Lektura na weekend – Całe życie Marii Konopnickiej

Maria Konopnicka, uznana pisarka mająca wręcz status wieszczki narodowej – jest coraz bardziej schorowana. Powoli żegna się ze światem. To czas na rozrachunek – podążenie jeszcze raz przez wspomnienia swoją drogą życiową. Jaki będzie bilans?

Maria Konopnicka to jedna z najbardziej nietuzinkowych postaci polskiej literatury. Wyprzedzała swoje czasy. Porzuciła męża i zabrała dzieci do Warszawy, aby tam zrobić imponującą karierę literacką. Jej twórczość była doceniona i krytykowana, a ona sama wielbiona i odsądzana od czci i wiary. W pewnym momencie swojego życia, przygnieciona problemami rodzinnymi, porzuciła dorosłe dzieci oraz Polskę i udała się na emigrację. W polskiej szkole funkcjonuje nieco „pomnikowo”, a w jej twórczość mało kto się zagłębia. Jednocześnie jest wciąż obecna w naszej kulturze – swoją ikoną czynią ją zarówno środowiska prawicowe, jak i lewicowe. Maria Konopnicka do dziś fascynuje i inspiruje też badaczy i pisarzy. Ukazują się kolejne biografie (z ciekawszych – już kanoniczna: Konopnicka, jakiej nie znamy Marii Szypowskiej, Niełatwo być Konopnicką Wiesławy Grocholi czy Maria Konopnicka. Rozwydrzona bezbożnica Iwony Kienzler), a także powieści biograficzne: Drugie życie pani Marii Moniki Warneńskiej, a ostatnio Maria. Dziesięć dni z życia Konopnickiej Doroty Ponińskiej.

Tytułowe dziesięć dni rozgrywa się w 1910 roku – ostatnim roku życia Marii Konopnickiej. Pisarka mieszka w Żarnowcu (dworku podarowanym jej przez naród) razem z nieodłączną Marią Dulębianką, malarką. Jest coraz bardziej schorowana i zmęczona. Dowiaduje się o śmierci Elizy Orzeszkowej, przyjaciółki z dziecięcych lat, a później wspierającej pisarki równie wielkiej miary. To wszystko sprawia, że Maria otwiera się na wspomnienia, próbując rozliczyć się z własnym życiem. Wspomina najważniejsze momenty na swej drodze, niejako przeżywając je raz jeszcze. W tym względzie powieść Doroty Ponińskiej przypomina zapomnianą książkę XX-lecia międzywojennego: Całe życie Sabiny Heleny Boguszewskiej. I tam odchodząca bohaterka wspomniała swoje życie poprzez kolejne motywy – myśli  o sukniach, o mieszkaniach, o służących, o książkach, o zabawach i zajęciach, o porankach. A Maria Konopnicka również ma co wspominać – przecież prowadziła życie wywrotowe, bogate w rozmaite wydarzenia i niełatwe. Zaczyna się od wspomnień przyjaźni z Orzeszkową. Ich poznanie się na pensji odbyło się – jakżeby mogło inaczej – przez pisanie:

„- Zobacz, to jest Eliza – anonsowała z daleka koleżanka. – Uczy się najlepiej. Jak będziesz chciała, może za ciebie napisać wypracowanie po polsku, po francusku, po niemiecku…
– Jak to? Dlaczego? – Maria nie zrozumiała.
Koleżanka wzruszyła ramionami.
– Normalnie. Pisze z taką łatwością, że pomaga innym, które się z tym męczą.
– Dla ciebie też pisała?
– Tak! Po francusku. I dostałam piątkę!
To Marii zaimponowało.
– Ja z tego nie skorzystam – powiedziała stanowczo. – Będę pisać sama. Może i dla innych też.
Rzeczywiście, wkrótce okazało się, że Maria tworzyła wypracowania z podobną łatwością jak Eliza. Ta praktyka je połączyła, obie oddawały koleżankom przysługi, pisząc dla nich nowe wersje zadawanych prac pisemnych. Jednak profesorowie przejrzeli ten proceder i nauczyli się po stylu rozpoznawać teksty ich autorstwa. Czy któremu z nich przyszło wówczas do głowy, że obie uzdolnione uczennice wyrosną kiedyś na pierwsze zawodowe literatki?”.

