W maju Michał Paweł Urbaniak, nauczyciel w Pasji Pisania, wydał drugą powieść – „Niestandardowi”. O najnowszej książce, o stosunku do bohaterów, stylizacji językowej i innych ciekawych sprawach rozmawia z Basią Sęk, również pisarką i nauczycielką w Pasji Pisania.
Od premiery debiutanckiej powieści Michała Pawła Urbaniaka minął rok i, jak się okazało, w tym czasie pisarz i nauczyciel kreatywnego pisania Pasji Pisania nie próżnował. W drugim kwartale 2021 roku oddał w ręce czytelników i swoich podopiecznych kursantów kolejną książkę: “Niestandardowych”, wydanych – podobnie jak “Lista nieobecności” – nakładem Wydawnictwa Mova. Nasi kursanci wiele razy mieli okazję usłyszeć, jak to jest zobaczyć swoją pierwszą książkę na księgarskich półkach, a jak jest z drugą? Aby się o tym przekonać, warto przeczytać, co Michał Paweł Urbaniak ma do powiedzenia w tej kwestii. Kim był, kim jest i kim będzie Michał Paweł Urbaniak, w tej chwili autor dwóch świetnie przyjętych powieści psychologicznych, z którym miałam przyjemność rozmawiać o jego literackiej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
Zapraszam!
Barbara Sęk
I. KARIERA
Barbara Sęk: Druga powieść, druga premiera… Jestem ciekawa, czy widzisz jakieś różnice, czy to wciąż takie samo uczucie?
Michał Paweł Urbaniak: Wydawało mi się, że będzie zupełnie inaczej, już bez takich emocji. Gdy wydajesz kolejne książki, oddajesz opowiadania do druku, pisanie samo w sobie staje się po prostu “usankcjonowaną” pracą, a późniejsza publikacja jest jej elementem. Niemniej byłem ogromnie wzruszony, gdy otrzymałem paczkę z egzemplarzami autorskimi – tak samo wzruszony, jak rok wcześniej.
B. S.: Gdybym zapytała o Twoją pozycję na rynku książki? Jak się obecnie czujesz, klasyfikujesz, gdzie jesteś i gdzie chcesz być? Czy od “Listy nieobecności” nastąpiły zmiany w tej kwestii? Czujesz się pewniej? Czujesz się doceniony?
M. P. U.: Myślę, że na tę pozycję wciąż pracuję, staram się piąć wyżej i pojawienie się drugiej książki to kolejny zdobyty szczebelek na tej drabinie. Nie zmienia to jednak faktu, że to rynek bardzo trudny z punktu widzenia pisarza. Myślę, że zderzenie z prawami rynku to ważna lekcja dla każdego piszącego. Napisanie książki to tylko pewien etap, a jej zaistnienie to zupełnie inna sprawa.
B. S.: Chyba nie chcesz powiedzieć, że “Lista nieobecności” nie zaistniała…
M. P. U.: Zaistniała, a jakże! Było sporo recenzji na blogach, w serwisach czytelniczych, a także w pismach literackich z bardzo wysokiej półki. “Lista…” wzbudziła sporo emocji wśród czytelników. Nie każda książka doczekuje się takiego odbioru.
B.S.: Recenzje, wywiady, jak się z tym czujesz? Nie stanowi to problemu, czy też uważasz, że autor powinien stać w cieniu swoich powieści, a jego książki powinny mówić same za siebie?
M. P. U.: Przy okazji premiery “Niestandardowych” przypomniałem sobie, jakim niesamowitym doświadczeniem jest czytanie recenzji własnej książki. Pozytywne czy negatywne, stanowią świadectwo tego, że książka “pracuje” w czytelniku, a zatem dostaje właściwe życie. A co z autorem? Doskonale zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach nie może się on odciąć od własnych książek (chyba, że jest Eleną Ferrante). Wywiady, spotkania, prowadzenie fanpage’a czy konta na Instagramie – dziś to również jest pisarska rzeczywistość. Staram się polubić z mediami społecznościowymi (śmiech), choć chętnie pozostałbym za biurkiem, aby tworzyć kolejną historię dla czytelników.
