Amanda Musch, absolwentka Pasji Pisania, została wyróżniona w ramach XXIII Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Gniewińskie Pióro”. Jej opowiadanie „Już nigdy” powstało na jednym z naszych kursów.
Zawsze nam miło informować o sukcesach absolwentów naszych kursów. Tym razem Amanda Musch została wyróżniona w XXIII Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Gniewińskie Pióro” w kategorii „proza – dorośli”. Doceniono jej opowiadanie Już nigdy. W konkursie wzięło udział 261 uczestników z Polski i zagranicy. Jury oceniło m.in. 97 tekstów prozatorskich w dwóch kategoriach wiekowych: dorośli i młodzież. To opowiadanie powstało podczas jednego z kursów Pasji Pisania.
Amanda Musch pracuje i mieszka we Wrocławiu razem ze swoimi dwoma kotami. Po godzinach działaczka na rzecz praw zwierząt i ochrony przyrody. Jest weganką. Poznaliśmy się w październiku 2017 roku na Internetowym Kursie Podstawowym. Później spotkaliśmy się także na Pasji Pisania I, Kursie Inspiracje oraz na Pracy nad Tekstem. Amanda debiutowała w 2017 roku powstałym na jednym z kursów tekstem Litania opublikowanym na łamach czasopisma Dzikie życie. Później uczestniczyła także w kursie Pasja Pisania II (pod przewodnictwem Basi Sęk). To właśnie na tamtym kursie napisała Już nigdy.
Amanda Musch od początku łączy swoje pisanie z działalnością na rzecz praw i ochrony zwierząt. Wyróżnione opowiadanie to przejmująca opowieść o nagłej, tragicznej stracie psiego przyjaciela. Oto jego fragment:
„Grzęznę w miękkiej ziemi, miejscami zapadam się po kostki, ale idę dalej. Wiatr wyje w uszach i smaga po twarzy, wciskając w nozdrza zapach zaoranego pola, zbutwiałych liści oraz lodu. Zapowiedź zimy.
Co jakiś czas wykrzykuję jego imię, ale z piekącego już gardła wydostaje się jedynie pisk. Lecz muszę próbować, muszę wołać, muszę iść, bo może ten jeden krok, ten jeden krzyk, będzie tym decydującym.
Muszę go znaleźć.
Dyszę ciężko i przecieram skostniałymi dłońmi twarz. Skóra na nich poczerwieniała i każde zgięcie palców to udręka. Zapomniałam rękawiczek – głupi błąd. Nie wiedziałam, że poszukiwania potrwają tak długo. Myślałam, że po prostu się zgubił, ktoś zgarnął go do siebie, żeby nic mu się nie stało i to tylko kwestia zapukania do odpowiednich drzwi. Byłam w błędzie.
I tak oto znalazłam się tutaj, na tym ugorze. Nie wiem w sumie, co mnie tutaj zagnało. Chyba jakiś wewnętrzny głos, lub może raczej przeczucie, stopniowo wygrywające kłótnię z nadzieja.
Poprawiam czapkę, pod którą uparcie wdziera się wiatr.
– Za późnooo! Już za późnoooo! – syczy i zawodzi z dziką, pierwotną satysfakcją.
Potrząsam głową, chcąc odegnać narastające wątpliwości, i wydaję z siebie skrzek w niczym nie przypominający jego imienia.
– Maaaaax!
Wpycham przemarznięte dłonie do kieszeni kurtki i prę przed siebie, mimo iż stopy są coraz cięższe, łydki palą ze zmęczenia, uda już dawno zamieniły się w dwie kłody, oblepione błotem buty utrudniają każdy krok, a stopy pulsują, jakby ktoś wbijał w nie milion cienkich igieł.
Znowu przystaję, mrużę oczy, skanuję wzrokiem szarobury pejzaż. Chucham na zaczerwienione palce, ale ulga trwa tylko sekundę.
Nagły wściekły podmuch uderza we mnie jak z bicza. Łykam powietrze, odwracam się krztusząc i zauważam majaczący w oddali kopczyk.
Serce robi salto, żołądek wywraca się na druga stronę, podjeżdża do gardła i spada na swoje miejsce niczym zerwana winda. Wzrok mi się rozmywa, zataczam się, kucam, żeby nie upaść, zaciskam powieki.
„Nie, nie, nie, nie” – błagam w myślach nie wiadomo kogo.- „Proszę, nie…”
Prostuje się, zatapiam jedną nogę w grząskim gruncie, potem drugą. Jakoś posuwam się naprzód.
Biegnę, trafiam stopą na kamień, zapadam się, wstaję, biegnę dalej. Oddycham chrapliwie, krztusząc się zimnym powietrzem i łzami. Niecierpliwym ruchem ocieram cieknący nos, który już dawno zdążył zamienić się w bryłę lodu.
– Maaaaaks! – Wiatr porywa mój krzyk i unosi go ze sobą donikąd.
Nie spuszczam wzroku z kopczyka. W miarę jak on rośnie, umierają we mnie resztki głupiej nadziei.
I w końcu stoję przed nim, dysząc z wysiłku, próbując pojąc, co widzę.
Mój piękny, nieustraszony, zabawny, kosmaty, najukochańszy pies. Mój Maks.
Martwy.
Zamazuje mi się obraz, skrzywiam się i załamuję, czuję, jak wali mi serce.
Padam na kolana i obejmuję go ramionami”.
Amando, w imieniu całego zespołu Pasji Pisania serdecznie ci gratuluję kolejnego literackiego sukcesu! Wierzę, że będzie ich jeszcze mnóstwo!
Źródło tekstu: Amanda Musch, Już nigdy, tekst niepublikowany.
Dziękuję bardzo 🙂
Przepięknie napisane. Gratulacje, Amanda!
Dziekuje, Emi 🙂
Gratulację! Świetna wiadomość 🙂
Hej Daria. Dzięki 🙂