2 kwietnia 1969 roku na Policy w Paśmie Babiogórskim wydarzyła się tragedia – to właśnie tam rozbił się samolot lecący z Warszawy do Krakowa. O tej katastrofie przypomina Irena Małysa w swojej debiutanckiej powieści kryminalnej „W cieniu Babiej Góry”.
„Babia Góra, choć tak dobrze jej znana, zawsze robiła na niej wielkie wrażenie. Dziś czuło się w powietrzu jakiś niepokój. Jak każdy miejscowy wiedziała, co to oznacza – zbliżał się halny”.
2019 rok. Policjantka Barbara Zajda wraca w niesławie do rodzinnej Zawoi. Nie chce mówić o tym, co ją spotkało. Wydaje się nieprzystępna i przygnębiona. Mimo wszystko bierze udział w wypadzie na Babią Górę w towarzystwie najlepszej przyjaciółki i jej koleżanek. Iza Urbańczyk niedługo ma wyjść za mąż. Organizuje sobie ostatnią „panieńską” zabawę na Babiej Górze – istny sabat czarownic! Nikt nie podejrzewa, że ten wieczór zakończy się tragicznie. Rano przyszła (a raczej niedoszła) panna młoda nie będzie już żyła – zostanie bestialsko zamordowana. Dlaczego Izę zabito? Kto mógł zrobić coś takiego? A może to klątwa Babiej Góry (jeden z najciekawszych bohaterów powieści, starzec Jan Uciecha, skwituje to zdarzenie w ten sposób: „Znowu Babia żniwo zebrała. Znowu ktoś na dół nie zejdzie i ostanie tu na zawsze”). A może popełniona zbrodnia ma związek z inną tragedią, która wydarzyła się tu pół wieku wcześniej?
Warto przypomnieć tę, zdawałoby się, trochę zapomnianą już katastrofę lotniczą, jedną z najtragiczniejszych, jakie rozegrały się w Polsce czasów Peerelu. 2 kwietnia 1969 roku z Okęcia do Krakowa wyruszył samolot pasażerski. Miał lecieć niecałą godzinę. Nigdy nie dotarł na miejsce. Rozbił się na północnym stoku Policy, a wszyscy obecni na pokładzie – pięćdziesiąt trzy osoby – zginęli (wśród ofiar znaleźli się m.in. wybitny językoznawca Zenon Klemensiewicz, czternastoletni Stanisław Lewiński – syn ówczesnego ministra komunikacji – czy duchowny Kościoła Polskokatolickiego Antoni Naumczyk z rodziną. Władze starały się zatuszować tę katastrofę, właściwie do dziś nie została wyjaśniona. Pojawiły się rozmaite teorie na ten temat – ponoć ktoś chciał uciec tą drogą z Polski do Wiednia, samolot miał zostać porwany, piloci wdali się w towarzyską pogawędkę zamiast pilnować działania maszyny. Być może tajemnica tamtego feralnego lotu nigdy nie zostanie rozwiązana. Tę katastrofę przypomina w swojej debiutanckiej powieści Irena Małysa. Jak pisze w posłowiu:
„Tajemnica lotu PLL LOT 165, skrywana przez stare jodły na szczycie Polica, stanowiła pierwszy impuls do napisania tej książki. Na Babiej Górze i paśmie Policy od wieków rozgrywały się ludzkie historie i tragedie – zbójnickie awantury, dramaty wojenne i katastrofy lotnicze odbijają się echem od zboczy tych gór aż do dzisiaj.”
W cieniu Babiej Góry dedykowana jest pamięci ofiar tej katastrofy – i widać, że autorka podeszła do tego trudnego przecież tematu z ogromnym szacunkiem i empatią. W powieści śledzimy wydarzenia na dwóch płaszczyznach czasowych – w 2019 roku i w 1969. W części „historycznej” pojawiają się autentyczne postaci – na przykład kapitan feralnego lotu czy minister Piotr Lewiński. Wśród pasażerów obecni są małżonkowie Halina i Zbigniew, marzący o lepszym życiu poza granicami Polski (przejmujący to wątek) – para o takich samych imionach leciała tym samolotem. Małysa odwołuje się do teorii wysnutych już po katastrofie. Jak wynika z posłowia, przeprowadziła wiele rozmów ze świadkami tamtych tragicznych wydarzeń. Może dlatego ta część powieści wydaje się tak autentyczna.
Katastrofa staje się tłem i zarazem przyczyną upadku (nie tylko moralnego) Kazimierza Stanacha. Ten człowiek, jeden ze świadków katastrofy, popełnia – zresztą poniekąd w najlepszych intencjach – wielki błąd. Błąd, za który zapłaci nie tylko on sam, ale także jego rodzina. Kolejna tajemnica Babiej Góry zniszczy całe życie Kazimierza. Z przejęciem śledzi się losy tego bohatera i jego najbliższych. Niemal fizycznie czuje się mrok, który zaczyna spowijać tę rodzinę, ciężar koszmarnego sekretu, z którym trudno żyć. Czytelnik może przypuszczać, że za błąd Kazimierza po pięciu dekadach płacą jego potomkowie. Czy tak jest w istocie?
