O kłamliwych jeżach, niewiernej Korze i aroganckim masonie

Jakiś czas temu zaproponowałem literacką zabawę z palindromami. Chodziło o to, aby wymyślić krótką historię na podstawie palindromu. Pora zaprezentować efekty tego literackiego wyzwania – a jest się czym chwalić!

Pamiętacie niedawny wpis o palindromach? Dlaczego ten jeż okłamywał inne jeże? Palindromy to wyrazy, które brzmią tak samo czytane od lewej do prawej, jak i od prawej do lewej. Z takich słów można nawet układać całe zdania. Czy to aby dobry materiał do pisarskiej przeróbki? Jak najbardziej. Sami to udowodniliście, biorąc udział w wyzwaniu!

Samo układanie palindromów nie jest proste. Jak trafnie zauważyła Lucy: „To trochę jak układanie puzzli, które nie mają obrazu, a jedyne co posiadają, to kształt. Trzeba wytężyć umysł, a nie tylko wyobraźnię”. A jednak udało się ułożyć kilka palindromów. Oto one:

Jako pierwszy wyzwanie podjął Olo i skomponował dwa palindromy, podróżniczy i erotyczny:

„Rum, plaża aż Alp mur”.
„Precz top, jej pot czerp”.

Następnie Lucy wrobiła pewną Annę w żucie czarów:

„Anna, racz już, zaraz żuj czar, Anna.”

Z kolei Beata Chiniewicz zaproponowała taki palindrom:

„Ale mam kok i oko, mam oko i kok Ela.”

Pojawiły się także literackie wariacje na temat palindromów. Oto jak Nika broniła jeża rzekomo mijającego się z prawdą (palindrom: „może jeż łże jeżom”):

„Sprostowanie od jeża, że on nie łże
Jeż nie chciał być jeżem tylko Jerzykiem. Gdy inne jeże jeżyły się na jego widok, on jako Jerzyk udawał, że go to nie obchodzi, bo przecież nie jest jeżem, ani jeżykiem.”

A oto miniatury prozatorskie stworzone na podstawie palindromów. Lucy napisała tekst na podstawie palindromu „ej, u Kory wigor. Iwona Janowi rogi wyrokuje” (znalazło się też miejsce dla nieszczęsnego łgającego jeża). Co się dzieje w tej kamienicy? Czy łakoma pani Kora rzeczywiście jest winna zdrady? O czym świadczy prośba o przyniesienie ciasteczek?

„Ciemna kamienica, a wszystko takie jasne; każdy zna każdego, lepiej niż siebie samego.
Zacznijmy od góry, gdzie pod czwórką mieszka Jan, swój chłop-na kopalni robi, a kiedy trzeba to i pralkę naprawi. Jego żona Kora, piękna kobieta, ma czarne oczy jak węgielki. Ponoć, zawsze górnika chciała, bo złoto lubi. A kto bogatszy od górnika?
Naprzeciwko, pod trójką, Iwona z dziećmi mieszka. Mąż poszedł z butelką wódki i ślad po nim zaginął. Szkoda, że Renata, ta spod dwójki, nie poszła razem z nim, opinię tylko psuje porządnym mieszkańcom. Dziś do tego swojego socjalnego mieszkania, wchodziła prawie na czworaka! Wstyd!
No i ja, Wiesława-doktor nauk o jeżach. Mieszkam pod jedynką. Wiem wszystko co się tu dzieje, ale nie żebym podglądała czy podsłuchiwała. O, nie! Jestem kobietą wykształconą i nie pozwoliłabym sobie na wścibstwo, takie jak u Iwony, która przychodzi do mnie z każdą plotką. Na przykład dziś upierała się, że widziała jak ,,młody mężczyzna, o wyglądzie modela”, wchodził do mieszkania Jana i Kory. A ,,Jana w domu nie było, bo przecież ona by o tym wiedziała, wręcz jest pewna, że na osiedlu pralkę naprawiał.” I tak sobie myślę: ej, u Kory wigor. Iwona Janowi rogi wyrokuje. Ale po co tyle myśleć, może lepiej zapytać? Mogłabym Iwonę z błędu wyprowadzić. Wiem! Pójdę cukier pożyczyć. To się zawsze sprawdza w takich sytuacjach.
— A pani Kora to zawsze taka gibka. Chyba ciastek nie piecze? A jeśli je piecze, to ich nie je. Ja to jestem łasuch okropny.
—Ach, pani Wiesławo! Ja uwielbiam słodycze, a cukier pożyczę pod jednym warunkiem. — Pani Kora taka podejrzanie uśmiechnięta. Jakby nafaszerowała się endorfinami, o których tak mielą w telewizji. Czerwona szminka w ogóle jej nie pasuje na tych wąskich ustach. Włosy też jakoś inaczej ułożyła. Loki są dla małych dziewczynek, a nie dorosłych kobiet!
—Dla pani wszystko, pani Koro.
— Kiedy pani upiecze te ciasteczka, poproszę o kilka. Dziś wypociłam dużo kalorii, więc mogę je nadrobić w postaci cukru.
Wypociła! Czyżby Iwona miała rację? Biedny Jan, gdyby tylko wiedział!
— Oczywiście pani Koro.
Zabieram szklankę wypełnioną cukrem i żegnam się z moją niewierną sąsiadką. Przecież właśnie przyznała się do zdrady, prawda? Cóż za bezczelna kobieta! Niech tylko opowiem wszystko Iwonie.
Dlatego nie wolno ufać nikomu. Może jeż łże jeżom, ale ludzie innym ludziom łżą na pewno!”

