Lektura na weekend – Dużo panien na wydaniu

„Czy jest tu panna na wydaniu?”, chciałoby się zapytać, nawiązując do tytułu słynnego polskiego filmu. Jest ich tu aż sześć – sześć sióstr Brooke. I to na matce spoczywa trudny obowiązek doprowadzenia ich do ołtarza!

Czy pamiętacie panią Bennet, matkę pięciu sióstr, bohaterek Dumy i uprzedzenia, najsłynniejszej powieści Jane Austen? To niezapomniana postać, choć raczej kwitowana jako zabawna, niewydarzona i dość ograniczona. Celem jej życia było wydanie córek za mąż. Zresztą nie była to jakaś fanaberia. Po śmierci ojca panny Bennet musiałyby opuścić rodzinny dom, który odziedziczyłby ich daleki kuzyn. Korzystne małżeństwo w czasach Austen było czymś w rodzaju konieczności – dawało poczucie bezpieczeństwa i szansę na stabilne, dostatnie życie.

A gdyby tak Duma i uprzedzenie została napisana z perspektywy pani Bennet? Wydawnictwo MG proponuje czytelnikom wznowienie Panien bez posagu, powieści praktycznie nieznanej dziś w Polsce brytyjskiej pisarki: Cecily Sidgwick (1854-1934). Była urodzoną w Londynie córką Żydów niemieckiego pochodzenia. Na jej dorobek składa się aż czterdzieści pięć powieści,  głównie traktujących o małżeństwach klasy średniej (często mieszanych). I właśnie o sprawach matrymonialnych przeczytamy w Pannach bez posagu. A ta powieść zaczyna się tak:

„Na imię mi Elż­bieta i je­stem od dwu­dzie­stu pię­ciu lat żoną Mi­ko­łaja Bro­oke’a. Mamy sied­mioro dzieci, w tym sześć có­rek. Trudno uwie­rzyć! Ce­lia, Anna, Marta, Hela, Jo­anna i Sal­cia. Chło­piec uro­dził się ostatni i da­li­śmy mu na imię An­toni. Mam zna­jomą, która ucho­dzi za wzór za­rad­no­ści; ma sze­ściu sy­nów i jedną córkę, naj­młod­szą z ro­dzeń­stwa, nie ulega więc wąt­pli­wo­ści, że wyda ją za mąż bar­dzo młodo. Gdy sze­ściu mło­dych lu­dzi spro­wa­dza do domu swo­ich ko­le­gów, dziew­czyna może póty prze­bie­rać, póki nie wy­bie­rze. Poza tym o ile chłopcy są zdrowi i ro­zumni, to za­wsze mogą dojść do cze­goś. Ale sześć có­rek i ani gro­sza po­sagu! Nie sy­piam po no­cach, tylko my­ślę, co je czeka.”.

Tak, Elżbieta ma kogo wydawać za mąż – zresztą do tego odwołuje się tytuł oryginalny (Six of them). Poznajemy ją w dniu jej srebrnego wesela. W domu panuje istny rozgardiasz, zaraz przyjdą goście. W sam środek tego galimatiasu wprasza się sąsiadka: pani Cleveland z prezentem („Przy­nio­sła nam w pre­zen­cie wła­sną fo­to­gra­fię w srebr­nej ra­mie. Taki upo­mi­nek może wpro­wa­dzić w naj­więk­sze za­kło­po­ta­nie, a pani Cle­ve­land jest ostat­nią osobą, któ­rej wi­ze­ru­nek chcia­ła­bym mieć za­wsze przed oczami”). To osoba o wielkich pretensjach i wygórowanym mniemaniu o sobie. Dla innych ma dobre rady i współczucie. Również na rodzinę Brooke’ów patrzy z politowaniem słabo skrywanym za pozorami sympatii. Przychodzi zakomunikować, że wyjeżdża na rok z Porthlew w podróż dookoła świata – zabiera ze sobą syna Williama i niejaką Izabelę Godolphin, którą ma nadzieję nazywać kiedyś swoją synową. To może złamać serce Celii – jednej z córek Elżbiety. Oczywiście, pani Cleveland pozostaje oddaną „przyjaciółką”, bardzo zatroskaną o los młodych sąsiadek i ich ewentualne staropanieństwo.