II. NIESTANDARDOWI
B. S.: Kim są niestandardowi we współczesnym świecie?
M. P. U.: Myślę, że to słowo dla każdego może mieć inne znaczenie – zależy od wychowania, otoczenia, wzorców, światopoglądu. Można je podpiąć pod figurę Innego (obcego). To ktoś, kto w pewien sposób wyłamuje się z przyjętych standardów. Ktoś taki może spotkać się z akceptacją albo wręcz przeciwnie. Kategorii jest dużo. Można być napiętnowanym jako nieślubne dziecko, nie-katolik (Żyd, świadek Jehowy, muzułmanin, ateista), osoba LGBT, uchodźca, ale też jako singiel, osoba otyła, osoba niepełnosprawna. “Napiętnowanie” w tym przypadku również ma określone znaczenia i różne oblicza.
B. S.: Wiktor Porocha, Liwia Gawlin, Aleksander Hallis… Jako narrator nie pokazujesz nam swojego stosunku do bohaterów, teraz jednak rozmawiam z autorem, dlatego chciałabym się dowiedzieć, jakie relacje łączą Cię z postaciami.
M. P. U.: Staram się nie narzucać czytelnikowi swojego stosunku do postaci. Uważam, że nie jestem od tego, aby pokazywać palcem: tego masz lubić, a tego nie. Czytelnik ma prawo do własnych sympatii, antypatii i samodzielnego wyciągania wniosków. Jako autor jestem zawsze bardzo związany z moimi postaciami. Właśnie z tej autorskiej perspektywy muszę ich zrozumieć, aby opisać ich właściwie. Wierzę, że między autorem a postaciami, z którymi przebywa na co dzień miesiącami albo nawet latami, musi się wytworzyć specyficzna więź. Później ciężko przychodzi pożegnać się z takim bohaterem, do którego się przywiązało. Gdy podczas lektury “Niestandardowych” na potrzeby redakcji przyszło mi rozstać się z jedną z postaci raz jeszcze, musiałem to emocjonalnie odchorować.
B. S.: Liwia Gawlin jest artystką, której intencje jednak nie do końca są czyste. Nie bałeś się pisać w negatywny sposób o ludziach kultury? Nie sądzisz, że ktoś z tego może wyciągnąć wniosek, że w naszej pracy chodzi o sławę i pieniądze i często, aby osiągnąć sukces, wykorzystujemy ludzkie historie, dramaty, złamane życiorysy? Czy to nie kalanie własnego gniazda?
M. P. U.: Nie myślałem zupełnie w tych kategoriach, gdy pisałem “Niestandardowych”. Gdybyśmy analizowali, kogo możemy urazić swoją twórczością, równie dobrze moglibyśmy demonstracyjnie złamać pióra. “Niestandardowi” to autonomiczna historia, a motywy Liwii Gawlin są bardzo złożone, ona tym projektem realizuje różne cele. Myślę, że każdemu artyście przyświecają różne założenia. Niektórzy chcą przede wszystkim zarobić na swoich dziełach, inni myślą głównie o możliwości wyrażenia siebie, jeszcze inni będą tworzyć z nadzieją, że ich sztuka coś zmieni w funkcjonowaniu jednostki lub świata. Postaw może być sporo. A sztuka często opiera się na tym, co się zdarzyło lub mogłoby się zdarzyć. Życie, ludzie historie stanowią jej budulec, tak samo ważny, jak wyobraźnia twórcy. Trudno od tego uciekać.
III. POWRÓT DO “LISTY NIEOBECNOŚCI”/”LISTA NIEOBECNOŚCI”
B. S.: Od premiery minęło trochę czasu, zapewne jesteś więc w stanie już określić, czy “Niestandardowymi” spełniłeś oczekiwania czytelników, którzy poznali “Listę nieobecności”, czy bardziej ich zaskoczyłeś?
