Do Ameryki po lepszy los – debiutancka powieść Marii Narel-Challot

Ostatnio ukazała się powieść Marii Narel-Challot, absolwentki kursów Pasji Pisania. „Amerykański kapelusz – Feliks” to pierwszy tom pasjonującej sagi rodzinnej, inspirowanej dziejami bliskich autorki.

Grono publikujących absolwentów kursów Pasji Pisania systematycznie się powiększa. Tym razem Maria Narel-Challot wydała swoją debiutancką powieść: Amerykański kapelusz – Feliks. To pierwszy tom sagi „Inna Ameryka” opublikowany nakładem wydawnictwa JZI – Jamiński Zespół Indeksacyjny. Maria Narel-Challot jest Polką mieszkającą we Francji. Osiągnęła już pierwsze sukcesy pisarskie. W 2014 roku została finalistką konkursu „Jeden dzień – Polska jaką pamiętam” (jej tekst został opublikowany w antologii przez australijskie wydawnictwo Favoryta). W zeszłorocznym konkursie „Historie lokalne” Centrum Trzech Kultur w Suchowoli zdobyła pierwsze miejsce (prace konkursowe zostały wydane w wersji papierowej, wkrótce doczekają się także publikacji cyfrowej). Teraz Maria spełniła swoje wielkie marzenie i opublikowała pierwszą powieść, inspirowaną losami swoich dziadków.

Maria Narel-Challot

Marię Narel-Challot poznałem w październiku 2014 roku na Internetowym Kursie Podstawowym. Doskonale pamiętam ten kurs, a także prace Marii – przemyślane i pomysłowe, ciekawe, dobrze zrobione. W 2021 roku Maria uczestniczyła w Internetowym Kursie Pisania Scenariusza.

Amerykański kapelusz to historia mas, które emigrując za ocean na przełomie XIX i XX wieku ryzykowały wszystko, w nadziei na polepszenie bytu. Walcząc o przetrwanie, te masy „jak ryby, głosu nie miały” i rzadko opisywały własne losy. W tej powieści opartej na faktach, przebywamy drogę jednego z emigrantów i przeżywamy jego zmagania z przeciwnościami losu, po decyzji skoku w nieznane – do wymarzonego eldorado. Fale emigracji końca XIX wieku unoszą również Feliksa i Zofię, mieszkańców podlaskiej wsi, którzy pobierają się i osiedlają w Stanach Zjednoczonych, dążąc do zapewnienia rodzinie godnego bytu. Czy ich decyzja okaże się słuszna? Jaką cenę zapłacą za ten wybór? Jak potoczą się ich losy na tej „ziemi obiecanej”? Czy zakorzenią się na amerykańskim gruncie?

A oto pierwszy rozdział powieści:

I. Atlas świata

Ciepłe światło lampy naftowej pełzało po twarzach dwóch mężczyzn, siedzących przy stole usłanym zeszytami i książkami. Rozmawiali zażyle, pomimo różnicy wieku. Młodszy wsłuchiwał się uważnie w każde słowo starszego, a poruszony emocjami, zdawał się przenosić w środek tych opowieści. Jego śmiejące się oczy niebieściały ciekawością, pozostając w harmonii z lekkim uśmiechem szerokich ust. Niewielki nos i wyjątkowo małe uszy nadawały mu wręcz chłopięcej urody. A delikatne rysy owalnej twarzy kontrastowały z bujnymi ciemnymi włosami.
– Cieszę się Feliksie, że odwiedzasz nowego nauczyciela – odezwał się starszy. – Rzadko kto przychodzi z tak odległych wsi.

