Olga poświęciła dla męża własne literackie ambicje, zajęła się domem i wychowaniem dzieci. Teraz on – po piętnastu latach małżeństwa – poświęca żonę i rodzinę dla młodszej kobiety. Typowa historia? Zobaczcie, jak opowiada o niej Elena Ferrante.
Elena Ferrante – literackie zjawisko, fascynująca pisarka (a może pisarz? Kto wie?), która postawiła na anonimowość – stała się znana przede wszystkim dzięki cyklowi, który rozpoczynał tom Genialna przyjaciółka. Jednak nie była to jej pierwsza książka. Jedną z pierwszych (niedawno opublikowaną również w Polsce) jest Czas porzucenia.
„Pewnego kwietniowego popołudnia, tuż po obiedzie, mąż oznajmił mi, że odchodzi. Sprzątaliśmy właśnie talerze ze stołu, pies smacznie drzemał pod kaloryferem, a dzieci jak zwykle kłóciły się w drugim pokoju. Powiedział, że ma mętlik w głowie, czuje się zmęczony, że górę wzięło wypalenie, a może zwykłe tchórzostwo. Długo rozprawiał o piętnastu latach małżeństwa i o dzieciach, a koniec stwierdził, że nie ma nam nic do zarzucenia. Przez cały czas był bardzo opanowany, z wyjątkiem momentu, gdy zaczął wymachiwać prawą ręką i infantylnym grymasem na twarzy wyznał, że jakiś cichy głosik, jakby szept, każe mu szukać innej drogi. Po czym wziął na siebie całą winę za zaistniałą sytuację i cicho zamknął wejściowe drzwi. A ja stałam jak wryta przy kuchennym stole”.
Kobieta zostaje porzucona – przez męża, partnera czy kochanka. Taka sytuacja staje się punktem wyjścia wielu książek z różnej półki – romansów, powieści obyczajowych, psychologicznych, komedii czasem thrillerów. Ktoś popada w obłęd, ktoś wyjeżdża, aby poukładać sobie na nowo życie, ktoś widzi w rozpadzie uchylone drzwi do czegoś lepszego. Porzuceniem rozpoczyna się historia Olgi. A może: tak właśnie kończy się historia jej małżeństwa z Mariem.
Powiedzieć, że bohaterka jest w totalnym szoku, to nic nie powiedzieć. Poukładany świat rozsypuje się właściwie w momencie. Olga próbuje zatrzymać męża, nie panuje nad swoimi emocjami, jest wściekła i rozgoryczona, a niebawem i samotna – znajomi się od niej odsuwają (do czego zresztą ona sama się przyczynia). W opowieści bada swój „nowy stan porzuconej żony”. Wylewa z siebie potoki słów, często inwektyw skierowanych w stronę Maria, a później – kiedy staje się jasne, że zdradzał żonę od dawna – w stronę jego kochanki. Zaczyna myśleć o mężu wręcz obsesyjnie – jakby jako nieobecny stał się treścią jej życia. Robi swoisty rachunek sumienia, rachunek ich wspólnego życia. To, co ją spotkało, jawi się jako rażąca niesprawiedliwość:
„Ech, ta głowa: nie mogłam już sobie ufać. Mario coraz bardziej się w niej panoszył, jako młodzieniec, potem mężczyzna, który wyrósł na moich oczach, w moich ramionach, w cieple moich pocałunków. Myślałam tylko o nim i o tym, co takiego się stało, że przestał mnie kochać, że przecież powinien odwzajemniać moja uczucia, nie wolno mu było tak mnie zostawić. W duchu wyliczałam, co jest mi winien. (…) Oddałam mu własny czas, żeby sam miał go więcej. Odłożyłam na bok swoje ambicje, aby wesprzeć jego. Gdy dopadało go przygnębienie, zapominałam o własnych rozterkach i go pocieszałam. Rozproszyłam się w jego minutach i godzinach, żeby sam mógł się skoncentrować. Zajęłam się domem, posiłkami, dziećmi, wszystkimi bolączkami codziennego życia, podczas gdy on uparcie piął się w górę i oddalał od naszych pozbawionych przywilejów korzeni. A teraz zostawił mnie i zabrał cały miniony czas, całą energię i trud, które mu ofiarowałam, i to z dnia na dzień, żeby cieszyć się owocami z obcą kobietą, która palcem nie ruszyła, by go wesprzeć, kiedy dorastał, stawał się tym, kim jest teraz”.
