Maria Konopnicka bywa dziś lekceważona jako pisarka, może najbardziej jako poetka – zarówno przez krytyków, jak i przez czytelników. Czy słusznie? Co powiecie na weekend z dawno zapomnianą poezją?
Maria Konopnicka to ktoś, kogo wydaje się, dobrze znamy – z pomników, z podręczników, z lektur szkolnych. Kojarzy się z patriotyczną Rotą, z O krasnoludkach i sierotce Marysi, z nowelkami pozytywistycznymi: Naszą szkapą, może Dymem czy Miłosierdziem gminy. Ot, nudna autorka nudnych wierszy i nudnych lektur szkolnych – tak często jest odbierana. Co za paradoks, że w swoich czasach była kimś w rodzaju narodowego bożyszcza, choć może lepiej pasowałoby tu całkiem współczesne określenie: gwiazda (moglibyśmy trochę ironicznie użyć nawet słowa: celebrytka). Do niedawna mało kto ze współczesnych czytelników naprawdę interesował się Marią Konopnicką – jej miejsce pozostało na cokołach, w bibliotekach szkolnych, w przykurzonej historii literatury. Dobrze, że to się zmienia, Konopnicka pośmiertnie staje się bohaterką społecznych skandali – biorą ją za ikonę zarówno narodowcy (wszak ta Rota), jak i organizacje walczące o prawa osób LGBT. Jej biografia wzbudza zainteresowanie – a co z twórczością?
Niedawno Wydawnictwo Universitas zaproponowało nowy zbiór poezji Marii Konopnickiej: „Wszystkim krzywdom ziemi” Sprawiedliwość – wiersze. Utwory składające się na ten tom wybrała Eliza Kącka – zarazem autorka wstępu. To pięknie wydana książka – z elegancką obwolutą, czytelną czcionką. Wiersze zostały wzbogacone zjawiskowymi fotografiami Andrzeja Nowakowskiego. Znajdziemy tu także eseje poświęcone Marii Konopnickiej i jej literackiej spuściźnie. Pochodzą z różnych, niekiedy bardzo odległych lat. Henryk Sienkiewicz napisał swój tekst wkrótce po śmierci poetki (stwierdził m.in.: „Ona mówi i śpiewa, zarówno za istoty, jak i za rzeczy, które albo nie umieją uświadamiać własnego bytu, albo są nieme”). Esej Mieczysława Grydzewskiego datowany jest na 1949 rok, Paweł Hertz analizuje odbiór Konopnickiej wkrótce po premierze nowego wyboru jej wierszy, który ukazał się w 1960 roku. W tym zbiorze znalazło się także miejsce dla ciekawego eseju Magdaleny Piekary, osadzającego jedną z książek Konopnickiej w szerszym kontekście historycznym. Cóż, poezja Marii Konopnickiej może do nas przemówić i dziś (jak na obwolucie zwraca uwagę Eliza Kącka: „łatwe rymy Konopnickiej mogą zagęścić się w gniew. (…) Sarkastyczna, ironiczna, depresyjna i porażona grozą istnienia okazuje się poetką o wrażliwości współczesnej”. Ot, na przykład w przejmującym Z dni smutku:
„Czemu ta przepaść, która braci dzieli
Na pokrzywdzonych i na krzywdzicieli,
Tak jest bezbrzeżną, jako oceany,
A taką straszną, jak rozwarte rany?…
Czemu jej zrównać, zapełnić nie mogą
Wybuchy pomsty swych ogniów pożogą?
Czemu jest zawsze, jak rozpacz, bezdenna,
A jak nienawiść — okropna, płomienna?”
A obok takich wierszy – nazwałbym je „wizjonerskimi”, „wykrzyczanymi” – są w tym tomie i takie wyrosłe z ducha romantyzmu (jak choćby wzbudzająca grozę Prześliczna Maud). Najwięcej jest takich utworów, w których poetka pochyla się nad pojedynczym człowiekiem i jego dolą w swoistych scenkach rodzajowych (właśnie te wydają się najbardziej dziś przejmujące). To barwne, choć dramatyczne opowieści, rozpisane na wersy. O monotonii (gdy „W chacie duszno, w chacie nudno,/Twarda ława pod ścianą”), pracy w trudzie, o braku perspektyw. Bo cóż na przykład ma zrobić ten zmęczony wyrobnik z wiersza Sobotni wieczór, jak nie okiełznać własne zmęczenie w szynku? I cóż z tego, że „Czuje, że są wyższe i czystsze uciechy/Nad wrzask pijanej ciżby i muzyki”). Zobaczcie, jak zostało sugestywnie przedstawione jego zmęczenie:
„Od zgrzytającej zębami maszyny
Powstał znużony, z osłupiałym okiem,
W którym się palił płomyk jakiś siny,
I przeszedł izbę w milczeniu głębokiem.
O czym miał mówić? – Myśl jego, wtłoczona
Pomiędzy koła i śruby, i piły,
Była tak ciężką jak jego ramiona,
Co się bezwładnie wzdłuż ciała zwiesiły…
O czym miał mówić? Wszak świata obroty.
Jego pragnienia i walki, i ruchy
Nie dobiegają tam, gdzie ciężkie młoty,
Grzmiąc przez dzień cały, ogłuszają duchy”.
A spójrzcie na ten historię miłosną opisaną w Kubku:
„Z jednego kubka ty i ja
Piliśmy onej chwili,
Lecz że nam w wodę padła łza,
Więc kubek my rozbili.
I poszli w świat, i poszli w dal,
Osobną każde drogą,
Ani nam szczątków onych żal,
Co zrosnąć się nie mogą…”
Bywa Konopnicka w tym swoim żalu gorzko ironiczna. Jak w Wolnym najmicie, którego wolność jest urągająco pozorna. Kim byłby dziś ów wolny najmita, który tak naprawdę nikogo nie obchodzi? Który nie może wydostać się z biedy?
„Czegóż on stoi? Wszak wolny jak ptacy?
Chce – niechaj żyje, a chce – niech umiera!
Czy się utopi, czy chwyci się pracy,
Nikt się nie spiera…”
W swoim eseju prof. Magdalena Piekara zwróciła uwagę, że „w każdej epoce trudno było sobie z Konopnicką poradzić”. To bardzo trafne spostrzeżenie – Konopnicka to pisarka, która się wymyka. Warto spróbować ją odkryć na nowo i zrozumieć. Publikacja tego tomu to doskonała okazja do podjęcia takiej próby. Kim dla nas może być współcześnie Maria Konopnicka? Jak wpisuje się w naszą epokę? Jeśli lubicie poezję – sprawdźcie koniecznie!
Źródło cytatów: Maria Konopnicka, „Wszystkim krzywdom ziemi” Sprawiedliwość – wiersze, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2023.