– Prawda, że my nie przywykli do ludzi z dalekich stron i to uczonych. Mało kto umie tu czytać. Niby Antoni Narel chodzi zimą po domach i poducza dzieci, ale przecie nie obejdzie całej wsi. A ja nie zdążyłem się nauczyć, choć już skończyłem dwadzieścia trzy lata. – Spuścił wzrok w nagłym onieśmieleniu.
– Na to nigdy nie jest za późno. Dobrze, że starcza ci sił po całym dniu pracy przy wykopkach ziemniaków.
– Im starszy, tym mocniejsza chęć mnie nachodzi na coś innego w życiu. Dziwne myśli kłębią się w głowie, nawet przy pracy. A teraz w jesieni wieczory długie. Co prawda, to roboty w gospodarstwie nie brakuje, alem ciekaw świata, bo nauczyciel przybył przecie z daleka. Ciekawe, czy wszystkie wioski podobne do naszej Czerwonki? A miasteczka do Suchowoli?
– No, widziałem wiele wsi. Prawie wszystkie jednoulicówki, tak jak wasza. A pola też jak u was: rozdrobnione i porozrzucane kawałkami, jedne bliżej, inne dalej. Typowa szachownica.
– Istne utrapienie z tymi poletkami – westchnął Feliks.
– A Suchowola? Cóż, miasteczko parafialne, jak inne. Mieszka tu wiele Żydów. Mamy też trochę Tatarów. Istny tygiel narodów! Krzyżowali się tu polscy osadnicy z Mazowsza, litewscy ze Żmudzi i ruscy z pobliskiego Grodna. Nie mówiąc o Jaćwingach, których przegonili Krzyżacy.
– Stare dzieje, kto to pamięta?
– Wiele spisano w kronikach. Warto pamiętać i zrozumieć tę mieszaninę narodów.
Nauczyciel zajrzał do starej księgi i zaczął opowiadać.
– Kiedyś te tereny pokrywała dzika puszcza, którą dzierżawiła niejaka Konstancja Butlerowa, a było to ponad 200 lat temu. Dzierżawiła też folwarki, w tym Chodorówkę.
– Chodorówkę znam z pogrzebów, bo tam nasz cmentarz, choć kościół przeniesiono do Suchowoli – przerwał Feliks. – Ale teraz do kościoła bliżej. Siedem kilometrów łatwo przejść na piechotę. A na targ suchowolski jeździmy furmanką, kiedy uda się odhodować prosiaka czy jałówkę. Matula stara się odłożyć sera czy jajek na sprzedaż. Każdy grosz potrzebny na zakup nafty, zapałek czy soli. Nawet w Grodnie już bywałem, sprzedawać zboże, jak tylko obrodzi. Będzie ze czterdzieści kilometrów na przełaj.

Feliks – bohater powieści

– Do Grodna carskim traktem przez Dąbrowę, prosto jak strzelił – zażartował nauczyciel. – Podobno sam car wyrysował tę trasę układając linijkę na mapie między Grodnem a Warszawą. Wcale się nie troszczył o problemy budowy na tych bagnistych terenach. No i niedługo skończą drogę o długich prostych odcinkach, miejscami szturową, a miejscami i brukowaną.
– Nie udało mi się zatrudnić przy jej budowie. Podobno niektórzy zbili tam majątek. Ale choć trochę zarobiłem, przy obsadzaniu szosy wierzbami. Spory szmat obsadziłem: poczynając tu niedaleko, od Grodziska, w stronę Dąbrowy. Przydał się ten grosz, bo akurat zabrakło dojnej krowy, a bez sera i śmietany trudno przeżyć, bo mięsiwo u nas tylko od wielkiego święta.
– No, dobrze – przerwał nauczyciel – Kiedyś poczytam ci więcej o tej carskiej szosie, a dziś poznasz pierwszą literę. – Wyciągnął ze stosu największą z książek i wskazał tytuł na okładce.
– To jest atlas, z mapami różnych krajów. Masz tu literę „a”, dużą na początku i małą pod koniec wyrazu.
– At–las. At–las. – Feliks powtórzył niepewnie. – Czyli na końcu mamy słowo las? Jak nasze bory? Tylko trzy literki na tyle drzew, krzewów i runa leśnego! – ożywił si od tego odkrycia.
– Bystry jesteś. Jeszcze nie poznałeś liter, a już dostrzegłeś w jednym słowie inne słowo. Coś czuję, że pojętny będzie z ciebie uczeń, choć niemłody – zażartował, odprowadzając go do drzwi wynjamowanej kwatery. Domownicy pochrapywali we śnie, nabierając sił na kolejny dzień pracy.
Z odległych o kilka kilometrów Bagien, Feliks wracał przepełniony entuzjazmem. Zanurzał się w zagajniki, zatopione w aksamicie nocy, to znów wychodził na polne drogi, rozjaśnione gwieździstym niebem. Przed oczami rysowały mu się kształty liter, a w uszach brzęczało niezrozumiałe słowo „atlas”, które z czasem zabrzmiało bardziej swojsko: „a–tu–las”. Jego marzenia zdawały się sięgać firmamentu, jakby magia liter i książek otwierała przed nim nowy wymiar życia.

Mario, w imieniu całego zespołu Pasji Pisania, serdecznie ci gratuluję! Dotarłaś bardzo daleko, spełniłaś swoje pisarskie marzenie, uhonorowałaś pamięć tych, którzy byli ci bliscy. Życzę ci wielu następnych sukcesów! Czekamy na następny tom „Innej Ameryki”!

Źródło cytatów: Maria Narel-Challot, Amerykański kapelusz: Feliks, JZI – Jamiński Zespół Indeksacyjny, Twardy Róg 2021.
Źródło grafiki: Archiwum Autorki.

3 Replies to “Do Ameryki po lepszy los – debiutancka powieść Marii Narel-Challot”

  1. Lepszego losu szukano również w Australii i Nowej Zelandii, a jeśli komuś nie przeszkadzał apartheid to również w RPA. A gdzie się będziemy wyprawiać w przyszłości?

