I pora ogłosić wyniki konkursu. Kto pozna Lenę, Marię, Aleksandrę, Teresę – kolejne kobiety z pewnej rodziny, której sagę Paulina Klimańska-Nowak zaprezentowała w swojej debiutanckiej „Kądzieli”?
Zakończył się już kolejny konkurs na blogu Pasji Pisania. Mogliście wygrać Kądziel, debiutancką powieść Pauliny Klimańskiej-Nowak. Egzemplarze konkursowe ufundowało Wydawnictwo Moc Media. Przyszło mnóstwo prac, a wybór jak zwykle był trudny.
Paulina Klimańska-Nowak zdecydowała się nagrodzić trzy prace, których autorkami są:, Basia Babownia, H.D. oraz Kasia. Oddaję głos Paulinie:
„Dziękuję za nadesłane teksty! Ich lektura sprawiła mi ogromną przyjemność i najchętniej nagrodziłabym wszystkich biorących udział w konkursie. Po raz pierwszy w życiu jestem w „jury” i teraz widzę jak trudna to rola! Gratuluję wszystkim, a zwłaszcza Kasi, Basi i H. D.”
Wszystkie prace konkursowe znajdziecie tutaj. A oto te zwycięskie:
Basia Babownia napisała taką miniaturkę:
– Kirkut– Ola przeczytała na poczerniałym od deszczu kawałku drewna, który kiedyś nosił miano drogowskazu. Słowo brzmiało znajomo, ale dla niej było tylko wspomnieniem lekcji historii, a może polskiego?
Mogła wybrać przeciwny kierunek. Podobny kawałek drewna głosił, że dotrze do „cerkwiska”, cokolwiek to było.
Mżawka siąpiła bezlitośnie od rana, a ona stała w swojej drogiej kurtce i czuła, że na nic zda się membrana 30000 w tych warunkach. Stary dwuramienny dąb szumiał nad jej głową i był w absolutnej symbiozie z żeliwnym krzyżem, którego cokół potężne korzenie wypchnęły w górę, a potem objęły jak silne ramiona.
Była na końcu świata. Ciemne góry wokół dymiły i kusiły, żeby zagłębić się w mokry mrok starych drzew.
Poszła więc w tę czerń.
Ciemnooka kobieta, która stała przy kirkucie wzięła ją za rękę i Ola wcale się nie broniła, choć dotyk był lodowaty. Po raz pierwszy w życiu zobaczyła kilkusetletnie macewy na własne oczy i aż jęknęła. Tyle ludzkich losów pośród mokrych traw, czasem zeschłe bukiety od przygodnych wędrowców, kamienne tablice wsparte o spękane stare pnie. I tylko cisza wokół.
Do cerkwiska poszły już razem. Czekała na nie druga kobieta, w haftowanej chłopskiej spódnicy. Jej dłoń była równie zimna, a cmentarz, na który weszły we trzy, powitał je taką samą ciszą. Ruiny cerkwi płakały deszczem, ale tutaj też drzewa oplotły je korzeniami i nie pozwalały resztkom ścian rozsypać się i odejść w niebyt.
Więc to jest cerkwisko– westchnęła Ola i maleńka łza zmieszała się na policzku z mżawką, która gęstniała i zmieniała się w deszcz, na kamieniach i resztkach drewnianych ścian.
Wzruszona odwróciła się, żeby podziękować, ale obie kobiety niknęły właśnie w gęstniejącej mgle.
H. D. przesłała taki tekst:
Odkręcam kran i wlewam do słoika wodę. Musi sięgać do samego brzegu. Na gazie, przytwierdzonej do naczynia gumką recepturką, kładę ziarno fasoli. Nieruchome i białe, wygląda jakby dawno umarło. Czuję się jak Bóg, który przebudził się i podkasał rękawy, choć to tylko zadanie z biologii.
Dzień 1.
Nie widzę żadnych zmian. Dolewam wody, bo przez noc zdążyła nieco odparować. Szukam w sobie czegoś, co mógłbym pielęgnować, ale zdaje się, że nie ma we mnie nic.
Dzień 2.
Ziarno napęczniało. Wciąż wygląda jak nieboszczyk, ale trochę bliżej mu do żywych. Co u mnie? Ciągle ta sama beznadzieja.
Dzień 3.
Fasola zaczęła pękać i na świat wyjrzał pierwszy kiełek. To fascynujące, jak niektórym niewiele potrzeba do życia. Zazdroszczę.
Dzień 4.
