Lektura na weekend – Jeszcze jeden nawiedzony dom?

Rodzina mierzy się z duchami w wielkim domu – temat niemal stary jak świat, wydawałoby się, że wyeksploatowany literacko i filmowo już do cna. Czy na tym pomyśle można zbudować coś niebanalnego i świeżego? Riley Sager udowadnia, że tak!

Horrory rzadko trafiają na moją półkę. Przede wszystkim nie lubię epatowania przemocą czy makabrą, a w horrorach dzieje się to często niejako na prawach gatunku (więc z drugiej strony trudno się na to zżymać). Rażą mnie też – nie tylko w horrorach – banały, klisze wykorzystywane w budowaniu fabuły czy postaci, wyświechtane motywy. Wreszcie – to, co ma straszyć w horrorach często mnie na zmianę irytuje bądź żenuje. A jednak czasem lubię się bać i po to wchodzę w książkowy świat. Pociągają mnie też historie o duchach i nawiedzonych domach. Długo się wahałem, czy sięgnąć po Wróć przed zmrokiem Rileya Sagera.

„Każdy dom ma jakąś historię i jakiś sekret.”

Trzydziestoletnia Maggie Holt jest projektantką i historyczką. Odrestaurowuje stare domy i kocha to, co robi. Jednak świat zna ją jako dziewczynkę, która uciekła razem z rodzicami z Baneberry Hall, imponującej wiktoriańskiej posiadłości. Mieszkali tam zaledwie kilkanaście dni. Wkrótce po ucieczce w cieniu sensacji Ewan Holt spisał ich historię, zmieniając ją w Książkę („Największe błogosławieństwo naszej rodziny. I nasze największe przekleństwo”, skwituje po latach jego córka). Powodzenie Domu grozy („Błyskawiczny bestseller. Światowy fenomen. Najpopularniejsza relacja paranormalnego zjawiska oparta »na faktach« od czasów Horror Amityville”) przyniosło Holtom nieoczekiwaną sławę, wielkie pieniądze, ale także mniej przyjemne konsekwencje. Wiele osób wierzyło w to, że opisane zdarzenia rozegrały się naprawdę, ale wiele innych podważało tę opowieść, uznało za sprytną mistyfikację dokonaną dla własnych korzyści. Rodzina w końcu się rozpadła, Maggie musiała nieść przez życie uciążliwą łatkę dziewczynki z Baneberry Hall („żyć w cieniu książki to tak, jakby mieć rodzica, który popełnił morderstwo. Jestem krewną, więc współwinną”), traktowano ją jak dziwadło, żywą ciekawostkę. Tajemnica posiadłości nigdy nie została wyjaśniona, ale czy w ogóle była jakaś tajemnica? Narratorka uważa całą tę historię za stek bzdur („- Nic z tego się nie wydarzyło (…). Mój ojciec wszystko bez wyjątku zmyślił. A mówiąc wszystko bez wyjątku, mam na myśli wszystko bez wyjątku. Ta książka to same kłamstwa”). Choć domagała się od rodziców prawdy, ci nie zamierzali jej ujawniać. Kiedy po śmierci ojca Maggie staje się dziedziczką Baneberry Hall, postanawia sama rozprawić się z prawdą (bo przecież nie z duchami, w które nie wierzy):

„Wciąż nie znam prawdziwego powodu, dla którego wyjechaliśmy stamtąd tak nagle. Rodzice nie chcieli mi nic powiedzieć. Może naprawdę bali się tam zostać. Może autentycznie obawiali się o swoje życie. Wiem jednak, że nie uciekliśmy dlatego, że Baneberry Hall jest nawiedzony. Wiem to, bo przecież nie ma czegoś takiego jak duchy.
Jasne, sporo ludzi w nie wierzy, ale ludzie uwierzą we wszystko. Że Święty Mikołaj istnieje. Że nie wylądowaliśmy na Księżycu. Że Michael Jackson żyje, ma się dobrze i jest krupierem blackjacka w Las Vegas. Ja wierzę nauce, która twierdzi, że kiedy umieramy, to umieramy. Nie pozostawiamy po sobie dusz, które błąkają się jak bezdomne koty, aż ktoś je dostrzeże. Nie stajemy się cienistymi wersjami samych siebie. Nie nawiedzamy domów.
Mój kompletny brak wspomnień o Baneberry Hall to kolejny powód, dla którego uważam, że Książka to stek bzdur. (…) Myślę, że zapamiętałabym, gdyby jakaś niewidzialna siła uniosła mnie pod sufit, jak twierdzi Książka. Zapamiętałabym, gdyby coś dusiło mnie tak mocno, że na mojej szyi zostałyby ślady dłoni. Zapamiętałabym Pana Cienia. Fakt, że nic takiego nie pamiętam, oznacza jedno – to się nie wydarzyło. A jednak Książka wlecze się za mną przez większość życia. Zawsze byłam dziwadłem, które kiedyś mieszkało w nawiedzonym domu”.

