Michał Witkowski vel Michaśka o sobie. „Wiara”, pierwszy tom autobiografii słynnego pisarza opowiada o dorastaniu w głębokim Peerelu i o próbie dostania się z impetem na scenę… życia. Nie zabraknie też wątków typowo pisarskich.
„Nareszcie mogę mówić własnym językiem, w swoim własnym imieniu, o tym, co mnie najbardziej interesuje, stosując pierwszą osobę liczby pojedynczej, najbardziej egzystencjalny i bezpośredni sposób komentowania tej najdziwniejszej przygody, która nam się wydarzyła, a którą nazywamy potocznie życiem.”
Michał Witkowski należy do najbardziej znanych i najbarwniejszych postaci naszej rodzimej sceny literackiej. Wielką sławę przyniosła mu powieść Lubiewo określana mianem „ciotowskiego Dekameronu”. Została nominowana do najważniejszych krajowych nagród literackich, a kilka z nich zdobyła (m.in. Nagrodę Literacką Gdynia). Doczekała się kilku wydań i wersji (Lubiewo bez cenzury, komiksowa adaptacja Atlas Ciot Polskich, coś w rodzaju spin-offu: Fynf und cfancyś) oraz tłumaczeń. Oczywiście, po Lubiewie Witkowski napisał wiele innych książek – na przykład Margot, Wymazane, Drwal czy Tango). Jednak to z Lubiewem będzie się chyba najbardziej kojarzyć. Echa Lubiewa pobrzmiewają też w pierwszym tomie jego autobiografii, choć jeszcze minie trochę czasu zanim bohater Wiary zabierze się za jej pisanie. Zostawiamy go właściwie na progu, przed momentem, z którego zrodzi się późniejsze Lubiewo.
Wiara obejmuje lata 1975-1990, więc okres dorastania przyszłego pisarza. Sporo tu wspomnień z dzieciństwa w arkadii, która z arkadią nie miała nic wspólnego. Mamy więc historię rodzinną, odtworzone z miłością portrety ukochanych babć i ich światów, listę zapachów i smaków, ukochane lektury, peerelowskie gadżety (ach, ten magnetowid Kasprzak, który nie mógł się równać z modnym Grundigiem czy Sony w domach kolegów!). Mamy pierwsze fascynacje (miłość do Zdzisławy Sośnickiej i jeden przepadły gdzieś w czeluściach Peerelu list miłosny). Mamy podwórkowe „dziewczyńskie” zabawy „w sklep, w dobrobyt, w Eneref, (…), w wyliczanki, w gumę i w klasy malowane białą i różową kredą na krzywych chodnikach i asfalcie” i te „zarezerwowane” dla chłopców, choćby szukanie skarbów czy – w późniejszym wieku – ukradkowe oglądanie pierwszych filmów pornograficznych. Pojawiają się też pierwsze próby pisarskie i pierwsze sukcesy – choć większym wyróżnieniem było zaproszenie do programu telewizyjnego i świata blichtru z ulicy Woronicza, niż wycieczka do Leningradu. Mamy też wspominki szkolne (a raczej wspomnienia podstawówkowej nudy), nauczycieli i katechetów. Ważnym wątkiem jest rodząca się seksualność, w owych czasach wstydliwa i nieakceptowana społecznie (Witkowski kwituje tak ironicznie, jak i trzeźwo: „seksualność to bagno i z tego bagna czasem wypływają rzeczy przez nas niezamawiane”). To właśnie konfrontacja z własnym ja, pierwsza inicjacja seksualna – oddana jak to u Witkowskiego brawurowo – kończy Wiarę. Symbolicznie zamyka okres dzieciństwa, dojrzewania.
