Czy pamiętacie „Kłamczuchę”? To drugi tom Jeżycjady – słynnego cyklu Małgorzaty Musierowicz. Całe pokolenia śledziły zwariowane przygody Anielki Kowalik, którą jej własne kłamstwa wpędziły w kłopoty. Dziś tłusty czwartek – nie bez powodu chcę przypomnieć tę książkę.
Być może wśród was jest sporo fanów Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz. Pamiętam, że ja swoją przygodę z tą autorką zacząłem od Kłamczuchy. Byłem wówczas nastolatkiem. Porwała i bawiła mnie ta historia, bardziej komediowa niż romantyczna. Tytułowa bohaterka, temperamentna Anielka Kowalik zwana Kłamczuchą, przyjeżdża do Poznania z rodzinnej Łeby. Prowadzi ją miłość do poznanego niedawno pięknego Pawełka Nowackiego. Dzięki zręcznej mistyfikacji zostaje Kłamczucha zatrudniona jako Franciszka Wyrobek w domu Nowackich. Dzięki temu ma możliwość obserwowania obiektu swych westchnień.
Pod koniec powieści Anielka spotyka się z dwoma konkurentami walczącymi o jej względy – wspomnianym Pawełkiem i sympatycznym Robertem Rojkiem. W kawiarni „Ewa”, znajduje sposobność, aby odegrać się na danym ukochanym. Granie na jego zazdrości, to za mało. Zobaczcie, co się dzieje, gdy do kłócącej się pary dołącza Robrojek:
„- Cześć – powiedział życzliwie, siadając na wolnym miejscu. – Fajnie, że zajęłaś nasz stolik.
– Fajnie, że tak szybko przyszedłeś. Wy się już znacie, prawda? Ten natrętny blondyn to syn jednej pani, u której pracuję.
– Hm. Witam – rzekł Rójek.
Pawełek w milczeniu spojrzał na niego ciężkim wzrokiem.
– Co zamówiłaś? – Robrojek uśmiechnął się do bladej kelnerki, która natychmiast przydreptała do stolika. – Poproszę o herbatę. I drożdżówkę. Jestem głodny jak wilk, bo przerwano mi podwieczorek.
– Drożdżówki nie radzę – powiedziała poufnie kelnerka. – Mamy pączki, nawet dosyć świeże. – Pączki! – ucieszył się Robrojek.
– Pączki? – zainteresowało Pawełka.
A Aniela zgrzytnęła zębami ze złości. Czy oni naprawdę nie mogą przestać myśleć o jedzeniu? Taka klasyczna sytuacja – dwaj rywale przy jednym z nią stole – a ci tu, zamiast mordować się spojrzeniami, zamawiają sobie pączki!
– Poproszę dwa – rzekł Robrojek.
– A ja cztery – wtrącił Paweł.
– Cztery? – spytał z niedowierzaniem Rójek, koso popatrując na Pawełka.
– Pawełek jest duży i silny i musi dużo jeść – oświadczyła Aniela, którą nagle olśnił pewien pomysł. – Jestem pewna, że bez najmniejszego wysiłku zjadłby dziesięć pączków, co mówię, nawet piętnaście.
– Bardzo wątpię – zaśmiał się Rójek.
– A ja nie wątpię. Prawda, Pawełku, że zjadłbyś piętnaście pączków?
– Obojętnie – napuszył się Pawełek.
– To zjedz. Pokaż Robertowi, co potrafisz.
– Pani poda piętnaście – zarządził Pawełek tonem wojewody.
– Anielka, zamęczysz chłopaka – przejął się Rójek, który miał dobre serce i już zaczynał pojmować perfidny plan Anieli. Tylko że jego wstawiennictwo mogło odnieść wyłącznie skutek odwrotny.
– Dwadzieścia – rzucił Paweł osłupiałej kelnerce. – No. dlaczego pani stoi? Proszę przynieść, co zamówiłem”.
Kelnerka przynosi pączki, Paweł dziarsko zabiera się do jedzenia – a co było dalej? Tego już nie zdradzę! Ale pewnie znacie tę historię.
Życzę wam smacznego tłustego czwartku! Zajadajcie się pączkami i nie zapomnijcie o dobrej lekturze!
Źródło cytatu: Małgorzata Musierowicz, Kłamczucha, wyd. Akapit Press, Łódź 2001.
Źródło grafiki: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,22996702,tlusty-czwartek-juz-dzisiaj.html i http://www.lakowa29.pl/filmy/klamczucha
Piękne wspomnienie! Choć mierził mnie Paweł, uważałam, że to pączkowe zagranie Kłamczuchy było przeginką!😣 biedak, ależ musiał go boleć brzuch. I piękny był potem fragment o tym, że przez długi czas panna Kowalik kojarzyła mu się z czymś ciężkostrawnym😂 miłego Tłustego!
Mnie też żal było Pawełka. Mimo wszystko lubiłem tego łobuza, tak samo jak Anielkę;)
Musierowicz w ogóle wspaniale pisze o jedzeniu – czy to będą pączki w peerelowskiej kawiarni, czy niedzielny rosół, domowe lody czy frytki – zawsze jest to opisane magicznie i zmysłowo. Jedzenie nie jest mechaniczną czynnością, ale zbiorem emocji i rytuałów. Są książki, od których trzeba co chwilę wstawać, żeby zajrzeć do spiżarni. Niestety, uwielbiam taką literaturę 🙂
Tak, to ma w sobie coś magicznego – w „Jeżycjadzie” panuje swoisty kult posiłków.
Ollu, Pani_Wu, zapewne wiecie, że Musierowicz wydała książkę z przepisami kulinarnymi swoich bohaterów – „Łasuch literacki”.
Tak, tak! Pyzy ze skwarkami u Borejków, jajecznica u Bebe, rosołek Geniusi Bombke no i … zgłodniałam 🙂 Podobało mi się, że jedzenie w Jeżycjadzie jest zwyczajne, bezpretensjonalne. Trochę to wina/zasługa czasów, a trochę bohaterów, którzy nie mają „francuskich żołądków” 🙂 Zgadzam się z Ollą (Aniela była Aniellą, pamiętacie? :)), te książki powodują, że człowiek zaczyna buszować w spiżarni. Niestety!
Ja bardziej wspominam książeczkę z której sama próbowałam przygotowywać potrawy , gdy byłam dzieckiem. To książka „Kuchnia pełna cudów” Marii Terlikowskiej. Tam było bardzo przyjemnie i dokładnie opisane jak zrobić ciekawe i kolorowe dania, zachęcające do zjedzenia samym wyglądem. Dzięki tej książeczce nauczyłam się jeść warzywa, a przede wszystkim ich zielone części, do których większość dzieci, ma powiedzmy sobie szczerze, „zieleninowstręt”. A okładka książki, też iście kuchenna była. Pod tym linkiem, ta książeczka w pamiętnym wydaniu:
https://www.ravelo.pl/kuchnia-pelna-cudow-outlet-maria-terlikowska,p100620417.html
Beata, ja do dziś gotuję z książki, z której korzystałem w dzieciństwie:)
A pozostając w klimacie kulinariów i Małgorzaty Musierowicz, sympatyczne są też „Całuski Pani Darling”, zawierające wprawdzie przepisy już nie z powieści autorki lecz innych dzieł + anegdoty, lecz mimo to jest to pozycja warta uwagi☺ a zgłodnieć można, że hoho!
Tak, to prawda! Sympatyczna książka i do tego z całkiem niezłymi przepisami:)