W pierwszym tomie swojej autobiografii – „Wiara” – Michał Witkowski przybliża swoje dzieciństwo. To wszystko, co ukształtowało jego pisarską drogę (na którą wcale nie chciał wstępować). Nie zabrakło też fragmentów o czytaniu. Co czytał przyszły autor „Lubiewa”?
Wiara – pierwszy tom autobiografii Michała Witkowskiego, jednego z najciekawszych polskich pisarzy – obejmuje lata 1975-1990. Przyszły autor Lubiewa, Drwala czy Wymazanego wspomina swoje dzieciństwo, rodzinę, lata szkolne, zabawy, budzącą się seksualność. To wszystko, co później zainspirowało go do tworzenia. Więcej o Wierze pisałem w „Lekturze na weekend”.
Nie brakuje tu też wątków pisarskich, a więc i czytelniczych. Poznajcie pierwsze książkowe zachwyty Michała Witkowskiego:
„Chyba pierwsza moja »gruba« powieść, którą samodzielnie przeczytałem od deski do deski (w pierwszej klasie podstawówki) to były Dzieci z Bullerbyn Astrid Lindgren. Od tej chwili adapter z bajkami poszedł w kąt. Po prostu zaczęło się trwające (…) do dziś pożeranie książek. Zachłanne. Nigdy nie szanowałem książek. Moje egzemplarze miały pozaginane rogi, bo tak »zakładałem«, albo odkładałem je grzbietem do góry – ważne było wyłącznie, aby pożreć treść. W wieku lat dwunastu miałem przerobione te wszystkie Karolcie, Karlssona z dachu, Małgosię contra Małgosię, w końcu w wieku lat trzynastu pożarłem wszystkie Samochodziki Nienackiego, książki przygodowe Adama Bahdaja: Uwaga! Czarny parasol!, Kapelusz za sto tysięcy, Podróż za jeden uśmiech, Stawiam na Tolka Banana, A może skarby? Ryszarda Lisowackiego – wszystko. Tym powieściom należy się tu nieco miejsca. Po pierwsze – dzięki ci, Boże, że dałeś nam, dzieciom z roczników siedemdziesiątych, takich autorów! Jak sobie pomyślę, że inne pokolenia musiały czytać jakiś wstrętny Plastusiowy pamiętnik albo – jak dzieci w średniowieczu – w ogóle nic, to błogosławię Boga. Były to książki grube, ale tak przystępnie napisane i tak wciągające, że mógł je z wypiekami na twarzy czytać nawet inteligentny dwunastolatek. Po drugie – książki te wypożyczało się z osiedlowej biblioteki i było to zupełnie inne doświadczenie czytania, niż gdyby kupowało się nowe. Czytając książkę nową, masz wrażenie, że jesteś pierwszym jej czytelnikiem na całym świecie. Za to czytając zaczytany egzemplarz z biblioteki, o poplamionych kartkach, często wylatujących, ze śladami poprzednich intensywnych lektur, z komentarzami na marginesach w stylu »O Borze!!!«, z przerobionym z tyłu na diabła długopisem zdjęciem Nienackiego, z wylatującymi spomiędzy kartek zapomnianymi płaskimi przedmiotami o zupełnie niesamowitym zapachu, ech… Czytając coś takiego, miałeś poczucie przynależności do wielkiej wspólnoty czytelniczej, było was więcej, była was cała sekta! Sekta miłośników kartek poplamionych pożółkłymi plamami jak dłonie starej kobiety, sekta poszukiwaczy skarbów i wielbicieli autora, sekta czytających z latarką pod kołdrą, bo rodzice kazali zgasić światło. Czytanie stawało się czymś więcej. Nawet nie mieliśmy potrzeby wymieniać między sobą uwag o książce – po prostu wiedzieliśmy, że jest nas więcej.”
Czy odnaleźliście tu własne lektury? A może podejście do książek? Czy należycie do tej „sekty”?
Źródło cytatów: Michał Witkowski, Wiara. Autobiografia, Wydawnictwo Znak Literanova, Kraków 2023.
Źródło grafiki: https://culture.pl/pl/tworca/michal-witkowski
Miło czytać, że taki wybitny literat pożerał kiedyś takie zwykłe książki, które też wtedy poznawałem. Co do stylu czytania to pamiętam, że używałem niebieskiej kalki do kopiowania rysunków z książek. Jedną z pożyczonych książek przez odwrotne włożenie kalki porysowałem. Ale miałem pietra oddając ją do biblioteki 😉
Ale rozumiem, że się udało:)