A oto opowiastka Chomika Buszującego W Zbożu – o przedsiębiorczym jeżu („Interes, czyli wariacja na temat łgania jeży i nie wchodzenia damom na nagie kolana”). Dziennik vel Odmieniec ma pomysł na biznes:

„W niewielkiej społeczności, w Kropidłowie Wielkim urodził się dziwny jeż. Wołano na niego Odmieniec, gdyż dzień zamieniał z nocą i miast myszkować o zmierzchu, wolał światło dnia. Twierdził, że lepiej wędrować po grządkach warzywnych za jasności, ponieważ glizdy i dżdżownice lepiej widać, a i muchy na białych stokrotkach czy źdźblach trawy odcinają się wyraźniej. Pewnego upalnego lata, okolo pierwszej w południe zapuścił się do ulubionego ogrodu na skraju wsi.
Dziennik stanął jak wryty. Przed nim leżał mały człowiek, na ktorego wołano Haneczka. Dziwne! Zwykle był bardzo ruchliwy, biegający po wsi i wściubiał swój nos nawet do kompostowej pryzmy koło wiejskiego stawu, ktora była jego domem. Węszył powoli i nie wierzył własnym oczom. Przed nim, na brzuchu Haneczki rozpościerał się raj w postaci milionów białych poskręcanych robaków. Czy to możliwe?
Sapnął i powoli zbliżył się do nieruchomego ciała, wdrapał się na brązowe kolana i rzucił się w białawą masę, po czym zastygł w przestrachu. Spłoszył go szelest plastikowej, rozerwanej torebki i własna odwaga. Ciało Haneczki oddychało i coś mruczało. Czekał. Zmiany nie zauważył więc oddetchnął z ulgą i sięgnął językiem po najbliższy biały okruch. To nie jest glizda ale… dobre! Tłuste, może ciut za suche. O nie, rozmoczone smakuje… wybornie. Przysmaczek. Jeszcze jedna!
– Hania! Gdzie się podziały wiórki kokosowe, miałaś je przynieść.
Dziennik zamarł i nastroszył igły.
– Hanka, gdzie jesteś do cholery! Jak mam zrobić tort urodzinowy bez twoich ulubionych wiórków kokosowych.
Głos potężniał i Dziennik podążając za impulsem obrócił się na plecy, zgarnął tyle wiórków, ile zdołało się przyczepić i ześlizgnął się z Haneczki. Szybko oddalił się unosząc na igłach swoją zdobycz.
W domku na pryzmie starannie zrzucił łup i całą noc poświęcił na rozważenie, co z tym fantem zrobić. Rankiem już wiedział jak odmienić swój los. Wyrwał jedną kartkę z pamiętnika i napisał wyraźnie, maczając łapę we fluorescencyjnym atramencie „Przysmaczek dla jeży. Jeśli nie spróbujesz, to nie wiesz, co tracisz. Zajdź na pryzmę koło stawu. Odmieniec”. Potem szybko powędrował do słupka z nazwą miejscowości, aby nie utracić odwagi i przymocował kartkę niziutko na wysokości wędrujących jeży i udał się do ulubionego ogrodu, aby poczynić zapasy.
Od tej pory Dziennik, noc w noc, sprzedawał wiórki kokosowe po coraz wyższej cenie, a dni przesypiał znużony interesem. Zyskał mir w całej okolicy i nikt już nie nazywał go Odmieńcem. Regularnie czatował na wiórki kokosowe w ogrodzie Haneczki i tęsknił za czasami, kiedy był wolnym jeżem, a życie było po prostu przygodą.”.