Pojawiły się korzenie. Są słabe i blade. Przenoszę słoik na parapet, może potrzebują trochę więcej słońca. Przez pół dnia siedzę i gapię się jak się wzmacniają. Gdyby matka znów się nie upiła, może zamiast tego, pomógłbym jej gotować. Gdy byłem mały, czasem coś wspólnie pichciliśmy. Z ojcem ta sama historia. Jak to ziarno – ciągle na gazie.
Dzień 5.
Łodyżka zdążyła urosnąć parę centymetrów. Choć delikatna – wygląda na się silną. Pełną optymizmu, wiary i nadziei. Fasola wydaje się prześcigać mnie niemal we wszystkim.
Dzień 6.
Korzenie rozrastają się i zaczynają rozłazić się po wodzie. Pełno ich wszędzie. Chleją wodę, jak starzy wódę. Biorę nóż i odcinam je od rośliny. Dlaczego tak ci smutno, moja fasolko?
Dzień 7.
Co u fasolki? Nie mam pojęcia, dziś odpoczywam. Mam gdzieś pieprzoną biologię.
A oto, co zaproponowała Kasia:
– Dasz radę – powiedział sobie Roman – jesteś mężczyzną.
Owszem, był mężczyzną i spoczywał na nim obowiązek zaopatrzenia rodziny. I jak na mężczyznę-zaopatrzeniowca przystało, nie czuł się pewnie, ściskając przygotowaną przez żonę listę zakupów. Jeśli coś pomyli, konsekwencje mogą być przerażające.
Nabrał powietrza aż się niemal zachłysnął, zacisnął zęby tak, że prawie pękło mu szkliwo i drżącą ręką zapukał w omszałe drzwi stodoły, w której siedzibę swą miała firma U Baby Jagi, art. spożywcze i magiczne, hurt-detal. Trząsł się nadal, godzinę później wychodząc cięższy o kilo marchwi oraz korzenie mandragory, żywokostu, arcydzięgla i prawoślazu oraz lżejszy o czterdzieści pięć złotych i dwa grosze. Żywokost był w promocji.
Cały stres wynagrodziła mu aprobata małżonki.
– I na co ci, Elu, to wszystko? – odważył się zapytać.
– Marchewka do zupy… U Baby Jagi taniej niż na targu!
– A reszta? Cóż to za tajemny eliksir się szykuje?
– Oj, Romuś. Piętnaście lat żonaty z wiedźmą i jeszcześ się nie nauczył, że magia nie jest wcale taka tajemnicza? Najczęściej jest bardzo dosłowna… – uśmiechnęła się, wbrew własnym słowom, zagadkowo, po czym pogłaskała, jak mu się zdało, lubieżnie a znacząco, dorodny korzeń prawoślazu.
Roman się zarumienił. A to pamiętliwa bestyjka. Raz mu się zdarzyło! Raz! Był zmęczony i miał gorszy dzień.
Kociołek z jarzynową jeszcze bulgotał, gdy drugi Ela już przelewała nad zlewem, mamrocząc zaklęcie.
– Roman!
Podekscytowany przybiegł do kuchni.
– Weź ten słoiczek ojcu zawieź, niech wypije, póki świeży. Po każdym łyku niech splunie przez lewe ramię i policzy do trzynastu. Zapamiętasz?
– Policzy do… Zaraz? Ojcu? Mojemu ojcu?!
– A co? Ktoś jeszcze się uskarża na korzonki?
Serdecznie gratuluję wszystkim laureatkom, ale także wszystkim uczestnikom konkursu. Zawsze powtarzam, że już samo wzięcie udziału w konkursie jest zwycięstwem – i to udowadniacie za każdym razem, przesyłając bardzo dobre teksty. Nie odkładajcie piór! Już w październiku zaproszę was do kolejnego konkursu!
Źródło cytatów: https://blog.pasjapisania.pl/2024/09/08/paulina-klimanska-nowak-kadziel-konkurs/
Jupi! Hura! Dziękuję! To zaszczyt zostać wyróżnioną wśród tylu znakomitych i pomysłowych tekstów! (I przyznam się, że przy ostatnich zakupach próbowałam sobie „Kądziel” zamówić, zostawiłam koszyk przez noc i następnego dnia mi wypluło, że niedostępne, więc… chyba dobrze się stało:D)
Wzruszona jestem i dziękuję za wyróżnienie. Zawsze dzielę się książkami z moją Mamą i „Kądziel” trafi najpierw do niej, bo opowiadanie to wspomnienie naszej wycieczki w najdziksze Bieszczady, gdzie kirkut i cerkwisko nikną w deszczu i szarej mgle. Ja będę druga. Dziękuję!!!