milwaukee. Nazwę amerykańskiego miasta przekręcono na tę bardziej swojską: Miliwałkę. Teraz, przy każdym otwarciu kufra cioteczna babka wyciągała gifty i suweniry z Miliwałki, nie pomijając przy tym nikogo. I tak poszły w obieg elektryczne młynki do kawy, jednorazowe maszynki do golenia, czajniki i zestawy garnków. Potem miękkie i ciepłe dresy adidasa, dżinsy szwedy w przeróżnych rozmiarach, sportowe obuwie, kolorowe kurtki na zatrzaski, a zaraz za nimi proszki do prania, płyny do płukania, flaszki perfum, psikane dezodoranty, szampony i różowiutkie mydła. Zapachniało luksusem.


Na samym końcu obdarowała dzieci naręczami gum do żucia, paczkami batonów, czekolad, kakao instant, girlandami podłużnych galaretek. Żonglowano cytrusami.
W końcu przyszła kolej na Marka. Babka po raz kolejny podniosła wieko kufra, by wyciągnąć pięknego drewnianego colta na lekkie gumowe naboje. Marek wyszedł przed chałupę, rozejrzał się dookoła i wprawnym ruchem szeryfa zatknął go sobie za spodnie. Poczuł się jak Vin Tanner z „Siedmiu wspaniałych”. Zapragnął zostać roztoczańskim rewolwerowcem. I to pragnienie już z nim pozostanie.”

Niedługo będziecie mogli wygrać pierwszą książkę Aleksandry Igras w blogowym konkursie.

Olu, w imieniu całego zespołu Pasji Pisania chciałem ci serdecznie pogratulować pierwszej książki. To naturalna kolej rzeczy po tych publikacjach, ale przede wszystkim ogromny sukces. Cieszę się razem z tobą i wypatruję kolejnych twoich książek!

Źródło cytatów: Aleksandra Igras, Mokra biel Bambino, Wydawnictwo Seqoja, Olsztyn 2024.

One Reply to “Między bambino a dorosłością – pierwsza książka Aleksandry Igras”

  1. Wow, przepiękny fragment. Cudny opis babki.
    Hameryką zapachniało! Fiu, fiu! 😉
    Ogromne gratulacje!

Dodaj komentarz