A na koniec smutna historia – dowód na to, że z zabawnych palindromów mogą powstać teksty uderzające swym dramatyzmem. „Mason arogant – nago rano sam” to opowieść o wyalienowaniu, swoistym skazaniu na samotność. Bohaterem targają wielkie emocje. Autorką opowiadania jest Bestja:

„Jamie Mason. Prawie łysą czaszkę porasta po bokach kilkudniowy mech w kolorze rudego blondu. Kolor zapewne po irlandzkich antenatach. Ale już ta żuchwa, ostro zarysowana, buńczuczna, raczej po praprzodku Wikingu. Jamie nie jest piękny. Przypomina jakieś zwierzę. Może przez tę łysinę i gruby kark, zlewający się z głową w jedną obłość… przypomina leniwca. Leży zwinięty jak embrion, śpi, a jego ciało, skurczone pod byle jakim przykryciem, raz po raz wstrząsają dreszcze. Jest październik, a więc już nie pora na dzikie biwakowanie, choć to środkowy Devon. Poza tym namiot wygląda jakby był starszy od niego, spłowiały i z pewnością pozbawiony nowoczesnych membran. Cieniutka karimata i ścieńczały śpiwór dopełniają nędznego ekwipunku. W dodatku Jamie jest nagi, łachy zrzucił z siebie albo w przypływie pijackiego oszołomienia albo kierowany autoagresją. Pozbawianie się różnych rzeczy, dóbr, relacji, emocji, to jego metoda na ukrycie przed własną świadomością faktu, że jest skurwysynem. Tym sposobem może pozostać szlachetnym biedakiem, podczas gdy świat i inni ludzie przejmują całe skurwysyństwo. Plan chytry i co ciekawe skuteczny. A im trudniejsze przetrwanie, tym i plan skuteczniejszy. Dlatego Jamie nie zapala ogniska. Nie je nic ciepłego. Nigdy.
Nie wykluczone też, że położył się nagi, by mieć stały i nieskrępowany dostęp do swojego jedynego pocieszyciela, własnego penisa. Lekko przyschnięta plama na brzegu posłania potwierdza, że niedawno skorzystał z tej metody ukojenia, a gdy się obudzi, niechybnie skorzysta z niej powtórnie. Zawsze to robi. By nie myśleć o głodzie i chłodzie, a swoje skurwysyństwo upchać głębiej, gdyż często nawiedza go w snach. Wtedy po przebudzeniu lęk jest najgorszy. I to przemożne ssanie. Ostatnio mocniejsze, odkąd opuścił Stephanie.
Budzi się. Przekręca na drugi bok, nogi jeszcze ciaśniej przyciska do brzucha i rękami obejmuje kolana. Po chwili sięga za siebie na ślepo i namacawszy butelkę zaczyna łapczywie pić. Chyba to nie woda. Poderwany nagłym atakiem mdłości ledwo zdąża wsadzić głowę w krzaki by tam zwymiotować. Jego ciało wstrząsane torsjami wygląda żałośnie, dawno nie zaznało bieżącej wody, godziwego pożywienia ani żadnej maści na zmiany skórne. Nie mówiąc o rękach Stephanie, które nie tylko oferowały wszystkie te rzeczy, ale potrafiły też ukoić napięcia, a skórze przywrócić blask, jaki może dać tylko miłość. Tak, Jamie czuł się kochany, i to bardzo, dlatego tak długo zwlekał. Najzwyczajniej w świecie nie miał pretekstu by ją opuścić. Jej słowa, spojrzenia, gesty… wszystko było tak słodkie, tak sycące, że pił ją i jadł długo, naprawdę długo, prawie rok. Rekord w jego relacjach. Ale ostatecznie znalazł w niej ZŁO. A to zaśmiała się na komedii z wątku zdrady, a to dzwonił do niej niby kolega z pracy, dwukrotnie jednego dnia, a to zapomniała, że planowali piżamowego sylwestra i wyciągnęła go na jakiś spęd… A poza tym masażysta – facet. Terapeuta – facet. Nauczyciel włoskiego – facet! Wszystko przypieczętowała pytaniem zadanym w głupiej zabawie „pytaj o co chcesz a przysięgam, że odpowiem szczerze”. Mianowicie, czy Jamie nie boi się jej zdrady! Za cztery dni było pozamiatane. Może i Jamie nie zdobył akademickiego wykształcenia (w Anglii gdy pochodzisz z robotniczej rodziny masz na to marne szanse), ale umie dodać dwa do dwóch. Shit. Nie dał się przekonać, ubłagać, zatrzymać. Dość, że się powstrzymał, by jej nie zlać. Dlaczego więc teraz, gdy z powrotem wpełzł pod przykrycie, a jego dłoń zaciśnięta na penisie szamoce się konwulsyjnie nie przynosząc ulgi, dlaczego znów ma przed oczami śpiące ciało Steph, jej brzoskwiniowe uda, niedbale przerzucone przez jego pośladki, rozświetlone wpadającym przez rozchyloną kotarę brzaskiem? Dlaczego dręczy go to wspomnienie, a cholerna łza, która wtedy spłynęła nie pozwala doznać orgazmu, dlaczego wraca absurdalne skojarzenie z powoli odwracanymi kartkami elementarza? Dom. Kobieta. Związek. Shit”.