Inna – już chyba zapomniana – powieść o Marii Konopnickiej

Autorka kładzie najważniejszy nacisk właśnie na relacje Konopnickiej z najbliższymi: m.in. z Marią Dulębianką (o ich prawdopodobnym związku mówi jedynie aluzyjnie. Dulębianka spełnia tu rolę „bliskiej przyjaciółki, z którą można dzielić przemyślenia, lektury i codzienność”). Niemniej to właśnie z nią zaznała nie tylko biedy na tułaczce, ale i niezwykłej wolności, poczucia, że mimo wszelkich ograniczeń, może żyć po swojemu. Nawet jeśli ta wolność była trudna, pełna wysiłku i lęku, obie polubiły to tułacze życie. Jest tu też rozdział traktujący o Jarosławie Konopnickim, który najpierw był dla Marii jej „aniołem wąsatym” – dopiero później zobaczyła w nim człowieka ograniczonego i ograniczającego, gdy tradycyjne życie żony i matki, wydało jej się puste, zaczęło jawić się niczym więzienie:

„Maria zaczęła się dusić w tym otoczeniu. Czy to już wszystko? Czy tyle tylko czeka ją w życiu? Nie mające końca krzątanie się wokół codziennych, zwykłych spraw domowych? Potrzebowała oddechu, potrzebowała więcej – ale czego? Idei, inspiracji, treści. Sensu. Czas upływał jej na banalnych, prostych czynnościach, których wymagał dom pełen dorosłych, dzieci i służby. Z czasem, gdy potomstwa przybywało, była tym coraz bardziej znużona. W domu zrobiło się ciasno, tłoczno, głośno. Tym bardziej pragnęła się z niego wyrwać, uciekać w samotność i ciszę własnych myśli”.

Pojawiają się również wzmianki o dzieciach. Najwięcej miejsca Dorota Ponińska poświęca trudnym relacjom z córkami: Laurą Pytlińską, która chciała zostać aktorką (w tamtych czasach nie była to odpowiednia rola dla osoby z jej pochodzeniem) oraz z Heleną, której Konopnicka wręcz się wyrzekła. Na ile słusznie? Nie chciała widzieć problemów córki, ani być może własnej w nich winy („Czy któraś matka, patrząc na swoje małe dzieci, myśli o tym, ile zgryzot i bólu przysporzą jej, gdy dorosną? A czy któraś z piewczyń służby rodzinie przestrzega, że to nie tylko szczęście bez granic, ale także praca ponad siły, a niekiedy – wielkie rozczarowanie i zawód? A czasem taki wstyd, przed którym trzeba uchodzić z kraju…”). Nic dziwnego, że w powieści jest to koszmar, który wciąż dręczy sumienie.

Ważnym wątkiem pozostaje ten dotyczący dziedzictwa Konopnickiej – nie tylko spuścizny literackiej, ale także przetarcia szlaków innym kobietom gotowym, by się usamodzielnić, podążyć własną drogą, nie pod dyktando społeczeństwa:

„Dulębianka i jej koleżanki, feministyczne działaczki – ileż mają w sobie odwagi i bezkompromisowości! Jak bardzo są przekonane o należnych im prawach i o tym, że ich uzyskanie jest tylko kwestią czasu. I jaka to różnica w stosunku do powszechnych przekonań w czasach, gdy ona i Eliza były młodymi pannami, które bez słowa protestu dały się wydać za mąż za podsuniętych im, zupełnie nieodpowiednich kandydatów. Maria obserwuje, że teraz coraz więcej młodych kobiet znajduje siłę, by odmawiać takiego losu i szukać dla siebie innych dróg. I wie, że i ona sama, i Eliza dały tym kobietom przykład i argumenty, że jest to możliwe”.

Powieść Doroty Ponińskiej jest napisana przystępnym językiem. Zdarzenia zostały w większości opowiedziane, bez wgłębiania się w szczegóły. Niemniej najważniejsze momenty z życia pisarki są tu wymienione. Pojawiają się fragmenty listów, artykułów oraz wiersze Konopnickiej. Niewątpliwie jest to atrakcyjna forma, aby poznać życie Marii Konopnickiej, przybliżyć się do niej. A na zakończenie taki fragment:

„Maria patrzy wstecz na swoją przeszłość… Przeszła niezwykłą, długą drogę od anonimowej wieśniaczki z gromadą dzieci i mężem bankrutem do szanowanej narodowej wieszczki, pisarki o międzynarodowym oddziaływaniu. Była żoną i matką troszczącą się samodzielnie o wychowanie szóstki dzieci. Była niezależną kobietą, która sama zarabiała na utrzymanie swoje i swojej rodziny. A jednocześnie była poetką, nowelistką, redaktorką, krytykiem literackim, recenzentką, tłumaczką. Atakowana, nie poddawała się atakom, zachowała wierność sobie. Potrafiła być sobą, pomimo wielu nacisków i oczekiwań”.

Nic dziwnego, że Maria Konopnicka potrafi fascynować do dziś!

Źródło cytatów: Dorota Ponińska, Maria. Dziesięć dni z życia Konopnickiej, Wydawnictwo Lira, Warszawa 2024.

Dodaj komentarz