Lektura na weekend – Uwięzieni na wolności

Miłosz Zdebski zamordował swojego przyjaciela i wspólnika. Tak przynajmniej orzekł sąd – i wysłał go do więzienia. Miłosz po piętnastu latach wychodzi na wolność. Jest załamany psychicznie, ale ma jeden cel – musi znaleźć prawdziwego mordercę.

„Przez te wszystkie lata zastanawiałem się, jak do tego doszło. Jak można udowodnić winę niewinnemu człowiekowi”

Miłosz Zdebski, główny bohater Za żywopłotem, debiutanckiej powieści Marii Biernackiej-Drabik, dawniej był rzutkim przedsiębiorcą, wybitnym inżynierem, współwłaścicielem świetnie prosperującej firmy. Dziś, w 2016 roku (bo wtedy rozgrywa się akcja książki), w powszechnej świadomości jest jednak przede wszystkim mordercą. Po piętnastu latach opuszcza więzienie. I choć wydawałoby się, że pozostaje mu tylko zapomnieć o przeszłości (o ile to w ogóle możliwe), chce on podjąć prywatne śledztwo. Musi się dowiedzieć, kto jest faktycznym mordercą. Jednym z pierwszych miejsc, jakie odwiedza, jest cmentarz. Stojąc nad grobem przyjaciela, którego rzekomo pozbawił życia, pyta: „Dlaczego do tego doszło? Dlaczego Jakub? Kto mógłby chcieć jego śmierci? (…) Komu się narazili? Jakim cudem go skazano? Miał dużo czasu na szukanie odpowiedzi. Teraz przyszedł czas na działanie”.

A wszystko zaczęło się właściwie od wielkiej przyjaźni, jeszcze z dzieciństwa. Miłosz, Jakub i Wojtek byli jak bracia. Jako nastolatkowie, zainspirowani powieścią Wakacje z duchami Adama Bahdaja, założyli Klub Młodych Detektywów. Później również stanowili jedną drużynę – poszli razem na studia, wyjeżdżali na zagraniczne staże, a w końcu dzięki determinacji stworzyli świetnie prosperującą firmę specjalizującą się w produkcji innowacyjnych komponentów do ultrasonografów oraz oprogramowań dla szpitali. Stali się nierozłączni. Czuli się spełnieni, pełni wiary w jak najlepsze jutro – a potem w ciągu kilku tygodni wszystko się zmieniło. Wojtek zginął w wypadku samochodowym, Miłosz i Jakub poróżnili się w kwestii dalszej działalności Ultrasonu. Następnie Jakub został zamordowany, a Miłosz skazany. Po wyjściu na wolność musi znów wcielić się w detektywa – ale tym razem gra toczy się o dużo większą stawkę („Ponownie zmierzy się z traumatycznymi wspomnieniami. Wszystko po to, by znaleźć choć jeden szczegół, który pozwoli mu ruszyć z miejsca. A jeśli się nie uda? Odsiedzi dożywocie na wolności…”).

Choć bohater znajduje paru sprzymierzeńców – m.in. adwokata oraz dziennikarza, który dawniej niesłusznie go szkalował, a teraz próbuje się zrehabilitować – pomysł na odgrzebanie dawnego śledztwa wydaje się skazany na porażkę. Sam Miłosz ma tego świadomość („Jedyną osobą, która do końca wierzyła w jego niewinność, był on sam. Ale więzienie uczy pokory. Uczy też, że wszyscy siedzą za niewinność. Nie był zatem wyjątkiem, twierdząc, że został wrobiony, a co za tym idzie, nikt nie traktował jego słów poważnie”). Tutaj chodzi tak samo o prawdę, jak i o niewinność (nie bez przyczyny motto Za żywopłotem zostało wzięte z Próby niewinności Agathy Christie). Wkróce na jaw wychodzą nowe okoliczności. Ktoś nie chce, aby prawda ujrzała światło dzienne. Wkrótce Miłosz znajdzie się w niebezpieczeństwie. Traumy również nie dadzą o sobie łatwo zapomnieć:

„Znowu siedział w klatce, którą, jak mu się zdawało, opuścił. Drzwiczki były otwarte, ale cały czas miał wrażenie, że tworzące ją pręty ściskają go mocno i nie pozwalają wyjść. Wspomnienia, oskarżające spojrzenia, piętno mordercy, niepodważalne dowody. Do tego pytania nadal pozostające bez odpowiedzi i niezawiniona wina, której sensu nie potrafił pojąć”.

