Lektura na weekend – Jeszcze raz w Haworth

„Na plebanii w Haworth” Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej wraca na księgarniane półki! Jeszcze raz możemy się udać na klimatyczne wrzosowiska, zanurzyć się w mrocznej i inspirującej historii słynnego piszącego rodzeństwa.

Wierzę, że są takie książki, takie historie, które tak bardzo nas fascynują, że tej czytelniczej znajomości nie oddalibyśmy choćby za milion dolarów. Twórczość rodziny Brontë zajmuje w moim sercu szczególne miejsce. Gdy byłem nastolatkiem zakochałem się w Wichrowych Wzgórzach Emily Brontë (obok widnieje tamto wydanie – moje ma już całkiem zniszczoną okładkę). Wstrząsnęła mną ta mroczna saga rodziny Earnshawów-Lintonów. Zachwycił sposób jej przedstawienia. Była to jedna z pierwszych dziewiętnastowiecznych książek, jakie czytałem – i może jedna z tych, które zdecydowały o mojej miłości do tej dawnej, klasycznej literatury (tę samą miłość podarowałem jednemu z bohaterów mojej debiutanckiej powieści Lista nieobecności). Niedługo później poznałem także Jane Eyre, tytułową bohaterkę najsłynniejszej powieści Charlotte Brontë i – co tu kryć – stała się jedną z moich ukochanych bohaterek literackich. Sama rodzina z wrzosowisk również zaczęła mnie interesować. Charlotte, Emily, Anne, Branwell – jedno rodzeństwo, cztery pióra, cztery wrażliwości.

Na plebanii w Haworth – biografia pióra Anny Przepełskiej-Trzeciakowskiej, wybitnej tłumaczki i znawczyni literatury angielskiej – ukazała się po raz pierwszy nakładem Wydawnictwa Czytelnik w 1990 roku i kiedy zainteresowałem się rodziną Brontë miała już status białego kruka. Wiele razy próbowałem ją zdobyć na aukcjach internetowych, ale cena końcowa przekraczała moje ówczesne możliwości finansowe. Wreszcie się udało – moja radość nie znała granic. Wkrótce zanurzyłem się w porywającą historię, która sama w sobie mogłaby stać się kanwą dziewiętnastowiecznej powieści. Niedawno w księgarniach pojawiło się kolejne, bardzo eleganckie wydanie Na plebanii w Haworth, opublikowane przez Wydawnictwo MG, które objęło nieformalny polski patronat nad spuścizną rodziny Brontë. Twarda oprawa, przyciągająca uwagę okładka (z domniemanym zdjęciem Charlotte, Emily i Anne), dobrej jakości fotografie, przyjazna dla oka czcionka – ta książka zdecydowanie zasługiwała na właśnie takie wydanie! Rodzeństwo Brontë tworzyło arcydzieła – i Anna Przedpełska-Trzeciakowska też je stworzyła. Trzeba, że materiał jest wspaniały. To opowieść o tragediach i sukcesach, o miłości i jej braku, o zyskach i stratach. O (pisarskiej) potędze. O śmierci i życiu po życiu. O wielkiej wyobraźni, którą przekuwało się na literaturę. Tyle, że tutaj nie trzeba wyobraźni – ten scenariusz napisało życie w swej trudnej dziewiętnastowiecznej odsłonie.

Oto klimatyczne Haworth, kraina posępna, surowa. Tam właśnie, w zaciszu plebanii, wychowuje się czwórka pisarskiego rodzeństwa. Więcej tu tragedii niż radości. Odchodzenie najbliższych ukształtowało ich wszystkich. Najpierw umarła matka, którą później musiała zastąpić jej siostra, ciotka Branwell, która do legendy rodziny przeszła jako despotyczna i ograniczona (m.in. z tym obrazem Elizabeth Branwell rozprawia się na łamach biografii Anna Przedpełska-Trzeciakowska). Potem jedna po drugiej umarły najstarsze siostry – Maria (której obraz znajdziemy w literaturze – w postaci niemal świętej dziewczynki Helen Burns w Dziwnych losach Jane Eyre) i Elizabeth. Pozostałe dzieci pewne ocalenie znalazły w potędze własnej wyobraźni – tworząc Angrię i Gondal (dla porządku trzeba dodać, że dziś „istnienie” tej drugiej krainy wydaje się niepewne). Oto jak o tej niezwykłej zabawie, która niekiedy przerastała fikcję pisze Anna Przedpełska Trzeciakowska:

„Sekret” zawierający pojedyncze opowieści ze świata Angrii

„Wyjątkowo bujna i płodna wyobraźnia dzieci, dla której tworów rzeczywistość na plebanii nie mogła być konkurencją, dała początek fali rojeń, która z biegiem czasu nie tylko nie malała, lecz przeciwnie, rozrastała się i olbrzymiała, przesłaniając niekiedy prawdziwy świat i jego problemy. Od zabaw, polegających na rozbudowywaniu zapożyczonych wątków i wymyślaniu nowych, dzieci przechodziły powoli do budowania równoległej rzeczywistości, równie fascynującej, jak szare były ich dni. Ta urojona rzeczywistość zmieniała się i ulegała przekształceniom, ale towarzyszyła im niezmiennie przez całe życie. Główną jej cechą była ogromna emocjonalność – Charlotta nazwała kiedyś ich zmyślony świat »krainą płonącą«. Drugą była sekretność – urojona rzeczywistość była wyłączną własnością czwórki rodzeństwa. (…) Tworzyły go wszędzie – e malutkiej bawialni dziecinnej nad frontowym wejściem i na spacerach po wrzosowiskach, gdzie odludna sceneria przydawała romantycznego smaku snutym w wyobraźni zdarzeniom. Odpowiednim miejscem okazała się też kuchnia, zwłaszcza w zimowe wieczory, gdy ogień płonął wesoło na palenisku. Przedziwna materia nierzeczywistości okrywała baśniową siecią świat prawdziwy, wplatając się weń, deformując jego obraz, zamazując kontury, zmieniając proporcje. Z upływem czasu (…) przesłaniała swoją wspaniałością realia ich codziennego życia, a przede wszystkim odsuwała na daleki plan wymagania, które niosła przyszłość, a do których powinna je przysposobić teraźniejszość”.