M. P. U.: Na początku niegdysiejsi czytelnicy “Listy…” musieli się zmierzyć właśnie z zaskoczeniem. A czy spełniłem ich oczekiwania? Zależy, co przez nie rozumiemy. Z tego, co widzę, dla większości tej grupy “Niestandardowi” okazali się satysfakcjonującą lekturą. Jednak niektórzy w recenzjach czy opiniach przyznawali pierwszeństwo “Liście…” pod względem emocjonalnej intensywności, doznań czytelniczych. Ze swej strony pierwszy raz jestem w stanie doświadczyć z perspektywy autora tego, jak jego powieści ze sobą konkurują. Dobrze, że ja nie muszę rozsądzać, która wypadła lepiej! (śmiech)
B.S.: Chciałabym, abyś przybliżył czytelnikom różnice i podobieństwa między “Listą nieobecności” a “Niestandardowymi”.
M. P. U.: Na pewno łączy je ta sama księgarniana półka – z prozą psychologiczną. “Niestandardowi” są przystępniejsi w lekturze, bo akcja rozgrywa się chronologicznie, prawie nie ma retrospekcji. Więcej tutaj akcji, mniej analiz wewnętrznych. Historię widzimy oczami jednego bohatera, choć i pozostali mają szansę się wypowiedzieć. Myślę, że największa różnica tkwi jednak w postaciach. Wiktor Porocha, główny bohater “Niestandardowych”, nie zrozumiałby się z rodziną Hnatów z “Listy nieobecności”. Oni w większości byli ludźmi o dużej kulturze osobistej, tolerancyjnymi, otwartymi na drugiego człowieka. Wiktor nie jest wyzuty z wrażliwości, ale najchętniej zabiłby w sobie wszelkie jej przejawy jako “niemęskie”. Postrzega on ludzi i zjawiska bardzo stereotypowo, korzystając z gotowych, zazwyczaj krzywdzących klisz. Nie chce wysilić wyobraźni, brakuje mu empatii, leczy własne kompleksy prostacką niechęcią, leżącą bardzo blisko nienawiści. Nie bez kozery Liwia Gawlin nazywa go Kalibanem. Oczywiście, w toku powieści to się zmienia, Wiktor zaczyna rozumieć, że świat nie jest tak prosty, jak przypuszczał.
IV. PROFIL AUTORSKI/WIZERUNEK
B. S.: Jak zareagowałbyś, gdybym powiedziała, że jesteś literackim reprezentantem mniejszości?
M. P. U.: Zapytałbym, co masz na myśli (śmiech).
B. S.: Odpowiedziałabym – choć to nie ja tu jestem od odpowiadania – 🙂 że mam na myśli to, iż obdarzasz czułością i czynisz swoimi głównymi bohaterami osoby, które często spadają na margines społeczny. Zarówno w “Niestandardowych”, jak i w “Liście…” Twoje postacie wymykały się standardom. To celowe założenie, mające na celu stworzenie spójnego wizerunku pisarskiego, czy nie było w tym premedytacji, bo zawsze ustawiałeś soczewkę na osoby niezauważalne lub szykanowane?
M. P. U.: Na pewno nie ma w tym “pisarskiego marketingu”, strategii. Historie same do mnie przychodzą. Czuję, że potrzebują opowiedzenia, a ich bohaterowie – zaistnienia. Tylko tego się trzymałem. Być może taki właśnie wybór postaci i problematyki wynika z tego, że sam czułem się zepchnięty trochę na pobocze głównych nurtów życia przez własne rozmaite “niestandardowości”. Często płynąłem pod prąd ze wszystkimi konsekwencjami – ale nie ma tego złego! To poszerza perspektywę.