    W ksiażce, którą recenzowałem http://www.madreksiazki.uj.edu.pl/kategorie/fizyka-i-wszechswiat/czas-kosmosu/ autor głosił tezę, że rolę Ameryki, która od odkrycia Kolumba stała się krainą marzeń i wyzwań dla wszystkich rozczarowanych Starym Światem, czyli głównie Europą przejmą wyzwania kosmiczne. Autor jest entuzjastą zasiedlania Marsa i pisze, że tak jak kiedyś w drodze do Ameryki ludzie sprzedawali majątki by kupić bilety na transatlantyki i mieć za co rozpocząć nowe życie na Dzikim Zachodzie.

    Osobiście jestem zdania, że ludzie nie pogardzą również naszym Księżycem, który będzie miał do zaoferowania wiele intratnych biznesów. Może na przykład odegrać ważną rolę w górnictwie kosmicznym z własnych zasobów i ze ściąganych na orbitę asteroid bogatych w cenne kruszce. Pewnie spowoduje to rozwój hutnictwa i innego przemysłu przetwórczego, bo to będzie łatwiejsze niż sprowadzanie urobku do przetworzenia na Ziemię. Na Księżycu mogłyby więc powstać przede wszystkim statki kosmiczne i ich zaopatrzenie w surowce niezbędne do podróży i do przeżycia.

    Marzeniem astronomów jest gigantyczny radioteleskop po odwrotnej stronie Księżyca niezakłócanej przez ziemskie radiostacje. Mam nadzieję, że jeszcze w tym wieku powstanie podobne do powieściowego http://www.madreksiazki.uj.edu.pl/kategorie/fizyka-i-wszechswiat/emocjonujaca-fantastyka-andy-weira-ku-poznaniu-nauk-scislych/# księżycowe miasto.

    Należy jednak zwrócić uwagę na różnice, bo Ziemianie nie chcą się tak płodnie rozmnażać jak kiedyś i populacja ziemska osiągnie szczyt za mniej więcej 40 lat nie przekraczając 10 mld ludzi. Co prawda kryzys klimatyczny spowoduje straty zalewanych przez topniejące lodowce lądów do zamieszkania i uprawy, a także pustynnienie wielu rejonów, więc ludzie będą szukać przyjaźniejszych miejsc, ale znany nam kosmos jak na razie jest jak po najgorszym z możliwych kryzysów klimatycznych. Myślę więc, że pierwszych kolonizatorów będzie można porównać do dzisiejszych załóg platform wiertniczych wydobywających ropę i gaz ziemny z dna mórz. Tym bardziej, że auta elektryczne zasilane elektrowniami odnawialnymi czy atomowymi podetną skrzydła przemysłowi wydobywczemu.

    Proszę mi wybaczyć ten wtręt daleki od literatury.

  2. Wtret bardzo interesujacy! Moglabym o tym czytac bez konca. Moim zdaniem to jest twoja nisza – jako scislowiec z drygiem do pisania powinenes zwrocic sie ku tej tematyce. Nie ma to jak fantastyka pisana przez fachowcow!

    1. Dzięki serdeczne za miłe słowa 🙂
      Jak na złość mam napisać na konkurs sf inspirowane odkryciami polskich naukowców i mi nie idzie.
      Nawet znalazłem odkrycie, którego użyję i opowiadanie, które wykorzystam na wstępie o trudnej młodości głównego bohatera: https://doktorb.it/kosmita-z-prowincjonalnej-szkoly-z-zakompleksionymi-hejterami/ inspirowane Elonem Muskiem, którego też w szkole bito i poniżano, a teraz on realizuje marzenia, które śniły się jako niedościgłe milionom ludzi na całym świecie. Gdy w środku nocy u wujka na wsi śledziłem lądowanie na Księżycu też marzyłem, że może kiedyś polecę, a w „Młodym techniku”, „Horyzontach techniki” i sf czeskiego pisarza czytałem o nieosiągalnych wtedy samochodach elektrycznych jako nie tylko ekologicznie lepszym napędzie. Na szczęście intuicja pokierowała mnie ku informatyce – byłem pierwszym rocznikiem wspaniałego programu studiów na politechnice, chociaż nie uważam, żebym w pełni wykorzystał tę szansę. Pamiętam jak na pierwszym roku studiów w 1976 spotkałem na pętli tramwajowej znajomego rodziców profesora kulturoznawstwa, który mi powiedział, że informatyka to przyszłość.
      A z sf to jest tak, że nie zawsze mi się podobają. Nie wszystkie książki Lema przeczytałem. Powieść noblisty o sztucznej inteligencji „Klara i słońce” nie bardzo mi się podobała chociaż zagłosowałem na nią w dziale „literatura piękna”. Ciężko mi idzie czytanie kultowej „Diuny” Georga Herberta.

Dodaj komentarz