Chciałoby się powiedzieć: i takie bywają koleje pisarskich dróg. Ale trzeba było opuścić bezpieczny – choć być może nieco ograniczony – mikrokosmos plebanii i ruszyć w wielki świat, choć wydawałoby się, że czwórka rodzeństwa przypisana jest do rodzinnego domu. W końcu wszyscy wyjechali – i Branwell, i Anne, i Emily, i Charlotte. Te dwie ostatnie najdalej, bo do Brukseli (tam Charlotte przeżyje miłość swojego życia, historię, na której oprze dwie swoje powieści Profesora i Villette). Później wrócą w rodzinne strony, rozwiną swoje talenty. Branwell przegra – na skutek nałogów, nieszczęśliwego romansu, ale też okoliczności, które poukładały się źle. Jego siostry – przeciwnie – co prawda pod pseudonimami, ale zdobędą pewien rozgłos, a Charlotte odniesie imponujący sukces. Sukces, który trwa po dziś dzień. Po blaskach przyjdą i cienie – czy może raczej przyjdą choroby, a te przedwcześnie zabiorą ludzi, którzy po czasie okażą się jednymi z najwybitniejszych reprezentantów literatury angielskiej. Ludzi, których sukces trwa po dziś dzień. Piszę dość ogólnie o ich losach, ale nie chcę odsłaniać tajemnic, jeśli jeszcze ich nie znacie. Nie chodzi mi o to, aby przedstawić bohaterów biografii, a samą biografię.

A ta jest fenomenalna, bo przede wszystkim napisana z ogromną pasją. Anna Przedpełska-Trzeciakowska, opierając się na imponującej liczbie źródeł (powieści, juwenilia, listy, cytaty z innych opracowań), buduje przekonujące, realistyczne portrety bohaterów swego dzieła. Całość uzupełnia o wyraziste tło z mnóstwem szczegółów. Ta historia porywa także dzięki bardzo sprawnemu pióru, konsekwentnie realizowanemu twórczemu zamysłowi. żadne zdanie nie pozostaje bez znaczenia, a kolejno przytaczane fakty i informacje uzupełniają się wzajemnie, tworząc spójną historię. Sporo tu także pisarskich odniesień – poznamy genezę najsłynniejszych dzieł rodzeństwa Brontë, podpatrzymy ich warsztat. Tak, to bardzo pisarska książka!

Trzeba zaznaczyć, że w świetle dzisiejszych badań Na plebanii w Haworth może się wydawać pokryta patyną (to trochę tak, jakby dziś swoją wiedzę o rodzinie z wrzosowisk opierać tylko na tym, co przekazała Elizabeth Gaskell w biografii autorki Dziwnych losów Jane Eyre, w bodaj swoim najsłynniejszym dziele: Życie Charlotte Brontë). Dzieła rodzeństwa, które cytuje we fragmentach Anna Przedpełska-Trzeciakowska (Shirley, Agnes Grey czy Profesor) zostały już opublikowane po polsku (oczywiście nakładem Wydawnictwa MG). Pojawiły się kolejne biografie rodziny Brontë, a wraz z nimi rewolucyjne teorie. Eryk Ostrowski w – równie porywającej pozycji Charlotte Brontë i jej siostry śpiące sugeruje, że jedynie tytułowa bohaterka jego biografii napisała wszystkie dzieła sióstr, a w kolejnej Tajemnice wichrowych wzgórz doprecyzowuje tę teorię, częściowo z nią polemizując.

Wiersze Branwella Brontë również ukazały się drukiem w Polsce (w znakomitym przekładzie Doroty Tukaj), podobnie wyimki ze świata Angrii czy niedokończone utwory Charlotte Brontë. Czy to oznacza, że po Na plebanii w Haworth – liczącą sobie ponad trzy dekady! – nie warto już sięgać? Bynajmniej! To nadal fascynująca lektura i gwarancja wspaniałej czytelniczej przygody. Świat się zmienia – ale potęga rodzeństwa Brontë trwa, o czym Anna Przedpełska-Trzeciakowska przekonuje na ostatnich stronach swojej książki. Zwraca uwagę, że choć dawna plebania została przekształcona w muzeum, Haworth ma w sobie nadal klimat bardzo odległych czasów:

„Nietknięte ludzką ręką pozostały tylko wrzosowiska. Jak dawniej tak i dziś słychać na nich chrapliwe krzyki szkockich kuropatw przywodzące na myśl wołanie Makbetowskich czarownic. Strumień jak niegdyś wzbiera po roztopach, a wczesną jesienią falujące wzgórza okrywają się gęstą warstwą liliowych wrzosów i rudych, wysokich traw.
Tam właśnie – już tylko tam – można dziś szukać wzrokiem coraz bardziej niknących cieni Katarzyny Earnshaw, Jane Eyre i małej, smutnej Agnes Grey”.

Zapraszam was do odbycia wspaniałej podróży w te rejony, w tamtą historię.

Źródło cytatów: Anna Przedpełska-Trzeciakowska, Na plebanii w Haworth, Wydawnictwo MG, Warszawa 2021.
Źródło grafiki: https://niestatystyczny.pl/2017/01/04/bbc-zrealizowalo-serial-o-siostrach-bronte/

Dodaj komentarz