I nadeszła – premiera drugiej powieści Marii Biernackiej-Drabik, absolwentki kursów Pasji Pisania. Po świetnie przyjętym thrillerze psychologicznym „Za żywopłotem” pora na „Nie pytaj”. Jakich pytań lepiej nie zadawać?
To dla nas zawsze wielka radość, kiedy nasi kursanci spełniają swoje pisarskie marzenia. Maria Biernacka-Drabik debiutowała w zeszłym roku powieścią Za żywopłotem. Jej główny bohater – Miłosz Zdebski – odsiedział piętnaście lat, choć to nie on popełnił okrutną zbrodnię, o którą go oskarżono. Teraz wraca na wolność i próbuje odkryć, kto naprawdę zamordował jego przyjaciela. Maria Biernacka-Drabik szlifowała tę historię na kursach Pasji Pisania. Za żywopłotem niebezzasadnie okazało się wielkim sukcesem – podbiło serca czytelników i zdobyło uznanie krytyki. Ta powieść znalazła się wśród książek zakwalifikowanych do 3. edycji Nagrody Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego za Kryminalny Debiut Roku oraz została nominowana w plebiscycie serwisu Lubimy Czytać do tytułu Książka Roku w kategorii „debiut”. Tymczasem dziś swoją premierę ma kolejny thriller Marii Biernackiej-Drabik Nie pytaj. Tę książkę – tak jak i poprzedniczkę – opublikowało Wydawnictwo Muza.
Czy na pewno zawsze warto pytać? Każdy chce znać swoje korzenie. To daje tak potrzebne człowiekowi poczucie przynależności. A co jeśli nie wie, kim jest naprawdę? Jak Maria Korcz, która wychowała się w domu dziecka i od zawsze w rubrykach dotyczących rodziców wpisywała palące wstydem litery NN. Rok 2023. W niewyjaśnionych okolicznościach Maria ginie w wypadku samochodowym. Zagadkę jej tragicznej śmierci próbuje rozwikłać córka Inga, dziennikarka radiowa. Jest przekonana, że dopóki nie zgłębi gęstniejących nagle rodzinnych tajemnic, nie zazna spokoju, podobnie jak nigdy nie zaznała go Maria. Jak się okazuje, ta historia jest bardziej zagadkowa, niż można się było spodziewać. Jednak Inga chce poznać odpowiedzi na pytania. A może lepiej nie oglądać się za przeszłością?
Z Marią Biernacką-Drabik po raz pierwszy spotkałem się w 2016 roku na Internetowym Kursie Podstawowym. Od razu wiedziałem, że mam do czynienia z osobą utalentowaną, taką, która będzie coraz pewniej stawiać kroki na pisarskiej ścieżce. Niedługo po tym kursie zaczęła pisać powieść, która przerodziła się w Za żywopłotem. Doskonaliła warsztat na kolejnych kursach: Pasji Pisania I, Pasji Pisania II oraz kilku edycjach Pracy nad Tekstem. Często wygrywała także w blogowych konkursach. Moje przewidywania spełniły się – z ogromną radością śledzę pisarską karierę Marysi.
A oto fragment Nie pytaj:
Gdy dojechała na miejsce, słońce niepewnie wychylało się zza odchodzących chmur i przenikało przez korony drzew. Pachniało ściółką zroszoną deszczem. Pokonała kilkadziesiąt kilometrów, żeby dotrzeć do miejsca, gdzie wydarzył się ten potworny wypadek. Jakby dzięki tej przestrzeni mogła spotkać mamę.
