Lektura na weekend – Detektyw jak błędny rycerz

„Głęboki sen” ukazał się pierwotnie w 1939 roku. Tą powieścią Raymond Chandler zapewnił sobie stałe miejsce w panteonie mistrzów amerykańskiego kryminału. A jak się ją czyta dzisiaj – w nowym tłumaczeniu?

Raymond Chandler jest do dziś uznany za jednego z najbardziej znaczących twórców kryminałów. Debiutował powieściowo już po pięćdziesiątce – wtedy ukazał się Głęboki sen, książka uznawana już dziś za tak zwaną klasykę gatunku (na marginesie warto dodać, że została kilka razy zekranizowana – najbardziej ceniony jest film z Humphreyem Bogartem i Lauren Backall z 1946 roku). To właśnie w niej po raz pierwszy pojawił się Philip Marlowe, jeden z najbardziej znanych detektywów wszech czasów. Co ciekawe, Raymond Chandler zaczął pisać ze względów czysto ekonomicznych. Można powiedzieć, że jego sukces trwa do dziś. Twórczością Chandlera inspirują się współcześni autorzy kryminałów. Tak, on sam nie został zapomniany. Teraz jego powieści możemy czytać w nowych tłumaczeniach – autorstwa Bartosza Czartoryskiego. A jak dziś prezentuje się Głęboki sen? Od czasu premiery minęło już ponad osiemdziesiąt lat!

„- Czyli znowu się pan w coś wplątał.
– Och, czyli to dla pana żadna nowość”.

Zlecenie, które dostaje Philip Marlowe, prywatny detektyw z Los Angeles, wydaje się stosunkowo proste. Generał Guy Sternwood, człowiek zamożny, ale też stary i sparaliżowany, przykuty do inwalidzkiego wózka, prosi, aby ten poradził sobie z szantażystą, który nęka rodzinę. Jednak zanim Marlowe zdąży wywiązać się z zadania, szantażysta zginie. A to dopiero pierwsze morderstwo. Następny będzie młody szofer znaleziony w zatopionym aucie – kiedyś chciał się ożenić z młodszą córką generała, Carmen („Ładna, rozpuszczona i niezbyt lotna dziewczynka, która bardzo, ale to bardzo pobłądziła i nikt nie wyciągnął do niej pomocnej dłoni” – powie o niej detektyw). Tymczasem mąż starszej córki, Vivian, zaginął w dziwnych okolicznościach. Czyżby nad rodziną Sternwoodów zawisła klątwa? Ile tajemnic kryją mury luksusowej rezydencji? Vivian, córka generała powie: „Sternwoodowie mają słabość do przegrywania, bez różnicy, czy chodzi o ruletkę, czy o życie.”

W Głębokim śnie możemy zaobserwować wszystko to, co w późniejszych książkach Chandler udoskonalił (zresztą w przypadku tej prozy pojawia się zarzut pewnej wtórności – na zasadzie: jeśli przeczytasz jedną książkę Chandlera, to tak, jakbyś przeczytał/przeczytała wszystkie – nie całkiem bezzasadny). To napisana z pazurem, porywająca, pełna zwrotów akcji historia, wzbogacona o cięte dialogi i wyrazistych, zazwyczaj bezkompromisowych bohaterów. Marlowe jako narrator również się sprawdza. Mówi ze swadą, nie szczędząc barwnych porównań czy metafor, które świetnie oddało nowe tłumaczenie: „Przemaszerowała kolejna armia nudnych minut”, „Martwi ciążą bardziej niż złamane serca”, „wyglądał na martwego bardziej niż trup”.

Pozornie proste zlecenie, okazuje się złożone, a u podłoża wszystkiego kryje się w gruncie rzeczy bardzo smutna historia. Philip Marlowe to człowiek nieprzebierający w słowach, gdy tego wymaga konieczność, jest brutalny. Do tego można mu zarzucić mizoginizm. Jednak musi pracować w trudnych warunkach. Los Angeles początku lat czterdziestych jawi się jako miejsce niebezpieczne, pełne mężczyzn, którzy nie rozstają się z bronią, zdeprawowanych kobiet, niezgodnych z prawem interesów, szantaży. Oczywiście, można czytać te powieści zgodnie z założeniami gatunku, ale wydaje się, że Raymond Chandler pisał z założenia literaturę, która miała dawać czytelnikowi więcej niż li i tylko kryminalną zagadkę. To powieści w głębszej warstwie traktujące o (marnej) kondycji współczesnego autorowi świata. Być może nawet intryga – tu wyjątkowo zagmatwana – nie jest najważniejsza. Detektyw w tej prozie staje się kimś na kształt ostatniego moralnego, obrońcy dobra i uciśnionych (sam o sobie mówi: „Żaden ze mnie Sherlock Holmes czy Philo Vance i nie spodziewam się znaleźć na ziemi złamanego długopisu pominiętego przez policję i zbudować sprawę na jego podstawie”). Kim zatem jest? W jakiej występuje roli? Nieprzypadkowo zaraz na początku pierwszego rozdziału w domu Sternwoodów natyka się na osobliwe dzieło sztuki:

„Główny hall posiadłości Sternwoodów był wysoki na dwa piętra. Nad drzwiami wejściowymi, przez które dałoby się przegonić stado indyjskich słoni, znajdował się duży witraż, a na nim rycerz w ciemnej zbroi ratował przywiązaną do drzewa damę. Ta nie miała na sobie odzienia, okrywały ją tylko długie włosy, taktownie spływające po jej nagim ciele. Rycerz uniósł przyłbicę, chcąc się zapewne przedstawić, i majstrował przy zaciśniętych supłach, ale bez powodzenia. Przystanąłem, zastanawiając się, czy gdybym tu mieszkał, któregoś dnia nie wlazłbym na górę i mu nie pomógł. Nie wyglądał, jakby się szczególnie starał”.

Tak, detektyw w tym świecie jest raczej rycerzem. Sprawiedliwość zwykle tryumfuje, ale odbywa się to w cieniu tragedii. Cel wiedzie – dosłownie – po trupach. Podłość świata zostaje obnażona. Wszystkie powieści Chandlera, które miałem przyjemność czytać, zawierają w sobie jakiś mniej lub bardziej czytelny pierwiastek szekspirowski. Widzę jakieś dalekie związki Głębokiego snu z Królem Learem (ten biedny ojciec konfrontujący się ze zdegenerowanymi córkami! I czy to przypadek, że Vivian nazywa się po mężu Regan?). Koniec zwykle jest mroczny, nastawia refleksyjnie. Tytułowy sen to taki, w który przynosi tylko śmierć. Marlowe na ostatnich stronach snuje pesymistyczne rozważania:

„Co za różnica, gdzie leżysz, skoro i tak nie żyjesz – w brudnej wodzie czy w wieży z marmuru na wysokim szczycie? Gdy jesteś martwy i śpisz głębokim snem, takie rzeczy nic nie znaczą. Wszystko ci jedno, ropa i szlam czy świeże powietrze i wiatr. Kiedy zapadniesz w głęboki sen, już nie myślisz, jaka wstrętna była śmierć ani gdzie spoczywasz”.

Mam wrażenie, że w Głębokim śnie Raymond Chandler dopiero testował swoje możliwości, szukał tego najwłaściwszego głosu dla siebie. Przyznam, że Wysokie okno podobało mi się bardziej, a Żegnaj, laleczko zachwyciła. Niemniej nie żałuję czasu poświęconego na tę lekturę. Mam poczucie obcowania z klasyką – i to ponadczasową.

Źródło cytatów: Raymond Chandler, Głęboki sen, tłum. Bartosz Czartoryski, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2022.
Źródło grafiki: https://pl.wikipedia.org/wiki/G%C5%82%C4%99boki_sen#/media/Plik:The-Big-Sleep-trailer-book.jpg

2 Replies to “Lektura na weekend – Detektyw jak błędny rycerz”

  1. Pisarczyk Amator says: Odpowiedz

    Mistrzu,
    Chandleryzmy kocham na zabój. Nie czytałem jeszcze nowego tłumaczenia „Głębokiego snu”, bo boję się, że może ono trochę te cudowne zwroty popsuć. Już mi popsuto nowym tłumaczeniem „Kubusia Puchatka”. No, ale może się wezmę…
    Pozwoliłem sobie za to wysmażyć parę grafomańskich uwag o Twojej poprzedniej rekomendacji („Mama umiera w sobotę”.). Patrz komentarz pod odpowiednim wpisem.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      A ja lubię odkrywać nowe tłumaczenia, nawet tych ukochanych książek – zawsze to dobry pretekst, by przeczytać je ponownie:)

Dodaj komentarz