Ważna lektura Miłosza z dzieciństwa

Niesłusznie skazany rzekomy sprawca wychodzi z więzienia i próbuje odszukać prawdziwego mordercę – ten motyw jest obecny nie od dziś w literaturze kryminalnej, zarówno rodzimej, jak i zagranicznej. Co wyróżnia zatem Za żywopłotem? Choć intryga kryminalna pozostaje najważniejsza, istotnym wątkiem jest również powrót do zwyczajnego życia. Początkowo Miłosz nie umie się odnaleźć na wolności („jeszcze nie potrafił myśleć o sobie jak o kimś, kto będzie używał telefonu, wyciągał pieniądze z bankomatu, kupował jedzenie, jeździł samochodem i nie pytał nikogo o zgodę, czy może się wysikać albo skorzystać z intelektualnych dobrodziejstw przewidzianych regulaminem”). Zupełnie jakby więzienie zabrał ze sobą. Powie w przejmujących słowach: „Jestem wolny, tak, ale czuję się jak więzień. Wróciłem do swojego miasta, a jestem jak intruz. Nie popełniłem żadnego przestępstwa, a chowam się przed ludzkimi spojrzeniami, jakbym jednak miał coś na sumieniu”.

Maria Biernacka-Drabik nie zapomina o tym, jak jej bohatera musiało naznaczyć to druzgocące doświadczenie – odebrana wolność, niepotrzebna, a przez to i poniżająca resocjalizacja, wszechobecna przemoc. Na to wszystko nakłada się odrzucenie społeczeństwa. Świetne wyczucie psychologii postaci to zdecydowanie największy atut tej książki. Miłosz jest niewątpliwie najciekawszym bohaterem, ale inni – pierwszoplanowi – w niczym mu nie ustępują. Wśród nich można wymienić: Martę, sekretarkę, która wiernie czekała na Miłosza, tajemniczego pana Józefa żyjącego jakby na banicji w bieszczadzkim schronisku, udręczoną Zofię, doświadczającą przemocy domowej, Ankę – wdowę po Jakubie – pogrążoną w depresji, a zarazem niepewną, co właściwie się wydarzyło, Helenę, matkę Jakuba, obsesyjnie kultywującą jego pamięć czy Michała, który nienawidzi życia w cieniu tragicznie zmarłego ojca. Niektórzy pojawiają się raptem w kilku scenach, ale to wystarczy, aby czytelnik w nich uwierzył. Nawet postacie epizodyczne – jak na przykład taksówkarz-gawędziarz – zostały oddany z wielkim wyczuciem. To Miłosz wyszedł z więzienia, lecz tak naprawdę nadal w nim siedzi – dopóki nie pozna prawdy. Metaforycznie uwięzieni są też inni bohaterowie – w żałobie, w chorobie, w wyrzutach sumienia, w przeszłości. W więzieniach, na które się skazują (jakże znamienna jest historia matki jednej z epizodycznych bohaterek, która nigdy nie doszła do siebie po pewnym traumatycznym doświadczeniu!). Wspaniale to pomyślane!

Dodatkowym atutem powieści jest świetny styl, wyrazisty, ale nieprzytłaczający. Debiutująca autorka równie dobrze potrafi opisać koszmar senny, jak monumentalne piękno gór. Wie, kiedy przyspieszyć z akcją (choć nigdy nie pozwala jej gnać), a kiedy zatrzymać czytelnika w danej scenie na dłużej. Dialogi dynamizują narrację. Pojawiają się ciekawe symbole bądź artefakty: kubek z reniferem, gniazdo gołębi uwite na więziennym oknie, później zastąpione przez nieprzystępne kolce, schroniskowa kronika czy drzewo Ozyrysa. Najważniejszy pozostaje jednak tytułowy żywopłot – odgradzający, budujący jedynie pozorne bezpieczeństwo

Szukacie dobrego kryminału? Sięgnijcie koniecznie po Za żywopłotem. Znajdziecie tu poruszającą historię przedstawioną z wielką pisarską klasą. Nie odłożycie jej łatwo na półkę – będziecie o niej myśleć nawet po zakończeniu lektury. Jesteśmy dumni z tego, że debiutancka powieść Marii Biernackiej-Drabik powstawała na kursach Pasji Pisania.

Pamiętajcie, że aktualnie na blogu trwa konkurs, w ramach którego możecie wygrać tę powieść. Na wasze prace czekamy do 5 marca włącznie!

Źródło cytatów: Maria Biernacka-Drabik, Za żywopłotem, MUZA Warszawskie Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2023.

Dodaj komentarz