Lektura na weekend – Hrabina w ogrodzie

Zanim została bestsellerową pisarką (choć to określenie nie do końca pasuje do epoki, w jakiej żyła), była przede wszystkim nieszczęśliwą żoną. Miała jednak miejsce ucieczki: swój wspaniały ogród. To on stał się bohaterem pierwszej książki Elizabeth von Arnim.

„Kocham mój ogród. Tutaj właśnie piszę w urocze późne popołudnie, odrywana co chwilę od pracy przez bzyczące komary i kuszona do podziwiania przepychu młodej zieleni, którą pół godziny wcześniej zmoczyła zimna ulewa. W pobliżu mnie dwie sowy prowadzą ze sobą długą rozmowę, którą delektuję się tak samo jak śpiewem słowika”.

18 marca 1896 z pociągu na szczecińskim dworcu wysiedli Elizabeth von Arnim (na zdj.) i jej mąż Henning August von Arnim. Udali się do Rzędzin (niem. Nassenheide), gdzie znajdowała się rodzinna wiejska posiadłość. Elizabeth nie była szczęśliwa – musiała zadowolić się rolą posłusznej żony przy wymagającym, nieco apodyktycznym i ograniczonym mężu. Co więcej, brakowało jej bliskich, których zostawiła w Londynie – tych nie mogła zastąpić rodzina męża. Ta młoda kobieta nie umiała odnaleźć się wśród przypisanych jej społecznie obowiązków.

Tymczasem w rodzinnej posiadłości odkryła zapuszczony ogród, który od razu pokochała. Mogła siedzieć w nim godzinami i go pielęgnować, aby przywrócić do dawnej świetności. To miejsce stało się jej schronieniem, ucieczką, wyzwaniem, ale też symbolem chyba nie do końca świadomego buntu. Również pióro okazało się wyzwalające – Elizabeth von Arnim opisała te swoje ogrodnicze doświadczenia w autobiograficznej książce (opatrzonej tylko jej imieniem) Elizabeth i jej ogród. Została ona opublikowana 20 września 1898 roku i szybko stała się bestsellerem, pozycją nie tylko świeżą, ale i inspirującą. W ciągu roku wznowiono ją aż dwadzieścia razy! Kolejna książka – Samotne lato – okazała się równym sukcesem, a Elizabeth von Arnim do końca życia (zmarła w 1941 roku w USA) poświęciła się działalności twórczej. Pora na wtręt autobiograficzny – ja zacząłem swoją przygodę z tą autorką od powieści Vera. Przyznam, że nie spodziewałem się zbyt wiele, tym większe było moje zdumienie, gdy stwierdziłem, że to jedna z najlepszych książek, jakie czytałem w zeszłym roku (więcej o Verze pisałem w kwietniowej „Lekturze na weekend”). Cóż, Vera – mocny thriller psychologiczny – mnie zachwyciła i przeraziła. Zupełnie inna w tonie Elizabeth i jej ogród – zauroczyła.

Ogród to oczywiście najważniejszy bohater tej książki. W nim Elizabeth wreszcie jest szczęśliwa. Czyta się dziś jej wyznania z pewnym wzruszeniem: „Nie dom, ale ogród jest moim schronieniem, do którego mnie ciągnie. W domu są obowiązki i zmartwienia, służący, których trzeba napominać i zachęcać; meble i posiłki; a tam, na powietrzu, same dobrodziejstwa – tam bywam smutna z powodu moich niemiłych cech, które są o wiele gorsze, niż się uważa; tam wszystkie moje grzechy i głupstwa będą wybaczane, tam czuję się bezpieczne i u siebie, a każdy kwiat i każdy chwast jest dobrym znajomym, a każde drzewo kochankiem. Kiedy coś sprawia mi ból, wybiegam szukać pocieszenia, a kiedy bez istotnego powodu wpadam w gniew, tam dostaję rozgrzeszenie. Czy jakaś kobieta miała kiedykolwiek tak wielu przyjaciół? Zawsze tych samych, zawsze gotowych mnie powitać i rozweselić.”. Autorka opisuje swoje radości, ale także ogrodnicze porażki. Na zasadzie kontrastu ukazane są inne sceny – z życia domowego czy, szerzej, towarzyskiego. Elizabeth nie czuje się dobrze wśród ludzi, którzy nie rozumieją jej pasji, próbują ją przekonać, że nie może być spełniona, skoro żyje w taki sposób (gdy ta protestuje, wmawiają jej i sobie, że dzielnie radzi sobie z rzekomo niełatwą sytuacją).

