Wiecie, że dziś w Polsce obchodzimy Światowy Dzień Kota? Czy macie swoje ukochane koty w literaturze? Ja chciałem przypomnieć o pewnym bardzo oczytanym kocie ze swego czasu popularnej serii kryminalnej.
Dziś obchodzimy Światowy Dzień Kota. Pomijam fakt, że dla wielu ludzkich towarzyszy (bo przecież nie „właścicieli”, o nie!) kotów takie święto odbywa się codziennie. Jako współlokator kota wiem coś o tym! Z tej okazji chciałem was zapytać o wasze ulubione koty w literaturze.
Sam chciałem dziś przypomnieć jednego – bardzo oczytanego. To kot syjamski Koko (Kao K’o-Kung) z serii powieści Lilian Jackson Braun rozpoczętego tomem Kot, który czytał wspak. To właśnie tam dziennikarz Jim Qwilleran poznaje swojego kociego przyjaciela. W kolejnych tomach Koko będzie mu pomagał w śledztwach – jego intuicja okaże się nieoceniona.
„- To pan jest ten facet od kota, który umie czytać?
– On nie tylko umie czytać – poprawił go Qwilleran – potrafi również czytać wspak. Niech pan się nie śmieje. Kiedy dorośnie, wyślę go do akademii FBI i kto wie, czy nie odbierze panu pracy.
– Mógłby całkiem nieźle sobie radzić. Koty z natury są strasznie wścibskie. Moje dzieciaki mają kota, który wszędzie pakuje nos. Byłby z niego niezły gliniarz… albo niezły dziennikarz”.
Na okładce kolejnych tomów cyklu o Koko możemy przeczytać, że to „Największy hit od czasów Agathy Christie”. No, to akurat jest kit. Te książki (zwłaszcza dalsze tomy) nie zachwycają pod względem kryminalnym, ale mają w sobie dużo ciepła, które przyciąga czytelników – nie tylko miłośników kotów.
I tu jeszcze jedna urocza scena – czas wspólnej lektury:
„W bibliotece wypożyczył książkę o tym, jak należy rozumieć sztukę współczesną. Sobotnim popołudniem brnął przez rozdział dziewiąty poświęcony dadaizmowi, ssąc cybuch niezapalonej fajki, gdy nagle usłyszał dobiegające zza drzwi rozkazujące miauknięcie. Składało się z wyraźnie oddzielonych dwóch sylab z odpowiednim akcentem, jak gdyby żądanie syjamczyka brzmiało »wpuść mnie!«.
Qwilleran odłożył więc książkę i wypełnił rozkaz. Otworzył drzwi, stając twarzą w twarz z Kao K’o-Kungiem.
Qwilleran pierwszy raz miał okazję obejrzeć go w świetle dziennym, które wpadało obficie przez okna sieni. Teraz widać było, jak lśni jasne futro, można było docenić w pełni głęboki, ciemny brąz pyszczka i uszu oraz niesamowite błękitne oczy. Długie brązowe nogi, proste i szczupłe, uginały się na końcach, przechodząc w delikatne stopy, a dumnie nastroszone wąsy połyskiwały w słońcu wszystkimi kolorami tęczy. Uszy stały pod takim kątem, że przypominały koronę, dzięki czemu kot miał jeszcze bardziej królewski wygląd. Cóż, Kao K’o-Kung nie był zwykłym kotem, toteż Qwilleran nie bardzo wiedział, jak się ma do niego zwracać. Sahibie? Wasza wysokość? Postanowił zaryzykować i traktować kota jak kogoś równego sobie, więc po prostu zaproponował: – Chcesz wejść? – i cofnął się; nawet nie zdał sobie sprawy, że ukłonił się przy tym lekko.
Kao K’o-Kung stanął w progu i uważnie rozejrzał się, nim przyjął zaproszenie. Potrwało to chwilę. Następnie wyniosłym krokiem przeszedł przez czerwony dywan i dokonał rutynowej inspekcji kominka, popielniczki, resztek sera oraz krakersów na stole, obwąchał sztruksową marynarkę Qwillerana powieszoną na oparciu krzesła, książkę o sztuce współczesnej, następnie zaś zbadał niezidentyfikowaną, a przy tym prawie niewidoczną plamkę na podłodze. Wreszcie, wyraźnie usatysfakcjonowany, wybrał sobie miejsce pośrodku dywanu – w starannie wyliczonej odległości od gazowego ognia – i wyciągnął się w lwiej pozie.
– Czy mogę czymś służyć? – spytał Qwilleran.
Kot nie odpowiedział, tylko popatrzył na niego, mrużąc oczy, co chyba było wyrazem zadowolenia.