Stanęła przy rozłożystym klonie – właśnie w niego uderzył srebrny peugeot. Obraz roztrzaskanego samochodu wgniecionego w drzewo nieraz wracał do niej w snach. Wrócił i teraz, choć chwila była namacalnie rzeczywista. Soczysta zieleń lasu i jego słodki zapach nie dały rady złagodzić wspomnienia tamtego zimowego poranka i wymazać obrazów, które przesuwały się przed oczyma Ingi jak klatki katastroficznego filmu. Wiele by dała, żeby to był tylko kinowy seans. Żeby wrak samochodu i fragmenty karoserii rozcięte przez strażaków okazały się jedynie działającymi na wyobraźnię elementami scenografii. Żeby krew zaschnięta na fotelu, szybie i kierownicy pozostała efektem specjalnym, a powstrzymana przez policjantów próba zebrania rzeczy mamy czy krzyk rozpaczy przebijający mroźne powietrze stały się tylko ważnymi elementami kreacji postaci. Ale to było życie. Odarte ze złudzeń, pozbawione nadziei na powrót tak niedalekiej przeszłości. Życie po śmierci kogoś, kto miał być zawsze obok.
Wyjęła z torby drewniany krzyżyk, ten sam, który mama przyczepiła do wstecznego lusterka swojego samochodu, i powiesiła na gałęzi ponad miejscem uderzenia. Chciała, aby tam był, stał się symbolem tego, co się wydarzyło, a także świadectwem wiary w to, że mama gdzieś jest i że kiedyś się spotkają. Zmówiła modlitwę, potem przeciągnęła dłonią po odartej z kory części pnia.
– Kora nie odrasta – usłyszała za plecami delikatny głos.
Drgnęła i się odwróciła. Miała przed sobą szczupłą niewysoką kobietę w lnianej koszuli i powłóczystej spódnicy w kolorach ziemi. Spod szarej chustki fantazyjnie zawiązanej na głowie wystawały ciemne loki, rozjaśnione siwymi refleksami. Na ręce zawiesiła wiklinowy kosz pełen ziela. Wyglądała na jakieś czterdzieści lat, choć sposób ubierania się i radosne oczy mogły ukrywać jej prawdziwy wiek.
– Kora nie odrasta – powtórzyła kobieta i uśmiechnęła się przyjaźnie. – Gdyby jej największe płaty zostały przybite zaraz po uszkodzeniu, może udałoby się ją uratować. Na szczęście nie została zdarta na całym obwodzie, więc drzewo żyje.
Inga znów się odwróciła i spojrzała na nagi pień, wysuszony w miejscu uderzenia. Po raz kolejny przeciągnęła po nim dłonią. W jej psychice też cały czas były rany, lecz w przeciwieństwie do tych na drzewie, jej okaleczenia się nie zabliźniły. Nadal sączyły się z nich wyrzuty sumienia na przemian z poczuciem nieodwracalnej straty. Wciąż przychodziła jej na myśl ostatnia rozmowa telefoniczna. Wracało
ostatnie „rozumiem”, ostatnie „ściskam”, ostatnie „pa”.
Rzuciła się w wir pracy, obowiązków, a kilka dni później odebrała telefon, który zmiażdżył jej świat. Nadal nie potrafiła tego świata odbudować.
Tak, raz odarta kora nie odrasta.
– Znałaś kobietę, która tu zginęła? – znów ten sam subtelny głos wyrwał Ingę z zamyślenia.
– Tak, to moja mama – odpowiedziała niemal szeptem.
Nieznajoma przyglądała się jej uważnie, jakby zaintrygowana tym, co usłyszała. Dopiero po dłuższej chwili powiedziała:
– Przykro mi. Ale, wiesz, miała szczęście, że to klon.
– Raczej pecha – odpowiedziała Inga zaskoczona. – Nie widzi pani, że to najgrubsze, najokazalsze drzewo w tym miejscu? Gdyby uderzyła w inne…
– Wierz mi, miała szczęście. Klon opiekuje się duszami zmarłych i nie dopuszcza demonów, nawet jeśli za życia towarzyszyły człowiekowi.
Inga odwróciła się gwałtownie i patrząc z wyrzutem w twarz kobiety, odpowiedziała:
– Od mamy nie trzeba było odganiać demonów. To ona miała dar odganiania ich od innych.
– Jeśli tak, to dlaczego nie chciała żyć? – Kobieta uśmiechnęła się smutno.
– Dlaczego pani tak mówi? To był wypadek. Straszny wypadek. – Inga traciła cierpliwość, ale w jej głosie pojawił się też niepokój.
– Rozumiem, tak jest łatwiej.