Wbrew ostrzeżeniom matki, a może i wbrew zdrowemu rozsądkowi, Maggie wprowadza się do domu, w którym spędziła krótki okres w dzieciństwie. Ogarnia ją coraz większy strach. Żyrandol zapala się sam, słychać osobliwe dźwięki, pojawiają się dziwaczne postaci. Maggie natrafia na trop pewnej mrożącej krew w żyłach tajemnicy. Tak, bo tajemnica mimo wszystko istnieje. Jak wyzna policjantka, która przed laty jako pierwsza przyjęła zgłoszenie o nawiedzonym domu:

„- Czasem jednak myślę o tamtej nocy. Jak wyglądał twój ojciec. Jak wszyscy wyglądaliście. Znasz to powiedzenie: »Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha«? Odnosiło się do całej waszej trójki. I od czasu do czasu się zastanawiam, czy w tej książce nie kryje się jednak ziarno prawdy.
Z zaskoczenia aż drętwieją mi dłonie i muszę odstawić kubek na stół.
– Myśli pani, że Baneberry Hall naprawdę jest nawiedzony?
– Nie posunęłabym się do tego stwierdzenia. Nie wiem, co wydarzyło się tu tamtej nocy. Ale cokolwiek to było, porządnie was przeraziło”.

Jednocześnie możemy śledzić – rozdział po rozdziale – opus magnum Ewana, stopniowo wciągając się w tę historię, patrzeć na nią podejrzliwie i bać się. Gdy Maggie zaczyna się zastanawiać, czy naprawdę – jak sądziła – każde słowo w Książce jest kłamstwem, na które dały się nabrać tłumy, czytelnik będzie się zastanawiał razem z nią.

„W głębi duszy wiem, że to kompletny idiotyzm. Książka jest fikcją wbrew słowom »historia prawdziwa« wysmarowanym na okładce, tuż pod tytułem. (…) A jednak cichy głosik z tyłu głowy szepcze, że mimo wszystko mogę się mylić. (…) Słyszę go teraz, jak syczy mi w uchu:
»Wiesz, że to prawda. Zawsze wiedziałaś«”.

Nawet jeśli Riley Sager inspiruje się charakterystycznymi dla horroru gotowymi motywami, czy to budując scenografię, czy fabułę (zjawy, otwierająca się szafa, zapalające się światło, zbrodnia z przeszłości seanse spirytystyczne, leżący nieopodal domu cmentarz, upiorne portrety), robi to z wielką klasą. Po mistrzowsku pogrywa z towarzyszącym Maggie czytelnikiem. Łatwo przejąć jej punkt widzenia – ugruntowany, niepodważalny sceptycyzm, łamany potem przez coraz większe wątpliwości. Wróć przed zmrokiem z każdym rozdziałem wciąga coraz bardziej – aż do zaskakującego zakończenia. Czy ten dom naprawdę jest nawiedzony? A może kolejne wydarzenia nie mają nic wspólnego z duchami?

Podczas lektury trudno nie zadawać sobie pytań o to, gdzie leży prawda. I jak wielką mistyfikacją może być opowieść. Warto zauważyć, że ten horror to rzecz również o pisaniu, jego potędze, o procesie twórczym, inspirowaniu się rzeczywistością i wspieraniu się fantazją. Tak, bardzo pisarska to książka. Choćby z tego powodu warto ją przeczytać. Ale to przede wszystkim dobra rozrywka na wysokim poziomie. Przystępowałem do lektury raczej nieufnie, a tymczasem czekało mnie bardzo miłe zaskoczenie. Jeśli lubicie horrory, w których krew nie leje się litrami, fabuła jest spójna, a autor bądź autorka straszą głównie wykreowaną atmosferą i narastającym napięciem – to książka dla was!

Źródło cytatów: Riley Sager, Wróć przed zmrokiem, tłum. Ryszard Oślizło, Wydawnictwo Mova, Białystok 2021.

Dodaj komentarz