Kolejną osobą bardzo zmartwioną (tym razem szczerze) z racji stanu cywilnego panien Brooke jest ciotka Mikołaja, przeszło siedemdziesięcioletnia Barbara Ramsbotham, która regularnie odwiedza rodzinę Brooke, choć nie przepada za Kornwalią i Porthlew. To chyba najbarwniejsza postać w powieści – inteligentna, cięta w języku i uparta. Jest skłonna widzieć wszystko w czarnych barwach:

Cecily Sidgwick

„Dziewczęta wróciły właśnie z tenisa i podczas gdy ciotka Barbara rozmawiała z nimi, miałam wrażenie, że odgadują jej myśli. Ciotka nie krytykowała na głos (…), ale mimo to odczuwało się, że jest zmartwiona naszym położeniem: cztery córki na wydaniu, w tym oto pokoju, i wszystkie niezaręczone. Kolejna w Londynie. Podrastająca Salcia. A jeszcze trzeba dać wykształcenie Antoniemu i wprowadzić go w świat. Dywan w salonie bardzo zniszczony. Cały dom powinien być odrestaurowany. Do herbaty mleko, zamiast śmietanki. Ciasto z zakalcem. Wilgotny, denerwujący klimat. Chwasty w ogrodzie. Rozpuszczone służące, które śpiewają przy pracy i mają ondulowane włosy. Rozpuszczony pies, który wyleguje się na kanapach. Rozpuszczone dziecko, które wychodząc z pokoju, trzaska drzwiami. Celia blada i chuda; panna dwudziestoczteroletnia i jeszcze w domu, chociaż w Yorku uchodziłaby za piękność. Chyba są młodzi ludzie w Porthlew? Gdzie mają oczy?”

Łatwo zgadnąć, wokół czego będą się kręcić kolejne rozdziały. Tak, nastąpią perypetie, w wyniku których kolejne siostry znajdą wybranków serca. Fabuła jest bogata, choć całość dość przewidywalna, ale to nie przeszkadza w odczuwaniu przyjemności z lektury. Same tytułowe panny może wypadają dosyć płasko, pozostają przeważnie imionami (spośród sióstr wybijają się Anna – ambitna lekarka – i zbuntowana Hela gotowa wziąć udział w istnej rewolucji obyczajowej w Londynie. To jeden z najciekawszych wątków). Wspaniale za to wypadły postacie z drugiego planu – cudownie skarykaturyzowane: pani Cleveland, ciotka Barbara czy pan Beale, nieszczególny adorator jednej z córek, przywodzący nieco na myśl pastora Collinsa z Dumy i uprzedzenia („Mówiąc, że nie musimy się widywać często z panem Morstinem Beale, nie wzięłam pod uwagę jego wytrwałości i natarczywości. Przyczepił się do nas jak jakaś nieznośna mucha, której niepodobna uchwycić, zgnieść, wyrzucić, i która swoim brzęczeniem napełnia cały dom”). Z kolei Elżbieta jest ujmującą gawędziarką, nieco ironiczną, nawet wobec tych, którzy są jej bliscy. Nie szczędzi cierpkich uwag („Przysłała Celii akwarelę Cockles, ale nie mieliśmy pojęcia, jak ją powiesić. Mogę się pogodzić nawet z kubizmem i futuryzmem, ale mam wrażenie, że talent jest pożądany, o ile nie konieczny, przy każdym dziele sztuki”). Mimo wszystko powieść ma w sobie sporo ciepła, skrzy się błyskotliwym angielskim humorem. Na przykład jak w rozmowie Elżbiety z oddaną służącą Melindą:

„- Dlaczego panna Celia nie wyjdzie za mąż za pana Clevelanda? Chodzili ze sobą przez całą zimę i taki był w nią wpatrzony. Czy to prawda, że ma się ożenić z panną Izabelą Godophin?
– Podobno – odrzekłam, wstając.
– Gdyby mężczyzna postąpił ze mną w taki sposób, toby gorzko tego pożałował. Już by dostał za swoje. Panna Celia jest aniołem. Dlaczego nie wydrapie mu oczu?
Musiałam jej wytłumaczyć, że w pewnych sferach nie wydrapuje się oczu, lecz znosi się z godnością tego rodzaju ciosy. Ale kto wie, czy agresywne metody nie odnoszą bardziej pożądanych skutków?”

Panny bez posagu to bardzo sympatyczna lektura. Napisana ze swadą. Chce się śledzić losy tej miłej rodziny i drogę kolejnych sióstr do ołtarza. Dobrze, że Wydawnictwo MG wyszukuje takie zapomniane lektury, na których dawno osiadł kurz. Mam nadzieję na kolejne powieści Cecily Sidgwick.

Źródło cytatów: Cecily Sidgwick, Panny bez posagu, tłum. Halina Gądek, Wydawnictwo MG, Warszawa 2024.

Dodaj komentarz