– Koko, piękny z ciebie kot – rzekł Qwilleran. – Czuj się jak u siebie w domu. Nie będzie ci przeszkadzało, jeżeli wrócę do mojej lektury?
Kao K’o-Kung został w gościnie pół godziny. Qwilleran delektował się zaistniałą harmonią – człowiek, fajka, książka, luksusowy kot – i był rozczarowany, kiedy gość wstał, przeciągnął się, ostrym głosem mruknął coś na pożegnanie, a następnie wrócił na górę, do swojego mieszkania”.
Z okazji Światowego Dnia Kota życzę waszym kocim ulubieńcom wszystkiego najlepszego!
Czy macie swoje ulubione „literackie” koty?
Źródło cytatów: Lilian Jackson Braun, Kot, który czytał wspak, tłum. Stanisław Kroszczyński, wyd. Elipsa, Warszawa 2002.
Źródło grafiki: https://wiadomosci.onet.pl/kraj/dzien-kota-2018-17-lutego/fxt7xl5 https://www.tapeciarnia.pl/tapeta-kot-syjamski-w-kwiatach https://www.koty.pl/rasa/kot-syjamski/ i http://rozrywka.dziennik.pl/hity-internetu/zdjecia/galeria/451122,4,galeria-memow-z-okazji-swiatowego-dnia-kota.html
Oprócz powyższego kociego detektywa – kot Pasza z „Ballady Lili K.” Blandine Le Callet i bohaterowie cyklu „Koty” T. S. Elliota, zwłaszcza Pan Mistofeles i Kot Wagonów Sypialnych :-).
Michał, czy to kocię na klawiaturze, to Kicencja? 🙂 Muszę chwilę poszukać w pamięci kociego bohatera literackiego.
Mam! 🙂 Mam! 🙂
„Gość znajdował się w sypialni już nie sam, lecz w towarzystwie. W drugim fotelu siedział typ, który zamajaczył w przedpokoju. Teraz był dobrze widoczny; wąsiki jak piórka, jedno szkiełko binokli połyskuje, a drugiego szkiełka nie ma. Ale w sypialni znalazło się też coś znacznie gorszego. Na pufie jubilerowej rozwalił się bezwstydnie ktoś trzeci, a mianowicie niesamowitych rozmiarów czarny kocur z kieliszkiem wódki w jednej łapie i z widelcem, na który wbił marynowany grzyb, w drugiej.” – ów bezwstydnik, to oczywiście szatański Behemot z „Mistrza i Małgorzaty”. Postać nietuzinkowa, niesamowita i wwiercająca się w umysł każdego, kto sięgnie po tę książkę.
Za każdym razem, gdy wkraczam w progi pubu „Varietes” w moim mieście, przypomina mi się ten uwielbiający wódkę, szachy i broń czarny kocur 😉
Źródło cytatu: „Mistrz i Małgorzata” Michał Bułhakow, tłum. Andrzej Drawicz, wyd. Świat Książki, Warszawa 1999.
No i oczywiście z czasów dzieciństwa kochany biały kiciuś i jego lekko przemądrzały przyjaciel i opiekun Bonifacy, bohaterowie „Przygód kota Filemona” Sławomira Grabowskiego i Marka Nejmana oraz mały, sympatyczny i trochę psotny kotek bez ogonka (odgryzł mu go szczur) z książki Gösty Knutssona „Przygody Filonka Bezogonka”.
A, i jeszcze lewitujący, szalony i gadający Kot z Cheshire z „Alicji w Krainie Czarów” i chyba najbardziej znany na świecie kot chodzący w obuwiu, z przepięknej bajki Charlesa Perraulta „Kot w butach”. 🙂 Na pewno jeszcze sobie coś przypomnę.
Do dziś przechowuję w myślach i w sercu obraz mojej ukochanej kotki, która była albinoską z niedosłuchem, a którą mój do cna wredny sąsiad wywiózł. Ostatnia rzecz jaką pamiętam, to przerażające miauczenie dobiegające z bagażnika jego samochodu. Nie poszłam do szkoły, bo chciałam, żeby wypuścił Imkę, ale nawet nie otworzył mi drzwi. A ja siedząc później na lekcjach w szkole myślałam już tylko o tym, że zabrał mi najukochańsze zwierzę, jakie miałam. Nigdy więcej, żadne inne zwierzątko, nie było w stanie wzbudzić we mnie takiej miłości, jaką darzyłam tę kocicę. Ona nawet nie chciała jeść, gdy wyjechaliśmy na wczasy na dwa tygodnie i musiała się nią zajmować córka sąsiadki. Była wierna jak pies. Jedynym jej przewinieniem było chyba to, że nie słyszała swojego miauczenia, z powodu głuchoty. I wydaje mi się, że to przypieczętowało jej los. Sąsiad tak długo próbował się jej pozbyć, aż mu się udało. Nawet teraz to pisząc, płaczę. Eh, Michał…Przytul ode mnie Kicencję 🙂
🙁
Ech, ja też nie umiem czytać takich historii na spokojnie, bo serce się kraje. W literaturze też je omijam.