Przechodzi przez różne fazy. To stara się odzyskać własną pozycję w oczach Maria, to odwołać się do zdrowego rozsądku, to udowodnić mu, że jego odejście niewiele zmieniło, wręcz okazało się zbawienne (tych spektakli nigdy nie udaje się utrzymać). Próbuje się utrzymać na powierzchni życia, nierzadko okłamuje samą siebie. niekiedy są to wręcz naiwne deklaracje jakby wzięte z Dziennika Bridget Jones Helen Fielding:
„Zdecydowałam: koniec z cierpieniem. Na ustach ich nocnych rozkoszy złożę pocałunek zemsty. Nie jestem kobietą, która rozleci się pod ciosami porzucenia i samotności, rozklei do szaleństwa, na śmierć. Odprysło ze mnie tylko kilka kawałków, poza tym mam się dobrze. Jestem cała i cała zostanę. Oddam każdemu, kto mnie skrzywdzi. Jestem jak ósemka mieczy, jak osa gotowa żądlić, jak czarna żmija. Jestem jak niezniszczalne stworzenie, które przechodzi przez ogień i nie doznaje poparzeń”.
Jednocześnie Olga musi borykać się z codziennością – z wychowaniem małych jeszcze potomków, z opieką nad psem i zajmowaniem się domem – a ta w pojedynkę szybko zaczyna ją przerastać („Dzieci, pies, zakupy, obiad i kolacja, pieniądze; oto codzienne skutki porzucenia. Mój mąż przeniósł swoje myśli i pragnienia w inne miejsce. Od teraz sama będę wypełniać obowiązki, które kiedyś dzieliliśmy między siebie”). Dom – bezpieczna, oswojona przestrzeń – nagle staje się więzieniem. Narratorka otoczona z jednej strony przez wspomnienia, z drugiej przez obowiązki, zupełnie nie daje sobie rady, coraz bardziej zagubiona. Jest bardzo bliska granicy, za którą czai się szaleństwo – a Czas porzucenia nieoczekiwanie zamienia się w thriller (na szczęście nie na długo. Odnoszę wrażenie, że to jedna naprawdę przekombinowana – również przez elementy makabryczne – część tej bardzo ciekawej powieści). Później bańka potęgującego się napięcia pęka, następuje swoiste otrzeźwienie. Dzięki pewnej znajomości Olga dochodzi do wniosków, o które sama by się nie podejrzewała. Jaką naturę miał jej związek z Mariem? Czy rzeczywiście tak bardzo jej go brakuje?
Co ciekawe, Czas porzucenia to też swoista książka w książce. Olga, choć zrezygnowała z aspiracji literackich, nie przestała być pisarką. Wreszcie wraca do pisania, aczkolwiek wydaje się, że inspiracje rzeczywistością mają przede wszystkim wymiar poznawczy i terapeutyczny („Gdy nadeszła wiosna, ciepłe poranki spędzałam na ławce w kamienistym ogrodzie i pisałam. Były to rzekomo notatki do mojej ewentualnej książki, tak je w każdym razie nazwałam. Chciałam się sobie przyjrzeć – jak twierdziłam – pragnęłam dogłębnie i krytycznie ocenić siebie, przedstawić całe zło koszmarnych miesięcy”). Pojawiają się też aluzje literackie do Kobiety zawiedzionej Simone de Beauvoir czy Anny Kareniny Lwa Tołstoja. Ferrante ustami swojej bohaterki analizuje drobiazgowo tytułowy czas porzucenia, z falami emocji, od nadziei, przez zniechęcenie, aż po wściekłość. Świetnym pomysłem było zastosowanie pierwszoosobowej narracji – to spotęgowało autentyzm, nadało całości wyjątkowy duszny, miejscami wręcz klaustrofobiczny klimat.
Kobieta porzucona – motyw od wieków obecny w literaturze. Koniecznie sprawdźcie, jak poradziła sobie z nim najpopularniejsza współczesna włoska pisarka!
Źródło cytatów: Elena Ferrante, Czas porzucenia, tłum. Lucyna Rodziewicz-Doktór, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2020.
Ellena Ferrante to ulubiona pisarka mojej żony.
Zaczęła od „Genialna przyjaciółka”, a potem całą resztę.
Wiem, bo czasem pożyczałem na własne konto.
Książki papierowe albo audiobooki na CD.
Jakoś nie zdobyłem się na przeczytanie, bo pewnie seria wydała mi się zbyt kobieca.
Nieprawdopodobne wydaje mi się by Ferrante to by mógł być pseudonim mężczyzny.
Zbyt kobieca, Andy? A to mężczyźni nie mogą czytać książek, w których tytułach są kobiety?:)
Pewnie, że mogą.
Może nie powinienem się wypowiadać, ale to zdanie mojej żony.
Prosiła mnie bym zapytał czy znasz:
Simone de Beauvoir „Pamiętnik statecznej panienki”
To podobno partnerka Sartra.
A żona pyta czy znasz książkę o Kowalskiej też pisarce partnerce Dąbrowskiej?
Znam z istnienia, ale nie z lektury:)