Weselny gość – opowiadanie Michała Pawła Urbaniaka w „Post Scriptum”

W grudniowym numerze Kwartalnika Literacko-Artystycznego Post Scriptum ukazała się pierwsza część opowiadania „Jakaś złuda. Jakiś los” Michała Pawła Urbaniaka, nauczyciela Pasji Pisania. Oto, co wydarzyło się na pewnym weselu…

Zerknijcie do grudniowego „Post Scriptum – Kwartalnika Literacko-Artystycznego”. Znajdziecie tam m.in. pierwszą część opowiadania Jakaś złuda. Jakiś los Michała Pawła Urbaniaka, pisarza i nauczyciela Pasji Pisania. To historia inspirowana Weselem Stanisława Wyspiańskiego. Zobaczcie, oto początek:

„Później Justynie wydawało się, że coś ją tknęło, gdy tylko go zobaczyła. Przypomniała sobie słowa cioci Ludki, swojej matki chrzestnej:
– Wyglądasz jak Kasandra, która przewidziała tragedię, ale zapomniała jaką.
Justyna poprzedniej nocy źle spała. Tak bardzo koncentrowała się na potrzebie zaśnięcia, że udało jej się dopiero bliżej rana. Może dlatego cały dzień spędziła w nerwach. Myślała, że zaraz po ślubie jej przejdzie, i się przeliczyła. Wszystko się raczej udało. Cindy się nie zjawiła (tego Justyna obawiała się najbardziej). Tylko podczas przysięgi jakieś dziecko zaczęło płakać. Niby było uroczyście, ale miała w głowie ten płacz. Najważniejsze, że się nie pomyliła, z Justyny Bolebockiej stała się Justyną Czerniak – i była nią już od trzech godzin.
Wypili szampana, odtańczyli pierwszy taniec, poplątały im się kroki, ale pierwszy taniec rzadko się udaje, zjedli niezły obiad. Wodzirej zaczął rozkręcać wesele. Wolałaby didżeja, który stawiałby raczej na dobrą muzykę niż na swoje dowcipy i gry towarzyskie, ale Niki się uparł.
To, że tyle osób przyszło do kościoła, a potem na wesele, wzruszyło ją. Sama rozsyłała zaproszenia, a jednak czuła się tak, jakby ci ludzie po prostu chcieli być z nią i z Nikim. Niektórzy nie dojechali, mieli już własne plany, urlopy, zaproszenia dotarły za późno. Godzinę temu dowiedziała się, że facet z chińskimi lampionami – to była „wiadoma” niespodzianka-prezent od Nikiego – nie dojedzie. Ukradli mu samochód na stacji benzynowej, razem z lampionami. Trudno, w zasadzie ich nie potrzebowała.
Nawet dobrze się bawiła, choć już narastało w niej zmęczenie. Nie była z tych nieśmiałych, ale też nie lubiła nadmiernie zwracać na siebie uwagi. Tymczasem miała wrażenie, że goście wyrywają ją sobie z rąk, tylko dlatego, że przez jeden dzień nosiła suknię ślubną. Tak się pewnie czuły gwiazdy, które musiały się kryć za okularami słonecznymi, robiąc zakupy w supermarkecie. Ona momentami wolałaby być tylko gościem, osobą towarzyszącą, od której niczego się nie wymaga.


Stanęła na uboczu, chowając się przed hałasem, przed muzyką, przed gośćmi, przed wodzirejem wywołującym ją do zabawy. Przez ostatnie tygodnie nabiegała się i nastresowała, żeby wszystko udało się dograć. Dziś miała dość. Wesele szykowano na szybko, jakby chodziło o domówkę z okazji nagłej nieobecności rodziców, a nie o ślub.
Zakryła usta, aby stłumić ziewnięcie. Jutro czekała ich podróż. Rodzice wykupili im w prezencie ślubnym trzytygodniową wycieczkę do Afryki. Kiedy odpoczną po tym maratonie? Przez ostatnie parę miesięcy naoglądała się sporo panien młodych – w katalogach, w programach ślubnych, w teledyskach na youtubie. Wszystkie były świeże i radosne. Może to z nią było coś nie tak? Kochała Nikiego, lubiła się chwalić ich romantyczną historią, podobały jej się przygotowania, bo przepadała za wyzwaniami, lecz niekiedy dopadały ją wątpliwości (dziwne, że w ogóle znalazła na nie czas). Wiedziała, czego chce, umiała inwestować w swoją przyszłość, ale zdawała sobie też sprawę, że w tym wszystkim było odrobinę robienia na złość rodzicom.
Odkąd oznajmiła im, że wychodzi za mąż, kochani rodzice przemienili się we wrednych starych – nawet ojciec, poczciwy, prawie niewidzialny pantoflarz, zrobił się kąśliwy. Mieli wieczne pretensje. Ok, nie znali dobrze Nikiego, a gdy poznali, wcale go nie polubili, ale powinni też ją zrozumieć. Miała już dwadzieścia osiem lat, singlowanie jej nie bawiło. Zresztą z Nikim to była miłość od pierwszego wejrzenia, po co czekać? Zdarzało jej się toczyć z rodzicami wojenki, ta była najgorsza.