V. WARSZTAT
B. S.: To druga powieść, w której nie oznaczasz miejsca akcji, czy to celowy zabieg i czemu ma służyć?
M. P. U.: Konkretne oznaczenie miejsca akcji bywa przydatne i nierzadko podnosi atrakcyjność książki, ale bywa też ograniczające. Póki co świadomie unikam osadzania akcji w oznaczonym miejscu, wystarczy, że czytelnik będzie umiał je umiejscowić w bardziej ogólnych kategoriach (na przykład: duże miasto). Myślę, że konkretna nazwa nie zawsze ma znaczenie dla całości.
B. S.: “Lista nieobecności” i “Niestandardowi” znacznie różnią się klimatem i językiem. Nie obawiałeś się, że czytelnicy oczarowani poetyckim stylem “Listy…” będą rozczarowani stylizacją językową, która ma pokazać tok myślenia Wiktora?
M. P. U.: Oczywiście, że się tego obawiałem. Z drugiej strony świadomie chciałem się odciąć od tego, co reprezentowała sobą “Lista…”, żeby udowodnić czytelnikowi, że potrafię się poruszać w różnych obszarach literackiego świata. Choć po “Niestandardowych” spotkałem się z zarzutami, że autor chyba nie umie pisać piękną literacką polszczyzną (śmiech). Jednak przyznam, że zaskoczyły mnie niektóre reakcje – wiele osób miało ochotę cisnąć “Niestandardowymi” w kąt właśnie ze względu na bohatera, jego sposób myślenia. Cóż, wystawiłem cierpliwość czytelnika na ciężką próbę!
B. S.: Skąd bierze się wszechstronność Twojego języka? W jaki sposób można sprawić, że będzie on tak elastyczny? Proszę udziel rad naszym kursantom, jak pracować nad tą materią.
M. P. U.: Przede wszystkim trzeba mieć świadomość, że język jest elastyczny i musi być dostosowany do konkretnej osoby. Warto przeanalizować postać pod względem potencjalnego sposobu wyrażania się. Trzeba wziąć pod uwagę parę czynników: wiek, wykształcenie, pochodzenie, środowisko, w którym dany bohater się obraca. Warto też słuchać, jak mówią ludzie – w autobusach, w sklepach, w kawiarniach. Świetnym testem będzie zwrócenie baczniejszej uwagi na wypowiedzi naszych znajomych. Rzeczywiście, “Niestandardowi” dali mi się wykazać pod tym względem.
B. S.: Czy napisanie tych dwóch powieści zmieniło coś w Twojej metodyce prowadzenia kursów?
M. P. U.: Jeśli chodzi o samą metodykę, raczej nie. Natomiast mam większą świadomość tego, jak funkcjonuje rynek wydawniczy i teraz również tę wiedzę staram się przekazać kursantom. Również krytyka “Listy nieobecności” dała mi do myślenia. Oboje uczymy pisania i jako nauczyciele jesteśmy pewni swego, ale przecież to nie znaczy, że jako pisarze jesteśmy wolni od popełniania błędów. Obecnie staram się ustrzec kursantów przed tymi błędami, które sam popełniłem.
VI. PLANY
B. S.: Czym znów nas zaskoczy Michał Paweł Urbaniak?
M. P. U.: Z moją trzecią powieścią właśnie zapoznaje się wydawca. Na razie nie chciałbym zbyt wiele zdradzać. Powiem tylko tyle, że trzecia książka znajdzie się na tej samej półce, co poprzednie – bo zawsze najbardziej interesuje mnie człowiek, jego relacje z innymi, jego sposób postrzegania świata. I to, jak potrafi się zmienić, dojrzeć, pod wpływem rozmaitych okoliczności.
B. S.: A może Michał Paweł Urbaniak 🙂 chciałby wrócić do znanych nam już historii z “Listy” i “Niestandardowych”? Twoja druga powieść ma otwarte zakończenie, jest więc furtka, to zabieg literacki czy marketingowy – (skoro już tak wiele mówimy o prawidłach rynkowych, opowieści kilkutomowe są teraz świetnie przyjmowane przez czytelników).
