I znów na weselu

W najnowszym numerze „Kwartalnika Literacko-Artystycznego Post Scriptum” ukazała się druga część opowiadania Michała Pawła Urbaniaka „Jakaś złuda, jakiś los”. Przekonajcie się, co wydarzyło się na tym weselu.

Ukazał się już kolejny numer „Kwartalnika Literacko-Artystycznego Post Scriptum”. W tym numerze znajdziecie m.in. debiutanckie opowiadanie Basi Szymanek, absolwentki naszych kursów, zatytułowane Promyczek (pisaliśmy o tym tutaj), a także drugą część opowiadania Jakaś złuda, jakiś los Michała Pawła Urbaniaka, pisarza i nauczyciela w szkole Pasja Pisania.

Akcja Jakaś złuda, jakiś los została osadzona na weselu Nikiego i Justyny. Wśród gości pojawia się niejaki Jacek. Twierdzi, że jest synem pary młodej z przyszłości. Pierwszą część możecie przeczytać tutaj. A oto druga:

„Zaszyła się w kącie z Sebkiem. Nie mieli nawet okazji porozmawiać, trochę potańczyli w parze, ale muzyka była za głośna na wymienianie uwag. Wreszcie miała go trochę dla siebie. Potrzebowała jego obecności.
Zaprzyjaźnili się na studiach, a potem pracowali razem, spędzali też wspólnie sporo wolnego czasu. Lubili ze sobą rozmawiać, gotować, urządzać dwuosobowe karaoke, oglądać komedie romantyczne (zapłakani, podawali sobie chusteczki). Bywało, że spędzali noce w jednym łóżku – Justyna czasem żałowała, że między nimi nie mogło dojść do niczego więcej, nawet gdy się upili, ale potem mitygowała się, że tak jest łatwiej. Przy Sebku życie wydawało się wciągającym, ale odmóżdżającym filmem na wieczór – jakby się wpadło do świata kawałów, absurdalnego, zabawnego, ale bezpiecznego.
– Hej, pani Czerniak! – zagadnął. – Gdybyśmy byli na evencie firmowym, robilibyśmy za lożę szyderców, ale to twój ślub, więc nie wypada.
– Nie wypada, ale nie mam komu powiedzieć, że moja teściowa założyła garsonkę, która chyba wisiała w szafie od czasu potopu! – zaśmiała się. – Omal mnie mole nie obsiadły, gdy składała mi życzenia! Może chciały mi życzyć smacznych ubrań.
– Wodzirejowi zabierz flaszkę, bo jeszcze każe nam śpiewać!
– A orkiestra! Kapela z remizy!
– Szkoda, że nie było tej eksi Nika, tej Cindy! Obejrzelibyśmy ją! Ale możemy ponabijać się tylko z jego siostruni! Widziałaś, jakie ma bryle?
Przekomarzali się z wymuszeniem. Justyna starała się być zawsze miła i sympatyczna – i dla rodziny, i dla klientów, i dla szatniarek, i kelnerek, i parkingowych. Tak ją widzieli – córka zamożnych restauratorów, skazana na szczęście, ale nie zadzierała nosa. To nie była gra, naprawdę taka się stała. Tylko przy Sebku mogła pokazać swoją złośliwą stronę – tymczasem czuła, że już tak nie powinna.
– Tyle przygotowań, że na końcu człowiek właściwie zapomina, po co to było – powiedział Sebek zdumiewająco poważnym tonem. – Śluby wypompowują z miłości. Oczywiście nie was, świeżynki – dodał asekuracyjnie, ale ton go zdradził. Nie wierzył, żeby w ich przypadku miało być inaczej. – Wszystko się dla ciebie teraz zmieni.