Czytając, warto wziąć poprawkę na czasy, w jakich żyła von Arnim. Miała sporo służby do pomocy i w domu, i przy dzieciach, i wreszcie w ogrodzie. Jest w jej zapiskach sporo wyższości względem innych – dziś stanowią świadectwo pewnej epoki. Trzeba też pamiętać, że Elizabeth nie wypadało samodzielnie pracować w ogrodzie – nad czym zresztą ubolewa. Urocza jest scena, w której autorka Very łamie te społeczne reguły:

„Przecież sama mogłam kopać i sadzić! O ile to byłoby łatwiejsze i jakie fascynujące samodzielnie robić dziury dokładnie tam, gdzie się chce, a potem sadzić rośliny całkowicie według własnego uznania, zamiast zmuszać się do wydawania poleceń, które tylko w połowie zostaną zrozumiane, jeśli tylko odbiegać będą od dyrektywy określonej przez długi sznurek! Rozkoszując się tym, że cały ogród jest dla mnie, płonąc z niecierpliwości, aby pusta plama ziemi na różowo rozkwitła, pewnej ciepłej niedzieli w kwietniu ubiegłego roku, dwukrotnie wymknęłam się ukradkiem podczas dnia świątecznego i przerwy obiadowej personelu ze szpadlem i grabiami i pośpiesznie przekopywałam małe kawałki gruntu, kopałam ziemię i zasadzałam potajemnie wspaniałości, a potem biegłam zgrzana z poczuciem winy do domu, padałam na fotel, zasłaniałam się książką i siedziałam z obojętną miną. Udało mi się ocalić dobrą reputację. Dlaczego mi nie wolno? To nie jest miłe, i robi się gorąco; ale to jest szczególny rodzaj pracy i gdyby Ewa w raju miała szpadel i mogła coś z tym zrobić, nie mielibyśmy całej tej smutnej historii z jabłkiem”.

Jednak wbrew tytułowi, ta książka nie traktuje tylko o ogrodzie. W pewnym momencie on wręcz znika z pierwszego planu, a jego miejsce zajmuje opis uciążliwej wizyty obcej dla państwa von Arnim Angielki, którą na prośbę znajomej zapraszają na okres świąteczny. Jak się okazuje, panna Minora ma ambicje literackie. Stale robi notatki, wszędzie widzi odpowiedni materiał do własnego opus magnum (wciąż myśli nad tytułem – od Podróżowania po Niemczech po Głupoty z Drezna). Swoją drogą zdumiewające, że samą von Arnim dziwią te pisarskie zapędy. Znamienna jest jej rozmowa z przyjaciółką – panią Irais:

„– Moja droga. – Wbiegłam zziajana do pokoju Irais, zamykając za sobą drzwi, wiedząc, że Minora schowała się w swoim. – Co pani na to, ona pisze książki! (…) Minora… Niech pani to sobie wyobrazi!
Stałyśmy i spoglądałyśmy na siebie ogarnięte trwogą.
– Straszne! – zamruczała Irais. – Jeszcze nie spotkałam dziewczyny, która coś takiego robi.
– Ona mówi, że tutaj jest bogaty materiał.
– Bogaty co?
– Z którego powstanie książka.
– Ach, miły Boże, jest gorzej, niż oczekiwałam!”.

Te scenki rodzajowe – z udziałem męża (zwanego znamiennie Gniewnym), dzieci czy właśnie znajomych autorki są opisane nierzadko z błyskotliwym, niepozbawionym ironii angielskim humorem. Mogą być nawet uznane za ciekawsze niż te ogrodnicze perypetie. Zobaczcie na przykład, co działo się w domu von Arnimów po Wigilii – emocje sprawiły, że dzieci szybko się zmęczyły:

„Kiedy przyszły powiedzieć mi dobranoc, wszystkie były już bardzo blade i zmęczone. Kwietniowe Dziecko niosło japońską laleczkę również wyglądającą na wyczerpaną, którą chciało zabrać ze sobą do łóżka nie z miłości, tylko z litości, że wyglądała na tak ogromnie zmęczoną. Pocałowały mnie roztargnione i rozgadane, tylko Kwietniowe Dziecko, przechodząc, rzuciło okiem na choinkę i dygnęło.
– Do widzenia, drzewko – usłyszałam; następnie skłoniło przed nim japońską laleczkę, w sposób wielce znużony i zblazowany. – Ty nigdy więcej nie zobaczysz takiego drzewka – powiedziało i potrząsnęło nią karcąco – bo zepsujesz się na długo przed następnym razem. Wyszło, ale zaraz wróciło, bo czegoś zapomniało.
– Mamo, podziękuj Jezuskowi za te wszystkie cudowności, które nam przyniósł. Sądzę, że napiszesz do niego zaraz, prawda?”.

„Urocza” to słowo najlepiej pasuje do debiutanckiej książki Elizabeth von Arnim. Cóż, nie da się ukryć ma w sobie wiele czaru, nawet jeśli porusza trudne kwestie (widać między wierszami niedopasowanie w związku von Arnimów, rozmaite podziały społeczne czy trudną pozycję kobiety u schyłku XIX wieku – choć temu autorka Samotnego lata ostatecznie zdołała się przeciwstawić). Nic dziwnego, że czytelnicy już od stu dwudziestu lat sięgają po tę autobiografię w cieniu ogrodu z przyjemnością. Wyrazy uznania należą się także Wydawnictwu MG, które wspaniale wydało tę pozycję – z pięknymi ilustracjami, ciekawym wstępem i czytelną czcionką. Na taką oprawę ta książka zasługuje!

Zajrzyjcie koniecznie do ogrodu, który tak kochała Elizabeth!

Źródło cytatów: Elizabeth von Arnim, Elizabeth i jej ogród, tłum. Elżbieta Bruska, Berenika Marta Lemańczyk, Wydawnictwo MG, Warszawa 2011.
Źródło grafiki: https://elizabethvonarnimsociety.org/about-elizabeth-von-arnim/biography/

Dodaj komentarz