M. P. U.: Obie powieści są zamknięte, również dla mnie (jednocześnie marzę o napisaniu czegoś, co z założenia byłoby cyklem – przymierzam się do tego od jakiegoś czasu, badam teren piórem). Natomiast po premierze “Niestandardowych” zacząłem się zastanawiać, jak ta historia by wyglądała, gdybym opowiedział ją z punktu widzenia Liwii Gawlin. Albo przedstawił tę bohaterkę właśnie sprzed poznania Wiktora. Czy ci, którzy dziś jej nie ufają, nie wierzą, którzy jej nie znoszą, spojrzeliby na nią inaczej? Nie twierdzę, że to poważne plany pisarskie, ale kto wie, czy kiedyś nie wrócę jeszcze do tego świata, aby napisać prequel? Czuję, że Liwia Gawlin łatwo mi nie odpuści. Nie da się zamknąć w jednej książce.
B. S.: Michał, dziękuję za tę rozmowę, to była czysta przyjemność!
W najbliższym czasie Michał Paweł Urbaniak będzie prowadził następujące kursy:
- Internetowy Kurs Pasja Pisania II – od 22 września
- Kurs Pasja Pisania Inspiracje – od 25 września
Zapraszamy!
Fotografia Michała Pawła Urbaniaka: Michał Lichtański
Mam obydwie powieści z dedykcjami autora. Wbrew tytułowi ta druga jest bardziej standardowa, co nie znaczy, że gorsza. Mnie się nawet bardziej podoba, bo ma więcej jasnych momentów. Nie tylko, że akcja rozwija się liniowo, lecz finał jest tak dość typowo dramatyczny. Mniej natomiast podoba mi się język, jest taki pospolity, ale rozumiem, że odzwierciedla głównego bohatera, którego POV jest właściwie w całej powieści.
Ciekawe o czym będzie ta trzecia książka. Michał nic nie zdradza. Pewnie znowu nas czymś zaskoczy.
Ale mnie wciągnął ten wywiad:) Ukłony dla obojga:)
Michał, moją cierpliwość też wystawiłeś na próbę😂. Tak jak Andy nie lubię języka Wiktora, nie lubię też jego, ale z drugiej strony przecież chodzi o to, by postać była jakaś a nie nijaka. Jeśli ma żyć w wyobraźni czytelnika, jeśli ma być przekaźnikiem istotnych treści, budowniczym refleksji to musi dać ku temu powody:). U Ciebie jak zawsze daje! No ale to chyba nikogo z nas, kursantów czy absolwentów Twoich kursów, nie dziwi:)).
Uściski!
Ciekawie poznac cie, Michal, jako pisarza! Uwielbiam wywiady z autorami ksiazek, bo zawsze uchylaja rabka tajemnicy na temat ich osobistego stosunku do danego utworu, bohatera itd.
Wykluczenie . Akceptacja. Tolerancja. To tematy, o które potykamy się co krok w naszym życiu. Jest ich tyle odmian i przypadków ile istnień ludzkich. Michał P. U. mistrzowsko, bo niepostrzeżenie rozprawia się z wnętrzem postaci powieści. Robi na nich vivisekcję. Pomysł świetny, natomiast gdy czytelnik jest akurat „naznaczony” , jak w powieści i prawie (podkreślam prawie) z którąś z postaci się identyfikuje, to…. ? Także przez pierwsze 100 stron byłam niecierpliwa. Gadają, gadają, że można by lekko odcedzić przez durszlag. (Często tak mam). Potem pełna nagroda za wytrwałość. Książka świetnie skonstruowana i doskonale napisana. Szkoda, że Liwia perfekcjonistka, nie zwróciła uwagi Wiktorowi i nie poprawiła go za „Perfum”. 😉