Nie chciała mu mówić, że Niki go nie polubił. „Ale nie będziesz z nim trzymać po ślubie? To pedał”, powiedział, jakby chodziło o misia, którego należało zostawić, aby dorosnąć. Mogli się wtedy po raz pierwszy pokłócić. Obyło się bez spięcia, ale pomyślała cieplej o Irku – on lubił Sebastiana.
– A, wiem, co chciałam ci powiedzieć! Podszedł do mnie facet w naszym wieku i powiedział, że jest moim synem – nie miała zamiaru mu tego mówić (najlepiej, żeby nikt nie wiedział), ale musiała go jakoś odmarkotnić.
– To jakiś nowy sposób na podryw?
– Żenada! Kto by podrywał pannę młodą?
– Znaleźliby się tacy amatorzy.
Oglądali wesele, jakby znów siedzieli w kinie i patrzyli na film klasy B.
– Syn? Jak Widmo z „Wesela”! – odezwał się Sebek i wyrecytował, rapując: – „Miałem ci być poślubiony, moja ślubna ty. Bywałeś mój narzeczony, przyrzekałeś mi. Byłaś dla mnie słońce złote, w moim domku zimno mnie. Mróz jakiś od was wionie, zimnem ubiór dmie”. Coś tam dalej… Byłem Widmem, wystawialiśmy to w gimnazjum. Wyspiański prekursorem horrorów: dawny narzeczony zamieniony w upiora.
– To nie jest mój narzeczony, tylko syn – zaprotestowała. – Syn też nie.
– Ludziom się nudzi, skoro odwalają taką manianę. No, ale wesela są nudne. – Rzucił jej zaniepokojone spojrzenie. – Przejmujesz się tym? Hej, Dżusta?
Chciała to zbagatelizować, ale nie potrafiła. Poczuła się osaczona, jak wtedy, gdy zdradziła Irka z kurierem, który potem zaczął ją niby szantażować, że wszystko Irkowi powie. Wtedy też pocieszał ją Sebek. Facet nie spełnił swoich gróźb.
– Jest trochę podobny do Nikiego, jak tak mu się przyjrzeć. A zaraz znów mi się wydaje, że są zupełnie różni. Sama nie wiem. To takie głupie, ale… On tak na mnie patrzył.


– Może to podpucha. Różne rzeczy się robi na weselach. Jak się mój kuzyn żenił, ten przystojny, z Połańca, Marek, to na jego wesele przyszedł facet przebrany za babkę i stwierdził, że jest jego żoną. Nawet fajnie wyszło.
Zawsze potrafił jej rzucić koło ratunkowe.
Wtedy dopadł ich ten cały Jacek. Sebek umiał odnaleźć się w takich sytuacjach, zaczął wypytywać Jacka o niego samego (tak, był synem mamy), pracę (był pisarzem, tworzył pod pseudonimem, podał nawet tytuły paru powieści), rodzinę (była żona, córka).
– Czemu nie wziąłeś córki ze sobą? Dżusta chętnie poznałaby też wnuczkę.
Jacek stał się czujny. Zrozumiał, że to nie ot taka sobie rozmowa. Przygryzł wargi. Niki robił tak samo, kiedy byli na granicy kłótni (jeszcze nieprzekroczonej), ale pewnie wiele ludzi tak robi.
– To tylko dla dorosłych ten system, dopiero go testują. Nadal wzbudza kontrowersje. I ile się trzeba napodpisywać, że oni nie ponoszą odpowiedzialności, że… ech, zawsze się rozgaduję! Firma się nazywa Vehikulos. A Zosia ma dopiero siedem lat, w tym roku poszła do szkoły. – Na jego twarzy odbiła się ojcowska duma. – Poza tym to drogie. Wysyłają cię na dwie, trzy godziny, a u nich w kieszeni zostaje kilka tysięcy euro!
– Nie lepiej było zostawić taką kasę we własnej? – zaśmiał się Sebek.
– Terapeuta mi to zalecił. Czasem trzeba wybrać się do przeszłości, żeby coś zrozumieć, poradzić sobie z czymś teraźniejszym. Po tym, co się u nas działo… I chciałem mamę zobaczyć. – Uśmiechnął się do niej. – Moją kochaną mamę!”

Cały fragment przeczytacie tutaj.

Michał Paweł Urbaniak w najbliższym czasie będzie prowadził następujące kursy:

• od 27 kwietnia – Kurs Pasja Pisania II (zoom);
• od 6 maja – Kurs Praca nad Tekstem;
• od 17 maja – Kurs Inspiracje.

Zapraszamy!

Źródło cytatu: Michał Paweł Urbaniak, Jakaś złuda. Jakiś los. „Kwartalnik Literacko-Artystyczny Post Scriptum” 1/2023.

Dodaj komentarz