Michał Paweł Urbaniak ze swoimi powieściami

– Wygrałam – powiedziała do siebie.
Wtedy go zobaczyła wśród weselników. Wyróżniał się kremowym garniturem – większość mężczyzn ubrała się na czarno, brązowo i granatowo. Wydał jej się do kogoś podobny, jakby już go znała. Kuzyn? Niektórych nie widziała od lat. Może to ktoś od Nikiego?
Spotkali się spojrzeniami, uśmiechnęli się do siebie, ruszył w jej kierunku. Tak, to ktoś z rodziny Nikiego. Miał podobnie ostre rysy twarzy. Tylko większość Czerniaków była ciemnowłosa, a jego włosy były jasne, Justyna wyobrażała sobie, że taki kolor ma pszenica.
Znów się uśmiechnął i ona też. Gdy chodziła na imprezy z Kaliną i jakiś niebrzydki chłopak zwrócił na nią uwagę, po jej ciele rozchodziło się przyjemne ciepło, a w głowie automatycznie pojawiała się myśl: może to ten? Tak poznała Nika. Błyskawicznie się to potoczyło, teraz byli tu.
Kiedy się zbliżył, wyciągnęła rękę.
– Nie wiem, czy się znamy. – Posłała mu przepraszające spojrzenie.
Zawahał się, zanim ujął jej dłoń. Po kolejnym wahaniu pocałował ją w policzek.
– Jacek Czerniak.
– Wiedziałam, że jesteś kimś od Nikiego!
– Nie poznałaś mnie? Myślałem, że mnie poznasz, że wie się takie rzeczy… Nie, przepraszam, skąd miałabyś wiedzieć…
Strzeliła gafę. Nie znosiła takich sytuacji, nie umiała sobie z nimi radzić. Ujęła dłoń Jacka w swoje dłonie.
– Musisz mi wybaczyć, skoro jestem panną młodą! – zaśmiała się. – Taki zwariowany dzień, a ja się nie wyspałam. Wesele w cztery miesiące! Przy znajomościach moich rodziców to nie było takie znowu trudne, ale się nabiegaliśmy. Ale w cztery miesiące… – Pokazała na salę pełną roztańczonych par.
– Zawsze mówiłaś, że w trzy. – Odwrócił wzrok, jakby tym razem to on popełnił gafę.
– Nie, poznaliśmy się w kwietniu, a zaręczyliśmy się po trzech tygodniach. Teraz mamy sierpień. Cztery miesiące!
Od razu polubiła tego chłopaka – pierwsze sekundy zawsze decydują o wszystkim – ale coś tu nie pasowało. Zapytała o wrażenia z wesela.
– Coś niesamowitego, być tu, zobaczyć was wszystkich. Przecież ja niektórych ledwo co pamiętam, byłem mały, jak twoi rodzice… Przepraszam, ciągle zapominam! Trudno się przyzwyczaić.
– Rodzinę zwykle się spotyka na weselach. Wieczorem zrobimy pokaz chińskich lampionów, ale to sekret. Nie mów nikomu. – Położyła palec na ustach. Nagle sobie przypomniała. – A nie! Nie będzie lampionów! Jestem naprawdę niewyspana.
– Tak, te lampiony… – westchnął.”

Cały tekst opublikowany w tym numerze Post Scriptum możecie przeczytać tutaj.

W styczniu Michał Paweł Urbaniak będzie prowadził następujące kursy:

Internetowy Kurs Podstawowy – od 11 stycznia;
Kurs Podstawy Pisania (na zoomie) – od 19 stycznia;
Kurs Inspiracje – od 21 stycznia.

Zapraszamy!

Michał, serdecznie gratulujemy kolejnej publikacji. Czekamy na dalsze części tego opowiadania!

Źródło cytatu: Michał Paweł Urbaniak, Jakaś złuda. Jakiś los. „Kwartalnik Literacko-Artystyczny Post Scriptum” 6/2022.
Źródło grafiki: archiwum Autora.

3 Replies to “Weselny gość – opowiadanie Michała Pawła Urbaniaka w „Post Scriptum””

  1. Gratulacje!
    literatura „nie dla idiotów”…
    z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy opowiadania…
    Pozdrawiam.

    1. Michal_Pawel_Urbaniak says: Odpowiedz

      Wierzę, że literatura jest dla wszystkich:)
      Dziękuję bardzo!

      1. ja też wierzę, jednak nie wszystkim się chce literaturę zrozumieć…

Dodaj komentarz