Jak wam się podobają te teksty? Może ktoś jeszcze chciałby zaprezentować inne propozycje rozwinięcia palindromów? Można wstawiać teksty w komentarzach pod postem.

Gratuluję wszystkim, którzy wzięli udział w zabawie! Jestem pełen podziwu dla waszej kreatywności! Brawo!

Źródło grafiki: https://kuchnia.wp.pl/

6 Replies to “O kłamliwych jeżach, niewiernej Korze i aroganckim masonie”

  1. Bajka o jeżu biznesmenie – cudna!

  2. Chomik buszujący w zbożu says: Odpowiedz

    Dziękuję :). Cieszę się, że Ci się spodobała :). Cała historia o nim w głowie mi powstała, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Uwielbiam się bawić.

  3. Witam,
    Nika, Chomik Buszujący W Zbożu, Bestja, gratuluję wspaniałych tekstów.
    Niewiarygodne jaką inspiracją stają się słowa! Są niczym magiczne zaklęcie. Odpowiednio ułożone i wypowiedziane, wprowadzają nas do świata zupełnie nieznanego, ale zawsze intrygującego, wypełniającego naszą wyobraźnie po brzegi. I to jest piękne ((:

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      „Niewiarygodne jaką inspiracją stają się słowa! Są niczym magiczne zaklęcie. Odpowiednio ułożone i wypowiedziane, wprowadzają nas do świata zupełnie nieznanego, ale zawsze intrygującego, wypełniającego naszą wyobraźnie po brzegi.”

      Podpisuję się pod tym:)

  4. Kasia Alias Kinga says: Odpowiedz

    „Moc lamp malcom” 🙂 niestety nie moje, ale dzięki artykułowi na blogu zainteresowałam się książką pana Tadeusza Morawskiego o palindromach dla dzieci. Pan Tadeusz publikował w „Płomyczku” i „Angorce”, stworzył Muzeum Palindromów w Nowej Wsi. Nie dowiedziałabym się tego wszystkiego, gdybym nie poczytała o kłamliwych jeżach 🙂

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      🙂

Dodaj komentarz