Michał Witkowski kapitalnie oddał zarówno początkową wieloletnią akceptację przez dziecko rzeczywistości, która go otacza, jak i bunt, który przynosi ze sobą czas dorastania, tęsknotę za czymś innym, lepszym:
„Miałem silne przeczucie, które potem zaprowadzi mnie w bardzo niebezpieczne zboża, że to, co jest mi dane na co dzień: sprawdziany, wuefy, wstawanie o siódmej i zapach spalonego mleka, piwnica z sankami i rowerami, lodowaty basen ze swoim smakiem i zapachem chloru, komunistyczne stołówki, śmierdzące przychodnie, szare puste, sklepy – że to nie to! Nie, to nie może być to! Musi gdzieś być jakieś lepsze, inne życie, jakie pokazują na filmach, albo jakie potrafię sobie na zawołanie wyobrazić. Przecież widziałem zagraniczne pisma na kredowym papierze, z gentlemanami pijącymi whisky przy kominkach! To przeświadczenie, że »inne, lepsze życie musi gdzieś na mnie czekać« sprawiało, że zaczynałem się rzucać, jak ryba w sieci, żeby się z tej gorszej »podrobionej« rzeczywistości wydobyć, a do tej lepszej dostać. Ale na razie, mimo że kopałem i skrobałem, ta rzeczywistość wydawała się rzeczywiście jedyna, tak jak nie dawało się dokopać do skarbów w piaskownicy, kopało się, kopało i tylko piasek”.
Jak się okazuje, Michał Witkowski wcale nie miał w planach bycia pisarzem, a już na pewno nie był to pierwszy wybór. Marzył o zostaniu konferansjerem, a w szerszym aspekcie – o tkwieniu w świetle reflektorów. Wyzna: „dla mnie zawsze liczyło się tylko to, aby stać po właściwej stronie, mianowicie: nigdy na scenie, zawsze na widowni”. Wszak pisarstwo nie kojarzyło się ze scenami!
„Trzeba jednak od razu podkreślić, że nie chciałem być pisarzem, nie, nigdy nie chciałem być pisarzem! (…) Oczywiście – pisałem i piszę, ale prawdę mówiąc, sprzedałbym to całe pisanie za jedno poprowadzenie Sylwestra z TVN, bo tak naprawdę powinienem zostać konferansjerem, a wówczas mówiło się – wodzirejem. Zawsze pociągały mnie czynności, że tak powiem, twórcze, w których widać mnie i z tego powodu staję się znany. W pisaniu jest się ukrytym za dziełem. W śpiewaniu, graniu w teatrze, tańczeniu (…) jest się ze swoją twarzą jak na patelni. Przez cały czas uważałem, że będę aktorem albo piosenkarzem”.
Ten motyw niechęci do pisania powraca z charakterystyczną dla autora Drwala ironią („gram fryzjera, co mi bardzo odpowiada, bo zawsze chciałem być fryzjerem i powinienem nim zostać, miałbym teraz solidny fach i pensję w ręku i nie musiałbym pisać tych wszystkich książek i wciskać ich ludziom”). A jednak w Wierze to pisarz się rodzi. Widać, jak to, co Witkowski przeżył, wpłynęło na to, jak pisze. Jak dużo inspiracji czerpał z własnego życia, z historii tych, którzy go otaczali. Pojawiają się też cudowne aluzje literackie – wspomniane jest i Marquez z Macondo, i Nienacki, i Wojaczek, i Masłowska, pobrzmiewają tu też echa Białoszewskiego i Gombrowicza – pisarzy zawsze Witkowskiemu bliskich.
Wiarę czyta się naprawdę dobrze, bo Michał Witkowski jest nie tylko bystrym obserwatorem, ale też świetnym gawędziarzem. Ma do samego siebie wielki ironiczny dystans. Potrafi oczarować opowieścią. Obok zabawnych – choć często zahaczającym o wulgarność humorem – scenek rodzajowych, pojawiają się celne diagnozy społeczne, ale też fragmenty chwytające za serce. Kapitalne są zarówno zabawy polszczyzną, jak i drapieżność narracyjna, oraz umiejętność zabawy konwencjami. Zapewne dlatego można Wierze wybaczyć widoczne przegadanie i powtarzalność.
„Gdyby więc ktoś zapytał dziesięcioletniego Michałka, kim chciałby być, jak dorośnie, usłyszałby, że Krystyną Jandą i najlepiej jeszcze Marylą Rodowicz w jednym. W każdym razie na pewno nie Zbigniewem Nienackim”. Cóż, los chciał inaczej – i dobrze się stało. A Michał Witkowski stał się gwiazdą, więc w pewnym sensie wylądował na środku sceny – właśnie jako pisarz.
Źródło cytatów: Michał Witkowski, Wiara. Autobiografia, Wydawnictwo Znak Literanova, Kraków 2023.
Źródło grafiki: https://naekranie.pl/artykuly/pisarz-tygodnia-michal-witkowski i https://lubimyczytac.pl/autor/8109/michal-witkowski