– Niczego pani nie rozumie. Mama miała wypadek. A to przeklęte drzewo należałoby ściąć, żeby już nikt inny tu nie zginął.
– Skoro tak mówisz… Tego miejsca ludzie się boją. Las nazywają przeklętym. W dzień trudno tu kogoś spotkać, a co dopiero w nocy. Dlatego nikt nie pomógł twojej mamie. A jak rano jeden z pracowników leśnych jechał napełnić paśniki, już nie żyła. Samochód przysypany śniegiem wyglądał jak zaspa. Ludzie mówią, że czart ukrył w ten sposób kolejny sekret.
– To znaczy?
– O to… – zawahała się. – O to… trzeba ich zapytać.
– A pani w to wierzy?! – prychnęła Inga z irytacją.
– Ja? Ja wierzę w naturę. I wiesz, co myślę? Że zła sława tego miejsca bardzo jej służy. Dzięki temu rodzi tu wszystko co najlepsze. Natura może wiele dać człowiekowi, ale tylko wtedy, gdy jej nie zniszczy. A żeby nie zniszczyć, musi ją kochać albo się jej bać. Ja kocham. Inni się boją. I niech tak zostanie. – Zamknęła oczy, podniosła głowę i zaciągnęła się zapachem lasu. – Czujesz? To czeremcha. Dużo jej wokół. Narwałam kwiatów i liści, dorzucę kory i będzie przeciwzapalny napar. O, mam jeszcze jaskółcze ziele. Niby nic takiego, a odpowiednio przygotowane uspokoi, odpręży, poradzi sobie z bólem czy alergią. Tak, wierzę w naturę, w jej siłę i moc, a szczególnie w moc drzew. Podasz mi swoją datę urodzenia?
– Dwudziesty maja – odpowiedziała Inga automatycznie i zaraz skarciła się za to w duchu.
– A więc kasztanowiec. Jesteś wrażliwa, często czujesz się samotna i nikt cię nie rozumie. Zgadza się?
– Wszyscy uważają, że jestem duszą towarzystwa, więc chyba jednak nie kasztanowiec – odpowiedziała z ironią, zadowolona, że może zaprzeczyć.
– Wszyscy… To, co uważają inni, to jedno. A to, jacy jesteśmy naprawdę, to drugie. Inga się zamyśliła. Przed oczyma miała mamę. Tę, na którą zawsze mogła liczyć, która znajdowała sposób na wszelkie
smutki i problemy, ale skrywała też jakieś tajemnice.
– A jeśli ktoś urodził się… – Zerknęła przez ramię. Chciała podać datę urodzenia mamy, lecz kobiety już nie było. Zniknęła tak samo niepostrzeżenie, jak się pojawiła. Rozpłynęła się między drzewami niczym mgła, jednak zasiane przez nią ziarno niepewności zaczynało kiełkować”.
Niedługo będziecie mogli wygrać tę powieść w kolejnym blogowym konkursie.
Marysiu, w imieniu całego zespołu Pasji Pisania, składam ci najserdeczniejsze gratulacje. Jestem pewien, że Nie pytaj odniesie podobny sukces, co Za żywopłotem! I czekam na twoje następne książki!
Źródło cytatu: Maria Biernacka-Drabik, Nie pytaj, MUZA Warszawskie Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2024.
Dziękuję, Michale!❤️
I za ten wpis, i za miłe słowa, i za ogromne wsparcie! ❤️
Wszystko zaczęło się tutaj i okazało się możliwe:)) Życzę wszystkim, którzy z Pasją Pisania idą w tę przygodę, by ta autorska droga potoczyła się tak jak moja! To się naprawdę dzieje:))😊
Brawo, Marysiu! Ogromne gratulacje!
Pisanie jest Ci pisane i cudownie, że to wszystko się dzieje.
Obdarowuj świat swoim talentem, bo Ty umiesz w słowa i emocje, oj bardzo umiesz.!
Powyższy fragment „Nie pytaj” przeniósł mnie do lasu, stoję przy klonie, gładzę wyrwę po korze i wsłuchuję się w rozmowę Ingi z zielarką. Jestem bardzo ciekawa tej historii.