Czarna Orchideo bardzo przykro mi, że przeżyłaś takie rozstanie. Wiem jak boli utrata czworonoga, a w szczególności ukochanego kota. Sama jestem kociarą i nie wyobrażam sobie życia bez moich kocic.
Co zaś do kotów literackich, oczywiście z dzieciństwa Filemon i Bonifacy oraz Kot w butach (za którego byłam przebrana za bal karnawałowy w pierwszej klasie podstawówki). Ale najbardziej uwielbiałam filmowego Rademenesa z „Siedmiu życzeń”.
Czarna Orchideo bardzo smutna jest Twoja historia z kotem i bardzo współczuje, że musiałaś doświadczyć tak bolesnego rozstania z ulubieńcem. Wiem, jak to to jest kiedy ukochany czworonożny przyjaciel odchodzi i nie wyobrażam sobie, żeby ktoś skrzywdził moje koty, przerasta mnie ta myśl. Zawsze przeżywam bardzo krzywdy zwierząt. I a propos znęcania się zakończę wpis przypomnieniem kota, który może nie jest literackim, ale z pewnością z charakterem, uratowany przez pewnego chłopca Dariusza, a potem spełniający jego życzenia. Pamiętacie Rademenesa?
Sama mam trzy kocice i jeszcze czwartego kota w głowie, więc światowy Dzień Kota obchodzimy mniej więcej codziennie.
P.S. Oczywiście Filemon, Bonifacy i Kot w butach (za którego byłam przebrana na balu karnawałowym w podstawówce) byli moimi ulubieńcami z dziecięcych lat.
Czarna Orchideo bardzo smutna jest Twoja historia z kotem i bardzo współczuje, że musiałaś doświadczyć tak bolesnego rozstania z ulubieńcem. Wiem, jak to to jest kiedy ukochany czworonożny przyjaciel odchodzi i nie wyobrażam sobie, żeby ktoś skrzywdził moje koty, przerasta mnie ta myśl. Zawsze przeżywam bardzo krzywdy zwierząt. I a propos znęcania się zakończę wpis przypomnieniem kota, który może nie jest literackim, ale z pewnością z charakterem, uratowany przez pewnego chłopca Dariusza, a potem spełniający jego życzenia. Pamiętacie Rademenesa?
Sama mam trzy kocice i jeszcze czwartego kota w głowie, więc światowy Dzień Kota obchodzimy mniej więcej codziennie.
P.S. Oczywiście Filemon, Bonifacy i Kot w butach (za którego byłam przebrana na balu karnawałowym w podstawówce) byli moimi ulubieńcami z dziecięcych lat.
„Wiem, jak to to jest kiedy ukochany czworonożny przyjaciel odchodzi i nie wyobrażam sobie, żeby ktoś skrzywdził moje koty, przerasta mnie ta myśl.”
Marcjanna, dokładnie tak samo to odczuwam!
A jak miał na imię nieborak z kreskówki „Władcy móch”? Ten rozmaszczony przez autobus, co go Czesio odrestaurował swoimi cukierkami. Był potem całkiem jak żywy, tyle że z facjatą Marcela.
Acha, przypomniał mi się jeszcze dość popularny kiedyś przepis na koktail z kota. Pawiorodny.
Bazyl właśnie mi tu mruczy, że widzi kandydatów na meni takowego napitku. Udają że śpią, ale czujne chłopaki, bo z Bazylem nie przelewki, zakręci ogonami młynka i jak poznać potem, które oczy są czyje i czemu po kątach szwęda się obrócona w pirz osobista garderoba .
No może dzisiaj im odpuści, ale jutro, gwarantowane, trafią na rekonstrukcję do Czesia. Jak miau w pacierzu.
Tomek, pozdrawiam Twoją kocią gromadkę!
Ponieważ zarówno kot Behemot jak i Kot z Cheshire zostały już wywołane z kart literatury, pozostaje mi tylko przypomnieć o jeszcze jednym kocie, który „był okazem zastanawiająco krzepkim i wspaniałym, całkowicie czarnego futra i przedziwnej zmyślności”. Oto Pluton, któremu Edgar Allan Poe zgotował tragiczny los, gdyż nakazał swemu odurzonemu ginem bohaterowi opowiadania „Czarny kot” najpierw toporem zabić żonę, a potem zamurować ją wraz z wspomnianym kotem.
Pamiętam to opowiadanie.