Związanie akcji powieści z rzeczywistą katastrofą samolotu, z nieco już zapomnianą kartą historii Polski, okazało się kapitalnym pomysłem. To właśnie wyróżnia książkę Ireny Małysy z szeregu innych kryminałów, czyni ją naprawdę interesującą. Postaci z 1969 roku są bardzo dobrze przedstawione, ich prywatne dramaty przekonują, dylematy są niełatwe, czuje się napięcie, a sama historia zmusza do refleksji. W części współczesnej debiutująca autorka skupiła się raczej na akcji niż na pogłębieniu relacji między bohaterami. Obserwujemy mozolne śledztwo. Wychodzą na jaw nowe okoliczności. Stopniowo fabuła robi się coraz bardziej sensacyjna, nie brakuje makabrycznych motywów, działań mafii, porwań, przemocy, również na zwierzętach. Rozwiązanie zagadki śmierci Izy na pewno zaskoczy czytelnika (choć raczej nie będzie miał szans dojść do niego samodzielnie – nie dostaje kompletu informacji), odsłaniając dotąd nieznaną kartę tej smutnej historii.
Całość okazuje się spójna, choć niekiedy trudno oprzeć się wrażeniu, że opowieść o najnowszym śledztwie Barbary stanowi tylko dodatek do „właściwej” części książki – do tej poruszającej historii o katastrofie, o winach i (zasłużonych?) karach. To w rozdziałach rozgrywających się w 1969 roku najlepiej widać talent Ireny Małysy, wyczucie, umiejętność tworzenia wyrazistych scen i złożonych bohaterów. Do atutów tej pozycji niewątpliwie należy także dodać oddanie lokalnego kolorytu, nie tylko w mowie miejscowych, ale także w rozmaitych szczegółach – przedstawieniu zwyczajów, sposobu myślenia i funkcjonowania ludzi w małej społeczności. Swoistym bohaterem powieści wydaje się złowrogi halny – autorka dobrze wykorzystuje ten element, aby podbić grozę, nadać całości niepowtarzalnego klimatu.
Warto przeczytać W cieniu Babiej Góry – zwłaszcza ze względu na świetnie poprowadzoną część historyczną. Dobrze, że Irena Małysa przypomina o katastrofie koło Zawoi – to nie tylko pomysłowe z literackiego punktu widzenia, ale i odważne jak na debiut. A może w pewnym sensie i zobowiązujące? Osobiście jestem ciekaw następnych śledztw Barbary Zajdy. Babia Góra zapewne skrywa jeszcze niejedną tajemnicę.
Źródło tekstu: Irena Małysa, W cieniu Babiej Góry, Wydawnictwo MOVA, Białystok 2020.
Źródło grafiki: https://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_lotnicza_na_Policy
Katastrofy lotnicze są przerażające. Zwykle giną w nich wszyscy znajdujący się na pokładzie samolotu, a same wydarzenia są dobrze nagłośnione w mediach. Nic więc dziwnego, że wsiadając do samolotu tak wielu ma miękkie ze strachu nogi.
Katastrofa z 1969 jest chyba trochę mniej znana. Bardziej ta z 1980, gdzie zginęła Anna Jantar i z 1987 w lesie kabackim.
Dorobienie do tej katastrofy historii kryminalnej nie ma pewnie większego uzasadnienia.
Inaczej niż z historią malezyjskiego boeninga, który prawdopodobnie poleciał w przeciwnym kierunku, bo został uprowadzony. Tu się możemy spodziewać wysypu różnych historii.
Tu się mój przedrozmówca myli. Historia kryminalna jest tu jak najbardziej realna i ma sens, gdyż samolot lecąc z Warszawy do Krakowa, rozbił się już daleko za Krakowem.
Pogoda była idealna, więc nie mógł go przypadkowo minąć.
Pytanie jak znalazł się u zbocza Babiej Góry…
AKurat byłam studentką pierwszego roku prawa. Byliśmy na nartach, nocując całą ekipą w schronisku. Wszystkich goprowców i ratowników zwołano na akcję. Co nieco opowiadali po powrocie. Naoczni świadkowie opowiadali im także. Nie wiem czy prawdę, czy to zo im się zdawało, że widzą. Wówczas nieoficjalnie było wiadomo że było to porwanie samolotu do Wiednia. Krótko potem była kolejna próba porwania. Załodze udało się obezwładnić zamachowca, nawet pamiętam nazywał się Olma.. Miał materiał wybuchowy zapakowany w celofan, Prostokątny . oblany czekoladą. jak piernik. Była na rozprawie sądowej, w ramach zajęć studenckich.